piątek, 27 stycznia 2017

ZOOM NA MARKĘ * MAHALO



Postanowiłam kontynuować serię "ZOOM NA MARKĘ" gdyż zauważyłam że przypadła Wam do gustu. To tutaj przybliżam Wam marki warte polecenia, naturalne, organiczne i zdrowe dla nas i otoczenia. Powoli zabieram się do opracowania paru polskich marek ale do tego niestety trudniej jest mi się zabrać gdyż to rodzime marki i stres jest chyba większy :)
Dziś marka która sadzę, że będzie moim odkryciem roku 2017(tak, pomimo iż mamy dopiero początek tego roku), która jest kosztowna i luksusowa aczkolwiek warta zapoznania.



Mowa tutaj o Mahalo Skin Care. Została ona stworzona przez pasjonatkę piękna oraz natury mieszkająca na egzotycznej wyspie Kauai na Hawajach- Marynę Kracht, wiosną 2014 roku. Jak widzicie marka jest bardzo młoda a już ma rzesze fanów. Ta nowa i bardzo mała firma jest w pełni niezależna i w ich studio kosmetyki przechodzą wszelkie procesy od tworzenia olei, znajdowanie składników po wstępne mieszanie partii  kosmetyków.

Mahalo Skin Care to linia kosmetyków do twarz na botanicznej bazie, która oferuje wysoką wydajność, bardzo luksusowe "zabiegi" na skórze, które zwalczają stany zapalne skóry, przedwczesne starzenie się oraz chronią nas przed często brudnym otoczeniem(mowa tutaj o powietrzu) a wraz z każdym dniem używania  nasza skóra jest zdrowa, piękna i pełna blasku.
Unikalność marki polega na łączeniu starożytnej wiedzy z Polinezji z nowoczesnymi osiągnięciami naukowych technologii naturalnej pielęgnacji. Owe kosmetyki mają za zadanie dostarczyć nam doświadczeń inspirowanym hawajskim podejściem do pielęgnacji czyli powolnych, luksusowych rytuałach pielęgnacyjnych.

Kosmetyki marki Mahalo produkowane są jedynie z najwyższej jakości naturalnych składników połączonych z klinicznie przebadanymi substancjami czynnymi i wyrafinowanym zapachami które pobudzają skórę jak i nasze zmysły.
Za każdym produktem marki Mahalo kryje się miłość, namiętne oddanie do owego rzemiosła i pragnienie zapewnienia klientom jak najbardziej skutecznych i luksusowych kosmetyków do pielęgnacji.

Mahalo to starożytne hawajskie słowo które oznacza wdzięczność, szacunek. 




Każdy produkt mark Mahalo jest inspirowany inną hawajską wyspą którą znajdziesz wygrawerowaną na bambusowej buteleczce czy słoiczku. I tak oto Wyspa Oahu zainspirowała stwórczynię do stworzenia Vitality Elixir a wyspa Maui można zobaczyć na Vacation Glow. Mahalo również korzysta z egzotycznych roślin jak i minerałów z owych wysp do stworzenia cudownych kosmetyków takich jak na przykład: hibiskus, owoce noni, olej Kukui oraz hawajskiej glinki w swoich innych produktach.

Tworząc linie swoich własnych kosmetyków Maryna wiedziała, że chce aby Mahalo było symbolem sztuki i natury ale miał być również świadomym wyborem. Po przetestowaniu i przeglądaniu niezliczonej ilości opakowań, Maryna zdała sobie sprawę, że musi to być coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju i tak wpadła aby wykorzystać do tego bambus.Potrzebowała pięciu miesięcy aby zaprojektować wygląd całej linii i po udanej kampanii w grudniu 2014 roku była gotowa doprowadzić linię do życia.


Niewątpliwie najlepiej sprzedającym się kosmetykiem marki Mahalo jest The Rare Indigo Balm który jest fioletowy w kolorze(to naturalne barwniki), jedwabiście gładki w konsystencji i ten zapach...kwiatowy, owocowy z nutką ciepłej wanilii, tak delikatny...ten zapach to idealne perfumy. Ten balsam świetnie odżywia cerę dzięki organicznemu oleju i masłu z konopi, murumuru, babassu, marula i acai a to tylko niektóre z egzotycznych składników jakie można znaleźć w tym cudownym balsamie.




Czymże przykuły mnie owe kosmetyki? Cudownym składami, zapachami oraz tak pięknymi kolorami jak i myślą przewodnią. To kolejna firma która robi kosmetyki sama, nie zleca tego nikomu, jest przyjazna dla środowiska ale i dla nas ludzi. To kosztowne kosmetyki ale jak już wspominałam przy zoomie na markę poświęconej marce Tata Harper, to są niewielkie firmy które od ucierania olei po napełnianie opakowań robią wszystko sami. Kontrolują to i chcą dać odbiorcy jak najlepszy produkt. Zgodny ze sobą jak i naturą a uważam że to jest piękne i chce wspierać właśnie takie marki.

Powoli szykuje się do napisania recenzji dotyczącej balsamu The Rare Indigo Balm który już jakiś czas testuje i jestem z niego niezwykle zadowolona. To właśnie dlatego szykuje się do kolejnych zakupów które sadzę że nadejdą już w najbliższym czasie i mam nadzieje że sprawią mi tyle radości co użytkowanie owego balsamu

Znacie ową markę czy też może słyszycie o niej po raz pierwszy?

wtorek, 24 stycznia 2017

CUDOWNE WŁAŚCIWOŚCI OCTU JABŁKOWEGO.



Ocet jabłkowy niewątpliwie zawsze musi być w mojej...łazience. Tak w łazience, nie w kuchni. Nie potrafię obyć się bez tego produktu żywnościowego. Ja głównie używam go w pielęgnacji skóry jak i włosów ale posiada on o wiele więcej właściwości, które postaram się Wam dziś przedstawić.




* Ocet ten powoduje że dłużej czujemy uczucie sytości, gdyż spowalnia procesy trawienne w korzystny dla nas sposób. Redukuje hormon odpowiedzialny za głód. Pomaga szczególnie po zjedzeniu posiłków o dużej zawartości węglowodanów gdyż obniża poziom glukozy we krwi. Oznacza to że nie będzie dochodziło do skoków cukru, które prowadzi do pojadania, stresu jak i przemęczenia. Poziom energii w ciele stanie się stabilny i nie będziesz już sięgała po przekąski po zjedzeniu większego posiłku.

* Kuchenny produkt sprawdza się naprawdę świetnie w domowej pielęgnacji skóry(pomimo testowania wielu kosmetyków najbardziej lubię te domowe, gdyż są niezastąpione). To silny preparat bakteriobójczy jak i przeciwzapalny więc pomaga w walce z trądzikiem, redukuje również blizny. Tworzę zazwyczaj z niego tonik którym przecieram twarz rano i wieczorem( proporcja 1:1 ). Skóra po stosowaniu takiego toniku jest wyraźnie rozjaśniona, pełna blasku, nie podrażniona i nie czuje uczucia ściągnięcia a jedynie lekkie szczypanie. Być może dla wielu jego zapach może być nie do zniesienia aczkolwiek ulatnia się po chwili.
Ocet jabłkowy również świetnie regeneruje włosy, zamyka uszkodzone łuski włosa, wygładza jej powierzchnie i nadaje włosom pięknego blasku.
A to wszystko za sprawą zawartych enzymów w occie które przyśpieszają gojenie się ran, zmniejszają produkcję sebum przez gruczoły łojowe(na twarzy jak i również skórze głowy-sama do zauważyłam że dłużej moje włosy są świeże).
Dodatkowo ocet możesz wykorzystać aby pozbyć się żółtych przebarwień na paznokciach.

* Ocet dodatkowo według badań potrafi obniżyć poziom cukru we krwi wypity pół godziny przed posiłkiem(skonsumuj roztwór łyżki stołowej octu z połową szklanki wody). Dodatkowo warto wypija owy magiczny roztwór gdy dopada nas ochota na niezdrowe pojadanie, po nim apetyt przechodzi od razu, gdyż pozostawia w jamie ustnej nieco ostry smak który odwraca uwagę mózgu od chęci zjedzenia wcześniej pożądanych smaków.

 Jak jednak stosować ocet jabłkowy?

Spraw by picie wody z octem było pewnego rodzaju poranną monotonią o której zawsze będziesz pamiętać gdyż skutecznie pobudza on metabolizm. Stwórz magiczny eliksir z łyżki stołowej octu, szklanki przefiltrowanej wody oraz szczypty cynamonu. Możesz pić ową miksturę jedynie po przebudzeniu, lub trzy raz dziennie przed każdym posiłkiem(chyba że zjadasz pięć posiłków). Urodowe stosowanie octu jest równie proste. Aby stworzyć płukankę nabłyszczającą na włosy która doda im dodatkowo objętości i sprężystości wystarczy ci łyżka octu wymieszana z wodą i musisz jedynie przepłukać owym roztworem umyte włosy. Jeśli masz problemy z trądzikiem wystarczy przemyć nim twarz tak jak robisz to tonikiem-ocet świetnie reguluje pH skóry oraz delikatnie oczyszcza ją z krost i niedoskonałości.

czwartek, 19 stycznia 2017

WISHLIST'A NA NAJBLIŻSZY CZAS.



Przed zakupem jakiejkolwiek rzeczy zazwyczaj dniami, tygodniami a niekiedy miesiącami "wisi" na mojej magicznej liście. Tam spisuje wszystkie rzeczy jakie chciałabym posiadać...ubrania, dodatki, kosmetyki czy te do pielęgnacji czy też do makijażu ale i meble do pokoju, dekoracje. Od pewnego czasu staram się rozważniej kupować rzeczy jakimi będę się otaczała. Stawiam na jakość nie na ilość toteż postanowiłam zacząć zabawę z "capsule wardrobe", pozbyłam się rzeczy zbędnych z mojego pokoju i teraz czuje się naprawdę szczęśliwsza. W tym roku postanowiłam również przystopować z zakupami jeśli chodzi o kosmetyki pielęgnacyjne i wybierać tylko te które naprawdę chce.Tak naprawdę, naprawdę.
Chciałabym podzielić się z Wami naprawdę niewielką wishlistą gdzie znajdują się rzeczy jakie chciałabym zakupić w odstępie miesiąca, półtorej miesiąca i z których wiem że będę zadowolona.

Nie jestem fanką wielkich portfeli. Posiadam niewielki portfel od Michaela Kors'a który służy mi już wiernie od czterech lat i jak ze skórą nie ma problemu(to skóra saffiano)wciąż wygląda rewelacyjnie, to w środku rozrywają mi się boki od kieszonki na monety. Podklejałam już je parę razy, ale wciąż dzieje się to samo.
Jako że częściej nosze malutkie torebki, do których niekiedy nie mieszczą się nawet portfele normalnych rozmiarów postanowiłam zakupić etui na karty, gdzie mogłabym trzymać najpotrzebniejsze karty oraz dowód jak i parę banknotów(nie ukrywam że wolę mieć pieniądze na karcie gdyż wtedy mniej wydaje). Postawiłam na dwie marki: YSL lub Chloe-od której chciałabym jeszcze w tym roku zakupić co najmniej jedną torebkę oraz baletki. To wyroby już bardzo wysokiej jakości i wiem co niektórzy z Was myślą-że głupotą jest wydawać tyle pieniędzy na kawałek skóry. Moim mottem jednak w tym roku jest "less is more" tak więc zamiast czterech portfeli wole zakupić właśnie takie etui. YSL jest standardowym etui posiada cztery przegrody na karty jak i również pewną przegrodę na banknoty czy nawet monety , natomiast te od Chloe oprócz czterech przegródek na karty posiada jeszcze przegródkę na monety zasuwany na suwak. Nie mogę zdecydować się na jedną, tak więc które etui Wy byście wybrały?

Kolejną rzeczą jest pomadka/balsam do ust marki Tata Harper Be True  który oprócz nawilżenia ma wypełnić nasze usta, odżywić sprawić że staną się one pełniejsze i miękkie. To produkt idealny do suchej skóry ust a ja takową posiadam dodatkowo uwielbiam markę Tata Harper i z przyjemnością przetestuje na swojej skórze kolejny produkt.

Kolejne dwa produkty pochodzą od uważam że mojej ulubionej marki roku 2017(tak wiem mamy dopiero początek tego roku)czyli Mahalo. Jestem szczęśliwą posiadaczką ich balsamu Rare Indigo i jestem nim wielce zauroczona jak i moja skóra. Niestety nie są to tanie kosmetyki toteż ich zakup musi być zaplanowany i przed zakupem warto je przetestować(sklep Alyaka daje wam taką możliwość, również jest to jedyny sklep on-line w Europie który sprzedaje kosmetyki marki Mahalo). Ja w tym miesiącu postawiłam na zakup maseczki The Petal Mask która ma za zadanie nawilżyć naszą skórę, dodać jej blasku oraz młodzieńczego wyglądu...testowałam już ją w niewielkiej ilości i powiem Wam że pachnie obłędnie, jej kolor jest wspaniały(pastelowy różowy) i cudownie nawilża moją suchą skórę. Drugi zaś produkt to balsam do demakijażu o nazwie The Unveil Cleanse  który kupuje już w ciemno ale jestem go bardzo, ale to bardzo ciekawa i mam nadzieje że będzie się dobrze sprawdzał bo opinie jakie czytałam są wspaniałe na jego temat.

Ostatnimi pozycjami na mej liście są kolczyki polskiej marki MOODJEWELS które wpadły mi w oko ze względu na prostotę i minimalizm,  ja uwielbiam delikatną biżuterię której wręcz nie widać i nie ukrywam że mam jej niewiele(dwie pary kolczyków, jeden naszyjnik, dwie bransoletki oraz dwa zegarki). Zdarza mi się w ogóle jej nie nosić, zapomnieć albo po prostu stwierdzić że lepiej mi bez niej. Sama zauważyłam że biżuteria już odchodzi gdzieś w niepamięć. Biżuteria tej marki wykonywana jest ręcznie ze srebra próby 925, pozłacane ale również dostępne w wersji srebrnej. Ja pragnę zakupić blaszkę na ucho o szerokości 0,5cm oraz kolczyki blaszki długości 2,5cm. Uważam że w zestawie będą się prezentować mimo wszystko niezwykle szykownie.


A więc powoli zabieram się do odhaczania punktów z listy :)

Dajcie koniecznie znać, jakie zachcianki Wam chodzą po głowie i czy dajecie się ponieść się emocjom czy z rozwagą podchodzicie do zakupów?

poniedziałek, 16 stycznia 2017

ULUBIEŃCY 2016 - PIELĘGNACJA.




























Oto druga część ulubieńców roku 2016, tym razem mój ulubiony temat czyli pielęgnacja. Zawsze powtarzam że to pielęgnacja jest najważniejsza a nie makijaż, gdyż nawet najlepszy i najdroższy podkład nie będzie dobrze wyglądał na dobrze przygotowanej cerze i również uważam, że to nie dobrze zrobiony makijaż a właśnie fakt jak dbamy o skórę, włosy czy paznokcie świadczy o naszym dbaniu o nas samych.
Wydaje dużo na kosmetyki pielęgnacyjne, jak nie lubię za bardzo zmieniać tych do makijażu to pielęgnacyjne lubie testować z każdym wykończonym opakowaniem.Lubie mieć dużo maseczek i olejków do twarzy, zawsze ze mną musi być hydrolat różany, balsam do ust czy krem pod oczy. Makijaż zmywam olejami a szamponu używam niezmiennie od roku tego samego.
Chciałam początkowo połączyć ulubieńców pielęgnacyjnych i tych do makijażu i wyznaczyć jedynie 16 kosmetyków jakie skradło moje serce w tamtym roku ale nie mogłabym wykluczyć choć jednego kosmetyku do pielęgnacji które już za chwilę Wam przybliżę.


1. Weleda Skin Food to jeden z produktów który zawsze, ale to zawsze musi być ze mną. Jest to niezwykle uniwersalny produkt gdyż odżywi i nawilży zarówno skórę twojej twarzy jak i ciała. Uwielbiam jego ziołowy zapach, gęstą lekko zbitą konsystencję. Nie nakładam go na twarz bo lekko obawiam się czy aby by mnie nie zapychał poza tym nie lubię tak intensywnych zapachów na mojej twarzy ale na ciało szczególnie w okresie zimowym. Wybawienie, jednakże najczęściej nakładam go wieczorami na ręce jak i dłonie gdyż jest wyczuwalny na skórze przez dosyć długi okres czasu i jest ciężki i gęsty. Tak więc gdy jestem gotowa już do snu aplikuje naprawdę niewielką ilość na stopy jak i dłonie i rano budzę się z mięciutką skórą niczym pupcia niemowlaka.

2. Tata Harper Nourishing Oil Cleanser jest to produkt którego używałam przez ponad pięć miesięcy. Zastąpił ulubieńca roku 2015 czyli olejek do demakijażu Resibo (ponownie jest ze mną) ponieważ miałam ochotę wypróbować coś nowego. Nie lubię jednak na olej do demakijażu jak i żel do mycia twarzy wydawać za wiele gdyż są to produkty które na twarzy są chwilę i mają za zadanie oczyścić(nie zedrzeć) naszą skórę.Jest kosztownym olejkiem gdyż kosztuje 300 złotych za 125ml przy czym ten od Resibo 59 złotych za 100ml. Jednakże nie żałuje że go zakupiłam gdyż był naprawdę świetny. Świetnie zmywał makijaż, odświeżał moją skórę i nawilżał ją, wieczorny demakijaż był niezwykle relaksujący za sprawą charakterystycznego zapachu kosmetyków od Taty Harper. Zauważyłam również że z każdym jego użyciem moja skóra była coraz gładsza, jej struktura wyrównana. Nie podrażniał (szczypał delikatnie w oczy, ale muszę nadmienić że mam niezwykle wrażliwe oczy)mojej skóry i w kontakcie z wodą zmieniał się w delikatne mleczko, zmieniał kolor na biały. Na pewno nie kupie go ponownie ale jego stosowanie było wielką przyjemnością w roku 2016.

3. Ministerstwo Dobrego Mydła Olej Śliwkowy w roku 2015 ulubieńcem roku był olej malinowy z asortymentu wspaniałej manufaktury natomiast w roku 2016 królował olej śliwkowy. Zużyłam chyba trzy buteleczki tego genialnego oleju i szykuje się właśnie do kolejnego zakupu. Każdy produkt zakupiony w MDM uwielbiałam i jego aplikowanie czy to na twarz czy ciało sprawiało mi radość. Olej śliwkowy jest niezwykle lekki, szybko się wchłania i przepięknie pachnie marcepanem. Idealny na zimowe miesiące.
Fantastycznie nawilża moją skórę i pomaga mi w walce z małymi wypryskami, koił ją i chronił przed wiatrami czy niską temperaturą. Używając tego oleju moja skóra była jednolitego koloru, nie pojawiały się wypryski. Używałam go za równo za dnia jak i w nocy. Jest genialny i wiem że przygoda z nim nie jest skończona z mojej strony. Poza tym to produkt polskiej cudownej marki <3

4. Tata Harper Replenishing Nutrient Complex tak, tak tamten rok zdecydowanie kręcił się przy marce Tata Harper, w tym roku mam zamiar wypróbować jeszcze parę kosmetyków tej marki ale odkryłam też inne naturalne, zdrowe i piękne marki którym chciałabym się bardziej przyjrzeć. Owy produkt to serum olejowe który pachnie bardzo intensywnie ale i odprężająco dlatego świetny jest do wieczornej pielęgnacji. Jest przeznaczony głównie do skóry wrażliwej, podrażnionej i łuszczącej się...czytając opis wiedziałam ze sprawdzi się u mnie. Dodatkowo miał dodawać blasku skórze, a ja jestem fanką efektu blasku na skórze czy to za sprawą pielęgnacji czy makijażu. On naprawdę działa, już po pierwszej aplikacji zauważyłam że skóra była wyraźnie uspokojona, zrelaksowana i pełna blasku. Z każdym dniem wyraźnie poprawił się koloryt skóry oraz jego tekstura a skóra była bardzo nawilżona. Olejek w składzie posiada arnike, witaminy A,B,C,D,E; olejek jojoba najwyższej jakości oraz pachnącą pelargonie która właśnie polepsza koloryt cery.
Zastanawiam się czy aby nie wrócić do tego produktu bo niekiedy brakuje mi go.

5. Ecospa Marokańskie Mydło Beldi Lawendowe to produkt tworzony na bazie oliwy z czarnych oliwek z dodatkiem olejku lawendowego. Od stuleci stosuje się go w arabskich łaźniach do zabiegów oczyszczająco-peelingujących i właśnie z takim zamiarem stosowałam owy produkt. Jest to lekko zbita konsystencja ciągnąca się niczym karmel. Używałam go głównie na ciało ale niekiedy aplikowałam go i na twarz, dla mnie działa on jak peeling enzymatyczny. Nakładając go robiłam to zazwyczaj kolistymi, energicznymi ruchami i pozostawiałam go na pare minut na skórze i po jej zmyciu skóra była niezwykle oczyszczona, gładka i miękka. Po nałożeniu olej po kąpieli czułam jak skóra wręcz go pije i staje się pulchna. Nie sądziłam tak naprawdę że polubię tak bardzo ten produkt, niekiedy stosowałam go również zamiast żelu pod prysznic..bardo dobry, wydajny produkt który daje wielkie efekty na skórze.

6. Fridge 1.4 Eye Cream gdy napisze że zużyłam w tamtym roku cztery opakowania tego kremu zrozumiecie jak cudowny jest. Zawsze wracam do niego, tylko raz postanowiłam kupić krem również marki Fridge 4.1 Coffee Cream-ale nie polubiłam się z nim. Mam dopiero 22 lata ale uważam że już teraz powinno się nie zapominać o tej jakże delikatnej strefie na twarzy. Jak nie lubię kremów do twarzy tak nie wyobrażam sobie życia bez kremu pod oczy. Czuje jak owa strefa pije wręcz owy cudowny krem. Jest to różana kompozycja która pomimo delikatnej konsystencji, bardzo szybko się wchłaniającej niezwykle regeneruje i odmładza spojrzenie a dodatkowo natłuszcza moją suchą skórę wokół oczu. Koi i już po pierwszej aplikacji pamiętam że widziałam wielką różnice.Spojrzenie było rozjaśnione, takie rozbudzone, pełne blasku i witalności. Mam w planach przetestować serum olejowe marki Fridge jak i również krem rozświetlający marki Antipodes i wiem że wtedy wrócę do tego kremu.

7. RMS Beauty Lip&Skin balm Simply Cocoa krem do rąk jak i balsam do ust zawsze musi być ze mną. Mówię NIE produktom z parafiną czy wazelinie gdyż wiem czym to jest i nie chce aplikować tego na swoją skórę ciała jak i na delikatne usta. Ten balsam można nakładać na nasze usta jak i na suche partie na ciele typu kolana, łokcie a nawet lubiłam go używać na podkład gdy widziałam że ukazuje moje suche skórki. Leczy usta, nawilża je i zauważyłam że używając go nie mam suchych skórek na ustach. Usta były wygładzone i każda szminka wyglądała świetnie na moich ustach gdy wcześniej zaaplikowałam owy balsam.
Produkt bardzo uniwersalny, nietłusty posiada aktywne, naturalne składniki..bardzo polecam.




8. Tata Harper Resurfacing Mask to maseczka której poświęciłam cały osobny post więc tutaj napisze tylko tyle że jest cudowna i (tutaj) dowiecie się o niej więcej.

9. Ministerstwo Dobrego Mydła Hydrolat Różany od lat już niezmiennie używam wody różanej czy hydrolatu różanego zamiast toniku, aplikuje go zawsze po demakijażu twarzy czy też rano do odświeżenia twarzy. Szczególnie polubiłam ten od Ministerstwa dobrego mydła i już nie wiem ile buteleczek tego cuda wykończyłam. Uwielbiam różany zapach który mnie koi, ale produkt koi nie tylko me zmysły ale co najważniejsze moją skórę. Swietnie tonizuje moją skórę, oczyszcza jakieś resztki makijażu a z rana odświeża lekko podpuchnięta i wciąż zmęczoną skórę. Róża bardzo dobrze wpływa szczególnie na cerę naczynkową gdyż wzmacnia naczynka właśnie. Lubię aplikować odrobinę płynu na dłonie i wciskać delikatnie go w skórę, jest ona po tym nawilżona, gładka, napięta i odświeżona, stonizowana.

10. True Organic of Sweden All You Need Is me to kolejny produkt który jest niezwykle uniwersalny i działa na wszystko i na każdą partię na ciele. Chroni skórę przed zimnem i wiatrem, łagodzi podrażnienia jak i zaczerwienienia, nadaje skórze elastyczności i miękkości, łagodzi poparzenia słoneczne, wybiela i zmniejsza plamy, nawilża nawet najbardziej przesuszoną skórę, goi dobrne rany, łagodzi wypryski jak i swędzenie po ukąszeniach owadów, świetny do suchych stóp, dłoni jak i ust ale ja nakładam go również na końcówki włosów by ochronić je przed mrozem. Produkt bardzo gęsty, bezzapachowy, tłusty i ciężki, pozostaje długo na skórze. Można wykorzystać go również jako rozświetlacz jak i błyszczyk do ust. Istne cudo bez którego nie wyobrażam już sobie mojej kosmetyczki.Bardzo silnie skoncentrowany przez co niewiele go trzeba a co za tym idzie jest niezwykle wydajny.

11. Antipodes Aura Manuka Honey Mask kolejna maseczka ale wiedziałam że najwięcej właśnie tego rodzaju kosmetyku o pielęgnacji będzie w owych ulubieńcach. To moja ulubiona forma pielęgnacji twarzy, uwielbiam proces nakładania maseczek, zmywania ich...a potem podziwianie efektów po jej użyciu. Ta maseczka zachwalana jest już od lat, to główny bestseller marki Antipodes. Cudownej marki. To maseczka w formie kremu(ja dodaje do niego odrobinę olejku który aktualnie mam pod ręką gdyż jest dla mnie za gęsta i za bardzo wyczuwalna na skórze) i pozostawiam od 5 do 15 minut na twarzy. Po zmyciu skóra jest nawilżona, rozjaśniona, wygładzona ale głównym jej zadaniem jest oczyścić skórę i pomóc w walce z niedoskonałościami dzięki właśnie miodzie Manuka który ma właściwości antybakteryjne(lubię nakładać ją również punktowo na niedoskonałości). Radzi sobie również w małym stopniu z wągrami z którymi walczę. Bardzo dobra maseczka, dopiero gdy zaczęłam ją stosować zrozumiałam te zachwyty nad nią.

12. Rahua Voluminous Shampoo to szampon roku 2016, przed jego stosowaniem włosy myłam sodą, co robię nawet teraz od czasu do czasu, ale byłam niezwykle zafascynowana cała produkcją kosmetyków marki Rahua tak więc postanowiłam skusić się na ten produkt(pomimo iż cena odstrasza). Oczywiście na początku się z nim nie polubiłam bo trzeba nauczyć się nim pracować, piana nie jest jakaś pokaźna toteż nie wiedziałam czy włosy dobrze umyłam czy też nie i czy dobrze spłukałam szampon. Tak więc po pierwszym myciu włosy miałam posklejane i do niczego, ale gdy wypracowałam już jak myć włosy..WOW. Włosy odbite od nasady, pełne objętości, gładkie odżywione jak po najlepszej odżywce na całej długości no i świeżość na moich włosach(przetłuszczających się) utrzymuje się do trzech dni. Szampon pachnie niezwykle ziołowo, kojąco jest żelowej konsystencji niewiele trzeba produktu ażeby dobrze umyć całe włosy. To jest szampon do którego wracam, aktualnie używam drugiej butelki i pomimo wysokiej ceny będę do niego regularnie wracała. Gdy potrzebuje mocniejszego oczyszczenia dodaje do niego odrobinę sody i mam dobrze oczyszczający preparat do skalpu.

13. Fridge Ostra Szczotka to gadżet kosmetyczny do którego podchodziłam sceptycznie. Mówiłam sobie-"a to tylko szczotka co tam ona może"-ale naprawdę działa cuda. Szczotkowanie ciała na sucho jest moim co dziennym rytuałem, używając jej nie muszę robić peelingów pod prysznicem gdyż ta szczotka pomaga skórze pozbywać się toksyn, pobudza krążenie dzięki czemu skóra staje się jędrna i napięta oraz wygładza skorę i pozbawia ją martwego naskórka.Ta marki Fridge jest najlepszą jaką miałam gdyż szczotka do peelingu skóry musi być wykonana z naturalnego włosia-ta z końskiego oraz szczeciny. Mimo częstego użytkowania jest w naprawdę świetnej kondycji i zawsze jest na moim stoliku nocnym.

14. Korres Rozświetlająca i Rozjaśniająca Maska z Olejkiem z Dzikiej Róźy to produkt do którego wracam zawsze od roku 2014. To wtedy również zainteresowałam się kosmetykami marki Korres i miałam ich naprawdę sporo(od kremów po olejki,peelingi, mleczka a nawet i perfumy)to marka z Grecji która tworzy naturalne kosmetyki. Szczególnie linia z dziką różą uważam że jest warta zainteresowania gdyż jest genialna. Ta maska robi to co obiecuje nam producent, rozświetla i rozjaśnia. Jest w formie białej pasty o zapachu róży, świetnie oczyszcza i rozświetla, niweluje drobne zmarszczki(szczególnie lubi ją moja mama)jak i niedoskonałości skóry ale co najważniejsze wyrównuje przebarwienia które są moją zmorą(nie jest ich dużo ale zawsze jakieś się pojawi). Efekt rozświetlenia widoczny jest od razu a już trzy aplikację niwelują w wielkim stopniu przebarwienia. Skóra jest promienna i pełna blasku jak i również wygładzona i napięta. 
Stosuje ją z przerwami od dwóch lat, to produkt do którego wracam i polecam i Wam.







piątek, 13 stycznia 2017

TATA HARPER RESURFACING MASK


 Postanowiłam, że od czasu do czasu na blogu będą pojawiać się recenzję kosmetyków które sprawdziły się u mnie i polecam je z ręką na sercu. Nie ukrywam że z reguły będą to kosmetyki z wyżej półki cenowej i bardzo często niedostępne w Polsce. Wiele osób na instagramie prosi mnie abym wyraziła jakąś opinie na temat zakupionego przeze mnie kosmetyku tak więc z Waszej prośby takie posty będą się pojawiać.
Oczywiście produkt będę musiała dobrze po testować więc zazwyczaj recenzja będzie pojawiała się wraz z denkiem produktu lub w połowie jego użytkowania gdyż uważam że dopiero wtedy tak naprawdę wiemy czy kupiłybyśmy ponownie owy produkt czy też nie.



Kosmetyki do pielęgnacji twarzy to moje oczko w głowie, potrafię wydać na te kosmetyki najwięcej, to znaczy najwięcej z reguły wydaje na maseczki jak i sera do twarzy i olejki  gdyż uważam że to one najlepiej działają i dają szybkie efekty na mojej skórze. W mojej kolekcji zawsze najwięcej jest maseczek zazwyczaj od trzech od czterech i tak wszystkie są otwarte. Maseczki staram się robić co dwa-trzy dni w tygodniu, nie robię ich jedynie przed wielkim wyjściem bo uważam że każdy dzień jest wyjątkowy i każdego dnia mamy prawo wyglądać świetnie.
I właśnie dziś opowiem Wam o najlepszej maseczce jaką dane mi było na tą chwile używać. Produkt dosięgnął dna i na tą chwile jedynak zrezygnowałam z jej ponownego zakupu gdyż korci mnie pare innych maseczek to wiem że wrócę do niej.
Markę Tata Harper przybliżałam Wam już w *ZOOM NA MARKĘ* i nie ukrywam że owa amerykańska marka jest jedną z najlepszych a ich maseczka Resurfacing Mask jest genialna.
Ukryta w pięknym szklanym, ciężkim opakowaniu w kolorze zielonym z złota nakrętką i napisami maseczka jest w formie żelowej i również maska jest bezbarwna(ma lekkie zabarwienie brzoskwiniowe).I za to ją uwielbiam gdyż nie wyglądam niczym potwór aplikując ją na twarz. Pachnie przepięknie, miałam już parę kosmetyków tej marki i wszystkie pachną podobnie. Mocno ale relaksująco, kwiatowo i uspokajająco.
Produkt ten nie jest do użytku co dziennego, Tata poleca go używać raz do dwóch razy na tydzień gdyż maseczka ta działa niczym tradycyjny peeling i jest błyskawicznym zabiegiem dla ziemistej, poszarzałej skóry przy czym nie podrażnia jej toteż sprawdza się przy skórach suchych, naczyniowych jak i delikatnych.
Używam maseczki ok. pół roku, uwierzcie że nie oszczędzałam jej sobie i zabiegi z jej użyciem robiłam  bardzo często a wykończyłam ją właśnie w dniu dzisiejszym.
Czymże jednak tak mnie zauroczyła? Skutecznością gdyż moja skóra po jej zmyciu nigdy nie była tak wygładzona, rozjaśniona i pełna blasku. Nie ukrywam że maseczka również zmniejsza widoczność rozszerzonych porów których jestem posiadaczką. Maseczka jak gdyby wchodzi w głąb skóry, oczyszcza ją od środka ale i  usuwa powierzchniowe zanieczyszczenia skóry i usuwa martwy naskórek, dodatkowo łagodzi niewielkie wypryski i jakby je wysysa.



Po jej zmyciu skóra w żaden sposób nie jest ściągnięta, pozbawiona nawilżenia czy podrażniona. Jest przepięknie rozświetlona aż tak bardzo że niekiedy nie chce nakładać nic więcej na swą twarz po jej użyciu.
Maseczkę "noszę" od 5 minut do nawet godziny gdyż w żaden sposób nie przeszkadza mi na twarzy i niekiedy zapominam w ogóle że ją mam, choć nie ukrywam że niekiedy zdarza się że gdy za dużo mówię podczas jej noszenia lubi pękać na twarzy, ale to normalne przy maseczkach.
Polecam nakładać ją szczególnie podczas ćwiczeń czy chociażby jogi gdyż enzymy uwalniają się tak naprawdę podczas gdy nasza skóra lekko podwyższa swą temperaturę, poci się, nagrzewa.Maseczka wtedy działa jeszcze lepiej.
Polecam ją Wam z ręką na sercu, owszem kosmetyki są drogie ale jeśli czytałyście *ZOOM NA MARKĘ* poświęconą Tacie Harper wiecie czym jest to uwarunkowane. Zamiast setnej maski w płachcie zakupcie tą maseczkę a nie będziecie rozczarowane.

 Skład: WateR/Eau, Salix alba (Willow) bark extract* / (Saule) Extrait d’écorce*, Sclerotium gum (derived from root vegetables & corn / dérivé de légumes-racines et de maïs), Lactobacillus Ferment (fermented vegetables), Lactobacillus/Punica granatum (pomegranate) fruit ferment extract / (Grenadier) d’extrait de fruits fermentent, Leuconostoc ferment filtrate (radish root extract/ extrait de racine de radis), Hamamelis virginiana (Witch Hazel) Distillate / Hamamélis Distiller, Maltooligosyl Glucoside (derived from starch), Aloe barbadensis leaf juice powder*/ Poudre de jus*, Hydrolyzed Corn Starch / Amidon de mäis hydrolysé, Beta vulgaris (Beet) Root / Extrait de betterave, Hydrogenated Starch Hydrolysate / Hydrolysat d’amidon de maïs hydrogéné, Kaolinite (Rose Clay) / Argile rose, Sodium phytate (derived from rice bran) / Phytate de sodium, Clinical grade essential oils blend / mélange d’huiles essentielles de qualité clinique;Citral, Citronellol, Limonene 

*Składniki pochodzenia organicznego


Za 30ml produktu musimy zapłacić ok 260 złotych co uważam że nie jest jakąś straszną ceną z uwagi na to że ja miałam ją przez pół roku-właśnie tyle maseczka ważna jest po otwarciu. Czyli nic się nie zmarnuje.

Miałyście styczność z marką Tata Harper? 

czwartek, 12 stycznia 2017

ULUBIEŃCY 2016- KOLORÓWKA.





Rok 2017. Mam nadzieje że dla nas wszystkich będzie on udany i lepszy od roku poprzedniego. Dla mnie poprzedni rok był pełen wyzwań, wielkie zmiany zaszły w moim podejściu do zakupów głównie gdyż zdrowy tryb życia(odżywianie jak i sport) prowadzę już od pięciu lat. Zmiany zaszły głównie w zakupach kosmetycznych ale i ubraniowych, stałam się minimalistką i patrze na jakość a nie ilość. Wybieram konkretniej, selektywniej, zwracam uwagę na składy kosmetyków czy to do pielęgnacji czy też tych kolorowych, na materiały rzeczy jakie noszę na sobie. Czuje się o wiele lepiej posiadając mniej rzeczy, nie jestem tym przytłoczona...jest czysto, przejrzyście i konkretnie. Jednak rok 2016 był dla mnie ważny gdyż właśnie wtedy powiedziałam sobie "Kupuje i nakładam na swoją twarz, włosy, ciało jedynie kosmetyki w 100% naturalne, bezpieczne dla mnie i otoczenia, które wpływają korzystnie na mnie ale nie robią szkody również Ziemi. W swojej kolekcji kosmetycznej mam jedynie kosmetyki których aplikowanie sprawia mi wielką radość i nie moge doczekać się porannej pielęgnacji, demakijażu, nakładania makijażu czy wieczornej pielęgnacji oraz zwykłego nałożenia maseczki na twarz.
W tej części ulubieńców przedstawię Wam kosmetyki kolorowe, te które są niekiedy ważniejsze dla nas kobiet aniżeli te do pielęgnacji(ale pamiętajcie że to wielki błąd, pielęgnacja naszej skory jest najważniejsza jeśli chcemy długo cieszyć się młodym wyglądem naszej skóry). Kosmetyków jest 8 ale uwierzcie że to same perełki. Obawiam się że nie będzie ulubieńców roku 2017 jeśli chodzi o kolorówkę, bo jak już wspominałam na instagramie wraz z rozpoczęciem się nowego roku postanowiłam przez rok czasu nie zakupić ani jednego kosmetyku kolorowego. Mam nadzieje wytrwać w tym postanowieniu do końca i mam nadzieje że pociągnę i Was za sobą.

1. Sappho Organics Liquid Foundation to najwspanialszy podkład naturalny jakie dane mi było testować w tamtym roku a było ich nie mało: Kjaer Weis Foundation, W3LL People Narcissist Foundation oraz Jane Iredale BB Cream Glow Time jak i również Un Cover-Up od RMS Beauty(nie lubię go jako podkład-jako korektor jest genialny). To bardzo lekki podkład którego krycie oczywiście możemy budować od średniego po pełne, jest niewidoczny i niewyczuwalny na skórze. Moja skóra oddycha gdy tylko nakładam ten podkład na swoją twarz, nie rozprowadza się jak marzenie gdyż nie posiada w swoim składzie silikonów ale nie tworzy smug, nie odznacza się gdyż pięknie stapia się z cerą. Świetnie zakrywa moje zaczerwienienia jak i również niewielkie przebarwienia. Jest bardzo wydajny gdyż zakupiłam go w maju a posiadam jeszcze pół opakowania. Delikatnie zastygA, posiada w swoim składzie olejek herbaciany aczkolwiek nie powoduje to ściągnięcia skóry, przesuszenia a wręcz przeciwnie jest nawilżający i odżywia skórę. Gdy wykończę to opakowanie które mam wiem że będzie mi go bardzo brakować.

2.  Kjaer Weis- Cloud Nine oraz Charmed jak bez tuszu do rzęs potrafię żyć tak bez cienia czuje się naga. To on dodaje mojemu spojrzeniu głębi, pewnego rodzaju wyrazu choć wiem że większości z Was tego dodaje tusz do rzęs. Przed rozpoczęciem detoksu jeśli chodzi o kosmetyki(rozpoczęcie stosowania jedynie tych naturalnych) nie byłam fanką cieni do powiek, osiadały brzydko na powiece, były dla mnie za bardzo napigmentowane, za bardzo widoczne...ja wyznaje zasadę im mniej tym lepiej nawet w makijażu, a tym bardziej w nim toteż chciałam mieć w swojej kolekcji cienie które będą delikatne, naturalne i zdrowe dla moich wrażliwych oczu. Nie ukrywam że paleta cieni od Urban Decay powodowała u mnie szczypanie oczu i ciągłe łzawienie gdy tylko zamykałam oczy. Powieki były podrażnione i czerwone za każdym razem gdy zmywałam cienie. Marka Kjaer Weis tworzy cudowne cienie aktualnie jestem posiadaczką aż sześciu(tworzy ona pojedyncze cienie) ale ja chce wyróżnić dwa. Cloud Nine to jasny, rozświetlający, w kolorze szampańskim cień idealny do nakładania w kącik oka ale również jako cień bazowy, ma perłowe wykończenie i daje bardzo jedwabiste wykończenie na oku, niewidoczne i niewyczuwalne. Drugi cień Charmed bardzo uniwersalny beżowo-karmelowy który nosiłam w lecie każdego dnia, gdyż jest idealny do nakładania jako pojedyńczy cień ale również do konturowania oka.
Są idealne dla alergików,nie posiadają parabenów, sztucznych barwników oraz substancji zapachowych...nie spodziewajcie się po nich ekstremalnej pigmentacji ale uważam że jak na kosmetyk naturalny jest satysfakcjonująca.

3. Bare Mineral Lash Domination jest najlepszym tuszem jakie dane mi było używać(bo oczywiście są takie chwile gdzie ten tusz używam). Robi wszystko to co obiecuje producent czyli wydłuża, pogrubia, zagęszcza i rozdziela rzęsy i dodatkowo ekstremalnie dodaje głębokiej czerni naszym rzęsą(choć mogę się mylić bo z natury mam czarne rzęsy). Tusz ten jest mineralny toteż gdy nałożymy owy tusz na nasze rzęsy te wciąż są mięciutkie niczym nasze własne rzęsy, dodatkowo tusz ten nie tworzy efektu pająka, możecie zapomnień o pozostawionych grudkach czy trzech rzęsach. Nie podrażnia moich wrażliwych oczu jak i powiek...jest bardzo wytrzymały, aplikuje go zazwyczaj na wieczorne imprezy i powiem wam że o 5 rano on jak gdyby znika całkowicie. Nie ma efektu pandy, nie osiada nigdzie na twarzy po prostu znika całkowicie(oczywiście po imprezie każdy makijaż znika). Posiada szczoteczkę spiralkę która unosi jak i podkręca nasze rzęsy które z czasem wcale nie tracą tego efektu. Jest fenomenalny i wiem że będę się go trzymała bardzo, bardo długo. 

4. Cover Fx Custom Cover Drops wiem miałam się trzymać kosmetyków kolorowych ale te kropelki zawładnęły całkowicie moim wyjściowym makijażem. Mimo wszystko ja lubię makijaż, lubię go robić-poniekąd wtedy się relaksuje, ale nie lubię go czuć na swojej twarzy. Jak na co dzień nie zależy mi na wielkim kryciu, moje zaczerwieniania czy niewielkie przebarwienia tak wychodząc na miasto chociaż raz na jakiś czas chciałabym wyglądać "idealnie". Wtedy stawiam na krycie ale z naturalnym efektem i z pomocą nadchodzą mi sławne już kropelki z czystym pigmentem. Firma Cover Fx stworzyła produkt który jest czystym pigmentem i możemy łączyć go czy to z ulubionym podkładem ażeby podbić jego krycie, z ulubionym kremem aby stworzyć krem koloryzujący czy nawet z olejkiem dając efekt glow na skórze. Stopień krycia możemy budować od 1 kropelki-lekkie krycie po 3-4 które mają nam dać pełne krycie. Zgadzam się z tym, najczęściej pigment łącze z podkładem Sappho czy też kremem koloryzującym Complexion Rescue od Bare Minerals i pomimo iż posiadam pełne krycie do wykończenie jest niezwykle naturalne...bo musze wspomnieć że produkt ten nie zaburza właściwości produktu z którym go łączymy. Jest to drogi produkt i pomimo iż mamy jedynie 15ml produktu uwierzcie mi że starcza na bardzo długo. Potrzebujesz tak naprawdę tylko tego produktu ażeby tworzyć unikalne podkłady.

5. Ilia Beauty Funnel of Love nie jestem fanką szminek. Dla mnie nakładanie czegoś czego za chwilę i tak nie będzie widać nie ma zwyczajnie sensu(nie chce nawet próbować pomadek matowych, zastygających). Ale czasami jednak decyduje się ażeby wydobyć kolor moich ust za pomocą szminki. W swojej kolekcji posiadam cztery ale ta jest moim wielkim ulubieńcem. To kultowy kolor marki Ilia Beauty, to delikatny kolor "nude" z delikatnym odcieniem brzoskwini(w tych kolorach najlepiej się czuje). Inspiracją do stworzenia tego koloru była Brigitte Bardot- bardzo zmysłowy i ponadczasowy. Szminki marki Ilia są pełne dobroczynnych składników które nie wysuszają naszych ust a wręcz przeciwnie z każdą aplikacją odżywia nasze usta oraz sprawiają że są po prostu piękniejsze.

6. Lavera żel do stylizacji brwi-transparentny nie jestem fanką dorysowywania brwi, utrwalania ich czymkolwiek czy wręcz rysowania ich. Może to dlatego że moim zdaniem, jak i innych posiadam naprawdę z natury ładne brwi, bez ubytków w ciemnym, czarnym kolorze o ładnym kształcie. Nie wiem więc jak to jest być posiadaczką niesfornych brwi...ale lubie jednak rano wstając delikatnie ujarzmić moje brwi i w tamtym roku sięgałam najchętnie po własnie ten żel. Oczywiście naturalny który oprócz utrwalenia i nabłyszczenia brwi pielęgnuje je z każdą aplikacją. Żel był bardzo wydajany i użytkowałam go przez 8 miesięcy. 

7. RMS Beauty Un Cover-Up został stworzony głównie z myślą o tym aby uwidocznić i podkreślić naturalny i zdrowy wygląd skóry...oczywiście to idealny produkt dla mnie. Używam go głównie jako korektora pod oczy jak punktowo na przebarwienia i niedoskonałości ale sprawdza się również jako podkład. Nie ukrywam że skóra musi być wypielęgnowana ażeby owy produkt wyglądał dobrze na naszej skórze(lubi uwidaczniać suche skórki). Nie wchodzi jednak w zmarszczki, nieprzypudrowany na mojej suchej skórze trzyma się cały dzień, jednakże daje lekko "tłusty" efekt na skórze, błyszczący co nie każdemu odpowiada. Produkt jest lekki i nawilżający, ta cudowność zmniejsza widoczność porów oraz naprawdę odmładza naszą skórę. Posiada naturalne pigmenty które dają naprawdę duże krycie przy czym nie czuć produktu na skórze. Rozprowadza się na skórze jak marzenie(ówcześnie trzeba delikatnie go rozgrzać w palcach gdyż jest oparty na oleju kokosowym). Wiem że jest ulubieńcem wielu kobiet na całym świecie, idealnie sprawdza się na cerach po chemioterapii,atopowych, trądzikowych, suchych, delikatnych, naczyniowych.  Jest moim malutkim cudem i jego używanie każdego dnia sprawia mi wielką przyjemność.
Jest również niezwykle wydajny.

8. RMS Beauty Living Luminizer to produkt który używam każdego dnia i nie wyobrażam już sobie bez niego makijażu. Ten rozświetlacz pozwala mi uzyskać efekt połyskującej i zmysłowej cery...to produkt w kremie który daje nam efekt delikatnej tafli, nie nachalnej a wręcz naturalnej jakbyśmy tak z natury się delikatnie, zdrowo "świeciły".Produkt nie jest tłusty, nie klei się a co najważniejsze nie posiada w sobie drobinek. Zero drobinek. Uwielbiam nakładać go na łuk kupidyna, na obszarze pod brwiami oraz w kąciku oka. Odcień sam w sobie jest niezwykle uniwersalny, przejrzysty, połyskujący i rozświetlający który daje transparentne, perłowo-satynowe wykończenie. Rozświetlacz nałożony na dane partie twarzy wygląda mokro, tak gdybyśmy skropiły się niewielką ilością wody w danych miejscach...wygląda przepięknie szczególnie na lekko opalonej cerze. To jest chyba główny ulubieniec poprzedniego roku. To moje wielkie odkrycie <3


Już zabieram się za ulubieńców roku 2016 jeśli chodzi o pielęgnacje, toteż spodziewajcie się nowego posta na dniach. 
Bardzo chętnie dowiem się bez jakich Wy kosmetyków kolorowych nie mogliście się obejść w poprzednim roku :)


wtorek, 10 stycznia 2017

PIELĘGNACJA TWARZY ZIMĄ.



Zapewne przyznacie mi rację, że wasza pielęgnacja skóry zimą wyraźnie równi się od tej chociażby letniej. Aktualnie w Polsce grasują takie mrozy że o naszą delikatną skórę powinniśmy dbać ze zdwojoną siłą.
Moja skóra szczególnie zimą lubi się buntować, jest przesuszona, pozbawiona blasku a suche skórki są dla mnie utrapieniem całej zimy. Ja jestem fanką olejów jak i maseł pochodzenia roślinnego i używam ich cały rok w swojej pielęgnacji ale polecam Wam szczególnie w mroźnym okresie zacząć ich stosować nawet jeśli nie jesteście posiadaczkami skóry suchej. Każdy typ cery zasługuje na solidną pielęgnację



Sama o tym wiem, że cera sucha w zimowe dni wymaga zwiększonej ochrony-zapewne większość zimą wymienia kremy nawilżające na te tłuste i półtłuste. Na pewno powinnaś odstawić w tym okresie kosmetyki matujące czy to do pielęgnacji czy też te do makijażu(pożegnaj bazy i podkłady oraz duże ilości pudrów). Zainwestuj w naturalne olejki czy sera na ich bazie które nawodnią twoją skórę ale i ujędrnią i odżywią.

Oprócz borykania się z cerą suchą posiadam również cerę naczynkową i uważam że ten typ nienawidzi zimy najbardziej. Ciągłe zmiany temperatur, moja skóra nienawidzi ich-samo już wejście do ciepłego pomieszczenia po wcześniejszym przebywaniu na zewnątrz powoduje zaczerwienienia na twarzy a twarz niekiedy piecze i swędzi. W jednej chwili zmienia się jej koloryt(nawet kryjący podkład nie pomaga). To cera naczynkowa wymaga szczególnej ostrożności w doborze kosmetyków. Unikaj kosmetyków które w swoim składzie mają: mentol, alkohol, olejek eukaliptusowy oraz mięte pieprzową. Przed wyjściem z domu ważne jest nałożenie nawilżającego olejku i uwaga...podkładu który będzie chronił twoją skórę. Jeśli jak ja jesteś fanką "makeup no makeup" niestety zima to okres gdzie musisz korzystać z podkładu czy też kremu BB. Cera naczynkowa jest ekstremalnie wrażliwa toteż staraj się używać kosmetyków tylko i wyłącznie na bazie naturalnych składników lub samych surowców(ale uważaj również z ich doborem. Ja w okresie zimowym szczególnie uwielbiam olejek różany który rozświetla moją cerę, ale wzmacnia naczynka i chroni moją delikatną skórę. Świetne jest również siemię lniane z którego "glutek" działa kojąco na zaczerwienioną skórę i dodatkowo nawilża.

DOMOWE SPOSOBY NA ZAJADY:

Zajady tworzą się od braku słońca, przemęczenia oraz stresy, dieta szczególnie zimą powinna być więc bogata w witaminy z grupy B i C. Zajady nieestetycznie wyglądają ale i powodują pewnego rodzaju dyskomfort. W ich wyleczeniu pomoże Ci ogórek i aloes ale i miód który powinno się smarować kąciki ust przed pójściem spać.




Najlepiej niskie temperatury znosi cera tłusta ale nawet ostry i chłodny wiatr. Chroni się zabawa dzięki bariery w postaci sebum. Jednak nie oznacza to że gdy jesteś posiadaczką cery tłustej masz zaprzestać w ogóle o nią dbać. Cera skłonna do przetłuszczania się bardzo szybko może stać się cerą trądzikową. Źle dobrany krem również może zatykać pory i powodować jeszcze większe świecenie się twarzy. Nie stosuj i nie kupuj produktów które w swym składzie posiadają parafinę za to kupuj te które mają chociażby odżywcze masło shea...pamiętaj jednak że przed aplikacją półtłustego kremu przemywaj twarz płynem micelarnym czy tonikiem.


Masz problem z PRZESUSZAJĄCYMI SIĘ USTAMI pamiętaj aby nie oblizywać warg, również nie pij nazbyt często na świeżym powietrzu. Dbaj o to aby usta były zawsze nawilżone-najlepsze są pomadki które w sobie posiadają witaminę E, masło kakaowe lub shea. Popękane usta postawisz do pionu stosując domowy peeling z oliwy z oliwek oraz łyżeczki cukru...gdy posiadasz już ekstremalnie przesuszone usta polecam wosk pszczeli który dogłębnie nawilży o chroni twoje usta przed mrozem.

A jak nawilżać skórę ciała? Ja od lat stosuje nierafinowany olej kokosowy(świetnie nawilża i jest niedrogi i bardzo wydajny) który nakładam na wilgotne ciało od razu po kąpieli, raz w tygodniu przynajmniej pamiętaj również o peelingu czy też codziennym szczotkowaniu ciała na sucho.

A jakie Wy macie sposoby na zimne, mroźne dni jeśli chodzi o pielęgnację?

piątek, 6 stycznia 2017

ULUBIEŃCY GRUDNIA.


I tak oto opuścił nas rok 2016. Mam nadzieje że przejście na rok 2017 upłynął Wam w miłej atmosferze, życzę Wam wszystkiego najlepszego w nowym roku i przechodzę do przedstawienia Wam trzech produktów które wyjątkowo przypadły mi do gustu w poprzednim miesiącu.




Na samym początku zapach który akurat w grudniu wykończyłam całkowicie(owe opakowanie miałam ponad dwa lata). Ja jestem trudna jeśli chodzi o wybór perfum no i nie ukrywam iż nie są one dla mnie najważniejsze. Nie lubię przesadnie pachnieć, ani za bardzo słodko ani za bardzo mocno-wręcz męsko.
Ukochałam sobie głównie jedną markę jeśli chodzi o zapachy a jest nią niszowa marka Jo Malone niestety nie dostępna w Polsce(jeśli już to przez internet). Ich zapachy są niezwykle unikalne, jedyne w swoim rodzaju, seksowne ale i tajemnicze dobre na dzień ale i na wieczór no i można je ze sobą mieszać przez co tworzymy swój unikalny zapach. Miałam przyjemność używać już trzy zapachy tej marki i pamiętam że jakim się bym nie popsikała zawsze otrzymywałam wiele komplementów ze strony mężczyzn ale i kobiet.Ale dziś chciałabym wyróżnić zapach Blue Agava & Cacao który pachniał obłędnie. Nutami głowy są kwiat lipy, grejpfrut, czerwone jagody i kardamon; nutami serca są lilia, orchidea i geranium; nutami bazy są laska wanilii, cynamon, piżmo, wetyweria i kakao. Zapach ten jest i owszem mocny ale również niezwykle trwały w kategorii drzewno-słodkich orientów. Czuć tutaj głównie kakao z lekką domieszką wanilii i drzewa. Na początku uderza nas świeży powiew za sprawą nut głowy m.in. kwiatu lipy. Zapach idealny na sezon jesienno-zimowy ale ja używałam go również w ciągu całego roku na wieczorne wyjścia i cudownie współgrał z moim kolejnym ulubieńcem czyli Jo Malone Grapefruit. Wiem, że na pewno zakupie ponownie zapach Blue Agava & Cacao i z całego serca Wam go polecam.


Kolejne dwa produkty będą o dziwo do paznokci. Nie posądzajcie mnie o to że nie dbam o nie-wręcz przeciwnie ale jakoś nie przepadam za kolorem na paznokciach czy nawet bezbarwnym lakierze na nich. Podcinam je regularnie, usuwam skórki, wcieram w nie olej i mnie to wystarcza ale w poprzednim miesiącu odkryłam dwa produkty które jeszcze bardziej poprawiły ich wygląd.


Zacznę od olejku który ma za zadanie zmiękczać nasze skórki czyli marka NCLA i produkt o nazwie So Rich Pumpkin Spice który w moim pachnie dyniową latte ze Sturbacka(moja ulubiona w okresie jesiennym).
Ten zapach oczywiście pochodzi z edycji limitowanej ale wciąż dostaniecie go na stronie Organicall.
Ja tego olejku używam do codziennej pielęgnacji moich niesfornych skórek, gdyż olej z krokosza i nasion bawełny który wzbogacony jest witaminą E nie tylko odżywia naskórek ale wzmacnia nasze paznokcie przez co są one po prostu zdrowsze i lepiej wyglądają. Buteleczka jest z pipeta więc jego aplikacja jest dziecinnie prosta no i ten piękny dyniowo-korzenny zapach :) Olejek jest dostępny również w standardowej wersji bezzapachowej o migdałowym zapachu ale i również o różanym. Jego cena to 67 złotych za 15 ml ale uwierzcie że niewiele trzeba ażeby wypielęgnować wszystkie skórki u rąk ale i nóg.

Kolejny produkt również pochodzi z firmy NCLA i nie, nie jest to post sponsorowany. Po prostu uważam że ta firma tworzy najlepsze produkty do paznokci które nie są testowane na zwierzętach oraz mają cudowne składy. Jak olejek w moim odczuciu jest cudowny to aby opisać ten produkt brakuje mi słów. Baza wygładzająca paznokcie Get Even jest rewelacyjna i odratowała moje paznokcie. Pracuje w takim miejscu że często jestem narażona na kurz, brud uszkodzenia mechaniczne paznokci ale i częsty kontakt z wodą, po prostu często myje dłonie. To nie tylko wpływa na kondycję dłoni ale i paznokci, pomimo iż nie maluje paznokci(a jeśli już to na wyjątkowe okazję) to moje paznokcie jak gdyby straciły swój blask.
Ta baza w sposób wręcz magiczny wygładza powierzchnie paznokcia, wypełnia płytkę oraz nawilża ją co widać gołym okiem.Może być stosowana sam ale również jako baza do paznokci i tak również świetnie się sprawdza. Nie jest bezbarwna tylko w delikatnym odcieniu nude co widać przez moment na paznokciach ale jedynie do chwili wyschnięcia. Zauważyłam nawet że dzięki tej bazie paznokcie rosną mi mocniejsze, nie łamią się i nie rozdwajają. Jest po prostu cudowna. Koszt 67 złotych za 15 ml.


Postanowiłam ze przedstawię Wam ulubieńców grudnia gdyż uważam że te kosmetyki są tego warte ale również już szykuje się do przedstawienia Wam ulubieńców całego roku 2016 jeśli chodzi o pielęgnację ale również o makijaż. Będą to same perełki, produkty po które sięgałam z radością ale również które wspominam mile i mam nadzieje że czekacie na taki post z mojej strony. Oczywiście będą to produkty nietestowane na zwierzętach, naturalne i przyjazne nam ale i naszej planecie.