piątek, 31 marca 2017

WISHLISTA KOSMETYCZNA.




W styczniu przedstawiłam Wam pierwszą wishlistę którą udało mi się całą zrealizować i to w niedługim czasie, co bardzo mnie osobiście cieszy. Tamta lista była ogólna bo oprócz kosmetyków pojawiła się biżuteria jak i dodatki w formie etui na karty.
Teraz przychodzę do Was z listą którą chciałabym zrealizować w jak najkrótszym czasie ale typowo kosmetyczną i będą tutaj kosmetyki do pielęgnacji twarzy oraz jeden zapach.



Tak więc na początek krem do twarzy. Jak już wcześniej wspominałam nie jestem ich wielką fanką ale za to jestem fanką wykończenia jakie daje owy krema raczej jakie ma dawać.
Mowa tutaj o produkcie marki Tata Harper Illuminating Moisturizer. Jestem fanką kosmetyków owej marki ale jak w każdej znajdą się produkty lepsze jak i gorsze i w przypadku Taty Harper nie podpasował mi na tą chwile jeden produkt. Ale wracając do kremu jest on luksusowym krem nawilżającym z rozświetlającym efektem soft-focus. Posiada w składzie prawdziwy diamentowy pył który ma nadawać skórze rozświetlenie. Ja jestem "sroką" jeśli chodzi o rozświetlenie twarzy i chce każdy produkt przetestować który ma nam dać takie wykończenie.
Za 30ml musimy zapłacić 375 złotych.

Drugi produkt niestety nie jest dostępny w Polsce ani nawet w Europie, można go zakupić jedynie przez Ebay-a. Mowa tutaj o C-firma day serum od marki Drunk Elephant (tak w skrócie powiem Wam że to marka warta zainteresowania, szkoda jednak że nie dostępna w Polsce). Owy produkt to serum na dzień z witaminą C która jest silnym antyoksydantem, ale posiada również enzymy z owoców. Serum ma za zadanie chronić naszą skórę przed promieniami słonecznymi, ujędrniać i rozjaśniać jej wygląd oraz poprawiaćoznaki fotostarzenia. Produkt posiada w składzie 15% silnego przeciwutleniacza kompleksu L-askorbinowego oraz witaminę E która pomaga chronić skórę przed zanieczyszczeniami środowiska i kwas hialuronowy który nawilża skórę. Jestem wielką fanką witaminy C i jej dobroczynnych właściwości dla skóry tak więc nie mogę się doczekać aż będę mogła wypróbować owy kosmetyk.
Jego cena to ok. 320 zł(oryginalna strona marki) za 30ml.

Kolejnym produktem jest maseczka marki REN Glycolactic Radiance Renewal Mask którą próbkę otrzymałam kiedyś przy jakiś zakupach i tak mnie zauroczyła że postanowiłam że chciałabym ją mieć w swojej kolekcji. Maseczka ta ma właściwości peelingujące, zawiera kompleks kwasów owocowych takich jak mlekowy, glikolowy, jabłkowy, cytrynowy ale również papainę dzięki czemu jest intensywna ale również łagodnie złuszcza. Odświeża cerę, poprawia jędrność skóry oraz wygładza jej powierzchnie no i oczywiście dodaje jej blasku.
Za 50ml musimy zapłacić ok. 160 złotych

Następny produkt to coś co chciałam wypróbować już od dawna, przewijał się na moich listach, ale ciągle było coś innego do kupienia. Mowa tutaj o samoopalaczu do twarzy marki ECO TAN Face Tan Water który jest w formie toniku. Ja nie jestem fanką takich produktów, to znaczy nie byłam bo dla mnie zawsze zwyczajnie w świecie śmierdziały. W tamtym roku w okresie letnim zakupiłam od owej marki samoopalacz do ciała i nie dość że świetnie działał to również ładnie pachniał. Tonik ten oprócz dodawania nam opalenizny również pielęgnuje, odżywia oraz dodaje blasku naszej skórze. Nie zatyka porów, działa przeciwtrądzikowi, nawilża i pomimo iż ma za zadanie opalić naszą twarz dzięki zawartości witaminy C nadaje jej jaśniejszy wygląd. Koszt to ok. 160 złotych za 100 ml

Kolejny produkt bardzo chciałabym posiadać aczkolwiek nie wiem czy uda mi się go kupić gdyż to edycja limitowana i niedostępna w Europie. Mowa tutaj o maseczce marki Mahalo The Bean. Maseczka nie jest dostępna ciągle a jedynie od kwietnia wydaje mi się że do lipca lub sierpnia. Nie chcę zagłębiać się bardziej w ten temat ale wydaje mi się że właśnie w tym okresie zbierany jest pewien składnik wykorzystywany do produkcji maseczki. W skład maseczki wchodzi kakao, wanilia oraz kawa która jest dodawana do surowego, hawajskiego miodu, maseczka również pełna jest szlachetnych ekstraktów roślinnych. Ta formuła właśnie ma za zadanie zwiększyć aktywność naturalnych mechanizmów ochronnych skóry, detoksykować ją rozjaśnić oraz uspokoić, zmiękczyć oraz delikatnie złuszczyć. Powiem Wam szczerze że wyobrażam sobie jak cudownie musi ona pachnieć.

Ostatni produkt jeśli chodzi o pielęgnację to tonik ale ja nazwałabym to esencją marki Whamisa Organic Flowers Toner w wersji Original. To produkt którego posiadam wersję mini ale chce pełnowymiarowe opakowanie bo tak go polubiłam.
Tonik ten delikatnie otula skórę, przywraca jej naturalne pH. Zawiera wyciąg z kwiatów chryzantemy który jest bogaty w witaminę A, C oraz E. Tonik łagodzi moją skórę, zmniejsza jej podrażnienia, wyraźnie koi  oraz uspokaja ją. Skóra jest wyraźnie rozjaśniona, nawilżona a moje naczynka są zmniejszone i nie aż tak widoczne, rzadziej pojawia mi się rumień na twarzy. Bardzo polubiłam ten produkt.
Cena za 120 ml to 149 złotych ale moim zdaniem warto.

Ostatnią rzeczą jest zapach marki Diptyque...wraz z nową porą roku czas na i nowy zapach padło na Philosykos który jest przepiękny, przecudowny. Pachnie lekko słodko ale nie jest w żaden sposób duszący, jest świeży, lekko mleczny...dla mnie to kokos na fidze. To idealne określenie owego zapachu...to koktajl zblendowany z kokosa, figowca oraz całej figi wraz z skórą i liśćmi a do tego mleczko kokosowe. Bardzo lekka kompozycja, idealna na wieczór jak i dzień. Zapach w żaden sposób nie jest sztuczny czy też tandetny a taki naturalny, świeży i delikatnie słodki z odrobiną zielonej, wytrawnej goryczki. Bardzo oryginalna kompozycja, bliskoskórna, otulająca. Zakochałam się w tym zapachu(zakupiłam próbkę) i wiem że to będzie mój zapach na wiosnę ale i może lato.
 Za 50 ml zapłacić musimy ok 300 złotych.

Może pochwalicie się jakie kosmetyki do pielęgnacji chciałybyście wypróbować w najbliższym czasie?






piątek, 17 marca 2017

IDEALNE MASECZKI DO ZROBIENIA PRZED IMPREZĄ.



Planujesz wielkie wieczorne wyjście? Zapewne szykować się będziesz cały dzień ale wcale nie musisz poświęcać na to całego dnia. Sekretem zdrowego wyglądu skóry bowiem w 100% nie jest wyłącznie makijaż ale i to jak o nią zadbamy. Aby cera była gładka i jędrna musimy dostarczyć jej odżywczych składników a co robi to najlepiej? Domowe maseczki! I nie ważne czy zmagasz się z trądzikiem, suchą czy zmęczoną skórą na pomoc przychodzą warzywa, owoce i miód które przywrócą twej cerze blask za którym tak tęsknisz. Bo ja od wielu lat już uważam że najlepsze są te kosmetyki które pochodzą z natury i zrobisz je sama.




Maseczka z miodu to zdaje mi się najprostszy domowy sposób na oczyszczenie twarzy i zwalczenie trądziku. Ja pomimo iż nie posiadam trądziku a moja skóra należy do tych raczej suchych i wrażliwych często sięgam po miód. Najlepiej abyś ową maseczkę wykonywała z gęstego miodu który automatycznie stanie się nie tylko maseczką ale i peelingiem. Po zmyciu jej skóra staje się świeża oraz oczyszczona.

Przepis:
Na swojej twarzy rozprowadź łyżkę miodu i pozostaw na ok. kwadrans po czym zmyj ją wodą masując skórę kolistymi ruchami.

Teraz czas na nadanie cerze trochę promienności. Miód w połączeniu z cytrusami działa antybakteryjnie(mówie tutaj o lekarstwie na przeziębienie), ale gdy stworzysz na ich bazie maseczkę ona odżywi i oczyści twoją skórę delikatnie ją rozjaśniając dzięki czemu twoja twarz będzie wyglądała o wiele młodziej i promienniej.

Przepis:
Potrzebne Ci będą dwie łyżki płynnego miodu oraz łyżka soku z cytryny. Wymieszaj wszystkie składniki i nałóż na twarz, szyję oraz dekolt po paru minutach zmyj ciepłą wodą.

Gorzka czekolada wpływa na organizm antystresowo a to za sprawą smaku jak i zapachu. Zawarte w czekoladzie ziarno kakaowca sprzyja uwalnianiu się endorfin a nawet naturalnemu efektowi odmładzania. Maseczka czekoladowa więc to świetnie źródło antyoksydantów, dzięki czemu nasz organizm wolniej się starzeje i jest odporniejsze na działanie promieni UV.

Przepis:
Potrzebne Ci będzie 1/4 szklanki kakao w proszku, łyżka oleju kokosowego oraz szczypta cynamonu. 
Musisz wymieszać wszystkie składniki po czym nałożyć na twarz na ok. 20 minut. Po tym czasie musisz zmyć ją wodą-dzięki olejowi zawartemu w maseczce skóra nawet po zmyciu będzie pięknie nawilżona.

Awokado to jedno z moich ulubionych owoców do jedzenia ale również do pielęgnacji. Posiada w sobie mnóstwo tłuszczu który jest zbawienny dla cery ale i figury. Wykonanie z awokado maseczki nie ma sobie równych, owa maseczka doda twojej skórze błyskawiczny wręcz zastrzyk nawilżenia i pozostawi twoją skórę gładką przez całą noc. 

Przepis:
Miękkie, dojrzałe awokado oraz dwa plastry ogórka zielonego. Awokado musisz przekroić na pół i wydrążyć z niego miąższ(u wcześniej oczywiście wyciągnij pestkę). Zmiksuj awokado na gładką masę po czym nałóż równomiernie na całą twarz a na oczy nałóż schłodzone plasterki ogórka.Połóż i relaksuj się przez ok. 15 minut po czym zmyj maskę.





wtorek, 14 marca 2017

ULUBIEŃCY LUTEGO.

Od razu bez zbędnego wstępu zacznę przedstawiać Wam produkty które oczarowały mnie w jakże krótkim, poprzednim miesiącu.
Będzie jak zawsze niewiele produktów bo tylko trzy ale aż z trzech kategorii-włosy, twarz i ciało, co dzieje się u mnie nie często bo zawsze swą główną uwagę zwracam na twarzy.



Zacznę może od ciała. I jeśli chodzi o pielęgnację ciała w tamtym miesiącu postawiłam na polską markę która już nie raz pojawiała się na blogu głównie w ulubieńcach. Mowa tutaj o Ministerstwie Dobrego Mydła i ich cudownym musie do ciała, ja akurat posiadałam ten o zapachu szafranu. Posiadałam bo wykończyłam go do dna, naprawdę wyskrobałam wszystko.
Produkt ma za zadanie nawilżyć i wygładzić nasze ciało...i to też robi. Moja skóra powiem Wam szczerze nigdy nie była tak gładka jak po użyciu owego musu do ciała.
Mus świetnie odżywia skórę, jest w konsystencji przyjemnie piankowa po rozsmarowaniu zamienia się w olejek który otula ciało. Posiada w swoim składzie mnóstwo maseł oraz olei takich jak: masło shea, masło kakaowe, olej szafranowy, olej brzoskwiniowy, olej z pestek winogron, olej z nasion malin, olej rokitnikowy oraz cała gamę olejków eterycznych dzięki czemu balsam pachnie nieco pikantnie, nieco orientalnie..olejki łatwo wchłaniają się w skórę i głęboko regenerują zniszczony naskórek. Wyciąg z nagietka przyśpiesza gojenie ran oraz podrażnień a ciepły zapach naprawdę wieczorem po kąpieli koił, odprężał i pomagał mi się odstresować po ciężkim dniu  w pracy.
Ważne jest aby mus nakładać na wilgotne ciało, wmasowując je kolistymi ruchami w ciało.
Za 120 ml musimy zapłacić 42 złote ale było to najlepiej wydane 42 złote jeśli chodzi o pielęgnacje mego ciała i na pewno wrócę do owego musu.

Kolejna rzecz to już pielęgnacja twarzy. Produkt jak i cała marka niestety nie są dostępne w Polsce ale nie musicie opłacać cła za jego zakup gdyż spokojnie zakupicie produkt poprzez sklep internetowy znajdujący się w Europie. Mowa tutaj o maseczce marki Mahalo-jeśli obserwujecie mojego Instagrama(a jeśli nie to do zachęcam Was do tego) to wiecie że w lutym wręcz obkupiłam się ich produktami bo w swej kolekcji posiadam aż cztery kosmetyki od tej marki. Ale wracam do ulubieńca którym jest maseczka Pele Mask. Zamknięty w przepięknym bambusowym opakowaniu, czarny proszek to cudowny kosmetyk.
 Maseczka ma za zadanie głęboko zdetoksykować naszą skórę, zmniejszyć rozszerzone pory oraz oczywiści je dodatkowo poprawić krążenie i pomóc w odnowie komórek co prowadzi do natychmiastowego dodania blasku naszej skórze twarzy. Maseczka uspokaja stany zapalne, pomaga w walce z wypryskami oraz przebarwieniami.
Aktywowany przez wodę proszek przekształca się w czarny mus który delikatnie się pieni oraz wydaje różne dźwięki, ponieważ ożywia botaniczne wyciągi. Maska wyciąga zanieczyszczenia ze skóry które nagromadziły się podczas całego dnia a dodatkowo rewitalizuję zmęczoną skóre, dodaje jej nawilżenia oraz składników odżywczych.
Maseczka pachnie kakao trochę imbirem i glinką-pachnie dla mnie lekko orientalnie. Pele Mask posiada w składzie przeciwzapalną kurkumę, witaminę C, wyciąg z liści Neem, Cayenne oraz węgiel bambusowy który "absorbuje bakterię".
Za 50 ml sypkiej maseczki musimy zapłacić ok. 260 złotych.



Ostatni już produkt to coś o co bym się po sobie nie spodziewała bo mowa tutaj o piance do włosów. Ja włosy tylko myje szamponem czy sodą od czasu do czasu nałożę na włosy olej kokosowy i jakoś nie interesuje się włosami. Nie suszę ich suszarką, nie farbuje, nie prostuje bo po prostu nie mam na to czasu ani zwyczajnie ochoty-włosy "zrobię" dopiero gdy się gdzieś wybieram a zdarza się to rzadko bo z reguły żyje pracą. A więc pianka do układania włosów marki Alverde-marka własna niemieckiej drogerii DM-pojawiła się u mnie w połowie lutego dzięki florencebeauty. Pianki nie zakupimy stacjonarnie w naszym kraju ale wiele sklepów oferuje je internetowo.
Posiadam włosy falowane, trudne do ogarnięcia gdyż tak naprawdę każdy włosy idzie w inną stronę i posiadam wiele baby hair. Ta pianka delikatnie odbija od nasady moje długie włosy, ujarzmia je oraz dodaje im przepięknego blasku i dodatkowo układa moje włosy w piękne fale. Pianki w żaden sposób nie czuć na włosach, nie oblepia ona ich ani nie obciąża...jest bardzo delikatna i trochę przypomina piankę do mycia rąk, dodatkowo bardzo ładnie pachnie.
Za pojemność 150 ml musimy zapłacić w sklepach internetowych od 20-28 złotych.


Oto moi wszyscy ulubieńcy poprzedniego miesiąca, mam nadzieje że choć jeden przypadł Wam na tyle do gustu że jesteście gotowe na jego zakup.
Nie wiem czy pojawią się ulubieńcy marca...powiem Wam szczerze że ograniczyłam zakupy kosmetyczne do minimum, gdy wykończę jedną rzecz zakupuje dopiero jego zamiennik a niekiedy wracam do starych ulubieńców a nie chciałabym powracać z produktami które już Wam przybliżałam.Mam w planach pare zakupów w najbliższym czasie ale chciałabym też móc dłużej potestować produkty ażeby przychodzić do Was z ich recenzją. W między czasie na pewno będę wracać z nowymi postami czy też nowymi seriami które mam nadzieje będą przypadać Wam do gustu.
Teraz cieplutko Wam pozdrawiam i do następnego przeczytania :)

czwartek, 9 marca 2017

SAPPHO ORGANICS LIQUID FOUNDATION.




Nie za często na moim blogu pojawia się kolorówka. Rzadko kiedy kosmetyki do makijażu stają się moimi ulubieńcami. Nie jestem wielką fanką tychże kosmetyków i jak wiecie o wiele łatwiej idzie mi kupowanie kosmetyków do pielęgnacji twarzy a nawet ciała aniżeli tych do "upiększania" nas.
Ale ten produkt, podkład tak bardzo polubiłam że chciałabym z Wami podzielić się jego recenzją.

Marka Sappho została założona przez Makeup-istkę JoAnn Fowler w Kanadzie w 2008 roku. Sappho to marka naturalna, organiczna i tworząca bardzo luksusowe kosmetyki wolne od syntetycznych konserwantów znane lub podejrzewane o działanie rakotwórcze.
Linia jej kosmetyków jest przecudowna, została przetestowana przez wizażystów i oni również byli zachwyceni że naturalne kosmetyki kolorowe mogą być aż tak profesjonalne.
Marka Sappho bardzo walczy o wartości etyczne biznesu, przejrzystość składników, o uczciwości ale i również autentyczność.
JoAnn brała udział w między innymi w takich produkcjach: Saga Zmierzch: Księżyc w Nowiu oraz Zaćmienie, X-Men 2, Oszukać przeznaczenie 5 i dużo, dużo więcej oraz słynie z regularnej współpracy z takimi gwiazdami: Drew Berrymore, Carmen Electra, Lindsay Lohan, Mia Kirshner ale można wymieniać i wymieniać.
W 2016 roku JoAnn Flower zaprezentowała swoje najnowsze "dziecko" czyli Sappho New Paradigm, to ulepszone formuły Sappho Organics oraz zupełnie nowe produkty.
Marka posiada w swym asortymencie od baz pod makijaż, podkłady, CC cream, korektory, cienie do powiek, róże, pudry, pomady do brwi, tusze po pędzle do makijażu.
Jakoże marka pochodzi z Kanady za zakupy zrobione na ich stronie nie musimy opłacać cła :)

Ale wracając do podkładu o którym chciałabym Wam opowiedzieć. Pochodzi on jeszcze ze "starej" lini, zakupiłam go w maju roku 2016 i uwierzcie mi że byłam nim bardzo podekscytowana i nie mogłam się doczekać aż trafi w moje ręce. Przed nim używałam Complexion Rescue od Bare Minerals oraz ich oryginalnej wersji podkładu mineralnego i owe dwa produkty wciąż uwielbiam aczkolwiek to ten podkład stosuje każdego dnia(a raczej używałam bo zdenkowałam go całkowicie).

Podkład zamknięty jest w plastikowej, ciemnej buteleczce z wygodną pompką która dozuje idealną ilość podkładu na pokrycie całej twarzy.
Odcień który ja stosowałam nazywa się Rachel i był on dla mnie idealnym odcieniem-jest też najczęściej kupowanym bo idealnie sprawdza się przy jasnych jak i średnich odcieniach skóry i wpada w żółte tony dzięki czemu świetnie redukuje zaczerwienienia-a tych mam sporo.



Krycie określiłabym jako średnie, ale można stworzyć i pełne krycie przy pomocy owego podkładu. Nazbyt wielu problemów nie mam z moją cerą, okresowo wyskoczą mi malutkie pryszczyki i mam małe przebarwienia skóry i powiem Wam że podkład radzi sobie z każdą skazą mojej skóry.
Dodatkowo wygląda bardzo naturalnie na skórze i jest wręcz niewidoczny. Bardzo lubię takie podkłady.
Idealnie sprawdza się przy każdym rodzaju skóry.
Na mojej suchej skórze nigdy nie czułam ściągnięcia gdy nakładałam podkład. Dodatkowo nie zaznacza suchych skórek, nie wchodzi w zmarszczki oraz żadne linie.
Pomimo iż nie zawiera w swoim składzie sylikonów rozprowadza się bardzo dobrze, ale źle roztarty może tworzyć smugi.Najlepiej aplikuje się go po prostu palcami.
Jak wspomniałam wcześniej świetnie kryje zaczerwieniania skóry ale i przebarwienia. Aby uzyskać efekt pełnego krycia na skórze wystarczy wycisnąć podkład na dłoni i odczekać kilka minut po czym zaaplikować podkład na twarz. Podkład w tymże czasie zmienia konsystencję na bardziej gęstą a i przy tym bardziej kryjącą.
Ma bardzo dobry skład bo już na pierwszy miejscu znajdziemy organiczny aloes ale również nagietek, organiczną zieloną herbatę, olej jojoba, olejek rozmarynowy, olej neem, olej z nasion marchwi. Znajdziemy w nim również tlenek cynku który ma działanie ściągające i lecznice, podkład naprawdę pomaga wyleczyć wypryski. Preparaty na bazie cynku ułatwiają oczyszczanie skóry, ściągają rozszerzone pory, łagodzą stany zapalne i zmniejszają skłonność skóry do powstawania zakórników i moim zdaniem podkład to wszystko robił. Poza tym nawet po zmyciu makijażu(z udziałem owego podkładu) skóra czułą się dobrze i tak też wyglądała. Dodatkowo w składzie jest mika-główny składnik kosmetyków mineralnych.

Aplikacja:
Przed użyciem podkładu musimy go porządnie wstrząsnąć bo lubi się rozwarstwiać gdyż jego konsystencja jest czymś pomiędzy...nie jest ani wodnista, ani gęsta ale taka trochę żelowa wręcz. Niezwykle chłodząca szczególnie w ciepłe dni.
Tak więc bardzo dobrze mieszamy buteleczkę po czym aplikujemy podkład palcami, pędzlem czy gąbeczką każda forma się sprawdza aczkolwiek ja najbardziej lubię aplikować go palcami.

Za 30ml podkładu musimy zapłacić 47$ czyli ok.195 złotych. Szczerze być może to dużo aczkolwiek wszystkie podkłady poszły naprawdę do góry, a to naprawdę świetny podkład z naturalnym składem...dla mnie jest luksusowy i nie mówię tutaj o buteleczce ale o jej wnętrzu.

Powiem Wam że wykończyłam owy podkład po 10 miesiącach jego używania, tak naprawdę można powiedzieć że każdego dnia i wiem że jeszcze do niego wrócę bo bardzo, ale to bardzo go lubiłam i był moim idealnym podkładem. Takim jakiego szukałam całe życie :)
Na stronie Nuciya możecie zamówić próbkę tego podkładu, ja tak zrobiłam przed zakupem. Sklep jest w Kanadzie toteż nie musicie obawiać się o opłatę cła.Próbka o pojemności 5ml to koszt ok. 35 złotych.



Post ten w żaden sposób nie jest sponsorowany. Owy produkt został zakupiony za moje własne pieniądze.