Dziś nie będzie ani recenzji, ani o produktach zdenkowany a chciałabym rozpocząć pewną dyskusję. Często powtarzam, że się nie maluje albo maluje bardzo minimalnie-z reguły w użyciu u mnie są trzy/cztery produkty. Ale co mnie podkusiło by to robić, by się nie malować. Nie tylko ku temu ma się moje "naturalne/zdrowe podejście do życia" bo na to kumuluje się wiele czynników.
To nie tak, że ja całe życie się nie malowałam. Pierwszy podkład kupiłam w wieku 15 lat-raczej mama mi kupiłam i pamiętam, że był firmy Avon-nawiasem mówiąc pamiętam również, że byłam z niego bardzo zadowolona ale w tamtym czasie nie miałam wielkich problemów skórnych ba ja w ogóle nie potrzebowałam się malować ale presja społeczeństwa-to były czasy gimnazjum-robiła swoje. Wymalowane koleżanki miały chłopaków a ja taka "blada" kto mógł się mną zainteresować?
9 lat temu podkład był podstawą..podkład i mocno matujący puder który robił istną szpachlę na twarzy..gdy weszłam do liceum doszedł tusz do rzęs i eyeliner, niegdyś byłam mistrzynią w rysowaniu kreski i tak rysowałam ją każdego dnia a teraz to nawet pędzelka do eyelinera trzymać nie potrafię. Podkład zaczął być coraz bardziej kryjący bo na mojej twarzy wszystko mi przeszkadzało od pękniętego naczynka po mały wyprysk hormonalny-nigdy nie miałam wielkiego problemu z cerą, była z reguły przesuszona i zaczerwieniona ale to z mojej winy bo w ogóle o nią nie dbałam. A więc tapetowałam się i szpachlowałam na potęgę...dodatkowo prostowałam swoje zafarbowane na czarno włosy...o zgrozo. Wszystko mi się zmieniło gdy odeszłam z liceum dziennego na zaoczne..presja otoczenia zniknęła. Nikt nie patrzył na to czy jestem pomalowana czy też nie..odłożyłam w kąt mocno kryjące podkłady, eyeliner i tusz do rzęs. Poza tym gdy zaczęłam pracę nie chciałam emanować swoją seksualnością a mocniejszy makijaż moim zdaniem skupia się uwagę głównie mężczyzn. Nie jestem kobietą która lubi słyszeć komplementy a już w ogóle ze strony mężczyzn którzy mi się nie podobają. To wcale nie buduje mojej samooceny.
* O poranku mam 30 minut na wyszykowanie się a więc wyraźnie to skróciło czas na makijaż i to pierwszy powód dla którego się nie maluje. Rano trzeba się rozbudzić(co jest trudne o 6:00), zaścielić łóżko, zrobić poranną toaletę, nałożyć pielęgnację, ubrać się i po prostu wyjść do pracy.
* Po drugie tak gdy zaczęłam najpierw ćwiczyć, potem dołożyłam do tego stosunkowo zdrową dietę(ale lubię niekiedy zgrzeszyć), weszły naturalne kosmetyki no to stwierdziłam, że naturalny, minimalny makijaż będzie dobrym kolejnym krokiem.
* Naturalnymi kosmetykami ze zdrowym składem nie można przesadzić w makijażu. Z reguły nie zrobimy sobie szpachli na twarzy naturalnym podkładem, czy nie będziemy miały na rzęsach odnóg pająka po naturalnym tuszu do rzęs. Mimo iż pigmenty są naprawdę świetne w takich kosmetykach mimo wszystko stapiają się one z naszą skórą i wygląda to niezwykle naturalnie wręcz jak nasza skóra.
* Nie chce mi się, po prostu nie chce mi się spędzać nie wiadomo jak dużo czasu na idealnym konturze twarzy, pełnym kryciu twarzy i wręcz profesjonalnym smokey eyes. A potem to wszystko zmywać i używać do tego multum patyczków do oczu, wacików, ręczniczków i trzystu preparatów.
* Wrażliwość oczu, konwencjonalne tuszę i cienie do powiek po prostu podrażniały moje powieki jak i również same oczy. Łzawiły, były zaczerwienione a po pewnym czasie od używania cieni z palety urban decay wręcz skóra schodziła mi z powiek. Od kiedy stosuje cienie od Kjaer Weis nie mam takiego problemu.
* Nie lubię siebie w wersji w pełnym makijażu. Wyglądam po prostu za bardzo poważnie i za staro. Mam niestandardową urodę, nie jestem typową Polką toteż gdy przesadzę z ciemnym cieniem do powiek czy tuszem i dodam do tego czerwone usta, wyglądam swoim zdaniem wręcz wulgarnie. Lubię siebie w wersji saute wręcz.
* Pielęgnacja ponad wszystko. Uważam, że zadbana, wypielęgnowana skóra wcale nie potrzebuje nazbyt wiele makijażu.
*Akceptuje siebie w pełni z nierównymi brwiami, pękniętymi naczynkami, nierównym kolorytem skóry, hormonalnym wypryskiem. Lubie siebie czy to w wersji "czystej" czy z delikatnym makijażem. Nie mam kompleksów i od kiedy je zwalczyłam podobam się sobie w pełni.
* Nie potrzebuje uwagi mężczyzn, nie jestem feministką ale ja po prostu muszę podobać się sobie a nie innym. Uważam, że niektóre kobiety które przesadzają z makijażem, po prostu szukają czyjejś uwagi i mocnym makijażem chcą by je zauważono.
* Wszyscy się malują a ja chce być poniekąd inna i należeć do innej grupy aniżeli większość.
* Malowanie się konwencjonalnymi kosmetykami niszczyło moją skórę-i to nie jest prawda, że źle robiłam demakijaż. Gdy słyszę jak kobiety się wypowiadają, że pryszcze nie zaczęły Ci wyskakiwać nagle przez ten podkład za 10 złotych tylko źle oczyszczasz skórę. Podkład nawet za 150 złotych może nas zapychać przez skład. Odrzuciłam kosmetyki konwencjonalne bo mnie podrażniały, przesuszały i miałam problem z wypryskami przy ustach i na brodzie od zawsze. Gdy zrezygnowałam z pasty z fluorem i konwencjonalnym podkładem moja bolączka zniknęła.
Jak widzicie to nie jest tylko jeden argument dla którego się nie maluje. Owszem sięgnę po tusz do rzęs czy bronzer ale na większe wyjścia tak mój codzienny makijaż to głównie delikatny krem koloryzujący, korektor pod oczy, rozświetlacz oraz jeden cień do powiek. Moja kolekcja kosmetyczna jest zminimalizowana całkowicie są w niej tylko rzeczy które używam-choć jest mniejsza pojemność tuszu jak i czerwonej szminki na wyjście. Żyje mi się o niebo lepiej gdy nie czuje presji otoczenia względem malowania się. Poza tym lubię siebie i swoją skórę a więc co komu do tego??
Jakie jest Wasze podejście do makijażu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za każdy komentarz :)