wtorek, 22 stycznia 2019

*ULUBIEŃCY PIELĘGNACYJNI 2018*


 Rok 2018 był pełny pięknych kosmetyków. Oczywiście górowała u mnie pielęgnacja-w kwestii kolorówki jestem raczej wierna starym odkryciom-odkryłam multum naprawdę świetnych marek jak i kosmetyków. Tak, przeważały te drogie i niedostępne w Polsce, ale wierze, że niegdyś pojawia się i u nas. Perfumerie takie jak Douglas czy Sephora przejrzą na oczy i zobaczą, że kobiety nie żyją  tylko Chanel i Estee Lauder,  że jesteśmy coraz bardziej świadome tego co nakładamy na swoje ciała, że chcemy żyć w zgodzie z natura. Drogerie w Polsce idą do przodu ale i tak są daleko w tyle, bo gdy przejrzy się amerykańską Sephorę cóż widać różnicę. Ale świetnie, że coraz więcej pojawia się sklepów online gdzie te "naturalne dobra" możemy otrzymać od ręki nie musieć przy tym czekać 10-20 dni na dostawę.
Jak będzie w roku 2019? Równie intensywnie ale jeszcze bardziej rozważnie, tak w roku 2018 pojawiały się buble i chciałabym ich w ogóle nie kupować. Buble to znaczy produkty które się u mnie nie sprawdziły, nie oczarowały mnie, nie zdołały moim wymaganiom, takimi kosmetykami dzieliłam się z Wami nie chcąc ich wyrzucać a przy tym mając nadzieje, że kogoś uszczęśliwią.

Przychodzę do Was dzisiaj z ulubieńcami pielęgnacyjnymi roku 2018. Nie będzie tego nazbyt dużo-jak to u mnie zawsze z ulubieńcami. Bardzo rozważnie ich wybieram, jestem niezwykle krytyczna i muszę jednak po testować dany produkt by wyrazić o nim opinie. Będą tylko dwie kategorię twarz oraz ciało. W roku 2018 nie pojawił się ulubieniec roku w kategorii włosy mimo iż trochę tych kosmetyków przetestowałam. Całkowicie mnie rozczarowała marka Rahua której przetestowałam prawie wszystkie kosmetyki, niestety w roku 2019 kończę przygodę z tą marką-również z moim ulubieńcem od dwóch lat czyli szamponem dodającym objętości. Jaka marka jeszcze mnie rozczarowała? Niewątpliwie Leahlani którą testowałam na początku poprzedniego roku-przetestowałam cztery produkty i cztery były dla mnie totalnymi bublami-i te okropnie duszące zapachy. Pokochałam natomiast na nowo markę Eco by Sonya których produkty samoopalające są genialne-ich kosmetyki do pielęgnacji twarzy które weszły w roku 2018 to rewelacja, istne cuda, powtarzam to cały czas ale gdybym żyła w Australii były by to jedyne kosmetyki jakie bym stosowała, cały asortyment tej marki uwielbiam toteż w roku 2019 będę do nich powracała. I czekam oczywiście na kolejne nowości tej marki. Moje uzależnienie czyli marka May Lindstrom z linii nie przetestowałam jeszcze tylko dwóch kosmetyków które zapewniam pojawią się w tym roku. Ostatnią miłością jest Josh Rosebrook-GENIALNE!!! Tyle mogę powiedzieć no i zapewniam, że w 2019 będzie tych kosmetyków również sporo. Lista na rok 2019 spisana, w lutym zaczynam zakupy i testowania nowych kosmetyków dla Was. Czuje, że to będzie dobry rok ale jeszcze trzeba zamknąć poprzedni kosmetycznie.



TWARZ:

 ECO BY SONYA SUPER CITRUS CLEANSER



Ten kosmetyk otrzymał ode mnie miano najlepszego żelu do mycia twarzy. Jednogłośnie jest największym ulubieńcem poprzedniego roku. Stosuje go od sierpnia, każdego dnia, raz dziennie(myje twarz żelem tylko podczas demakijażu)jest niezwykle wydajny bo wciąż mam dosyć sporo tego kosmetyku i sadzę, że kolejną butelkę zakupię dopiero w marcu. Tak dobrze słyszycie, zakupię kolejną butelkę gdy tylko wykończę tą. A wiecie dlaczego? Bo nie przesusza mojej delikatnej skóry, nie ściąga jej a wręcz nawilża i koi...skóra po jego zastosowania jest niezwykle miękka i gładka, super oczyszczona nie potrzeba do niego żadnych szczoteczek czy innego rodzaju urządzeń. Opuszki palców genialnie się sprawdzają. W składzie na pierwszym miejscu jest żel aloesowy-składnik który moja skóra kocha-przez to, że woda nie jest na pierwszym miejscu a dopiero na czwartym ten produkt nie wysusza. Dodatkowo delikatnie złuszcza naszą skórę dzięki nasionom które znajdują się wewnątrz limonki które zawierają duże ilości kwasu cytrynowego, jabłkowego, mlekowego i glikolowego. Nie obawiajcie się jednak, ten produkt jest ultra delikatny i idealny do codziennego stosowania. Kosmetyki marki Eco by Sonya są tak czyste, że bardziej nie mogą i co najważniejsze działają i pomagają skórze mimo bardzo prostych i krótkich składów. Jest odpowiedni do każdej skóry, bardzo wydajny i nie należy do najdroższych kosmetyków bo za 175ml produktów musimy zapłacić 116 zł-ale ten produkt jest tego wart. ULUBIENIEC NUMER JEDEN ROKU 2018!!!


FRIDGE  4.5 ORANGE LIPS



Zapewne wiecie jak problematyczne jest znalezienie balsamu do ust idealnego. Takiego co głęboko nawilża, wygładza, sprawia, że na naszych ustach nie ma suchych skórek, że można je tylko całować a dodatkowo je upiększa. Ja miałam ogromny problem ze znalezieniem balsamu idealnego i to nie takiego do torebki ale do stosowania rano i wieczorem-tak by tylko używać go dwa razy dziennie i mieć usta idealne. Udało się, znalazłam i to nie musiałam daleko szukać....
Uprzednio stosowałam 1.5 lips cream od Fridge i ten produkt totalnie nic nie robił z moimi ustami i bałam się trochę kupić drugi balsam marki, ale dobrze, że zaryzykowałam. Bo w ciągu roku zużyłam trzy opakowania. Pierwszy raz balsam kupiłam w lutym i po pierwszym użyciu się zakochałam, usta stały się nawilżone w mgnieniu oka i takie pełne, po prostu całuśne. Muszę nadmienić, że nie używam peelingów do ust ale również nie używam szminek, kredek czy błyszczyków. Balsam jest zamknięty w malutkim słoiczku co jest plusem ale i minusem bo jak wspominałam tego balsamu używam jedynie podczas porannej i wieczornej pielęgnacji i usta przez cały dzień są nawilżone. Stosuje go również do suchych skórek przy paznokciach ale i przy skrzydełkach nosa gdy dopadało mnie przeziębienie i dużo dmuchałam nos. W składzie znajdziemy miód, olej makadamia, olej pomarańczowy ale i również wosk pszczeli, masło shea. Bardzo dobry balsam jego jedynym minusem jest fakt, że jest ważny 3 miesiące i tak nie warto go przetrzymywać dłużej bo nie działa a wręcz wyrządza szkody na ustach-u mnie pojawia się pewnego rodzaju zgrubienie na ustach którego nie widać ale ja czuję gdy przejeżdżam językiem. Będę do niego wracała mimo wszystko cały czas bo warto poza tym to mój jedyny produkt do ust-zarówno do pielęgnacji jak i kolorówki-toteż mogę wydać na niego troszkę więcej. Cena to 59 zł za 6 g-za bardzo wydajny, gdybym nie stosowała go na inne partię ciała to nie zużyłabym go w terminie.

PAI SKINCARE BIOREGENERATE  OIL



O cudownym działaniu oleju różanego na naszą skórę nie muszę Wam przypominać. Wiedziałyście, że Kate Middleton używa tego olejku każdego dnia i jest to jej główny kosmetyk pielęgnacyjny(księżna jednak stosuje olejku marki Trilogy który jest równie kultowy co ten który chce Wam przedstawić).
Olej cudo-tak można byłoby opisać ten produkt.  Zakupiłam go w marcu i dopiero dwa dni temu go wykończyłam a muszę nadmienić, że stosowałam go każdego dnia. Czy to dodając do kremu Fridge, mieszając z innym olejkiem, stosując samodzielnie...często na Instagramie pytałyście się mnie skąd ten blask na twarzy? To była zasługa tego olejku, on w niezwykły sposób budzi skórę, dodaje jej blasku i takiego młodzieńczego wyglądu. Często gdy wstawiałam zdjęcie na instastory pytałyście się co to za rozświetlacz który daje mi takiego blasku-to była zasługa tego olejku. Niezwykle uniwersalny produkt-może być stosowany do pielęgnacji twarzy ale i ciała jak i włosów. Uważam, że to świetny olej podstawowy który sprawdzi się przy każdej skórze, każdym problemie skórnym...to taki "must have". Bardzo, bardzo wydajny kupiłam go w marcu a zużyłam dosłownie dwa dni temu- za 30 ml musimy zapłacić ok. 100 złotych ale warto, warto. Muszę jednak wspomnieć, że jest w kolorze pomarańczowym ale ten kolor się ulatnia z czasem z buteleczki a co za tym idzie i działanie tego olejku, nie farbuje jednak skóry jak w przypadku olejku z rokitnika, nie pachnie rewelacyjnie bo nie posiada w sobie żadnych olejków eterycznych ani sztucznych zapachów. Wrócę do niego w roku 2019-zapewniam.

Stosowałam wiele olejków, serum ale nic tak mnie nie zaskoczyło pozytywnie jak właśnie zwykły, podstawowy olej różany-uwielbiam róże w pielęgnacji.
Za to pokochałam aż dwie maseczki. Czuje, że to wciąż krok pomijany przez wiele z Was w pielęgnacji a jest niezwykle ważny a efekty widać od razu po zmyciu.

ECO BY SONYA COMPOST MASK



Produktem lata 2018 niewątpliwie była ta maseczka. Ogólnie uwielbiam sięgać po markę Eco by Sonya właśnie w okresie letnim, bo ona kojarzy mi się przez zapachy z latem, z ciepłem, z morzem, z piaskiem...wszystkim co przyjemne. Poza tym przecudowne samoopalacze po które sięgam latem-bo nie opalam się już od paru lat. Do tej maseczki wrócę latem, to pewne. I to niby nic wielkiego, ja nazywam ją "maseczka z obierków" bo z czym kojarzy nam się kompost. Nazwa maseczki jest trafna w 100%-w składzie znajdziemy oczywiście na pierwszy  miejscu sok aloesowy a ponadto szpinak, chloerellę oraz nasiona chia. Ma w sobie olej kokosowy który kompletnie nie robi mi krzywdy, masło shea i białą glinkę. Tą maseczkę stosowałam każdego dnia, zapewniam każdego dnia. Przez całe wakację...to bardzo szybka bo 7-minutowa maseczka która przepięknie odżywia skórę. Rozjaśnia ją, oczyszcza, pozostawia gładką i przepięknie nawilżoną i odżywioną a do tego świetnie koiła podczas gorących dni. Czego chcieć więcej latem? Pachnie jarmużem, bardzo zielono i zdrowo a dodatkowo wygląda się w niej niczym Shrek. Kosztuje 145 złotych ale aż za 100 ml-jeśli szukacie maseczki na lato ta jest genialna.


MAY LINDSTROM THE PROBLEM SOLVER



Druga maseczka to istne zaskoczenie bo to już maska typowo oczyszczająca. To maseczka do której zakupu bardzo długo się przygotowałam, bo jest bardzo, bardzo droga a dodatkowo z początku mówiłam sobie po co mi przy skórze suchej, delikatnej maseczka oczyszczająca? Ona zmieniła moje życie, życie mojej skóry. To maseczka ratująca skórę. Za cenę 430 złotych otrzymujemy aż 250 ml proszku który mieszamy z wodą, tonikiem...ja mieszam ją ze wszystkim bo i z miodem, ulubionym olejkiem, żelem aloesowym. Poprzez dodatek czegoś innego aniżeli woda możemy wzbogacać owa maseczkę o dodatkowe właściwości. Jak nazwa wskazuje maseczka ma rozwiązywać problemy skóry, wiele osób nakłada ją jedynie punktowo na niedoskonałości-świetnie je wysusza, goi i nie powstają po tym przebarwienia czy blizny. Maseczka bardzo skutecznie oczyszcza skórę-wyciąga nawet na wierz podskórne grudki z którymi mam problem szczególnie gdy zjem nabiał czy też słodycze-gasi stany zapalne, przyśpiesza krążenie krwi i delikatnie rozgrzewa skórę-jestem wrażliwcem i nie kończę z popękanymi naczynkami. Poza tym sama May ma bardzo delikatną skórę a tworząc kosmetyki patrzyła na swoje potrzeby, toteż maseczka jest odpowiednia nawet dla skór delikatnych, naczynkowych. Ja już nie raz wspominałam, że używanie tych kosmetyków to czysta magia i tak jest w tym przypadku. Gdy do proszku dodamy odrobinę wody tworzy się piana, wszystko musuje i strzela...przepięknie pachnie naturą-ziemią taką brudną, mokrą. Bardzo, bardzo wydajny produkt nawet gdy jest stosowany na całą twarz, maseczka z którą nigdy się nie rozstanę. W składzie znajdziemy antyoksydacyjne surowe kakao oraz oczyszczający węgiel bambusowy i glinkę rhassoul które oczyszczają, pomagają usunąć zaskórniki oraz wchłaniają nadmiar sebum. Mieszanka cynamonu, gałki muszkatołowej i goździka pomaga dodać skórze blasku, zwiększyć krążenie krwi. Kurkuma oraz korzeń prawoślazu natomiast łagodzą stany zapalne oraz wyrównują koloryt naszej skóry. Genialny produkt chyba najlepszy z całej serii kosmetyków May jakie miałam przyjemność testować.


ARGENTUM200 SREBRO KOLOIDALNE



Dziwie się sama sobie, że właśnie ten produkt jest w ulubieńcach roku 2018. I to nie ze względu na niską cenę czy nieatrakcyjne opakowanie a właściwości tego kosmetyku. To prawdziwe srebro w mgiełce jest odpowiednie dla każdego typu cery. Tonik ten sporządzony jest na bazie najczystszej wody demineralizowanej, mgiełka jest odpowiednia również dla skóry wrażliwej. Srebro wykazuje działanie przeciwzapalne oraz bakteriobójcze, jony tego metalu tworzą na powierzchni skóry powłokę która jest nieprzenikalna dla wirusów i bakterii. Srebro dodatkowo pomaga odbudową tkanek miękkich i poprawia odporność, regeneruje i nawilża ale również ma działanie ściągające i normalizujące. Właśnie ze względu na właściwości dziwie się, że tutaj jest ale tak bardzo pokochałam ten kosmetyk, że nie wyobrażam sobie bez niego swojej pielęgnacji. Stosuje go nie tylko na twarz ale i na ramiona i plecy-gdzie mam problem z wypryskami oraz zapchanymi porami. To idealny zamiennik alkoholowego toniku który ma wysuszyć pryszcza po prostu. Stosuje go każdego dnia po demakijażu i zauważyłam ogromną różnicę od kiedy go stosuje...przyśpiesza gojenie się wyprysków ale również dzięki niemu tak bardzo nie wychodzą na wierzch jakby je zatrzymywał na etapie małej kropki. Uwaga na początku może Was wysypać na twarzy podczas jego stosowania ale to normalna rzecz-w ten sposób oczyszcza się nasza skóra.
Jednak nie mogą go stosować osoby uczulone na srebro. Również warto co jakiś czas go odstawić aby nie nabawić się srebrzycy-przed stosowaniem tej niepozornej wody warto poczytać o niej dogłębnie i po prostu być ostrożnym. Ja w ubiegłym roku zużyłam dwa opakowania i zapewne będzie ich więcej.

JOSH ROSEBROOK HYDARTING ACCELERATOR



Jestem wielką fanką toników, mgiełek, wód i wierzę w ich działanie. Pryskam twarz takim specyfikiem aż trzy razy dziennie, najdłużej stosowałam (nie)zwykłą wodę różaną, ale jestem typem odkrywcy i lubię testować wszystko co nowe. Mgiełkę od Josh'a zakupiłam rok temu i pokochałam ją dopiero gdy jej u mnie zabrakło. Gdy ją stosowałam to tylko rozpływałam się nad jej zapachem..iście ziołowym, trochę amolowym-od zawsze powtarzam, że mój nos jak i mózg lubują się w bardzo dziwnych zapachach od zapachu ropy po błota. Wszyscy kochają tą mgiełkę i to nie bez powodu...jest genialna i to coś więcej aniżeli zwykły tonik. To jest o poziom wyżej...poza tym Wy wiecie jak kocham kosmetyki od Josh Rosebrook.
Drogi, drogi bo aż ok 170 złotych musimy dać za 120 ml produktu ale jest on bardzo wydajny. Używałam go dwa razy dziennie i wystarczył mi na 5 miesięcy. Powrócę do niego i to już niedługo.
Ale dlaczego tak za nim tęsknie? To coś więcej aniżeli tonik, to nawilżacz i lekki krem nawilżający w jednym. Witaminowa woda z aloesem zwiększa nawilżenie i dostarcza aktywnych składników odżywczych w skórze. Przebogata w łagodzące i nawilżające składniki które ujędrniają i zmiękczają skórę. To bardziej pracowita wersja mgiełki. Oprócz soku z aloesu w skłądzie znajdziemy olej marula, rokitnik, ogórecznik, nagietek i kurkume, owoc róży, jagody goji, burak, lukrecji i co najważniejsze detoksykujący mniszek lekarski. Produkt jest wykonany w 100% z naturalnych, organicznych i dzikich składników. Gdy przeczytamy cały skład to zrozumiemy, że to nie jest zwykły tonik...to jakie nawilżenie on dawał...WOW. Lepsze aniżeli niejeden krem do twarzy czy nawet olejek. Tych efektów może nie zauważamy gdy stosujemy ten tonik każdego dnia ale gdy go zabraknie-widać różnicę. To jest jednogłośnie najlepszy tonik/mgiełka jakie dane mi było stosować. Produkt już niewątpliwie kultowy jeśli chodzi o środowisko BIO stosowany przez wszystkich i uwielbiany.

JOSH ROSEBROOK NUTRIENT DAY CREAM TINTED SPF 30



Tego kosmetyku nie mogło tu zabraknąć. Moja idealna "baza" jeśli chodzi o makijaż latem...delikatny krem z kolorem z SPF. Możecie mnie zbluźnić ale nie stosuje kremu z filtrem przez cały rok a jedynie w okresie letnim. Bardzo mało czasu spędzam na zewnątrz a poza tym nie opalam się...bezsensowne to dla mnie choć wiem o szkodliwości promieni słonecznych na nasze zdrowie i skórę.  Ale wracając do kosmetyku...uwielbiam pomimo iż jest strasznie drogi. Za 60 ml musimy zapłacić ok. 460 złotych-majątek-ceny podaje ze sklepów dostępnych w Europie. Ale to coś więcej aniżeli krem z filtrem. Ma delikatny kolor a więc zastępuje mi podkład/krem CC czy BB jednak nadmieniam on nie kryje nader mocno. Latem jednak mój makijaż mógłby już w ogóle nie istnieć-ochrona jest najważniejsza. Poza tym wiecie jak ja bardzo toleruje swoją nagą skórę i nawołuje do tego aby chętniej ją odsłaniać spod tego całego makijażu. Dla mnie ważniejsze jest zdrowie aniżeli jeszcze piękniejszy wygląd.
Czy chroni skórę ciężko mi określić-jak wspominałam nie opalam się ale mi nie potrzeba długo siedzieć na dworze ażeby słończe mnie chwyciło, nigdy nie kończę z poparzeniami słonecznymi czy przebarwieniami a więc w tej kwestii ciężko jest się mi wypowiedzieć. Krem chroni nie tylko przed promieniami UVA ale i UVB, daje matowe wykończenie i nie pozostawia białych smug. Przepięknie pachnie w moim odczuciu czekoladowo. Ale to nie tylko krem z filtrem ale super bogaty krem nawilżający, pełny przeciwutleniaczy oraz właściwościami przeciwzapalnymi. W składzie między innymi kojący rumianek, regenerująca róża, detoksykujący mniszek lekarski, nawilżająca konopia, ogórecznik i rokitnik. Minerały zawarte w kremie i dodające mu koloru idealnie wtapiają się w nasz naturalny kolor skóry, poprawia ją i rozjaśnia tworząc delikatny udoskonalony efekt.  SPF30  dostarczany jest dzięki wysokiej jakości, niepowlekanemu mikronizowanego tlenku cynku. Kolejny kosmetyk tej marki wart zainteresowania, niewątpliwie mimo wysokiej ceny latem powrócę do niego i to na 100%.

CIAŁO:


BIOAKTYWNA ODŻYWKA DO PAZNOKCI ALBA 1913



Ostatni kosmetyk to już ciało..a raczej paznokcie. Totalne zaskoczenie. Coś bez czego nie wyobrażam już sobie pielęgnacji swoich paznokci...tak, tak ich również nie maluje. Mam jakieś dwa lakiery od NCLA na większe wyjścia ale jakoś nie kręci mnie malowanie paznokci poza tym bardziej podobają mi się zadbane, naturalne paznokcie. Takie odżywki jednak kupowane za parę złotych konwencjonalnych marek działały jedynie gdy się je używało non stop. Przy dłuższych przerwach paznokcie wciąż były w tragicznej kondycji. Ten olejek/serum/odżywka działa. Tak już zdradziłam wam konsystencja w formie olejku, 10 ml z początku może okazać się małym opakowaniem ale ja stosuje tą odżywkę od sierpnia zarówno na paznokcie u rąk jak i stóp i powiem Wam, że nie zużyłam jeszcze nawet połowy opakowania. Dodatkowo pędzelek jest genialny po jedno pociągnięcie pokrywa cały paznokieć. Ale co ta odżywka robi-najważniejsze. Znacznie rozjaśnia płytkę paznokcia ale i ją wygładza a paznokcie stają się mocniejsze. Paznokcie połyskują, wyglądają na zadbane i zdrowe. A dodatkowo przepięknie pachnie-bardzo, bardzo ziołowo. Ja nakładam ją na 3 minuty po czym wcieram pozostałości w paznokcie oraz skórki.  Kluczowymi składnikami w odżywce są kolagen. gliceryna, olejek z drzewa herbacianego, olej oregano oraz olejek pomarańczy słodkiej. Mój kolejny must-have w roku 2018.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za każdy komentarz :)