piątek, 29 stycznia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni roku 2015- pielęgnacja twarzy.



W końcu udało mi się usiąść, znaleźć chwilkę i napisać ten post. Ulubieńców do pielęgnacji jest zdecydowanie więcej aniżeli do makijażu z bardzo prostego powodu. Nie jestem wielką fanką makijażu, lubię odnajdywać nowe kosmetyczne perełki, relaksuje mnie wykonywanie porannego makijażu ale nie czuje żadnej presji gdy wyjdę z domu bez makijażu. Mam jedynie fioła na punkcie korektorów- mam ich aktualnie pięć.




 Ale wracając do pielęgnacji twarzy w tamtym roku bardzo dużo użytkowałam produktów, niektórzy zagościli już na stałe a inni ale nie ale te 9 produktów oraz jeden gadżet do twarzy zdobyli me serce.




Pierwszą warstwę a raczej całą warstwę makijażu zmywam olejkiem. Początkowo robiłam to zwykłym nierafinowanym olejem kokosowym, aczkolwiek ma skóra twarzy wielce nie przepada za nim-skóra pod oczami jednak to co innego-jednak w końcu wpadłam na olejek do demakijażu naszej rodzimej marki Resibo.
Jakoś pierwszą buteleczkę zakupiłam w marcu tamtego roku i skończyłam ją w październiku i bez zastanowienia zakupiłam drugą buteleczkę.
Usuwa makijaż dokładnie a przy tym bardzo delikatnie. Skóra po nim jest gładka, oczyszczona i przyjemna w dotyku.
Olejek w swym składzie ma olej abisyński, manuka, lniany, z pestek winogron oraz witaminę E. cudowny skład, przystępna cena, wydajność no i zakupując owy produkt wspieramy świetną polską, naturalną markę. Czego chcieć więcej?




Kolejny krok to umycie twarzy przy użyciu jakiegoś żelu czy mydełka. Ja od lutego do końca roku, a nawet
i teraz postawiłam na mydełko firmy Lush o nazwie CoalFace.
To czarne mydełko zawiera wyciąg z korzeni lukrecji oraz węgiel drzewny. I pomimo, iz jestem posiadaczką skóry bardzo wrażliwej lubię je. Oprócz oczyszczenia, mydełko przyjemnie peelinguje skórę. Mydełko niestety w składzie posiada SLS tak więc nie polecam go osobą którym to przeszkadza.




Kolejny będzie gadżet urodowy, który marzył mi się od dłuższego czasu. Foreo Luna, mówi Wam to coś?
Urządzenie do oczyszczania twarzy. Moja twarz a szczególnie partia na nosie walczy z wągrami i dzięki temu urządzeniu owe nieprzyjemne kropeczki znikają. Ja zakupiłam tą w wersji mini, nie dość że cudownie oczyszcza to i masuje.



Ten produkt całkowicie skradł me serce i bardzo żałuje, że nie wykupiłam całego TkMaxx-u z jego zapasów.
Mowa tutaj o toniku amerykańskiej firmy Jeffrey James Botanicals- która jest firmą naturalną oraz nietestującą swych produktów na zwierzętach. Aktualnie używam czwarte opakowanie tego produktu, jednakże nie jako toniku ale utrwalacza makijażu.
Dwie butelki zużyłam na przemywanie twarzy i oczyszczał pięknie twarz, rozjaśniał ją dzięki zawartości
witaminy C, nawilżał oraz tonizował. Twarz wyglądała na wyraźnie wypoczętą. Po prostu oddychała.
W TkMaxxie kupowałam je po 30 złotych a jego cena regularna to ok. 110 złotych.
Korzystam z niego okazjonalnie, gdyż pozostało mi mniej niż połowa opakowanie, a żaden fixer-nawet ten z Inglota, tak mnie nie zauroczył jak ten tonik.


W moich ulubieńcach zabraknie na pewno peelingu. Kończę właśnie jedyny peeling z tamtego roku firmy Korres z kwasami AHA ale nie wypowiadam się na jego temat bo nie powalił mnie na nogi.

Pojawią się za to dwie maseczki.





Pierwsza to błoto kosmetyczne z Morza Martwego którą stosuje na całą twarz ale i punktowo, jak również na całe ciało oraz włosy. Te błoto to bomba mineralna dla skóry. Nie pachnie może zachęcająco, nie wygląda również ale działa. Błoto świetnie odżywia skórę- dotlenia ją, oczyszcza-pochłania nadmiar sebum, zmniejsza pory, ujędrnia skórę. Skóra staje się napięta oraz wyraźnie nabiera zdrowego kolorytu. Pomaga w walce z trądzikiem i mogę porównać ją do tych maseczek z firmy Glamglow które kosztują powyżej 200 złotych a ja 200g błota zakupiłam za 14,90. Gdy wyskoczy mi niespodzianka, nakładam na nią błoto i skóra uspokaja się a pryszcz następnego dnia znika.



Jestem wielką fanką kwasu hialuronowego i nic nie sprawiło, że moja skóra wygląda tak dobrze w tamtym roku, prócz właśnie tego kwasu. Kwas ten świetnie wiąże wodę i zatrzymuje ją w skórze przez co bardzo szybko poprawia jędrność oraz gładkość naskórka. Produkt ten również ma działanie wypełniania głębokich zmarszczek. Polecam także używać kwasu na skórę głowy, gdyż przyśpiesza porost włosów oraz działa na nie odżywczo i regenerująco. Można zakupić kwas hialuronowy w formie proszku czy też żelu, ja stosuje 1% stężenia, natomiast moja mam(lat 40) 3%-dla lepszego efektu. Zawsze mam w zapasie dodatkową buteleczkę tego kwasu.





Powracając jeszcze do maseczek, kolejne maseczki skradły me serce. A to za sprawą mej siostry, która wciąż powtarzała bym zakupiła jej maseczki z Douglasa, gdy będę w galerii. No i ciągle zwlekałam z tym zakupem ale w końcu gdy jej kupiłam to i ja straciłam dla nich głowę. Szczerze, nie mam już żadnych innych maseczek gotowych aniżeli firmy Montagne Jeunesse.
Pierwsza jest głęboko oczyszczająca z białą czekoladą, która oczyszcza tak, że mojej siostrze dzięki niej zniknął prosak. Wygładza skórę, oczyszcza ją bez uczucia ściągnięcia a do tego one tak smakowicie pachną.
Produkty tej firmy są nietestowane na zwierzętach a niektóre maseczki są idealne dla wegan.

Kolejna maseczka sprawdza się mi gdy czuje, że ma skóra chce "pić". Truskawkowa wersja świetnie nawilża oraz napina suchą skórę przy tym odblokowuje pory. I również przecudownie pachnie. Obie maseczki mają również bardzo przyjemne składy. Kosztują 6,50 za saszetkę(15ml) w perfumerii Douglas.

Przejdźmy teraz do pielęgnacji.

Od ponad roku nie stosuje kremów.Nie działały na mnie a wręcz przeciwnie sprawiały, że moja skóra czuła się gorzej. Nie stosuje nic w formie kremu czy też balsamu a nawet emulsji. Nawet ciało nawilżam olejami i także właśnie twarz.
Szczególnie wyróżniłam dwa. Oczywiście moim ciągłym ulubieńcem jest olej arganowy jak i jojoba. To bardzo uniwersalne oleje i sprawdzą się u każdego do wszystkiego.

Pierwszy będzie olejek który ok. miesiąc temu skończył mi się i pamiętam że pod koniec bardzo oszczędnie go używałam, gdyż po pierwsze nie jest dostępny w Polsce- zakupiłam go w TkMaxxie już jakiś czas temu a po drugie jego regularna cena na oficjalnej stronie jest bardzo wysoka-prawie 200 złotych.
Mowa tu o produkcie firmy Jeffrey James Botanicals-można powiedzieć, że to moja ulubiona marka tamtego roku.
Uwielbiam efekt glow na twarzy czy to za sprawą makijażu jak i pielęgnacji. Dla mnie glow równa się zdrowa skóra.
Produkt ten właśnie nazywa się "The Glow" i jest w formie olejku żółtego, pięknie pachnącego toteż głównie używałam go na noc wykonując masaż twarzy.
Olejek ten balansuje pH skóry przez co wygląda ona na zdrową i jest bardziej wręcz lśniąca. Dodaje on energii, skóra wygląda bardzo świeżo, jest wyraźnie nawilżona i napięta. Bardzo ładnie również ją regeneruje. Pory po użyciu tego olejku są wyraźnie wygładzone a skóra twarzy jest delikatna i gładka w dotyku.
Brakuje mi tego olejku i coraz bardziej się zastanawiam czy nie zakupić go ponownie- tyleże tym razem nie wydam 40 złotych a 200. Ale on jest tego wart.






Kolejny będzie olej z nasion malin który zakupiłam od Ministerstwa Dobrego Mydła-bardzo lubię ta nazwę. To mała rodzinna firma, która jest przecudowna. Początkowo dwie siostry-Ania i Ula tworzyły jedynie cudowne mydła a potem rozszerzyły asortyment o kulę do kąpieli, różnego rodzaju surowce czy masła.
Właśnie jedynym z tych surowców jest olejek.
Początkowo zakupiłam go z myślą o mężczyźnie który ma problem z trądzikiem, ale jak to w życiu bywa ostatecznie zatrzymałam go dla siebie. Uwielbiam jego zapach- bardzo intensywny, ziemisty który utlenia się gdy nakładamy go na twarz. Jest lekki i bardzo aksamitny, świetnie sprawdza się pod makijaż.
Cudownie twarz uelastycznia, łagodzi i odbudowuje uszkodzony naskórek- chwilami zmagam się z niewielkimi zmianami skórnymi.
Nie zatyka porów- a to dla mnie bardzo ważne, ma działanie antybakteryjne, świetnie nawilża a przy tym nie pojawiają się na mej twarzy nowe krostki czy zaskórniki. No i co ważne ma w sobie naturalny filtr przeciwsłoneczny. Aktualnie nie ma go na mojej "półce" i bardzo ubolewam nad tym, gdyż brakuje mi go, ale mam jeszcze parę olei które muszę skończyć i wtedy ponownie go zakupie.




 Ostatnią rzeczą jest coś na każdą kieszeń jak i również ogólnodostępne. Mowa tutaj o pomadce rumiankowej firmy Alterra, koszt to ok. 5-6 złotych. I pomimo, iż to jest balsam do ust, ja używam go do brwi i rzęs. Owy produkt  świetnie sprawdza się w tej roli. Rzęsy i brwi szybciej dzięki niej rosną, są wyraźnie gęstsze i dłuższe oraz bardziej czarne. Ja naturalnie mam bardzo ciemne brwi jak i rzęsy ale ta pomadka wyraźnie pogłębia ten kolor. Pomadka w żaden sposób nie podrażnia mych oczu a to bardzo często zdarzało się gdy używałam typowych odżywek do rzęs.



To już wszyscy ulubieńcy roku 2015.
Bardzo chętnie poczytam o waszych ulubieńcach, o produktach które zrobiły na was ogromne wrażenie.
A może mieliście przyjemność stosować te kosmetyki które zawarłam w  tym poście?
Komentujcie. :)






poniedziałek, 18 stycznia 2016

Domowe sposoby na bezsenność.


Odpowiednio długi i spokojny sen ma największy wpływ na nasze funkcjonowanie kolejnego dnia.
Dzięki niemu zawdzięczamy świetny nastrój, energie do aktywnego spędzania wolnego czasu czy wykonywania pracy ale i wypoczętą cerę i brak "worków" pod oczami.



Przyczyny bezsenności mogą być różne- cierpimy na nią, gdy dokucza nam stres, przewlekłe przemęczenie czy też problemy spowodowane nieprawidłową dietą.
Od ponad dwóch miesięcy walczę z bezsennością przez nadmiar stresu. Budzę się bardzo często w nocy i nie mogę ponownie zasnąć.
Nie sięgam jednak po zazwyczaj silne środki nasenne ale wypróbowałam domowe sposoby które potrafią nam pomóc.
Opowiem Wam co pić i jeść przed zaśnięciem aby cieszyć się spokojnym, głębokim i dobrym snem.

* Sok z wiśni- to sprawdzona domowa metoda na poradzenie sobie z bezsennością. Jeśli borykasz się z problemem przez dłuższy czas, zacznij wypijać jego szklankę każdego dnia rano jak i wieczorem.
Wiśniowa kuracja działa dzięki zawartej w nich melatoninie wydłużający sen średnio o 25 minut.

* Zamiast słodyczy wybierz orzechy jako wieczorną przekąskę. One zawierają naturalne tłuszcze i sporą dawkę magnezu. W tej roli świetnie sprawdzą się migdały które posiadają największą ilość tego pierwiastka- po ich zjedzeniu obniżysz poziom stresu w organizmie, a sen Twój będzie głęboki i spokojny.
Pokuś się o zrobienie migdałowego twarożku.

Wystarczy, że za dnia namoczysz garść orzechów w misce z wodą, wieczorem natomiast obierzesz je ze skórki i zmiksujesz na gładką masę z trzema łyżkami mleka sojowego, łyżką soku z cytryny i odrobiną pieprzu.

* Mniej czasochłonne jest zajadanie się pestkami dyni. One są źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych takich jak: cynk, żelazo i magnez. Zawierają w sobie również mnóstwo błonnika, który szczególnie zjedzony przed snem ureguluje pracę twych jelit.
Dodawaj więc pestki dyni do ostatniego posiłku czy też zajadaj się nimi przed snem ażeby nie zostać zbudzonym przez nocne niestrawności.



* Na problemy z bezsennością polecam również SUROWĄ czekoladę którą skonsumować możesz wieczorem w postaci kilku kostek lub w formie płynnej w połączeniu z gorącym mlekiem-może być również to roślinne.
Kakao to najbogatsze źródło magnezu, pomaga zrelaksować umysł, zregenerować mięśnie i uspokoić pracę serca. W nim także zawarta jest zbawienna dla snu seratonina, która zapewni Ci słodki sen.

* Magnolia to nie tylko ozdobny kwiat-wyciąg z tej rośliny chętnie jest dodawany do tabletek na sen oraz herbat które zapewnić nam mają spokojny sen. Zawierają silne właściwości przeciwutleniające które zwiększają aktywność receptorów GABA- odpowiedzialne za sygnalizowanie ciała, że czas na odpoczynek-w mózgu.





czwartek, 14 stycznia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni roku 2015- kolorówka




Jak ten czas szybko zleciał. Powitaliśmy już nowy rok 2016 ale warto zakończyć roku 2015 ulubieńcami właśnie tamtego roku.
Owy wpis zostanie podzielony na trzy części-dzisiejszy post o kosmetykach kolorowych, kolejny o kosmetykach do pielęgnacji twarzy a trzeci- ostatni o pielęgnacji ciała oraz włosów.
Wydaje mi się, że owy post będzie najkrótszy, nie stosuje nazbyt wiele kosmetyków kolorowych i często jestem wierna produktowi który dobrze się u mnie sprawdza.

I tak właśnie jest z pierwszym produktem który Wam przestawię. To mój wielki, wielki ulubieniec. Jestem fanką jedynak nie tylko tego produktu owej firmy, jeśli śledzicie mnie na Instagramie to wiecie, że uwielbiam Bare Minerals i ich krem-żel koloryzujący Complexion Rescue.
Za co go uwielbiam? Za lekkość, delikatność, nawilżenie i wyrównanie kolorytu ale i dobre krycie jak na taki produkt. Owy produkt ma niespotykaną formułę, żelową która świetnie nawilża skórę prze cały dzień, toteż przed nałożeniem owego produktu nie stosuje żadnego olejku- nie stosuje kremów.
Produkt jest bardzo wydajny, gdyż zakupione w maju opakowanie skończyłam tak naprawdę parę dni temu a używam go szczerze prawie każdego dnia. Swietnie utrzymywał się nawet w ciepłe dni ale i te chłodne daje sobie radę. Daje delikatny efekt "glow" na twarzy który uwielbiam w produktach do twarzy, toteż nie stosuje żadnych pudrów.
Nie podkreśla suchych skórek, nie zbiera się w zmarszczkach mimicznych czy też spowodowanych starzeniem się. Produkt idealny do codziennego stosowania. Mój numer jeden!!!!




Jeśli mam być szczera uwielbiam testować nowe kremy koloryzujące typu BB,CC czy nowe podkłady i korektory które mają ciekawe składy-bardzo proste i naturalne a co najważniejsze nie są testowane na zwierzętach. To dla mnie rzecz tak naprawdę najważniejsza. Jestem wegetarianką ale również nie jadam nabiału- jednak jem jajka jak i miód ale kupujemy od zaprzyjaźnionych gospodarzy którzy krzywdy nie zrobiliby zwierzęciu, toteż jestem bardzo wrażliwa na krzywdę zwierząt.
Ostatnimi czasy zrobiłam wielką "czystkę" nie tylko w kolorówce ale i pielęgnacji i od ponad pół roku ważne jest dla mnie również by produkty który stosuje nie był wytwarzany dzięki krzywdzie bezbronnego zwierzęcia. Jeśli jesteście zainteresowani postem o firmach kosmetycznych które nie testują na zwierzętach dajcie znać  a taki też napiszę. Wiem, że to może kontrowersyjny temat ale jakże ważny.

Kolejny produkt to podkład. Minerał. Ideał. Ulubieniec już tak naprawdę od dwóch lat. Od właśnie dwóch lat posiadam ten produkt wciąż to samo pierwszy opakowanie,  bo musicie wiedzieć, że minerały dobrze przechowywane w sterylnych warunkach są ważne zawsze. Na wieki. To mineralny podkład Bare Minerals Oryginal. Początkowo bałam się owego produktu. Jestem posiadaczka suchej i bardzo delikatnej i wrażliwej skóry twarzy zawsze więc sądziłam, że minerały sprawdzą się jedynie u posiadaczek skóry normalnej oraz tłustej. Również dużo czasu musiało minąć póki nauczyłam się go poprawnie aplikować. To nakładałam go za dużo, to za mało. Ale w końcu nauczyłam się i teraz jest niezauważalny gołym okiem. Nie stosuje go każdego dnia ale jednak szczególnie wtedy, gdy ma cera jest kapryśna-nowe wypryski, jakieś gojące się rany. Owy produkt świetnie kryje ale i ratuje mą cerę. To jest mój must-have. Wiem, że zawsze do niego powrócę, a on mnie nie zawiedzie. Ważnym jednak dla mnie krokiem po nałożeniu owego produktu, jest spryskanie twarzy mgiełką- aktualnie testuje cztery-jeśli chcecie porównanie oraz która wypada najlepiej mym zdaniem, dajcie znać w komentarzach.
Za co jeszcze kocham owy produkt? Za bardzo krótki, naturalny skład i cudowne działanie.




Kolejna kategoria to korektory. Uwielbiam stosować nowe i dosyć sporo przerzuciło się ich w tamtym roku u mnie ale szczególnie zachwyciły mnie trzy.
Jestem wielką fanką wszystkiego co rozświetla twarz.
Poczynając od olejków, toników kończąc na podkładach, rozświetla czach i właśnie korektorach. Na tą "perłę" wpadłam przypadkiem robiąc zakupy online Yves Rocher. Firma była wcześniej mi znana, gdyż bardzo lubiłam ich roll-on pod oczy który redukował oznaki zmęczenia. Zamówiłam z firmy parę produktów skuszona ofertą -100 złotych. I tak całkiem przypadkiem wrzuciłam do koszyka korektor wygładzająco-rozświetlający który opakowany jest w bardzo luksusowe, złote opakowanie a korektor sam w sobie jest w formie pędzelka. 
Odcień początkowo wydawał mi się bardzo pomarańczowy a nie beżowy i byłam bardzo sceptycznie do niego nastawiona ale potem...pokochałam ten produkt całym sercem.
Czy wygładza i rozświetla jak zapewnia nas producent? To cała prawda. Posiadam niewielkie krosteczki pod oczami które korektor wygładza jak i me cienie pod oczami oraz rozświetla wyraźnie spojrzenie.
Nie posiada drobinek, mimo, iż jest bardzo lekki świetnie kryje no i jest wydajny gdyż jedno opakowanie starczyło mi na trzy miesiące.
Gdy w grudniu produkt mi się skończył i chciałam zakpić nowy niestety był wyprzedany i musiałam posilić się innym-ten korektor był jedną wielką wtopą Bare Minerals, mówię tutaj o Stroke of Light. Zakupiłam dwa dni temu dwa opakowania cudownego korektora i czuje że będę mu wierna zawsze. Aktualnie jest na przecenie za 36 z 59 złotych, ale uważam że nawet w cenie regularnej jest wart swej ceny.

Dwa kolejne korektory są firmy Bare Minerals-nie to nie jest żadna reklama, uwielbiam ich produkty i ubolewam,że ich oferta w Polsce jest tak skąpa. Ostatnimi czasy zakupiłam sobie równiez ich maskarę i jestem nią zachwycona.Ideał. Ale wracając do korektorów. Zacznę od tego którego częściej używam. Już właśnie użytkuje drugie opakowanie. A mowa tutaj o korektorze w kremie SPF20 ja posiadam w kolorze LIGHT 2. Korektor nakładam punktowo na zmiany czy wypryski ale i niekiedy pod oczy. Jest bardzo kremowy mimo to utrzymuje się cały dzień gdyż na skórze zastyga i wtapia się w skórę. To krycie może nie jest bardzo, bardzo duże ale ja takowego nie potrzebuje. Lubię lekkie, bardzo naturalne krycie, podoba mi się to w korektorze, że utrzymuje się cały dzień nieprzypudrowany, gdyż w ogóle nie używam pudrów. Korektor jest bardzo wydajny. Świetnie współgra z minerałami, kremami CC,BB ale i podkładami. Nie roluje się, nie odznacza, nigdzie nie zbiera.

Jakoże w ulubieńcach pojawił się podkład mineralny to nie może zabraknąć i korektora, a jakiej firmy to już zapewne wiecie. Zakupiłam ciut jaśniejszy aniżeli podkład i nakładam go na korektor w kremie i pod podkład. Szczególnie na wypryski aby je "spłycić". Minerały również "leczą" naszą twarz i ja to widzę gdy nałożę podkład i korektor mineralny na wypryski pod koniec dnia twarz jest wyraźnie uspokojona.
Korektor zakrywa co ma zakrywać i nie odznacza się. Nie zapycha i ładnie wygląda. Czego chcieć więcej?

Nie znajdzie miejsca tutaj żadna szminka, żaden błyszczyk, rozświetlacz, bronzer oraz tusz, gdyż owy post dotyczy mych wielkich ulubieńców a mój codzienny makijaż jest bardzo skromny.
Być może w ulubieńcach stycznia-to będzie nowa seria postów comiesięcznych o moich ogólnych perełkach, nie tylko kosmetycznych-przedstawię Wam tusz, rozświetlacz oraz bronzer który uwielbiam.

Ale wracam do ulubieńców a zostały jeszcze dwa.


Firmę Hourglass poznałam przypadkiem-jestem fanką amerykańskich vloggerek i wyraźnie uzależniłam się od oglądania ich filmików i właśnie w jednym z nich poznałam firmę Hourglass. Która z nas nie słyszała już o rozsławionych pudrach czy bronzerach tej marki, ale ja stałam się fanką ich cieni. Owa firma jest z tych luksusowych gdyż ich produkty są drogie jednakze dobre no i nietestowane na zwierzętach. Koszt takiej paletki to ok. 250-300 złotych. Ja posiadam w kolorze Infinity-gdzie znaleźć można ciepłe odcienie brązów. Mamy ich 5 odcieni. Cienie są dobrze na pigmentowane, są bardzo jedwabiste, świetnie przylegają do powieki, nie osypują się z niej i utrzymują naprawdę długo.
Jestem ciekawa bardzo innych produktów tej firmy i mam nadzieje, że w tym roku będę mogła przetestować chociażby ich bazę- Veil oraz olejek do ust ale i kultową już paletkę Ambient Lighting Edit.
Alę kuszą mnie jeszcze dwie paletki cieni tej firmy- bardziej złota Obscura oraz fioletowa Exposure.



Kolejny ulubieniec to już coś bardziej tańszego jak i dostępnego. Nie lubię przepłacać za kredki do oczu jak i ust, tak więc z reguły stawiam na te z firmy Essence-jeszcze nigdy się na nich nie zawiodłam. Tanie, dobre, ogólnodostępne no i firma Essence nie testuje swych produktów na zwierzętach. Jestem fanką czegoś brązowego na powiece, roztartego i delikatnie widocznego i to najlepiej w jednym kolorze. Tak więc prawie każdego dnia sięgam po długotrwałą kredkę do oczu w kolorze 02 HOT CHOCOLATE, która zakupiłam za 7 złotych. Jest długotrwała a jednak łatwa do roztarcia. Nie potrzebuje żadnych droższych kredek gdyż te z Essence są genialne.

I oto moi ulubieńcy roku poprzedniego.
Może to mało a dla innych będzie dużo, jednakże naprawdę wielu kosmetyków pozbyłam sie w tamtym roku i pozostawiłam jedynie perełki. Z wielką chęcią poczytam o tym co Was zauroczyło w tamtym roku i dlaczego. :)


środa, 13 stycznia 2016

Co robić by być szczęśliwszym?



Szczęście to rzecz bardzo indywidualna. Każdemu z nas coś innego daje szczęście. Na pewno znacie takie osoby które niezależnie od pory i pogody promienieją wręcz szczęściem niemalże każdego dnia. Jak oni to robią?
Poniższe nawyki o klucz do szczęścia, które warto byś wdrążyła w swe życie.



* Staraj się wypełnić swój czas ciekawymi zajęciami, pracą która daje Ci satysfakcję czy spotkaniami  z przyjaciółmi. Ja podczas pracy czy ćwiczeń nie skupiam się na niczym innym aniżeli wykonywana rzecz. Mniej myślę co za tym idzie mniej się martwię. Mierz jednak siłę nad zamiary i unikaj przepracowania i zbytniego pośpiechu. A więc bądź zajęta ale nie zabiegana.

* Badania dowodzą, że im więcej w naszym życiu poważnych relacji w związku tym jesteśmy szczęśliwsi. Nie mówię tutaj o znajomych a o takich bardzo bliskich relacjach. Optymalną liczbą jest 5 najbliższych osób.

* Zdrowy egoizm jest dobry, jednak warto częściej myśleć o innych. Staraj robić się dla innych coś dobrego, sprawiać im radość. Pozytywna energia powróci do Ciebie z podwójną siłą. Gwarantuje Ci to.

* Rozpieszczaj siebie samą. Bez okazji kup sobie prezent np. tą torebkę o której tak marzysz. Idź do kina sama, czy sobotni wieczór zarezerwuj na domowe spa. Dbaj o swe dobre samopoczucie.

* Przyglądaj się osobą, które sprawiają wrażenie szczęśliwych. Co robią, by utrzymać ten stan? Inspiruj się ich zachowaniem.

* Każdego dnia uświadamiaj sobie co dobrego dostałaś od życia. Nie skupiaj się na tym czego nie masz. Dziękuj za te rzeczy, które sprawiają, że się uśmiechasz.I zamiast rozmyślać nad tym czego Ci brak, pomyśl ile cudownych rzeczy już Cię spotkało.

Jakie Wy uszczęśliwiacie się? Macie jakieś skuteczne sposoby? :)