środa, 22 lutego 2017

NAJLEPSZE ZIOŁA DLA URODY.



Zioła mają magiczną moc, wiedzą o tym nasze babcie wiedziały prababki gdyż są one wykorzystywane w medycynie naturalnej od tysięcy lat. Napary potrafią wyleczyć przeziębienia, złagodzić dolegliwości trawienne, wspomóc odchudzanie oraz zwalczyć trądzik. W ich składzie jest pełno antyoksydantów, minerałów oraz witamin. Mieszanka ta oczyszcza ciało z toksyn i dzięki temu nadaje cerze, włosom oraz paznokciom dawny blask i siłę.
Zamiast kawy czy czernej herbaty wypijaj cudowne napary i wzmacniaj ich działanie imbirem, ananasem czy cynamonem. Dzięki temu będziesz pełna energii każdego dnia.

Jednak właśnie które zioła są dla nas najlepsze?



HIBISKUS

Uważana jest za prawdziwy eliksir młodości. Posiada w sobie sporą dawkę witaminy C, polifenole, kwas cytrynowy i jabłkowy. Ten napar wskazany jest przy cerze naczynkowej, bowiem łagodzi podrażnienia i pielęgnuje od środka. Picie tego zioła wspomaga proces odchudzania, obniża poziom złego cholesterolu oraz zwalcza wolne rodniki.

ROOIBOS

To krzew pochodzący z Afryki o niespotykanym składzie, w którym zawiera się cynk i alfa-hydroksy kwasów które są zbawienne dla urody. Maseczka z tej sproszkowanej herbaty jest naturalnym sposobem na trądzik, oparzenia słoneczne czy problemy z łuszczącą się skórą. Regularne picie czerwonego naparu równoważy poziom cukru we krwi oraz wspomaga przyswajanie żelaza i usprawnia metabolizm.

POKRZYWA

Suszona pokrzywa to sekret nieskazitelnie czystej urody wielu top modelek.
Dodawanie sproszkowanej wersji do koktajli daje taką samą moc antyoksydantów co młody jęczmień czy trawa pszeniczna. Roślina ta wzmacnia świetnie włosy, oczyszcza cere z trądziku oraz skutecznie zwalcza stres, z kolei napar z liści ma działanie moczopędne, dzięki czemu przyśpiesza detoks organizmu i sprzyja lepszej przemianie materii.




MIĘTA

Kiedy sięgamy po pokrzywę? Gdy mamy zazwyczaj dolegliwości trawienne, gdyż wypicie owego naparu wspomaga trawienie i łagodzi ból. Ale to nie koniec właściwości mięty, zawarte w niej olejki eteryczne posiadają działanie przeciwwirusowe a sama herbata chłodzi ogarnizm, przynosząc ukojenie w upalne dni no i zmniejsza apetyt na słodkości.


RUMIANEK

To antidotum na problemy ze snem-owy napar rozkurcza mięśnie i koi zmysły. Rumianek zawiera w sobie antyalergiczny chamazulen oraz witaminę C, sole mineralne czy związki kumarynowe. Ta mieszanka pozytywnie wpływa na stan skóry, gdyż zapewnia szybsze gojenie się ran i łagodzi stany zapalne.
Płukana natomiast z herbaty rumiankowej stosowana na blond włosy naturalnie je rozjaśnia, pozostawiając na głowie słoneczne refleksy.

KOPER WŁOSKI

Owy napar znany jest głównie przez mamy-to środek wspomagający laktację ale i rozkurczowy lek na niemowlęce kolki. Jednak ten napar powinien zagościć u Ciebie nawet jeśli nie jesteś mamą. Wpływa odprężająco na układ nerwowy oraz posiada właściwości antyseptyczne-redukuje stres.
Olejki eteryczne zawarte w koprze natomiast odświeżają jamę ustną i podkręcają metabolizm więc warto go pić po posiłku.

poniedziałek, 13 lutego 2017

KOSMETYKI NATURALNE DO 100 ZŁOTYCH WARTE ZAINTERESOWANIA.


Postanowiłam, że co jakiś czas będę przychodziła do Was z postem na temat kosmetyków naturalnych o wartości nie większej aniżeli 100 złotych. Tak w większości testuje kosmetyki drogie, zdaje sobie z tego sprawę aczkolwiek to nie jest wcale tak, że mogę sobie na nie pozwolić od tak. Niekiedy odkładam na nie pieniądze,a jako że jestem pasjonatką jak zapewne zauważyłyście naturalnych kosmetyków do pielęgnacji lubię testować nowe i nieznane na polskim rynku kosmetyki które niestety w większości do tanich nie należą. Ale lubię je testować ażeby z czasem przyjść do Was ze szczerą recenzją która pomoże zadecydować czy owy produkt warty jest zakupu czy też nie.




Tak więc dziś przychodzę z postem który ma zadanie przedstawić Wam 5 kosmetyków naturalnych które są poniżej 100 złotych oraz naprawdę dają radę, bo nie zawsze to co drogie jest dobre. Już nie raz się o tym przekonałam.

Tak więc po pierwsze Resibo olej do demakijażu. Używam go z przerwami od półtorej roku jak nie od dwóch lat.To produkt polskiej marki robiącej naturalne kosmetyki-zapewne każda z Was o niej słyszała. I jak ich serum do twarzy mnie nie zachwyciło tak ten olejek jest tak genialny że zawsze z podkulonym ogonem wracam do niego, za 150 ml musimy zapłacić 59 złotych(ale wydaje mi się że na początku kosztował 49 złotych) co uważam że nie jest dużo jak za taką pojemność. W składzie znajduje się olej abisyński, olejek manuka, olej lniany, olej z pestek winogron oraz witamina E. Doskonale oczyszcza skórę twarzy, zmywa makijaż oraz inne zanieczyszczenia skóry. W pięknej kartonowej tubie w jakiej przychodzi produkt gratis otrzymujemy ściereczkę ze specjalnego włókna.
Skóra po użyciu produktu nie jest ściągnięta czy sucha a wręcz przeciwnie odżywiona, nawodniona oraz gładka, miękka i niezaczerwieniona. Naturalny, polski produkt w dobrej cenie. Czego chcieć więcej?
P.S: Jedna buteleczka na codzienne zmywanie makijażu wystarcza mi na ok. pół roku.


Po drugie maseczka marki Korres seria Wild Rose-maseczka rozjaśniająca-rozświetlająca. To maseczka która zawsze musi być w mojej kolekcji kosmetyków. Tak bardzo się do niej przyzwyczaiłam że nie wyobrażam sobie nie nałożyć jej raz na jakiś czas na twarz, gdyż to co producent obiecuje na jej temat ona spełnia te wszystkie zapewnienia. Poza tym ja bardzo lubię serię Wild Rose marki Korres i żaden produkt który miałam przyjemność używać z tej serii nie zawiódł mnie. Ale wracając do maseczki, w tubce mamy 16ml i jej koszt to 49 złotych-wiem to dużo ale jak maseczki w płachcie kosztują po 25 złotych i są one na raz a dla mnie ta maseczka działa lepiej.Poza tym taka tubka wystarcza mi naprawdę na wiele aplikacji. Ale wracając do działania...maseczka i rozświetla i rozjaśnia skórę jak i różne przebarwienia na twarzy już po pierwszej aplikacji. Skórą jest pełna blasku a jej koloryt jest wyrównany dodatkowo skóra nie jest przesuszona a nawilżona i wygładzona. Maseczka w swym składzie posiada olejek z dzikiej róży który jest naturalnym źródłem witaminy C, ale również zawiera duże ilości kwasu linolowego oraz linolenowego dzięki czemu goi i zmiękcza naszą skórę. Maseczka jest w formie białej, delikatnej pasty która po nałożeniu na skórę nie przemieszcza się.
Bardzo fajna maseczka dla osób z przebarwieniami oraz dla skóry pozbawionej blasku.

Po trzecie coś do ciała. Ministerstwo dobrego mydła oraz ich cudowny peeling "śliwka". Nie przepadam za peelingami i nie za często je kupuje, dla mnie szkoda na nie pieniędzy bo o wiele bardziej wole usunąć martwy naskórek za pomocą suchej szczotki ale od czasu do czasu kupuje dla przyjemności jakiś gotowy peeling, oczywiście naturalny. I całkiem przypadkiem kiedyś sięgnęłam po to cudeńko. Za 250g musimy zapłacić 33 złotych-co nie jest wielkim przestępstwem gdyż peeling jest pełen cudownych olejków. Ja w ogóle jestem fanką MININSTERSTWA...i jeszcze nigdy nie sprawdził mi się produkt jaki od nich zakupiłam a każdy tak naprawdę jest poniżej ceny 100 złotych.
Peeling jest na bazie cukru trzcinowego, olejku z pestek śliwek, witaminy E, oleju ze słodkich migdałów, pestem winogron, awokado, masła kakaowego, shea, oleju makadamia, wosku pszczelego i tak dalej....jak widzicie skład zacny :D Jeśli miałyście przyjemność używać ich oleju z pestek śliwki to wiecie jak pachnie ten peeling...lekko marcepanowo..relaksująco, przepięknie. Dodatkowo po użyciu tego peelingu nie musicie po wyjściu z kąpieli nakładać oleju czy balsamu na swe ciało po skóra jest wygładzona, delikatna i nawilżona.

Po czwarte nie zapominasz o peelingowaniu ciała i twarzy ale czy pamiętasz o peelingu ust? Jeśli nie to musisz koniecznie wypróbować odżywczą pomadkę z peelingiem kolejnej polskiej marki a tym razem Sylveco. Za pojemność 4.6g musimy zapłacić różnie od 8-18 złotych. Pomadka jest hypoalergiczna i tak jest pomadką bo odżywia i nawilża usta ale zawiera również w sobie naturalne drobinki ścierające w postaci brązowego cukru trzcinowego. Tak zapewne po peelingu ust od razu musiałaś nakładać coś co nawilży twoje usta, inaczej jest w przypadku tego preparatu. Oleje zawarte w pomadce, wosk pszczeli oraz masła roślinne pielęgnują delikatny naskórek ust i zapobiegają ich wysychaniu oraz pękaniu a aktywny składnik w niej zawarty-betulina-działa kojąco na podrażnienia oraz łagodzi objawy opryszczki. Peelingi z Lush-a mogą się schować.

Na sam koniec, czyli po piąte pozostawiłam apteczny specyfik czyli maść cynkową. To naprawdę już groszowe sprawy bo ceny wahają się od 2 do 5 złotych. Nie chodzi mi tutaj o jakąś markę ale o sam produkt który również zawsze jest ze mną. Ten specyfik jest cudowny jeśli chodzi o walkę z trądzikiem czy okresowymi niedoskonałościami jak jest w moim przypadku. Maść cynkowa to lek, ale nie potrzeba na nią recepty i ma działanie ściągające, osłaniające i wysuszające, przynosi naprawdę widoczną poprawę a to za sprawą składu gdyż zawiera ona substancję czynną jaką jest tlenek cynku. Punktowo nakładamy ową maść czy też pastę-ważne jest jednak by nie nakładać jej na otwarte rany czy nie zagojone miejsca. Produkt nie ma zapachu, nie wchłania się oraz jest białą. Polecam stosować ją wieczorem a rano obudzisz się z wyraźnie zmniejszonym i zagojonym wypryskiem.


Mam nadzieje że taka seria przypadnie Wam do gustu. A może Wy macie do polecania jakieś naturalne kosmetyki poniżej 100 złotych? Może jakieś będą dla mnie zupełną nowością :)






wtorek, 7 lutego 2017

ULUBIEŃCY STYCZNIA.



Dziś bez zbędnych wstępów chciałabym Wam przedstawić dwa produkty które skradły moje serce i których aplikowanie na moją skórę twarzy sprawia mi nadal wielką przyjemność.
Oba produkty są niedostępne w Polsce i wydaje mi się że na tą chwile jedynie takie kosmetyki będę Wam przedstawiała aczkolwiek z czasem mam zamiar zacząć testować typowo polskie, naturalne kosmetyki w bardzo korzystnych cenach.
Pomimo iż owe produkty do pielęgnacji twarzy są z Ameryki dostaniecie je w angielskich sklepach on-line i  w takim przypadku nie musicie płacić za przesyłkę i również za cło(a paczka dociera do nas od 5 do 12 dni).



Na owe perełki czaiłam się już od dawna aczkolwiek ceny odstraszają i ich zakup musi być zaplanowany a opinie na ich temat przeczytane dogłębnie. Gdy to wszystko zrobiłam postanowiłam że po świętach(gdy pieniądze wpłyną na konto)zakupie pare kosmetyków które chciałam spróbować na skórze. I tak oto padło na balsam marki Mahalo The Rare Indigo którego cena to 480 złotych(ja jednak posiadałam zniżkę na 31 euro i tylko dlatego zdecydowałam się na jego zakup, wyszło mnie wtedy 340 złotych-różnica ogromna nieprawdaż?). Marka ma w swojej ofercie jeszcze jeden balsam który jest tańszy ale równie drogi.
Dlaczego zdecydowałam się na zakup owego produktu? Na stronie Alyaka możecie zamówić próbki marki Mahalo, w skład owego zestawu za 31 euro wchodzi: Rare Indigo Balm, The Mahalo Balm, The Petal Mask, Pele Mask, Vitality Elixir oraz The Vacation Glow...wiem że za próbki to wiele ale uwaga potem te 31 euro możecie wykorzystać na zakup jakiegokolwiek produktu marki Mahalo na stronie Alyaka. Fajnie, prawda? Tak z jednej strony zakupiłam ten produkt bo jest najdroższy z linii marki, ale gdy miałam jego próbkę...zakochałam się w nim. W jego zapachu..tak trudnym do opisania. To coś na pograniczu słodkiej wanilii z kwiatem róży, ylang ylang, rumianku...owy zapach czuć gdy tylko otworzy się słoik. Balsam aplikuje jedynie na noc dzięki temu koje moje zmysły owymi zapachami. Jeśli nie lubicie intensywnych zapachów produkt na pewno nie jest dla Was.
Kosmetyk dodatkowo ma przepiękny fioletowo-niebieski kolor i jest pełen aktywnych botanicznych składników które uspokajają stany zapalne, produkt jest świetny dla osób z trądzikiem, egzemą, trądzikiem różowatym, posiadają zapalenia skóry lub po prostu dla osób które pragną aby ich cera była promienna i bardziej młodzieńcza.
Zauważyłam że gdy używam owego balsamu co drugi dzień na noc, nie wyskakują mi nieproszeni goście na twarzy, naczynka są wyraźnie uspokojone, koloryt skóry jest wyrównany a skóra jest pełna blasku, napięta i nawilżona każdego ranka gdy wstaje. Owy produkt możecie używać na całe ciało jak i również pod oczy...
Gdy go używam nie mam już suchych skórek ani przesuszonych miejsc na skórze twarzy.
Produkt jest przeznaczony do każdego rodzaju skóry ale najlepiej działa na skórze normalnej do tłustej a szczególnie tej z trądzikiem, podrażnionej, z egzemą, zapaleniem skóry ale i oznakami starzenia czyli ze zmarszczkami i plamami starczymi.
A zapomniałam powiedzieć że produkt rozjaśnia skórę oraz pomaga w walce z przebarwieniami po wypryskach(mówimy oczywiście o świeżych przebarwieniach).

Na pewno przyjdę do Was z aktualizacją owego produktu gdy wykończę cały słoiczek a uwierzcie mi że będzie to trudne bo produkt jest niezwykle wydajny i niewiele go trzeba ażeby rozprowadzić go na twarzy, szyi i dekolcie.



Och, kolejny produkt to kolejne cudeńko bez którego już nie wyobrażam sobie pielęgnacji mojej twarzy.
Marka Kypris i ich rozsławiony już Moonlight Catalyst. Czego on nie robi...To produkt jak mówi sama nazwa jest przeznaczony do wieczornej pielęgnacji, w świetle księżyca i gwiazd. Owy produkt ma delikatnie odżywić naszą skórę podczas drzemki, to ziołowa alternatywa dla formuł retinoidów w którym mamy koktajl sfermentowanych enzymów z dyni, biomimetycznej EFG oraz nawilżających ekstraktów roślinnych które mają oczyścić, odświeżyć i odnowić naszą skórę bez podrażnień i łuszczenia.
Nie mam większych problemów z cerą ale w "te dni" pojawiają mi się wypryski i nawet gdy ich nie dotykam niestety pozostają mi po nich przebarwienia, poza tym mam często problem z nierównym kolorytem skóry..ale po prostu też czasami potrzebuje dobrego oczyszczenia i wygładzenia skóry.
Ten produkt to wszystko robi, zwiększa odnowę komórkową, poprawia strukturę skóry, pomaga również oczyścić nasze pory(tak naprawdę), wyrównuje koloryt, zmniejsza nasze skazy na skórze, pozostawia skórę pełną blasku-to jest to czego my kobiety szukamy, blasku. Produkt nie posiada olejków eterycznych ażeby nie podrażniać skóry...produkt uspokaja, łagodzi i daje naszej skórze promienny blask oraz sprawia że twarz jest bardziej "pulchna" po prostu. Jego cena uważam że jest już bardziej przyziemna gdyż za 47ml musimy zapłacić ok. 280 złotych, to wciąż dużo ale akurat gdy jesteście fankami kwasów ale nie lubicie przesadnego łuszczenia się oraz podrażnienia skóry to jest produkt idealny.



Cóż wiem tylko dwa produkty, ale jakże zacne nie sądzicie?
Czekam na dwie przesyłki z nowościami(dla mnie)od marki z ulubieńców oraz już zabieram się za kolejne zamówienie. Kypris czy Mahalo, jak sądzicie? Jesteście ciekawe?









czwartek, 2 lutego 2017

ANTIPODES AURA MANUKA HONEY MASK


Jak obiecałam tak pojawiam się z kolejną recenzją produktu którego przez ostatnie sześć miesięcy używałam namiętnie z wielką przyjemnością. Uwaga...to kolejna maska. Wiem, wiem ileż to można ale mam do nich słabość i wiem, że w większości to ich recenzjami będę się z Wami dzieliła.



Dziś marka bardziej przystępna cenowo sadzę niż Tata Harper ale również z tych wysoko półkowych i jednak bardziej dostępna-ostatnio ich kosmetyki widziałam w TkMaxx-ie. A mowa tutaj o nowozelandzkiej marce Antipodes którą każda maniaczka naturalnej pielęgnacji musi poznać. Wypróbować choć jeden produkt i ja polecam wtedy sięgnąć po rozsławioną maskę Aura z miodem Manuka który właśnie wytwarzany jest w Nowej Zelandii. To produkt regionalny, pochodzi bowiem z nielicznych regionów, uważanych za najczystsze, gdzie rosną krzewy herbaciane manuka. Jest to najdroższy miód na świecie gdyż MGO-Methylglyoxal-u czyli naturalnego, aktywnego składnika, dla porównania w europejskich miodach jest ok 1 do 10 a miodzie manuka nawet i 550. Owy miód ma silniejsze działanie wzmacniające, antyseptyczne i antybakteryjnie więc działa świetnie na nasz organizm ale i skórę.

Chciałam Wam przybliżyć na początku dlaczego jest taki szał na miód Manuka ale teraz wracam do maseczki.
Marka Antipodes większość, jak nie wszystkie kosmetyki opiera na tym miodzie, to marka nowozelandzka a więc korzysta z dobrodziejstw swojej ziemi, ale to właśnie ta maseczka jest hitem.
Dlaczego jest tak cudowna zapewne zadajecie sobie teraz to pytanie...a to dlatego że działa. I to w cudowny sposób.
Produkt zamknięty jest w tubie o pojemności 75ml, data ważności to 6 miesięcy i uwierzcie mi że przy częstym stosowaniu(ja maseczki nakładam do 3 razy w tygodniu)starcza na ten okres. W kolorze jest lekko żółta i pachnie wanilią oraz mandarynką. W konsystencji jest kremowa i dla mnie osobiście nazbyt gęsta toteż przed każdą aplikacją na twarz dodawałam do niej parę kropel ulubionego olejku. Jest bardzo komfortowa na na twarzy, nie ważne czy będziecie miały ją na twarzy 10 minut czy 2 godziny wygląda tak samo. Nie ściąga skóry, nie zastyga na twarzy ale również z niej nie spływa.
Maseczka pojawiła się w ulubieńcach roku 2016 a więc to wiele znaczy.


Cudowne połączenie naturalnego bogactwa natury: miodu manuka, oleju z awokado, winogron oraz kwiatów pohutukawa. Wszystkie te składniki pochodzą z Nowej Zelandii, czy wam również owe miejsce kojarzy się z takim bajkowym, trochę innym światem pełnym zieleni, głębokich wód, magią i wzgórzami?
Maska na początku gdy posiadacie duże podrażnienia, może delikatnie podszczypywać ale nie jest to mocno wyczuwalne. Maseczka jest niezwykle delikatna, działa niczym kompres łagodzący, koi skórę i uspokaja ją. Po zmyciu maski czuje się zrelaksowana, odprężona i po prostu zdrowsza i tak czuje się też moja skóra.
Po zmyciu maski nigdy nie czułam aby skóra była podrażniona ale również nie czułam aby była nazbyt tłusta, zazwyczaj po maseczkach czułam potrzebę nałożenia olejku czy kremu ale nie w tym wypadku.

Ale właśnie co dzieje się po zmyciu...na pierwszy rzut oka nic. Jest delikatnie nawilżona, lekko natłuszczona...nie myślcie sobie że owa maska oczyści Wam pory jak jakaś mocna maska oczyszczająca...ale na drugi dzień cera jest idealnie gładka, nawilżona, pozbawiona poszerzonych porów a stany zapalne wyraźnie ugaszone(lubiłam ją nakładać punktowo na wypryski). Na początku bałam się owej maseczki, nie stosuje na co dzien kremów gdyż lubią mnie zapychać a sądziłam że z kremową maseczką będzie podobnie i na początku nie lubiłam tego zapachu...ale to nawilżenie jest idealne, naskórek jest zmiękczony, gładki a skórą lśni swoim blaskiem.
Maseczka najlepiej działa na mojej skórze gdy zastosuje ją wieczorem, Aura działa nie tylko powierzchownie ale i głęboko nawilżająco...nie musisz bać się o zapchane pory czy wypryski po jej użyciu.

Aura marki Antipodes jest dopracowana w każdym calu-konsystencja, delikatność i skuteczność...używanie tej maski było dla mnie wielką przyjemnością i powiem Wam że nie mogłam się doczekać kolejnej aplikacji na twarz. Wiem, że to nie jest moje ostatnie opakowanie owej maseczki.

Koszt: ok. 130 złotych na stronie Lavande za pojemność 75ml

Skład: Aqua (water), leptospermum scoparium mel (manuka) honey Active 20+, persea gratissima (avocado) oil, glycerin, cetearyl alcohol, stearic acid, glycerol stearate, gluconolactone, sodium benzoate, calcium gluconate, vitis vinifera (vinanza grape grapeseed) extract, daucus carota sativa (carrot) oil, metrosideros excelsa (pohutukawa flower) extract, tocopherol  (vitamin E), essential oil fragrances of vanilla & mandarin: coumarin**, d-limonene**, linalool**.** component of essential oil



Wpis nie jest sponsorowany.