piątek, 5 sierpnia 2016

Ulubieńcy lipca.



Pamiętam gdy jeszcze tak niedawno rozpoczynały się wakacje a teraz tak naprawdę jesteśmy na półmetku a ja osoba mieszkająca tak naprawdę nad morzem nie miałam okazji ani razu wybrać się na plażę by móc skorzystać z pięknej pogody(jedynie wolne niedziele robią swoje) poopalać się czy wykąpać w morzu. Pogoda również przyznajcie że nazbyt nas nie rozpieszcza i tak naprawdę częściej mam ochotę przykryć się kocem, zaparzyć ulubioną jaśminową herbatę i wczytać się w jakąś ciekawą książkę aniżeli zwiedzać.
W tym roku(jak w każdy od sześciu lat)nawet nie mogę pozwolić sobie na wakacje toteż ich nie planowałam.



Może nie odkrywałam nowych, magicznych miejsc w lipcu za to odkryłam cudowne kosmetyki o których mam bardzo dobre opinie i chciałabym się z Wami nimi podzielić.

Nie jestem fanką makijażu, powiem to szczerze. To nie tak że nie potrafię się malować, że nie wiem co to konturowanie...wiem wszystko ale po prostu nie lubię. Uważam że mocny makijaż mnie postarza a ja lubię wyglądać na młodszą niż jestem. Zazwyczaj na co dzień stosuje naturalny podkład do tego odrobina korektora na zmiany i pod oczy, obowiązkowo rozświetlacz i jakiś jeden cień na powiece. Oto mój cały makijaż. W takiej wersji #makeupnomakeup czuje się najlepiej i wiem co pomyślicie-to po co w ogóle się malujesz?-bo lubię chronić swoją skórę twarzy a jednak uważam że podkład to pewnego rodzaju bariera która chroni naszą z reguły delikatną skórę twarzy przed toksynami, zanieczyszczeniami itp.


Polubiłam jednak w lipcu tusz do rzęs-jedyny w mej kolekcji na tą chwile ale naprawdę wart zainteresowania. Produkt pochodzi z firmy 100% pure i ja owy tusz mam w kolorze-Black Tea, znajdziecie również inne kolory takie jak Blackberry, Blueberry oraz Dark Chocolate.
Ten w 100% tusz robi wszystko czego oczekuje od tuszu-gdy ten raz na rok pomaluje rzęsy-czyli wydłuża, pogrubia oraz rozdziela. Przy czym rzęsy wyglądają niezwykle naturalnie, niczym byłyby twoje. Zero sklejenia...ale jest jedna wada lubi robić efekt pandy. Niestety....od razu po otwarciu nie polecam również go stosować gdyż jest wręcz wodnisty...gęstnieje po jakiś dwóch tygodniach(a jeśli z czasem będzie nazbyt gęsty polecam dodać do niego kropelkę wody czy witaminy E).
Producent mówi że owy tusz pachnie czekoladą ale jak dla mnie świeżo roztartą borówka. Taką dużą i słodziutką. On pachnie naturalnie a nie chemicznie bo zapomniałam napisać że barwniki w każdym tuszu pochodzą z roślin. Czarny tusz swój kolor zawdzięcza czarnej herbacie.
Mam bardzo wrażliwe oczy i niestety gdy tusz czy też cienie do powiek nie odpowiadają mi oczy szczypią mnie i łzawią. Ten tusz jest świetny dla wrażliwych oczu oraz dla osób noszących szkła kontaktowe.
Owy tusz nie tylko upiększa na chwilę twe rzęsy ale dzięki zawartości prowitaminy B, białka pszenicy oraz witaminy E sprawia że z każdą aplikacją stają się mocniejsze i zdrowsze.

Gdy wykończę ten tusz mam w planach wypróbować z marki Ilia Beauty ale wiem że do tego będę wracała bo jest naprawdę świetny. Jego cena to 99 złotych za 7g


Kolejne będą produkty marki Antipodes które całkowicie zawładneły mym sercem. Miesiąc temu jesli czytaliście ulubieńców czerwca zachwycałam się maseczką Aura z miodem manuka z tej marki(nawiasem mówiąc wciąż ją kocham) a w miesiącu lipcu postawiłam na serum/olejki do twarzy oraz kremy. Zakupiłam dwa zestawy miniaturek-które wychodziły bardzo korzystnie cenowo gdyż w jednym zestawie był olejek oraz krem na dzień a w drugim olejek na noc oraz krem). Z owych olejków-a mowa tutaj o Joyous oraz Anielskim olejku-jestem niezwykle zadowolona. Są bardzo ale to bardzo wydajne i pomimo iz używam je od miesiąca zużycie jest niewielkie-a nie żałuje sobie ich no i co najważniejsze działają.
Joyous jest olejkiem przeznaczonym typowo do pielęgnacji wieczornej. Producent nazywa ten produkt jedwabistym serum o konsystencji oleju który intensywnie nawilża i regeneruje. Nie pamiętam kiedy moja cera była w tak świetnym stanie. Jest uspokojona, nawilżona, zrelaksowana i tak bosko napięta. Dodatkowo pozbyłam się całkowicie suchych partii na twarzy, nawet nie pojawiają się przy jakimś małym wyprysku który pojawi się przed "tymi dniami".
Serum w składzie posiada jagody goi które zawierają aż 19 aminikwasów i to one właśnie wpływają na poprawę kondycji skóry. Dodatkowo olej z malin oraz jagody nowozelandzkiej jest bogaty w kwasy GLA które mają działanie łagodzące oraz przeciwzapalne. Do tego ten zapach który kojarzy mi się właśnie z wieczorną pielęgnacją-mocny ale nie duszący i nie przeszkadzający, uspokajający zmysły.
Po Joyous na pewno sięgnę w wersji pełnowymiarowej. Tutaj dostaniecie wersję miniaturową wraz z kremem na noc o który również wspomnę.

Kolejne produkt marki Antipodes to Anielski olejek z awokado i dziką różą. Uwielbiam te dwa składniki jeśli chodzi o pielęgnację skóry twarzy ale połączone ze sobą wręcz kocham.
Uprzedzam jego zapach nie należy do najpiękniejszych ale mi w niczym nie przeszkadza(pachnie jak olej z awokado). Używam go z rana jako poranna pielęgnacja która jest bardzo minimalistyczna.Pomimo iż naprawdę nie mam dużo czasu i nie daje mu "wsiąknąć" całkowicie w twarz to bardzo daje efekt jaki daje. Od bardzo długiego czasu nie stosuje kremów do twarzy gdyż uważam że lepiej na moją skóre działają oleje czy sera. A ten olejek ma za zadanie zmniejszyć widoczność zmarszczek, plam i blizn i uwierzcie mi to robi. Może nie wypowiem się na temat zmarszczek bo takowych jeszcze nie mam ale co do blizn świetnie działa. Dodatkowo wygładza powierzchnie skóry, pięknie rozświetla i regeneruje dzięki zawartości oleju z dzikiej róży która jest źródłem witaminy C. Coraz bardziej myślę o wprowadzeniu kompleksowej pielęgnacji twarzy z firmy Antipodes...
Kolejny produkt używam inaczej aniżeli jest do tego przeznaczony....mowa tutaj o odżywiającym kremie na noc z awokado i gruszka również firmy Antipodes i również posiadam wersje miniaturową.
To jest cudo. Pomimo iż jest przeznaczony do całej twarzy ja stosuje go jedynie pod oczy gdyż boje się bo posiada w sobie masło shea a moja skóra twarzy za bardzo się z nim nie lubi ale skóra pod oczami uwielbia.
Moja skóra pod oczami jest bardzo cienka a raczej powinnam napisać była no i również bardzo sucha. Pomimo iż mam dopiero 22 lata pojawiały się pod oczami już delikatne zmarszczki które nie wyglądały nazbyt estetycznie. Krem ten posiada również liczne przeciwutleniacze które neutralizują działanie wolnych rodników które powodują właśnie przedwczesne starzenie się naszej skóry. No i w składzie jest również mój ukochany miód Manuka który przywraca skórze naturalny poziom nawilżenia. To co ten krem robi ze skórą pod oczami to jakaś magia. Skóra jest napięta, delikatna, nawilżona i co najwazniejsze po zastosowaniu tego kremu i aplikacji od razu podkładu czy korektora nic się nie zbiera czy też roluje(czasami używam go z rana). Przepięknie pachnie, trochę przypomina mi zapach maseczki Aura i pomimo iż jest przeznaczony na noc nie należy do kremów tłuściuszków. Jest bardzo delikatny, kremowy i nie za ciężki bo takich kremów nie lubią moje okolice pod oczami.

No to teraz czas na ostatniego ulubieńca. W tym miesiącu jest ich znacznie więcej aniżeli w poprzednich miesiącach no bo też nie ukrywajmy zaszalałam trochę jeśli chodzi o zakupy w lipcu.




Pora na maseczkę. Jestem maseczkomaniaczką i to nie za sprawą szału nad koreańską pielęgnacja gdyż nie znoszę maseczek w płachcie ale za sprawa tego że moja skóra uwielbia maseczki. Maseczki stosuje niekiedy co dnia i być może to za dużo ale moja skóa nie narzeka.
Ta maseczka nie należy do najtańszych musze to zaznaczyć gdyż kosztuje 243 złote za 30ml ale czuje że od czasu do czasu będę sobie na nią pozwalała bo moja skóra polubiła ją równie mocno co tą z marki Antipodes.
Resurfacing Mask to maseczka która ma za zadanie oczyścić naszą skórę jak również ją rozświetlić. Ma bardzo przyjemną żelową konsystencję oraz pięknych zapach charakterystyczny dla kosmetyków marki Tata Harper.Testowałam już pięć produktów tej marki i dopiero ten zrobił na mnie tak wielkie wrażenie.
Kosmetyk ten działa niczym tradycyjny peeling i jest polecany szczególnie dla skóry ziemistej, poszarzałej ale uwaga przy tym nie podrażnia jej. Mam bardzo wrażliwą i delikatną skórę i poprzednie kosmetyki Taty Harper chociażby Regenrating Cleanser tak mnie podrażnił że ostatecznie tego produktu używam jako peeling ciała i nawet na ciele robi mi ała po prostu. Maseczka na pewno poprawia strukturę skóry, zapewnia po zmyciu efekt promiennej skóry oraz wygładza ją. Maseczka głęboko oczyszcza-radzi sobie z moimi wągrami na nosie-tylko nie myślcie że wybawi je od razu, usuwa powierzchniowe zanieczyszczenia skórne-pomaga zniknąć moim "nieprzyjaciołom"-oraz martwe komórki warstwy rogowej. Zapewnia po prostu świeży, promienny efekt.
Jeśli jesteś posiadaczka cery nadwrażliwej nie polecam jednak gdyż lubi ściągać a przy tym podrażniać skórę nadwrażliwą, gdyż jest w formie żelowej która delikatnie zastyga.
Mam ochotę wypróbować jeszcze maski detoksykującej tej marki ale to w swoim czasie.

Jesteście ciekawi kosmetyków marki Tata Harper? Słyszałyście w ogóle o nich?

Zaciekawił Was któryś z moich ulubieńców? A może miałyście okazje któryś osobiście testować i podzielicie się ze mną swoją opinią?