piątek, 13 stycznia 2017

TATA HARPER RESURFACING MASK


 Postanowiłam, że od czasu do czasu na blogu będą pojawiać się recenzję kosmetyków które sprawdziły się u mnie i polecam je z ręką na sercu. Nie ukrywam że z reguły będą to kosmetyki z wyżej półki cenowej i bardzo często niedostępne w Polsce. Wiele osób na instagramie prosi mnie abym wyraziła jakąś opinie na temat zakupionego przeze mnie kosmetyku tak więc z Waszej prośby takie posty będą się pojawiać.
Oczywiście produkt będę musiała dobrze po testować więc zazwyczaj recenzja będzie pojawiała się wraz z denkiem produktu lub w połowie jego użytkowania gdyż uważam że dopiero wtedy tak naprawdę wiemy czy kupiłybyśmy ponownie owy produkt czy też nie.



Kosmetyki do pielęgnacji twarzy to moje oczko w głowie, potrafię wydać na te kosmetyki najwięcej, to znaczy najwięcej z reguły wydaje na maseczki jak i sera do twarzy i olejki  gdyż uważam że to one najlepiej działają i dają szybkie efekty na mojej skórze. W mojej kolekcji zawsze najwięcej jest maseczek zazwyczaj od trzech od czterech i tak wszystkie są otwarte. Maseczki staram się robić co dwa-trzy dni w tygodniu, nie robię ich jedynie przed wielkim wyjściem bo uważam że każdy dzień jest wyjątkowy i każdego dnia mamy prawo wyglądać świetnie.
I właśnie dziś opowiem Wam o najlepszej maseczce jaką dane mi było na tą chwile używać. Produkt dosięgnął dna i na tą chwile jedynak zrezygnowałam z jej ponownego zakupu gdyż korci mnie pare innych maseczek to wiem że wrócę do niej.
Markę Tata Harper przybliżałam Wam już w *ZOOM NA MARKĘ* i nie ukrywam że owa amerykańska marka jest jedną z najlepszych a ich maseczka Resurfacing Mask jest genialna.
Ukryta w pięknym szklanym, ciężkim opakowaniu w kolorze zielonym z złota nakrętką i napisami maseczka jest w formie żelowej i również maska jest bezbarwna(ma lekkie zabarwienie brzoskwiniowe).I za to ją uwielbiam gdyż nie wyglądam niczym potwór aplikując ją na twarz. Pachnie przepięknie, miałam już parę kosmetyków tej marki i wszystkie pachną podobnie. Mocno ale relaksująco, kwiatowo i uspokajająco.
Produkt ten nie jest do użytku co dziennego, Tata poleca go używać raz do dwóch razy na tydzień gdyż maseczka ta działa niczym tradycyjny peeling i jest błyskawicznym zabiegiem dla ziemistej, poszarzałej skóry przy czym nie podrażnia jej toteż sprawdza się przy skórach suchych, naczyniowych jak i delikatnych.
Używam maseczki ok. pół roku, uwierzcie że nie oszczędzałam jej sobie i zabiegi z jej użyciem robiłam  bardzo często a wykończyłam ją właśnie w dniu dzisiejszym.
Czymże jednak tak mnie zauroczyła? Skutecznością gdyż moja skóra po jej zmyciu nigdy nie była tak wygładzona, rozjaśniona i pełna blasku. Nie ukrywam że maseczka również zmniejsza widoczność rozszerzonych porów których jestem posiadaczką. Maseczka jak gdyby wchodzi w głąb skóry, oczyszcza ją od środka ale i  usuwa powierzchniowe zanieczyszczenia skóry i usuwa martwy naskórek, dodatkowo łagodzi niewielkie wypryski i jakby je wysysa.



Po jej zmyciu skóra w żaden sposób nie jest ściągnięta, pozbawiona nawilżenia czy podrażniona. Jest przepięknie rozświetlona aż tak bardzo że niekiedy nie chce nakładać nic więcej na swą twarz po jej użyciu.
Maseczkę "noszę" od 5 minut do nawet godziny gdyż w żaden sposób nie przeszkadza mi na twarzy i niekiedy zapominam w ogóle że ją mam, choć nie ukrywam że niekiedy zdarza się że gdy za dużo mówię podczas jej noszenia lubi pękać na twarzy, ale to normalne przy maseczkach.
Polecam nakładać ją szczególnie podczas ćwiczeń czy chociażby jogi gdyż enzymy uwalniają się tak naprawdę podczas gdy nasza skóra lekko podwyższa swą temperaturę, poci się, nagrzewa.Maseczka wtedy działa jeszcze lepiej.
Polecam ją Wam z ręką na sercu, owszem kosmetyki są drogie ale jeśli czytałyście *ZOOM NA MARKĘ* poświęconą Tacie Harper wiecie czym jest to uwarunkowane. Zamiast setnej maski w płachcie zakupcie tą maseczkę a nie będziecie rozczarowane.

 Skład: WateR/Eau, Salix alba (Willow) bark extract* / (Saule) Extrait d’écorce*, Sclerotium gum (derived from root vegetables & corn / dérivé de légumes-racines et de maïs), Lactobacillus Ferment (fermented vegetables), Lactobacillus/Punica granatum (pomegranate) fruit ferment extract / (Grenadier) d’extrait de fruits fermentent, Leuconostoc ferment filtrate (radish root extract/ extrait de racine de radis), Hamamelis virginiana (Witch Hazel) Distillate / Hamamélis Distiller, Maltooligosyl Glucoside (derived from starch), Aloe barbadensis leaf juice powder*/ Poudre de jus*, Hydrolyzed Corn Starch / Amidon de mäis hydrolysé, Beta vulgaris (Beet) Root / Extrait de betterave, Hydrogenated Starch Hydrolysate / Hydrolysat d’amidon de maïs hydrogéné, Kaolinite (Rose Clay) / Argile rose, Sodium phytate (derived from rice bran) / Phytate de sodium, Clinical grade essential oils blend / mélange d’huiles essentielles de qualité clinique;Citral, Citronellol, Limonene 

*Składniki pochodzenia organicznego


Za 30ml produktu musimy zapłacić ok 260 złotych co uważam że nie jest jakąś straszną ceną z uwagi na to że ja miałam ją przez pół roku-właśnie tyle maseczka ważna jest po otwarciu. Czyli nic się nie zmarnuje.

Miałyście styczność z marką Tata Harper?