czwartek, 16 września 2021

POWRÓT

 

Oj dawno mnie tutaj nie było....ale chyba jestem gotowa by wrócić.

Kontent bloga być może delikatnie zmienię bo i ja się zmieniłam przez te dwa lata...nie zaglądałam tutaj dwa lata co za wstyd. Bloga wyparł Instagram ale tam niekiedy nie mogę napisać wszystkiego co bym chciała Wam przekazać-a ja dużo mówię to i dużo piszę. 

Kosmetyków u mnie mniej-o wiele mniej bo głównie stosuje te które się u mnie po prostu sprawdzają ale mam parę perełek o których chciałabym powiedzieć trochę więcej aniżeli 500 słów. Choć ja nie wiem czy ludzie jeszcze czytają blogi...o książkach także będę pisać bo to mój totalny konik od tego roku- ponownie, nareszcie...może trochę o ruchu, o etycznej modzie, slow life, o problemach z własnym JA. Posty nie będą pojawiać się często ale ja nadal będę robiła to głównie dla własnej przyjemności. 


Tak więc powracam i zabieram się za pisanie o retinolu i jego pochodnych bo o to dostaję bardzo dużo pytań bo od dwóch lat staram się regularnie go stosować i bardzo, bardzo lubię efekty jakie daję.

:) 

środa, 28 sierpnia 2019

ZDENKOWANI.



MUSZĘ ZAZNACZYĆ NA WSTĘPIE, ŻE TO MOJE DENKO Z MAJA!!! NIE MIAŁAM KIEDY GO SPISAĆ.


Aby nie przedłużać bo denka to długie posty przechodzę od razu do rzeczy....


TWARZ


Zużyłam już dwa opakowania mgiełki ze srebrem koloidalnym ARGENTUM 2000, teraz także zakupiłam ale tym razem 500 ml opakowanie którego zawartość przelewam do buteleczki po toniku od May. Wiem, że wiele z Was z mojego polecenia kupiło tą mgiełkę i jestescie z jej działania bardzo zadowolone. Pamiętajcie jednak o tym, że występuje coś takiego jak uczulenie na srebro oraz żeby co jakiś czas robić sobie przerwę od tego toniku. Ja miałam dwumiesięczną-tak, tak ten post powinien pojawić się już dawno temu. Nie chce mówić za wiele o tym kosmetyku bo już o nim mówiłam w jakiś ulubieńcach aż za dużo. Świetny kosmetyk jeśli borykacie się z zaczerwieniami czy trądzikiem. Zarówno genialny dla skóry suchej jak i tłustej. Dodatkowo kosztuje coś ok. 20 złotych. Będę do niego wracała cały czas Ocena: 11/10!!!!


Ojej....rozstania z tym kosmetykiem niezwykle żałuje. Nadal potrzymuje, że to najlepszy produkt który kiedykolwiek stosowałam. Najlepszy, najlepszy....wiem, że pare z Was również zakupiło go z mojego polecenia i podtrzymujecie moje zachwyty. Mowa oczywiście o Vital Balm Cream od Josh Rosebrook-kosmetyk o niespotykanej konsystencji...w słoiczku jest kremem-pianką zaś po rozsmarowaniu zamienia się w balm-oleistą ale nie tłustą tylko mocno nawilżającą konsystencję. Cudownie nawilża i regeneruje...używałam tylko jego przez okres trzech miesięcy zarówno w pielęgnacji wieczornej jak i porannej i moja skóra wyglądała WOW. Kosztuje aż 410 złotych za 45 ml ale jest wart tej ceny(ja miałam 22 ml opakowanie za które zapłaciłam ok 240 złotych. Ten kosmetyk jednak uzależnia i od razu kupcie większe opakowanie :D Ocena 11/10 bo mimo wysokiej ceny jak najbardziej jest jej wart, skład jest fenomenalny, działanie również...ja mogłabym tym kosmetykiem smarować się od stóp do głów. Wrócę do niego zapewne w okresie jesienno-zimowym.


To denko już trochę sobie u mnie leżało, bo nie miałam kompletnie głowy do jego napisania-to mój ulubiony post aczkolwiek też najwięcej jest tutaj pisania a co za tym idzie zajmuje najwięcej czasu).Tak więc może wiecie a może nie ale jestem posiadaczką już pełnowymiarowego opakowania olejku Kjaer Weis Beautiful Oil bo jest fajny. Kompletnie nie wart 550 zł za 30 ml-i nie kupujcie go broń boże-ale ja lubię jakie uczucie pozostawia na skórze. Jest to olejek tłusty-jak to olej-ale pod palcami jest delikatnie silikonowy przez to przepięknie wygładza skórę i podkład/krem BB nałożony na ten olej wygląda jeszcze lepiej. Używam go nieprzerwanie od miesiąca, każdego poranka po zastosowaniu witaminy C i bardzo się cieszę, że go zakupiłam ale daje takie same efekty jak po olejku marki Pai-no i nie jest tak wydajny jak ten olej od Pai. Ocena 9/10-odejmuje za astronomiczną cenę.


Och jaki olej Beauty Oil od RMS Beauty jest dobry,genialny. Próbek tego olejku dostałam już chyba z pięć ale za każdym razem rozdawałam go dalej, zawsze mówiłam sobie, że pewnie to przeciętniak a to idealny olej na zimę. Tłuściutki, mocno nawilżający, bogaty i odżywczy. Ten olej wchodził do pielęgnacji wieczornej zaś ten od Kjaer Weis na dzień i przez trzy tygodnie cieszyłam się przepiękną cerą, skór była nawilżona, jędrna i odżywiona. Na pewno kupię ten olej w okresie jesienno-zimowym bo niby taki przeciętny ale naprawdę gdy macie skórę suchą to ratunek dla Was. Przez swoją bardzo "gęstą" konsystencję jest bardzo wydajny i opakowanie 30 ml zapewne starczy na wieki.  Cena 9/10-zapach nie należy do najprzyjemniejszych ale da się przeżyć i tylko za to odejmuje mu jeden punkt, mimo swego mocno pomarańczowego koloru nie barwi pościeli ani ubrań.

Niewątpliwie Resurfacing Serum od Taty Harper NIE JEST WARTE jakże wysokiej ceny. Od niedawna możecie te kosmetyki kupić na stronie Sephora Polska w o wiele korzystniejszych cenach aniżeli na zagranicznych stronach(gdy dodacie -20% który często występuje to już w ogóle). Jestem ogromną fanką kwasów oraz tego jak wpływają na naszą skórę, co  nią robią ale te serum było zbyt delikatne. I oprócz rozświetlenia nie widziałam efektów WOW a dałam za owe serum ok 420 zł-na stronie sephora 315 zł. W konsystencji żelowo-mleczny pozostawiał lekko lepiącą warstwę na skórze, pachniał podobnie jak maseczka z serii resurfacing (która jest genialna). Ciekawi mnie jaki teraz bum powstanie na tą markę gdy pojawiła się w Polsce? Ja te kosmetyki stosuje od trzech lat i ile jest genialnych kosmetyków tyle samo jest bubli.


Witamina C...ten kosmetyk powinien być w kosmetyczce każdej kobiety-i nie tylko. To silny antyoksydant, klucz do długowieczności młodej skóry. Nie ważne jakiej firmy ale serum z witaminą C u mnie musi być...na markę Creamy natrafiłam całkiem przypadkiem i owy olejek jest naprawdę WOW. Po każdorakim nałożeniu czułam delikatne mrowienie-ale spokojnie to było jedynie mrowienie-ale skóra z dnia na dzień była coraz bardziej rozjaśniona, rozświetlona i wygładzona. Nie podobała mi się jednak konsystencja tego kosmetyku bo była po prostu za bardzo tłusta. Wole jednak witaminę C w formie wodnego wręcz serum-Mealove jest idealnym serum tego rodzaju.Produkt niemniej polecam po za cenę 79 zł/10 ml mamy genialny produkt. Ocena 9/10.

Super Citruis Cleanser od Eco by Sonya to niewątpliwie najlepszy żel do mycia twarz-właśnie jestem w trakcie używania drugiego opakowania a to mówi wiele. Bardzo dobry żel który nie wysusza skóry, świetnie ją oczyszcza i delikatnie złuszcza. Mówiłam już o nim w ulubieńcach i chyba tam cały temat wyczerpałam. Na pewno po skończeniu drugiej butelki powrócę do niego po raz trzeci. Takie opakowanie starcza mi na pół roku używania go każdego dnia raz dziennie. Świetnie radzi sobie ze zmywaniem zarówno resztek makijażu, oleju, balsamów do zmywania makijażu, mleczek....genialny, genialny!!!
Cena to 109 zł za 175 ml-powiecie dużo ale często na Ecobay pojawiają się wszelakie promocję -15% czy 20% i wtedy warto obkupić się w te dobroci :) Ocena oczywiście 11/10!!!


CIAŁO



Zużyłam parę suplementów aczkolwiek powróciłam jedynie do cynku który pomaga mi jeszcze bardziej w utrzymaniu świetnej formy mojej skóry. Moja dieta jest niezwykle zbilansowana toteż nie potrzebuje suplementacji a co za tym idzie bardziej obciążać mojego organizmu.


Najlepszy, naturalny samoopalacz moim zdaniem to balsam brazujący od Mokosh'a...aktualnie zakupiłam trzecie opakowanie, zawsze wracam do niego w okresie letnim. Jedyna rzecz która mi w nim przeszkadza to zapach, który kojarzy mi się ze świętami bożego narodzenia a nie latem(pomarańcza z cynamonem jest niezwykle dusząca szczególnie gdy za oknem upał). A co tutaj dużo mówić muśnięte słońcem bardziej chcemy być latem a nie zimą. Same działanie kosmetyku jest fenomenalne....skóra muśnięta słońcem już po pierwszej aplikacji, bez plam i smug.  Cena to ok. 79 zł za 180 ml. Ocena 11/10!!!!


Od kiedy odkryłam kosmetyki do higieny jamy ustnej marki Georganics nie chce już szukać czegoś nowego. Każdy kosmetyk który dotychczas przetestowałam genialnie się u mnie sprawdził-miałam pastę, aktualnie stosuje mydło które ma starczyć nawet do pół roku stosowania ale proszek w moim odczuciu był najlepszy. I uwaga stosowałam go jeszcze gdy nosiłam aparat stały na zębach. Mój ortodonta zachodził w głowę co ja takiego robię, że moje zęby aż tak się błyszczą gdy powiedziałam, że myję zęby proszkiem złapał się za głowę. Nie używam nawet pasty z fluorem od trzech lat i mój ortodonta nigdy nawet nie zauważył różnicy w moich zębach, są tak samo zdrowe jak za czasów gdy używałam "fluoru". Mi fluor szkodzi, mam na niego uczulenie i już po dwukrotnym umyciu zębów z pastą z fluorem dostaje wysypki naokoło ust. Świetne kosmetyki które wydawać się mogą drogie(średnio 40 zł kosztuje pasta/proszek) to jednak są zdrowe dla nas ale i dla środowiska-opakowania są biodegradowalne, w większości są w szkle czy w tekturze a za to również się płaci. Ja jednak stosuje ich "pasty", tabletki do płukania, oleje do ssania i nitki dentystyczne i bardzo, bardzo polecam. Jestem im wierna od 8 miesięcy a więc to znaczy wiele. Ocena 11/10!!! lubię wspierać marki które są odpowiedzialne za dobroć naszej planety. Tak trzymać!!!!


WŁOSY



Jak kosmetyki pielęgnacyjne do twarzy marki Josh Rosebrook uwielbiam tak totalnie nie polubiłam się z kosmetykami do włosów-a to dziwne ponieważ Josh z zawodu jest fryzjerem i te kosmetyki powinny być fenomenalne. Zarówno szampon jak i odżywka z serii Balance nie robiły niczego spektakularnego oprócz pięknego zapachu. Dobrze za zakupiłam mniejsze pojemności, zarówno za 240 ml odżywki i szamponu trzeba zapłacić ok. 160 zł. Ocena 1/10


 Gdyby nie moja mama to nie sięgałabym w ogóle po szampon marki Biovax i szampon bambus i awokado-czasami wykańczam jej szampony gdy potrzebuje "rypacza" do skóry głowy czyt. mocnego szamponu. Dla mnie nawet ten marki Biovax był mocny, fajnie odbijał włosy od nasady, dobrze się pienił nie mam do niego zastrzeżeń ale wiecie, że teraz stosuje szampony w kostce choć mam w planach w najbliższym czasie kupić szampon marki która intryguje mnie od dawna. Ocena 10/10!! Cena ok. 20 zł/200ml


W pewnym momencie swojej "kosmetycznej wędrówki" była to moja ulubiona odżywka do włosów, mowa o John Masters Organics i odżywce z lawendą i awokado. Genialny zapach, świetna konsystencja, w prostu sposób się zmywała i sprawiała, że włosy były miękkie i nawilżone. Od kiedy odkryłam kosmetyki The Innate Life nie ma już niczego lepszego. Ocena mimo to 10/10 bo bardzo miło wspominam tą odżywkę i chętnie bym do niej wróciła. Cena ok 134 zł/207 ml

 O oleju pokrzywowym marki Twoja Farma Urody nie będę mówiła nic ponieważ marka wycofała go ze swojej sprzedaży a więc po co mówić, że był dobry? :D

 Kompletnie nie rozumiem fenomenu kosmetyków do pielęgnacji włosów marki Anwen. U mnie te kosmetyki się nie sprawdzają, dla mnie odżywka proteinowa orchidea była podstawową odżywką nie widziałam efektów WOW. Nie wiem co więcej o niej powiedzieć, na 100% nie powrócę do niej...o wiem co dopowiedzieć ten zapach był strasznie duszący i sztuczny, choć moja 7-letnia siostra bardzo go lubiła-ostatecznie odżywkę zużyłam na jej gładkich włosach :) Ocena 1/10




poniedziałek, 15 lipca 2019

KOSMETYCZNE NIEZBĘDNIKI LATA



  Letnia pogoda w pełni. Uwielbiam lato mimo iż całą tę porę najchętniej przeleżałabym w domu przez alergie-ale wiem, że nie jestem w tym jedyna. Uwielbiam jednak za słońce które dodaje mi energii i niewyobrażalnie po prostu cieszy. Ostatnio zaczęłam już wstawać o 4 rano bo wtedy też wstaje słońce :D
Długie dni także mają swoje plusy...jedzenie z grilla, przesiadywanie na tarasie...gdy jest ciepło nie można być nieszczęśliwym  wręcz trzeba uśmiechać się od ucha do ucha. I lato uwielbiam też przez o wiele większą dowolność jeśli chodzi o ubrania. Len i jedwab królują u mnie przez letnie miesiące bo nic tak nie chłodzi i nie przepuszcza powietrza jak te materiały. Poza tym są zdrowe dla naszej skóry i bardzo, bardzo wygodne.
Ale oczywiście jak to ja przychodzą do Was z postem kosmetycznym a dzisiaj przedstawię Wam moje letnie niezbędniki bo takowych jest sporo. O skórę ciała, twarzy oraz włosy dbam jeszcze bardziej ze zdwojoną siłą aniżeli zimą. Mam skórę suchą w włosy wysokoporowate a więc nawilżam, nawilżam i regeneruje ale również dbam jeszcze bardziej o ciało które chętniej się odkrywa-choć ja robię to niechętnie bo nie lubię świecić golizną, moja praca również na to nie pozwala-jeśli pamiętacie gdzie pracuje to zapewne wiecie o co chodzi ;)

Jest pare kosmetyków do których chętnie powracam własnie w okresie letnim i chciałabym się nimi z Wami podzielić a więc zaczynam:




Eco by Sonya Face Tan Water to produkt już dla mnie kultowy. Aktualnie wykańczam drugie opakowanie i zapewniam-będzie trzecie. Co tutaj mówić jeśli jesteście na bieżąco z kosmetykami naturalnymi to ten eko samoopalacz do twarzy w formie toniku doskonale znacie. A może same lubicie? Aaaa i chciałabym Was na samym początku poinformować, że post nie jest sponsorowany przez Eco by Sonya-choć bym chciała bo to moja ukochana firma-wszystkie kosmetyki kupiłam sama, testuje sama i to moje własne opinie i mój własny ranking. Tonik nie tylko pozostawia na naszej skórze złocistą opaleniznę ale również nawilża i odżywia, koi i łagodzi a także pomaga w leczeniu trądziku. Kosmetyk jest w pełni naturalny i nie mogę powiedzieć, że pięknie pachnie ale nie jest to zapach spalonej skóry. Opalenizna po zastosowaniu jakiegokolwiek kosmetyku marki Eco by Sonya nigdy nie jest pomarańczowa a złocista, pięknie naturalna i nie można z tymi kosmetykami przesadzić. Ja aplikuje ten produkt na twarz szyje, dekolt i ramiona. Bardzo, bardzo wydajny bo jedna butelka starcza mi na rok użytkowania, u mnie osobiście opaleniznę widać już po godzinie,dwóch i taki efekt mnie satysfakcjonuje. Jeśli chodzi o opalanie się to w 99% moja opalenizna pochodzi z butelki, bo ja się nie opalam i nie za często przebywam też na słońcu bo łzawią mi od razu oczy a nie lubię chodzić w okularach. Poza tym nie należe do osób jasnych z natury toteż bardzo szybko się opalam czy to poprzez kosmetyki z butelki czy też słońce. Za 100 ml "cudownej wody" musimy zapłacić ok 145 zł.



Mokosh i balsam brązujący do ciała i twarzy to także już "kulciak" dla mnie bo aktualnie jestem podczas używania trzeciego opakowania. To nic innego jak lekki samoopalacz w formie balsamu który świetnie nawilża i daje efekt bardzo delikatnej opalenizny-ale może być głębszy jeśli zwiększymy częstotliwość aplikacji produktu. Nie podoba mi się jednak zapach tego kosmetyku bo pomarańcza z cynamonem to bardziej kojarzy mi się z zimą a dodatkowo ten zapach jest bardzo duszący. Mógłby być bezzapachowy...to jedyny minus. Trzeba go rozprowadzać równomiernie bo może robić zacieki, plamy i zbierać się na kostkach, kolanach, łokciach tak samo jak samoopalacze. Brudzi paznokcie toteż ja aplikuje go a rękawiczkach, nie ryzykowałabym również by ubierać od razu po aplikacji coś białego. Bardzo dobry produkt w dobrej cenie bo za 180 ml produktu musimy zapłacić 79 zł-ale jest tego wart.




Teraz będzie aż o trzech kosmetykach przeznaczonych do tego samego ale w różnych konsystencjach. Testowałam aż trzy samoopalacze do ciała marki Eco by Sonya i wszystkie mogę polecić ale każdy jest zupełnie inny. Mowa o Winter Skin czyli o balsamie brązującym który pogłębia opaleniznę wraz z każdą aplikacją, powiem Wam szczerze, że ja źle z niego korzystałam. Aplikowałam go raz i dziwiłam się, że nie widać żadnej różnicy dopiero pod koniec opakowania obudziłam się i zrozumiałam, że to balsam brązujący. Chciałabym do niego wrócić ale teraz gdy mam Mokosh'a to raczej nie ale uważam, że dla osób bladych czy też na zimę(jak nazwa wskazuje) jest to produkt idealny. 129zł/200 ml



Ojoj ten produkt jaki jest dobry, jaki dobry....Cacao Tanning Mousse czyli samoopalacz w formie pianki, ekspresowy samoopalacz bo efekty widać już po godzinie od aplikacji. Naprawdę...opalenizna jest głęboka i mocna....uważam, że byłaby nawet za mocna dla "bladziochów". Ja z reguły samoopalaczy używam jedynie na nogi bo są one o wiele jaśniejsze od mojej reszty ciała-wręcz są białe a nawet bardzo ciężko jest mi w sposób naturalny opalić i ta pianka robiła cuda. Ten kosmetyk pachnie najpiękniej z całej tej lini samoopalaczy bo delikatnie można wyczuć kakao ale takie naturalne, prawdziwe a nie słodzone. Bardzo lekka konsystencja jest łatwa w obsłudze więc ciężko jest nią zrobić sobie krzywdę. Oczywiście skóra powinna być przygotowana na tą piankę dzień wcześniej, robiąc peeling całego ciała. 145 zł/125 ml



Ostatni produkt jest poniekąd nowością i to jedyny kosmetyk z tej całej "armii" który otrzymałam dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora kosmetyków Eco By Sonya czyli Ecobay, mowa o wodzie do ciała Hemptian Body Tan Water. Tak, tak ten sam produkt co do twarzy ale do ciała. WOW!!! Dziecinnie prosty w obsłudze, szybko się wchłania i tutaj efekt jest najbardziej intensywny. Opalenizna jest bardzo ciemna i to już po jednej aplikacji. Połączenie nawilżenia i opalenizny sprawia, że utrzymuje się ona o wiele dłużej aniżeli w standardowej formie. Poza tym konsystencja wody jest o wiele prostsza w aplikacji...ja obficie aplikuje ją na ciało i za pomocą rękawicy marki wykonuje koliste ruchy. Zostawiam na godzinę i zmywam a opalenizna rozwija się co godzinę coraz to bardziej aż w końcu otrzymujemy głęboki brąz. Kolor na skórze utrzymuje się naprawdę długo. 145 zł/ 125 ml




To jest miłość. Ja wiem, że chcecie bym testowała dla Was nowości, szukała czegoś lepszego ale często ostatnio znajduje takie perełki, że nie chce się z nimi rozstawać. Balsamy do ciała i ogólnie czynność balsamowania przyprawiało mnie o dreszcze. Nigdy nienawidziłam tego robić, przez dwa lata w ogóle tego nie robiłam i skończyło się tym, że miałam ciało jak papier ścierny. Latem już w ogóle ciężko jest mi to robić ale to właśnie wtedy odkrywamy większe obszary naszego ciała a co za tym idzie musi być w jeszcze lepszej formie aniżeli zimą. Jestem w trakcie używania trzeciej butelki Coconut Body Milk od Eco by Sonya nie znalazłam niczego lepszego w takiej cenie i w takiej pojemności. To zwykły standardowy balsam który nawilża, nie oczekujcie cudów, że będzie wygładzał czy ujędrniał skórę. Świetnie sprawdza się na spaloną na słońcu skórę, czy podrażnienia u małych dzieci-moja dwuletnia siostra zawsze po kąpieli musi robić "balsiu, balsiu". Pachnie bardzo przyjemnie ale zarazem neutralnie, czysto. Ja lubię czasami go podrasować dodając ulubiony olej do butelki. Latem nie ma niczego lepszego aniżeli lekkie w konsystencji mleczko-nie lepi się i bardzo szybko wchłania, bo jak uwielbiam do nawilżania ciała zimą oleje tak latem nie ma takiej możliwości. Cena 145 zł/ 375 ml/




 Ten produkt skradł całkowicie moje serce, jestem w trakcie wykańczania drugiego opakowania i napewno pojawi się kolejne. Mowa o Body Blur marki Vita Liberata które kosmetyki podchodzą pod kosmetyki naturalne, są nietestowane na zwierzętach i kupić je możecie w Sephorze.
Zawsze powtarzam, że nie mam kompleksów poza tym zawsze osobom szczupłym wrecz wmawia się, że nie powinny ich mieć. Ja jakoś zaprzestałam myśleć nad tym co myślą o mnie inni i zaczełam podobać się sobie. Ale zawsze moją udręką były moje nogi, i nie fakt, że są krzywe czy za grube(są idealne)ale problemy z "efektem truskawki" czyli takimi kropeczkami po goleniu nóg ale nie tylko. Ja jestem zmarźluchem i nawet latem jest mi zimno a jako że mam problemy z krążeniem krwi to bardzo szybko moje stopy a nawet nogi stają się delikatnie sine a przez to nie za chętnie chodziłam w spodenkach, rozumiecie. Body blur zlikwidował mój kompleks...to nic innego jak wodoodporny, niezwykle trwały podkład do ciała który dodatkowo dodaje koloru naszemu ciału oraz wygładza jego powierzchnie przez co wydaje się idealna. Dobrze rozprowadzony na ciele jest niewidoczny...zakrywa wszystko od właśnie truskawkowych kropeczek, po siniaki, żyłki, zadrapania. Przed aplikacją warto jednak zadbać o peeling nóg czy innych fragmentów ciała, preparat aplikujemy na suche i nienawilżone niczym ciało-on sam w sobie świetnie nawilża przez cały dzień. Pod koniec dnia wystarczy go zmyć mydłem z wodą. Cena ok. 180 zł/ 200ml



Zapewniam Was, że naprawdę ten post nie jest sponsorowany przez markę Eco by Sonya, one po prostu idealnie się sprawdzają w okresie letnim, śmieje się zawsze, że gdybym mieszkała w Austarlii-właśnie z tego kraju pochodzi marka-to bym "smarowała" się jedynie tymi kosmetykami. One są takie świeże, lekkie, supere nawilżające i regenerujące a niczego więcej nie potrzebujemy gdy za oknem upał. Teraz czas na kosmetyk(zużywam drugie opakowanie)po który nie sięgam nazbyt często ale musi być pod moim prysznicem. Ja jestem fanką nie złuszczania chemicznie nie tylko skóry twarzy ale i ciała, o wiele większe i lepsze efekty po tym widzę ale czasami po prostu trzeba zrobić ten mechaniczny. Wtedy najlepiej sprawdza się Pink Himalayan Salt Scrub który ma idealną konsystencję a co za tym idzie swietnie złuszcza i wygładza skórę. Nie polecam jednakże go stosować na podrażnioną czy zadrapaną skórę bo sól po prostu szczypie i może jeszcze bardziej podrażnić. Peeling jest bardzo zbity, stosunkowo ostry(ale spokojnie nie zrobi krzywdy) ale też jest bardzo odżywczy i po peelingu nie trzeba już balsamować ciała. Pachnie przepięknie trawą cytrynowa...zauważyłam, że gdy stosuje go przed goleniem ale i po goleniu nie mam problemu z podrażnieniem bo właśnie organiczna trawa cytrynowa działa antybakteryjnie i leczniczo. Mimo iż w składzie są bardzo proste składniki od soku aloesowego, olej kokosowy, olej makadamia itp. to żaden inny peeling tak mnie nie zadowalał. Szkoda jednak, że szybko się kończy ;( Cena 145 zł/ 250 ml.




Maseczka Face Compost Mask to taki produkt który już będzie ze mną zawsze każdego lata. Bo to świetna maseczka idealna gdy za oknem upały. Nie wiem skąd przekonanie, że latem nie trzeba bardzo dbać o swoją skórę...napewno mniej aniżeli podczas zimy. To bzdura....ja dbam o swoją skórę przez cały rok a latem tak samo mocno jak zimą. Nawet nie odsuwam na bok kwasów. Ale wracając do maski, rozpływałam się nad nią już w tamtym roku, w tym roku również ją zakupiłam a opakowanie 100 ml zużyłam we wrześniu po dwóch miesiącach stosowania jej dosłownie każdego dnia. To szybka, 7 minutowa maseczka w kolorze zielonym która pachnie kompostowanymi warzywami...dla mnie to trochę taka maseczka z resztek warzywnych-trochę szpinaku, chlorelli, chia, spiruliny, aloesu i białej glinki. Maseczkę w prosty sposób się aplikuje jak również zmywa, a po zmyciu skóra jest genialnie nawilżona i zregenerowana w przy tym wygładzona i oczyszczona. Czego więcej latem potrzebujemy? Cena 145 zł/10 ml.




Wszyscy nas ostrzegają, błagają wręcz jeśli chodzi o stosowanie kremu z filtrem a ja robię to jedynie latem. Nie raz już o tym wspominałam...przez większość roku siedzę w pomieszczeniu, zdala od słońca a raczej promieni słonecznych i nakładanie warstwy filtru jest moim zdaniem zbędne. Latem jednak jest to wręcz wymagane jak również jego re-aplikacja gdy jesteśmy na zewnątrz a za oknem dwadzieścia-pare stopini. Jednego dnia wystarczyło, że nie nałożyłam ponownie kremu z filtrem na twarzy i mój nos oraz policzki były czerwone. Dla mnie jednak krem z filtrem ma spełniać aż trzy zadania...chronić, wyrównywać koloryt skóry oraz nawilżać a nawet pociągnełabym to do upiększania mojej skóry. To chyba jeden z nielicznych kosmetyków na który naprawdę, naprawdę warto wydać trochę więcej. Przedstawie Wam dwa kremy po pierwsze Josh Rosebrook i Nutrient Day Cream z spf 30 mój był w wersji z kolorem(cena za 60 ml to ok. 450 zł). Po pierwsze przepiękny zapach lekko kakowy, ochrona była, neutralizacja koloru skóry również była, skład fenomenalny jak na Josh'a przystało i co tu dużo mówić. Wróciłabym do niego gdyby na mej drodze nie pojawił się De Mamiel Exhale Daily Hydrating Nectar SPF 30 w tym przypadku cena jest niższa bo ok 390 zł ale tutaj mamy jedynie 50 ml. Gydby podzielić cene przez ilość produktu Josh wychodzi taniej ale wracając do kremu De Mamiel...jest równie dobry co ten marki Josh. Chroni na 100%, przepięknie ujednolica kolor skóry i wręcz daje efekt blur-u na twarzy, nie bieli, nie jest cięzki bardzo ładnie i szybko się rozprowadza, nawilża skórę przez cały dzień...pięknie współpracuje z korektorem. Uwielbiam efekt jaki pozostawia na skórze...w zależności co nałożycie przed nim może pozostawiać lekko matowe wykończenie albo zupełnie "mokre". Oba kosmetyki są świetne ale mam w planach jeszcze przetestowanie tego lata dwóch kremów z filtrem toteż oczekujcie-zapewne nastąpi to lipcu. Bo mimo iż to jest ogromne opakowanie to ja owego kremu nie oszczędzam :)



Tym cieniom jestem wierna już od trzech lat. Bardzo je sobie upodobałam bo są kremowe-a ja zawsze uwielbiałam efekt glow a nie płaskiego matu nawet w kwestii powiek. Teraz już może stosuje je troszeczkę rzadziej to jednak cieszę się, że wciąż je mam(a mam ich 6 w swojej kolekcji i wszystkie pochodzą z firmy RMS Beauty). Wystarczy tylko palec, roztarcie i gotowe. Cena takiego jednego cienia to ok. 135 zł ale one starczą Wam na wieki.




 Uwielbiam zapachy. Jestem fanką mocnych, wyrazistych wręcz męskich zapachów. W okresie jesienno-zimowym można powiedzieć, że to taki mój makijaż. Lubię ładnie pachnieć toteż sięgam z reguły po perfumy niszowych marek i mam z reguły po dwa na dane pory roku. I lubię wracać do zapachów-moimi ulubionymi jest Diptyque Philosykos, Byredo Gypsy Water oraz Jo Malone Grapefruit...ale latem gdy nie sięgam po Philosykos w olejku bo jest za gorąco-choć ten zapach na rozgrzanej skórze pachnie najpiękniej-to chwytam po naturalne perfumy do włosów marki La Brumee. Zapach niezwykle neutralny, delikatny, wręcz znikomy, spokojny ale wyczuwalny bo to zapach aloesu i lilii wodnej. Jak kupiłam go w tamtym roku bo sporadycznie go używałam ale w tym prawie każdego dnia pryskam nim włosy. Nie jest to produkt wysuszający włosy bo posiada w sobie nawilżający ekstrakt z aloesu. I to nie jest ten zapach, że gdy wchodzisz do komunikacji miejskiej w gorący dzień to wszyscy chcą uciekać. 170 zł/100 ml i można go dostać na stronie organicall. W ofercie występują jeszcze następujące zapachy: migdały z soczystym kwiatem pomarańczy oraz pikantna morela z świeżym granatem. Polecam, polecam....




 To moja tajna broń. No nie powiecie mi, że latem stopy są tak od piękne i pachnące. Ja z reguły w obuwiu latem chodzę na boso, bardzo szybko puchną mi stopy i takie mgiełki do stóp to dla mnie ogromne wybawienie. Nie chce Wam przedstawiać jakiejś konkretnej marki bo taki spray można zrobić samemu w domu łącząc hydrolat z odświeżającymi olejkami eterycznymi jak trawa cytrynowa-uwielbiam ten zapach <3 Jakie ukojenie stopom po 10 godzinach na nogach dają takie niepozorne mgiełeczki...w ciągu roku ich nie używam ale latem wręcz nadużywam.



 Na sam koniec coś co jedyni uwielbiają a inni nienawidzą. Gdy przechodzi się na naturalną stronę mocy najgorzej jest znaleźć odpowiednią kolorówkę-jeśli się w niej lubuje-dobry szampon który dobrze by mył oraz...dezodorant. Najlepiej taki po którym nie śmierdzimy, nie pocimy się, nie ulatuje z nas woda...ale halo, halo pocenie się to normalny proces i używanie właśnie wszelkiego rodzaju blokerów jest ZŁE a nie pocenie się. Poza tym dietą, tym co jemy i pijemy oraz higieną możemy neutralizować nasz zapach. Ja ałunu używam od trzech lat-cały czas te same opakowanie-i owszem zdarza mi się śmierdzieć ale to zależy od tego czy jestem chora oraz co jem. Gdy pije zioła i moja dieta jest pomiędzy to nie wytwarzam żadnego zapachu gdy jednak najem się nabiału którego nie mogę i przetworzonych rzeczy to jest gorzej i wspomagam się jeszcze jakimś dezodorantem naturalnym. Ale ogólnie jestem zadowolona z ałunu bo działa średnio 2 dni u mnie(nie myje się codziennie), nie ma mowy o jakichkolwiek plamach pod pachami oraz brzydkim zapachu. Swój ałun kupiłam za 14 zł-do dnia dzisiejszego jest na nim cena-i sądzę, że to opakowanie wystarczy mi do końca życia. Ałun jest świetnym "kosmetykiem" ale trzeba mu dać szansę. Tak samo jak po odstawieniu konwencjonalnego szamponu, kremu skóra i włosy się burzą tak samo początki z naturalnymi dezodorantami są ciężkie bo skóra, organizm się oczyszczają ale potem warto, warto.

A Wy bez jakich kosmetyków nie potraficie żyć latem?



czwartek, 2 maja 2019

AKTUALNA PIELĘGNACJA WŁOSÓW.





O tego posta dostaje niezwykle często zapytania. Jednak pragnę już na samym wstępie zaznaczyć, że nie jestem włosomaniaczką nie znam się na proteinach, emolientach i humektantach totalnie nie wiem co kiedy powinno się stosować. Wyznaje taką pielęgnację która się u mnie sprawdza. Mam włosy wysokoporowate, nigdy nie były gładkie, proste i delikatne. Od zawsze borykałam się z szopą na głowie, nawet miałam przez pewien czas ksywkę "siekiera" co miało być nawiązaniem do oczywiście Shakiry :D Kompletnie niegdyś nie potrafiłam o nie zadbać, myłam je więc jedynie szamponem z silikonami i SLS-ami a potem prostowałam bo szopa nad wyraz mnie denerwowała. Włosy od prostowania jednakże wyglądały coraz gorzej, traciły blask, kruszyły się...nie było tutaj mowy o miękkich i długich włosach. Jakich zbrodni się jeszcze dopuściłam w swoim dotychczasowym życiu? Farbowanie na kruczoczarny kolor, bo odcienie hebanowe, jagodowe, granatowe...ombre i sombre. Nigdy nie schodziłam jednakże z koloru za pomocą dekoloryzacji czy ściągania koloru, z czerni wyszłam w bardzo prosty sposób...odczekałam ażeby odrost miał 10 cm i na reszcie włosów zrobiłam ombre-sama. Dopiero przy ostatnim ścięciu pozbyłam się lekko żółtych końców. Aktualnie moje włosy mają 60 cm długości(ścięłam niedawno 10 cm), od 7 lat ich nie farbuje, nie prostuje i nie suszę. Nie lubuje siebie w prostych włosach, toteż na większe wyjścia chwytam za lokówkę-ale robię to maksymalnie trzy razy do roku. Jeśli mam być szczera ja nawet za bardzo nie lubię ułożonych włosów...preferuje totalny nieład, grzywę lwa, wielką objętość która mimo wszystko jest naturalna-tapirowi mówię nie. Nie stosuje żadnych specyfików do stylizacji włosów, mimo wszystko najczęściej chodzę w włosach spiętych w koczka ze względu na moją pracę. A mając długie włosy niestety często one przeszkadzają. Gdy byłam mała miałam włosy niczym baranki z czasem się wyprostowały ale mam do tego predyspozycję bo mój tata ma włosy kręcone, bardzo gęste i grube. Gdybym bardziej przyłożyła się do pielęgnacji wiem, że byłby skręt może nie lok ale taka porządna fala. Nie chce mi się ugniatać włosów a potem jeszcze suszyć dyfuzorem. Jestem za leniwa.
Fryzjerzy w 99% zawsze powtarzali, że mam włosy niezwykle zniszczone, że nie wiedzą totalnie za co się zabrać bo najlepiej jest ściąć połowę włosów. Niestety włosy wysoko porowate tak wyglądają, jakby były zniszczone. Dopiero moja aktualna fryzjerka powtarza, że włos jest zdrowy a dodatkowo piękny i mam bardzo gęste włosy toteż nigdy się u mnie nie podejmie ścięcia na krótko bo tych włosów byłoby szkoda. Podciąć końce może ale nic poza tym :D Czego nie robię przy moich włosach...nie czeszę ich. I to nie tak, że nie mam grzebienia w domu ale gdy wyczeszę włosy na sucho powstaje jedynie puch, przeczesuje delikatnie włosy palcami i to mi wystarcza- a włosy myje średnio co dwa-trzy dni. Czeszę je jedynie na mokro grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami. I w moim przypadku musi to być grzebień plastikowy te drewniane się u mnie nie sprawdzają. Co do mycia włosów....mam włosy suche na końcach i przetłuszczające się przy skórze głowy-totalny klasyk. Ale mimo to udało mi się tak rozpracować moje włosy, że przez dwa dni od mycia wyglądają naprawdę świeżo. Nie jestem jednak w stanie Wam powiedzieć czego jest to zasługa...uwierzcie, że niegdyś myłam włosy każdego dnia a one wciąż się przetłuszczały. Uważam, że to zasługa braku silikonów i sls-ów w szamponach jakie używam. Tutaj ważna jest determinacja i wytrwałość bo niestety na początku Waszej przygody z naturalnymi szamponami skóra głowy może wytwarzać aż za dużo sebum ale z czasem to minie. Ja naturalne szampony stosuje od trzech lat i cóż nie żałuje...ba nigdy nie powrócę do szamponów z SLS-ami i silikonami. Właśnie a propos silikonów nie stosuje ich już od dawien dawna...i ja wiem, że one chronią i są naprawdę potrzebne. Mi nie są, fakt moje włos nie są tak pięknie gładkie jak włosy większości kobiet ale dla mnie właśnie silikony przetłuszczały za szybko moje włosy...oblepiają włos nie dając mu oddychać, po prostu żyć. Oczywiście SLS-y także to robią przez fakt, że są za bardzo agresywne i pozbawiają włosów wszystkiego co potrzebne...to tak samo jak z pielęgnacją naszej skóry na twarzy. Dlaczego zapominamy o tym, że piękne włosy to zadbana skóra głowy? Dlatego warto od czasu do czasu zastosować peeling na skórę głowy, wykonać jej masaż, mimo przetłuszczającego się skalpu nałożyć olejek. Mimo przetłuszczającej się skóry głowy ja olejuje również skalp. Nie powiem, że ważne jest by podcinać końcówki co miesiąc bo ja zrobiłam to po dwóch latach a mimo to włosy były w świetnym stanie...naprawdę jeśli nie robicie nazbyt wiele przy włosach nie narażacie ich na wysokie temperatury moim zdaniem raz na pół roku wystarczy. I nie róbcie tego same w domu, lepiej wybrać się do fryzjera by włosy zagęścić odpowiednim cięciem i by rosły prosto. U mnie dużo dało zrezygnowanie również z cieniowania-a raczej szarpania włosów- i podcinania włosów  w prostej linii, zyskały one bardzo na objętości. A jakie końce są piękne...

A teraz czas na produkty i krok po kroku moją pielęgnację:




Za każdym razem przed myciem olejuje włosy. Jako że włosy myje średnio 2-3 razy w tygodniu nie mam z tym problemu. Mam nawet określone dni w jakich myje włosy: niedzielę, środę i w piątek. W niedziele z reguły pozostaje cały dzień w domu, toteż olej nakładam na cały dzień w inne dni aplikuje go na godzinę-dwie przed myciem. I mam wiele sposobów na olejowanie...największe jednak efekty widzę gdy nałożę olej na mokro na ekstrakcie z aloesu, na żelu aloesowym ale i też na zwykłej wodzie. Olejowanie na odżywkę u mnie się nie sprawdza a po olejowaniu na sucho nie widzę żądnych efektów.
Aktualnie stosuje eliksir do włosów kręconych Bydgoskiej wytwórni mydła który nie pachnie nader przyjemnie ale bardzo fajnie zmiękcza włosy, sprawia, że są nawilżone pięknie się rozczesują i naprawdę są wręcz takie sprężyste. Na całe włosy potrzebuje średnio dwie pompki takiego oleju-ale jest on strasznie wydajny.  Olejowałam nim również skalp, bo od kiedy to robię-ale nie tylko tym olejem przed tym robiłam to olejem lnianym-zauważyłam, że o wiele szybciej rosną mi włosy a wysyp baby hair wręcz mnie przerasta bo nie mogę ich ogarnąć. Nie tyle czym ale z jaką częstotliwością będziemy robić masaż skóry głowy daje świetne efekty. Czasami gdy oglądam serial nanoszę na opuszki palców olej i po prostu masuje skalp-to bardzo relaksujące przy okazji.



Ale aktualnie testuje coś innego na skórę głowy czym wykonuje masaż. I bardzo, bardzo to polubiłam i sadzę, że będę do tego wracać. Mowa tutaj o kosmetyku niestety niedostępnym w Polsce ale spokojnie dostaniecie go w Europie i jego koszt za 57 g to ok. 100 zł. To jedne z nielicznych kosmetyków do włosów w których działanie naprawdę wierzę bo założycielka marki- Bhavna-jest posiadaczką przepięknych, zdrowych długich włosów. Nie chce na temat marki ani samej założycielki zdradzać tutaj nad wyraz dużo bo myślę o "zoomie na markę" bo historia założenia marki przez tą delikatną i śliczną dziewczynę jest zaskakująca. Ale wracając do produktu...stosuje go przed olejowaniem wlosów jedynie na skalp-bo takie jest jego przeznaczenie- wmasowując w suchy skalp odrobinę tego produktu przez kilka minut. Produkt w formie jest oleisto-wodnisto-lepiący się. Pachnie bardzo intensywnie ziołowo-a więc jeśli nie jesteście fankami naturalnych zapachów to nie jest produkt dla Was. Są dwa rodzaje tego produktu dla normalnego skalpu oraz z problemami/przesuszonego. Ja mam ten drugi rodzaj...a co za zadanie ma sam produkt. Przyśpieszyć wzrost włosów dzięki nawilżeniu i stymulacji- to jego główna rola a dodatkowo łagodzi on podrażnienia i złuszcza delikatnie skalp pozbawiając skórę martwego naskórka, zanieczyszczeń itp. W składzie m.in. masło shea, olej neem, olejek z drzewa herbacianego, olej arganowy, olej rycynowy. Bardzo fajny produkt..więcej zapewne opowiem Wam o nim w ulubieńcach kwietnia. Pozostawiam ten produkt tak samo jak w przypadku oleju na włosach-na cały dzień albo na parę godzin.

Pytanie teraz jak ja zmywam te całe oleiste produkty z moich włosów. Sam szampon niestety nie daje rady...albo pytanie co robię jeśli jestem u fryzjera i ten zastosuje multum silikonów.

Po pierwsze jak zmywam oleje...odżywką. Po prostu nakładam ją na całe włosy delikatnie pocieram i zmywam, ale bardzo dokładnie. Moje włosy kompletnie nie lubią gdy na włosach pozostaje odżywka. Od razu są przetłuszczone. Aktualnie do wypłukiwania oleju używam drożdżowej maseczki od babuszki agafi-jest ona tania toteż nie jest jej mi szkoda na wypłukiwanie oleju.




Co do silikonów i ich zmywania tutaj wchodzi cięższa artyleria...i nie, nie mam specjalnego szamponu bo ja ogólnie nie używam mocno oczyszczających szamponów bo ich nie potrzebuje. Nie używam produktów do stylizacji toteż co mam zmywać? Nawet nie używam szamponu na całe włosy a jedynie na te przy twarzy i na skalp. Tutaj sprawdza się zwykła soda...dodaje jej odrobinę do szamponu i myje całe włosy, dokładnie. Raz wystarczy...dodanie sody do jakiegokolwiek szamponu podbija jego właściwości oczyszczające. Były czasy gdzie myłam włosy jedynie sodą ale nie chciało mi się już bawić w ocet jabłkowy i płukanie włosów po myciu. Ja jednak po takim myciu włosów szamponem z odrobiną sody już ich nie zakwaszam, nie zauważyłam by działo się z włosami coś strasznego, poza tym robię to nie za często a więc nie niszczę ich.




Teraz przechodzimy do mycia. rzez parę lat-przez parę butelek-byłam wierna szamponowi marki Rahua dodającym objętości. Wracałam do niego, wracałam i wracałam ale zauważyłam, że tak naprawdę on nie był odpowiedni dla mnie bo z czasem zaczął przesuszać moje włosy. Ja głupia wierzyłam, że jest tak idealny-za tą cenę powinien być bo kosztuje 170 zł-, że nie muszę przy jego stosowaniu używać odżywki czy masek. Niekiedy mi go brakuje bo nic nie dawało mi takiej objętości jak ten szampon ale zmądrzałam i mimo iż ten szampon używałam przez pół roku to nie, nie chce ponownie wydać tyle za produkt do mycia. Nigdy w życiu...poza tym nigdy podczas jednego mycia nie używałam jednego szamponu. Do pierwszego mycia coś na przetłuszczanie się czy właśnie szampon dodający objętość zaś drugie mycie było bardziej nawilżające, regenerujące itp. Myje włosy zawsze dwa razy, zauważyłam, że nawet szampon lepiej się pieni przy drugim myciu-tak naturalne szampony również się pienią nawet jeśli nie posiadają w swoim składzie SLS-ów. Aktualnie myje włosy szamponami w kostce i jestem naprawdę zadowolona-używam Tinktury, 4szpaki oraz szamponów od Tradycyjnego Mydła i niestety ale do pierwszego odstrzału idzie szampon od 4 szpaków który jest straszny. Nie domywa moim zdaniem włosów, bardzo szybko się one przetłuszczają , są oklapnięte i bez życia a przy tym suche na końcach a dodatkowo strasznie plącze włosy mimo iż pianę tworzę w dłoniach po czym aplikuje na włosy. Testowałam naprawdę masę szamponów naturalnych...ale nie ważne czy używasz naturalnych szamponów czy też "normalnych" moim zdaniem najważniejsza jest rotacja. Warto mieć w swojej "kolekcji" chociażby dwa szampony ażeby za bardzo nie przyzwyczajać swoich włosów do jednego bo z czasem może zaprzestać działać. Nie warto wydawać za szampon majątku ale także nie warto iść w drugą skrajność i kupować jak najtańszego szamponu bo mimo iż on ma "tylko" myć to moim zdaniem dobór idealnego szamponu jest bardzo ważny. Szampon może także pielęgnować nasze włosy jak i również działać na ich nie korzyść. Mam włosy zaliczające się do bardzo długich i średnio buteleczka 250 ml szamponu starcza mi na 4-6 miesięcy podwójnego mycia trzy razy w tygodniu. Muszę jednak zaznaczyć, że myje jedynie skalp, mam suche końce i nie chce podwójnie ich przesuszać a poza tym nie stosuje żadnych produktów do stylizacji. To się u mnie sprawdza i tego się trzymam.




Teraz czas na odżywkę/maskę...ja nie rozdzielam ich jednakże na dwie kategorię. Maskę/odżywkę trzymam na włosach średnio 3-5 minut. Jeśli mam być szczera o wiele bardziej wole kupić lepszy szampon aniżeli odżywkę bo nie ważne jaką bym kupiła ja rewelacyjnych efektów nie widzę. Kobiety zawsze myślą, że maska zdziała cuda, im więcej jej nałożą tym lepsze efekty. A każdego dnia szorują włosy mocno oczyszczającymi szamponami, suszą je suszarkami, prostują lub kręcą, nakładają pianki,  lakierem utrwalają fryzury...rozjaśniają i przyciemniają włosy i dodatkowo jedzą co popadnie a potem myślą, że kupią odżywkę za 100-200 zł i ich bolączki się skończą. No to tak nie działa. Nie chce Was pouczać ale niegdyś miałam siano na głowie, włosy mi się łamały i było ich o wiele mniej niż mam teraz. Tylko je kręciłam i nakładałam pianki ażeby było ich więcej i więcej...farbowałam, rozjaśniałam końce ale za żadne skarby nie chciałam ich ścinać. Rozum wrócił do mej głowy gdy schodziłam z czerni poprzez ombre...tak gdy miałam 15 cm odrost, postanowiłam rozjaśnić czarne włosy i tak schodzić z czerni. Było to 7 lat temu od tamtego czasu nie zafarbowałam włosów i już nigdy tego nie zrobię. Comiesięczne farbowanie włosów na czarno zniszczyło je, nie były sypkie a takie toporne. Dopiero przy ostatniej wizycie u fryzjera ścięłam ostatnie resztki ombre które robiłam 7 lat temu!!!! Niegdyś nienawidziłam swojego koloru włosów a teraz uważam, że jak żaden inny do mnie pasuje. Ale wracam do odżywek...
Wcale nie musicie wydawać majątku na odżywki/maski bo możecie robić je same w domu...z lekko sczerniałego banana , resztki awokado, jajek, jogurtu naturalnego. Czy mogę Wam jakąś maskę/odżywkę szczególnie polecić? Moją ulubioną jest niewątpliwie ta marki John Masters Organics z awokado i lawendą-cudowna maska. Aktualnie stosuje odżywkę niedostępnej w Polsce marki The Innate Life i jest naprawdę fajna...stosuje ją z nadzieją, że sprawi iż będę miała tak cudowne włosy jak założycielka marki <3

Na końcówki wcieram z reguły olejki jakie zostają mi na dłoniach po pielęgnacji twarzy. Nie mam niczego specjalnego...od czasu do czasu tak po prostu spryskam je wodą różaną. U mnie wszystko dzieje się naturalnie i z reguły większość czynności jest niezaplanowana.

A stylizacja..u mnie nie istnieje. Awaryjnie mam piankę do włosów od John'a Masters'a, wodę z solą morską Rahua oraz suchy szampon również od nich ale nie używam tych rzeczy. Świetność suchego szamponu już dawno się u mnie zakończyła-ale tak jest bo to różnie bywa a wodę z solą z reguły stosuje latem. Nie jestem dobra w stylizacji włosów a i tak w większości włosy mam związane w koka albo w kucyka. Powstrzymuje się też przed ich dotykaniem bo zauważyłam, że gdy za często ich dotykam to przyśpiesza ich przetłuszczanie się. 7 lat temu myłam włosy każdego dnia i sądzę, że głównie była to wina produktów z SLS-ami i silikonami bo teraz gdy używam naturalnych kosmetyków moje włosy są dłużej świeże i po prostu dobrze wyglądają moim zdaniem. Jednakże często się zdarzało, że chodząc do fryzjerów Panie zawsze powtarzały, że mam zniszczone włosy i trzeba dużo ciąć by dobrze one wyglądały.


Włosy mam rozpuszczone z reguły pierwszego/drugiego dnia od mycia zaś trzeciego zawsze już są związane-są świeże ale już nie tak bardzo świeże.
Uwielbiam włosy drugiego dnia, pięknie się układają, są bardziej sztywne i podatne na układanie-na noc wiąże je w koka lub warkocza i otrzymuje burzę włosów. Śpię na satynowej poduszce którą niegdyś kupiłam w TkMaxxie a jeśli chodzi o czesanie włosów robię to jedynie po myciu na mokrych włosach grzebieniem o szeroko rozstawionych zębach.
Nie myje włosów każdego dnia z wielu powodów:zawsze musiałabym nakładać olej przed myciem, potem odżywka mycie odżywka a nie chce mi się, mam włosy długie a więc mycie ich to katorga, nie potrzebuje robić tego bo moje włosy do trzech dni są świeże a poza tym jestem leniwa po prostu. O wiele łatwiej przychodzi mi związanie włosów w koka i ulizanie ich, poza tym moje włosy może to zabrzmi strasznie ale dobrze wpływa na nie rozłożenie sebum na całej długości włosów, po prostu.


I to tyle...cała historia moich włosów. Być może jest chaotycznie ale uprzedzałam, że włosy to nie jest mój konik. Jeśli macie jakieś pytania/zastrzeżenia śmiało piszcie w komentarzach czy też na Instagramie chętnie odpowiem na każde pytanie.