czwartek, 25 stycznia 2018

ULUBIEŃCY MAKIJAŻOWI 2017.


Długo się zastanawiałam czy przedstawiać Wam moich ulubieńców jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe no bo jest ich niewiele a wręcz garstka. Jeśli obserwujecie mnie już jakiś czas to wiecie, że nie jestem wielką fanką makijażu. Makijaż jest dla mnie pewnego rodzaju zabezpieczeniem aniżeli czymś co ma mnie "upiększyć" albo co najgorsze zmienić nie do poznania. Moja skóra każdego dnia narażona jest na zmiany temperatury czy warunki atmosferyczne, kurz, zanieczyszczenia a makijaż to taka bariera na której to wszystko się zatrzymuje. Nie jestem fanką wielkiego krycia, na co dzień stosuje bardzo delikatne podkłady, kremy BB czy kremy tonujące, korektor jedynie punktowo gdy pojawi się jakaś niespodzianka oraz w niewielkich ilościach pod oczami, rozświetlacz i jeden cień na powiece-to czego potrzebuje aby się pomalować każdego dnia. W mojej kosmetyczce nie zobaczycie ani produktów do brwi ani tuszu do rzęs czy eyelinera-tych produktów w ogóle nie stosuje, od święta używam bronzera-nie lubię zbyt wiele czasu spędzać na makijażu, co innego charakteryzacja :D
Ale wracając do ulubieńców będzie ich 4, byłoby ich więcej ale nie chce się powtarzać z roku 2016- bo zarówno rozświetlacz od RMS Beauty jak i cienie od Kjaer Weis oraz szminka marki Ilia wciąż są moimi wielkimi ulubieńcami i wciąż są ze mną.




1. JANE IREDALE BB GLOW TIME

To produkt którego nie ma już ze mną i bardzo nad tym ubolewam, wciąż się zastanawiam nad jego ponownym zakupem bo pomimo, iż z początku go nienawidziłam to gdy go oddałam  brakowało mi go. Produkt ten z nazwy to krem BB ale ja nazwałbym go świetnie wręcz pełnie kryjącym podkładem który ma właściwości pielęgnacyjne. W konsystencji jest niezwykle gęsty, szybko zastygający i bardzo nawilżający toteż był idealnym kosmetykiem na zimę, na duże mrozy bo tworzył świetna barierę ochronną. Okłamałabym Was gdybym powiedziała, że jest niewidzialny na skórze-widać go a gdy mamy niewypielęgnowaną skórę to widać go podwójnie. Skóra musi być pozbawiona suchych skórek, czyli najlepiej przed jego użyciem wykonać jest peeling i trzeba dbać o nawilżenie skóry, mimo wszystko nawet wtedy jest widoczny. To nie jest produkt który stapia się ze skórą, no może po części-ale nie nadaje się do makeup no makeup. Krycie było genialne, nie potrzebowałam przy nim już korektora nawet pod oczami, wykończenie jego jest pełne blasku, bardzo zdrowe..ale to co było w nim najlepsze pielęgnował skórę podczas noszenia. Po demakijażu skóra była wygładzona, rozświetlona a jej koloryt był wyrównany a to dzięki zawartości witaminy C no i ochrona przeciwsłoneczna SPF 25 UVA/UVB PA ++. Największym zarzutem jaki miałam do niego był fakt, że miał gorsze i lepsze dni-raz wyglądał genialnie zaś kolejnego dnia musiałam wszystko zmywać w pracy i przez resztę dnia chodzić bez makijażu bo wyglądał tragicznie, no i nie lubił się z produktami do pielęgnacji tak też nie nakładałam przed nim nic na twarz, nawet kremu pod oczy.  Najlepiej wygląda gdy aplikuje się go palcami no i to ogromne opakowanie bo aż 50 ml w cenie 240 złotych, tubka jest nie do zużycia bo naprawdę niewiele go trzeba by pokryć nim całą twarz.



2. CIENIE RMS BEAUTY

O tym, że jestem fanką marki RMS Beauty nie wiadomo od dziś, to była niewątpliwie pierwsza marka z naturalnymi kosmetykami kolorowymi którą się zainteresowałam. Miałam i wciąż mam sporą ilość kosmetyków od Rose Marie Swift i kocham je(w tamtym roku w ulubieńcach roku pojawił się living luminizer oraz un cover-up)a w tym roku pokochałam jeszcze bardziej jej kremowe cienie. Mam ich cztery(miałam nawet pięć ale jeden zdenkowałam-tak udało mi się pomimo iż cienie są niezwykle wydajne). Szczerze nie kusi mnie zakup jej prasowanych cieni, takich standardowych bo bardziej skupiam się na poszerzaniu mojej kolekcji cieni od Kjaer Weis których mam już sześć, ale te kremowe przygarnęłabym ich więcej. Owe cienie są wymagające, powieka musi być sucha i matowa ażeby cienie dobrze wyglądały na powiece, najlepiej aby była ona pozbawiona bazy czy korektora, no i nie sprawdzą się raczej u osób które mają przetłuszczające się powieki. Cienie nawet jeśli zachowamy ostrożność mogą zbierać się w załamaniu powieki, ja mam jednak na to patent w tym miejscu aplikuje niewielką ilość pudru transparentnego(ja akurat używam pudru tej samej marki). Za co jednak je kocham? Za to, że tworzą na powiece warstwę przejrzystego, metalicznego koloru z połyskującym, odbijającym światło wykończeniem czego nie dają tradycyjne cienie...przepięknie błyszczą, powieki wyglądają niczym mokre-cudowne na okres letni. Powiem Wam szczerze, że jednak najbardziej lubię je za to, że nawilżają moje powieki ja po prostu czuje, że podczas noszenia tych cieni, one pielęgnują moją skórę-jak każdy kosmetyk tej marki, bo nie zawiodłam się na żadnym kosmetyku. Cienie te zachowują się jak krem na okolice oczu nawilżają i odżywiają co odróżnia je od konwencjonalnych cieni. Wiem, że nie każdy lubi efekt mokrych powiek, stawia na matowe cienie-fankom takiego typu wykończenia cieni niestety nie polecam tych kremowych od RMS Beauty. Jeśli jednak macie powieki bardzo suche, delikatne a wasze oczy łzawią gdy stosujecie konwencjonalne cienie z perfumerii czy drogerii to kosmetyk dla Was. Ja sama zaczęłam stosować te cienie, ze względu na alergie na cienie ogólnodostępne. Powieki zawsze były zaczerwienione, podrażnione a łzy nie chciały przestać mi spływać, podczas używania tych cudownych cieni nie mam z tym problemu.
Ja w swojej kolekcji posiadam następujące cienie:
*magnetic: odcień szaro-brązowy z domieszką srebra i szczyptą fiołkowego fioletu, przepiękny odcien bestseller marki.
*seduce: zmysłowy brąz
*myth: niewątpliwie mój ulubiony kolor, blady, brązowo-szary cień który przypomina kolorem futro norki...to bardzo delikatny,połyskujący cień który wygląda przepięknie na powiece sam lub w połączeniu z innym cieniem.
*solar: czyste złoto-ciepły, złocisty brąz-w okresie letnim do opalonej skóry cudowny jako rozświetlacz
*lunar: perłowy odcień szampana, idealny na całą powiekę, w kąciku albo stosowany jako rozświetlacz na całą twarz.
Za 4.25 g musimy zapłacić 135 złotych i może to dużo ale ja niektóre cienie mam już dwa lata a to mówi wiele o ich wydajności :)



3. HYNT BEAUTY DUET PERFECTING CONCEALER

Znalezienie idealnego korektora jest jeszcze trudniejsze aniżeli znalezienie idealnego podkładu, mi jednak udało się w roku 2017 znaleźć oba idealne kosmetyki. W moim odczuciu to korektor ma dawać nam krycie a nie podkład, najlepiej gdyby nadawał się zarówno w rejony pod oczami ale i na wypryski, delikatne blizny i to wszystko zakrywał. Właśnie taki jest korektor od Hynt..tak bardzo napigmentowany, gęsty, kryjący, nawilżający i pięknie stapiający się ze skórą. No czego chcieć więcej od korektora, jego cena również jak na kosmetyk naturalny nie jest jakoś wielce wysoka bo jest to ok. 87 złotych za 6 g, ja w swojej kosmetyczce mam go już pół roku a zużycie jest naprawdę niewielkie(a ja nie lubię go sobie oszczędzać). To niewątpliwie idealny korektor pod każdym względem prócz dostępności-ja ściągałam go z Kanady,a  szkoda bo chciałabym by każda z Was miała do niego dostęp bo jest tego wart. Świetnie wygląda zarówno aplikowany pędzlem ale i palcem, ja posiadaczka suchej skóry nie pudruje go i utrzymuje się zarówno pod oczami jak i aplikowany punktowo cały dzień(ok. 10 godzin) i wciąż wygląda naprawdę świetnie, nawet gdy za dużo go nałożę szczególnie pod oczami nigdzie się nie zbiera, nie roluje, nie przemieszcza a poza tym moja delikatna skóra w tych rejonach czuje się tak komfortowo, mogę również śmiało powiedzieć, że świetnie rozświetla te partie. Korektor idealny niewątpliwie odkryty w roku 2017.



4. FRIDGE FF FABULOUS FACE

To samo mogę powiedzieć o znalezieniu idealnego "podkładu" poprzedniego roku-choć podkład to za dużo powiedziane zdaniem wielu.
Marka Fridge nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, co kolejny produkt to wciąż lepszy i lepszy i lepszy. Jestem dumna, że mamy tak cudowną polską markę której może nam zazdrościć cały świat. FF chciałam przetestować już dawno ale jakoś nie mogłam uwierzyć w jego moc, przerażał mnie jego kolor no i fakt, że to krem z dodatkiem "podkładu", mówiłam sobie-to na pewno nie działa.Myliłam się i to tak bardzo. Mimo wszystko było mi szkoda 149 złotych/30 ml za owy produkt i go nie kupiłam, dopiero gdy dzięki uprzejmości Joasi(którą serdecznie pozdrawiam, gdy czyta owy post) otrzymałam próbkę tego cudownego kosmetyku przepadłam już po pierwszej aplikacji, po prostu się zakochałam. I nie dlatego bo świetnie kryje, bo tak nie jest ale to w jaki sposób skóra wygląda po jego aplikacji jest nie do opisania. Wygląda jak lepsza, zdrowsza wersja naszej skóry...on upiększa ale nie tylko tak natychmiastowo ale i też długotrwale-nawilża i wygładza ale najbardziej lubię w nim to, że leczy wypryski-naprawdę o wiele szybciej się goją gdy każdego dnia aplikuje ten krem. Skóra po aplikacji ma wyrównany koloryt i jest tak rozpromieniona i zdrowa, rozświetlona w sposób bardzo naturalny i nie widać go gołym okiem, jak gdyby wtapiał się w naszą skórę ale mimo wszystko pozostaje na niej-wiem o tym bo każdego dnia wykonuje demakijaż. Mimo iż to krem nawilżający z dodatkiem podkładu to ja czuje potrzebę nakładania jakiejś pielęgnacji przed nim-wydaje mi się, że jednak w okresie letnim wystarczy mi tylko i wyłącznie on. Niech nie przestraszy Was jego kolor-idealnie stapia się ze skórą, dodatkowo marka Fridge ostatnimi czasy do sprzedaży wprowadziła odcień 0 który ma być idealny dla bladolicych. Posiada jeden minus pojemność która jest nie do zużycia przez jedną osobę w przeciągu 2.5 miesiąca-ja kupuje go na spółkę z moją mamą która również jest jego ogromną fanką. Będę kupowała w najbliższym czasie już trzecie opakowanie a to znaczy, że to naprawdę miłość. Powiem Wam szczerze, że gdy go wykończyłam i parę dni używałam innego produktu-bardzo za nim tęskniłam. W połączeniu z korektorem od Hynt otrzymuje na buzi to czego zawsze oczekiwałam-makeup no makeup :)


To już wszyscy ulubieńcy kolorowi roku 2017, zapraszam Was tutaj na ulubieńców pielęgnacyjnych jeśli jeszcze nie zapoznałyście się z owym postem i wyczekujcie bubli roku 2017 którzy pojawią się już na dniach :)

wtorek, 2 stycznia 2018

CO JEŚĆ ABY PIĘKNIE PACHNIEĆ.



Oczywiście wiem co powiecie, że aby ładnie pachnieć trzeba dbać o higienę i to prawda, ale czy wiedziałyście, że nasz naturalny zapach poprzez jedzenie możemy kontrolować?
Może on być bardziej słodki, pikantny,świeży albo po prostu może być nieprzyjemny.



Nigdy nie wierzyłam w to, że możemy wydzielać ładny zapach, ale gdy zaczęłam słyszeć to dosyć często szczególnie od mężczyzn zaczęłam się nad tym zastanawiać(nie byłam to zasługa perfum bo w tamtym czasie mogły one dla mnie po prostu nie istnieć). Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to co jadłam w tamtym okresie bardzo mi pomagało uwalniać "piękną woń mojego ciała". Nie jadłam słodyczy jak i mięsa ani rzeczy przetworzonych, gotowych-takich do mikrofali czy chociażby zupek chińskich,całkowicie moja dieta pozbawiona była nabiału(nadal jest bo nie toleruje laktozy), jadłam duże ilości warzyw i owoców, piłam 2,5l dziennie wody, jadłam regularnie pięć posiłków oraz nie jadłam potraw bardzo pikantnych, do tego sięgałam po herbaty i zioła.
Gdy wróciłam jednak do śmieciowego jedzenia, do jedzenia mięsa i zakochałam się w bardzo pikantnej, ostrej kuchni zauważyłam duże zmiany w zapachu mego ciała, dbam o higienę i to nie z tego powodu po prostu zaczęłam w moim odczuciu nieprzyjemnie pachnieć.

Czy zauważyliście, że każdy perfum inaczej pachnie w zależności od tego, kto go użyje? Tajemnicą nie jest, że perfumy pachną inaczej na różnych osobach, zmieniają swoje nuty w ciągu dnia...dlatego podstawa-czyli nasz naturalny zapach, decyduje o ostatecznym efekcie, jaki się uzyskuje po zastosowaniu danego kosmetyku.

Wiedzieliście, że dobieramy się w pary pod względem zapachu. Woń drugiej osoby musi nam pasować, by się z nią związać i spędzić prawie całe życie-tak pokazują wyniki badań. Węch właśnie stanowi kluczowy zmysł w kontaktach damsko-męskich. Nasz naturalny zapach to indywidualna cecha jak np. linie papilarne ale mamy również na niego wpływ. Zauważyliście, że inaczej pachną ludzie młodzi jeszcze inaczej noworodki czy osoby starsze. 
Nuty zapachowe wydają się nieodłącznie powiązane z naszym wiekiem i tej cechy nie da się ukryć. z drugiej strony możemy kształtować woń za pośrednictwem diety jak i również aktywności fizycznej.

Na zapach naszego ciała ma wpływ co jemy ale i jak. Inaczej pachną wegetarianie a jeszcze inaczej osoby które jedzą mięso. "Roślinożercy" pachną o wiele łagodniej, subtelniej aniżeli "mięsożercy".

Ostrzej będziemy pachnieć gdy w naszej diecie przeważa smażone, mocno doprawione mięso-gdy zastąpisz je delikatnym drobiem zauważysz znaczącą poprawę. Niekorzystnie na naszą woń wpływa również cebula, por, seler, żywność która jest wysoko przetworzona-słodycze, fast food. Wszystkie sztuczne aromaty, barwniki i konserwanty użyte w produktach parują przez co nasze ciało ma nieprzyjemny zapach.



Na samym początku warto odstawić używki alkohol, nikotynę, kofeinę to one psują aromat naszego ciała, zabijając swoją wonią inne zapachy. Kawa i alkohol zakwaszają organizm a opary które powstają w wyniku ich metabolizmu emitowane są przez skórę nawet kilkanaście godzin po spożyciu. 

To nie perfumy którymi pryskamy się każdego dnia są ważne a perfumowanie się od środka, zaczynaj więc dzień od porcji słodkich owoców, najbardziej wyczuwalne przez skórę zapachy mają ananas, papaja, żurawina, melon i winogrona.
Możesz z ich użyciem przyrządzić sałatkę do której dodasz przyprawy które pozytywnie wpływają na aromat ciała:cynamon, kardamon i wanilię. 
Na zapach ciała również świetnie działają nasiona kozieradki. Najlepiej byś kupowała je w całości i mieliła w domowych warunkach, możesz go dodawać do wielu dań jako przyprawę.
Zrezygnuj z czerwonego mięsa-nie będę tutaj pisała, że w ogóle zrezygnuj ale ja zauważyłam wielką poprawę gdy ponad 8 miesięcy nie jadłam mięsa w wielu kwestiach. Czerwone mięso po prostu  to potężne wyzwanie metaboliczne dla naszego organizmu. Podczas jego trawienia i obróbki, w układzie pokarmowym powstają toksyczne gazy, których zapach czuć przez skórę,między innymi ze względu na zwiększoną potliwość po zjedzeniu dużej ilości białka. 
Podobnie jest z czosnkiem po który szczególnie sięgam podczas choroby, czosnek to nie tylko brzydki zapach z ust ale i zwiększona produkcja nieprzyjemnie pachnących gazów trawiennych. 


Jeśli w przeciwieństwie do mnie możecie pić mleko krowie radzę pić je szczególnie po zjedzeniu potraw z dodatkiem ostrych przypraw czy czosnku, mleko łagodzi ich drażniący zapach.
W ciągu dnia polecam pić herbatę jaśminową, która nadaje skórze delikatny, kwiatowy zapach.
Podobnie działa mięta i wypicie filiżanki wieczorem przez noc zneutralizuje zapachy związane z przemianą materii.
Ile to już razy pisałam, że woda to istny cudotwórca i w kwestii zapachu naszego ciała robi wiele. Niegazowana woda mineralna spożywana w dużych ilościach na bieżąco detoksykuje ciało oraz je oczyszcza, usuwając z niego produkty przemiany materii.
Natomiast świetnym patentem na piękny, świeży zapach jest szklanka wody z listkiem mięty oraz plasterkiem aromatycznej pomarańczy.

Może byście nie podejrzewały, że ilość jedzenia oraz częstość jego jedzenia również ma wpływ na nasz zapach. Jedz mniejsze porcję ale kilka razy dziennie. W ten właśnie sposób nie obciążysz nadmiernie układu pokarmowego, który będzie w stanie uporać się z trawieniem na czas. Pamiętaj, że zalegające w jelitach porcję pokarmu emitują toksyny o przykrej woni.