wtorek, 6 marca 2018

ULUBIEŃCY OSTATNICH MIESIĘCY.


 Dawno nie mówiłam Wam o moich ulubieńcach, bo ostatni taki post pojawił się w październiku. Ale oczywiście nie oznacza to, że żaden kosmetyk przez ten okres czasu nie zrobił na mnie dobrego wrażenia bo jest wręcz przeciwnie. Mam nadzieje, że teraz będę przychodziła regularnie co miesiąc z ulubieńcami.

Dziś przedstawię Wam kosmetyki które używam już jakiś czas, niektóre dobijają dna inne są już puste a jeden kosmetyk nawet zakupiłam po raz kolejny. Przeważa marka Alkemie w tych ulubieńcach ale cóż jakże mogło być inaczej skoro od października zakupiłam naprawdę sporo kosmetyków tej marki i wciąż przygotowuje się do takiej dużej recenzji ich kosmetyków(ale to w swoim czasie).



Zacznę od ciała bo tutaj pojawią się aż dwa kosmetyki.

Zacznę od czegoś co zakupiłam w TkMaxxie w bardzo promocyjnej cenie bo za 30 złotych-a wtedy zakupiłam na zapas jeszcze dwa opakowania :D). Jeśli chodzi o mycie ciała z reguły stosowałam mydła od Ministerstwa Dobrego Mydła, od produktu do mycia ciała oczekuje by oczyściło moje ciało skutecznie ale delikatnie i nic poza tym, bo i tak po prysznicu stosuje na ciało czy to balsam czy też olejki i w ten sposób nawilżam ciało. Nie zwracam uwagi również na zapach, jestem wręcz zdania, że gdy coś nieprzyjemnie pachnie to działa tak więc nie dla mnie sztuczne zapachy. Ale ten produkt głównie pokochałam właśnie przez zapach...raczej wątpię, że zapłaciłabym za niego ok 150 złotych(taka jest jego oryginalna cena) bo nie lubię przepłacać za produkt który ma tylko oczyścić ciało. Mowa tutaj o żelu pod prysznic marki Aromatherapy Associates De-stress body wash...cudowne opakowanie typu air less(plastikowe przez to nic złego się z nim nie stanie gdy wyślizgnie się nam z ręki)dzięki czemu wykończymy produkt do samego końca. Nie pieni się nazbyt mocno ale to dzięki braku SLS-ów w składzie które są złe, pamiętajcie :p nie podrażnia skóry, nie wysusza ale również nie nawilża jest powiedziałabym w tej kwestii neutralny, wygładza a również jak pięknie pachnie. Nazywa się De-stress i właśnie taki jest..ja po ciężkim dniu siadam pod prysznicem i delikatnie masuje każdy fragment mego ciała tym żelem, nie spiesząc się daje ukoić mu moje zmysły, rozluźnić mięśnie oraz złagodzić ból...po prysznicu z tym żelem śpię niczym zabita a to dzięki olejkom eterycznym z dzikiego rumianku, kadzidła, rozmarynu oraz liści dzikiej pomarańczy-uwielbiam ten zapach. Jeśli znajdziecie owy żel w TkMaxxie w okazyjnej cenie nie zastanawiajcie się tylko kupujcie, nawet na zapas :D


Drugim kosmetykiem który jest bardzo ważny jeśli chodzi o utrzymanie czystości naszego ciała a raczej pach jest dezodorant. Od trzech lat stosuje jedynie naturalne dezodoranty są one zawsze w postaci sztyftu..czasami przewijały się również takie w słoiczku do nakładania szpatułką ale z naturalnymi dezodorantami jest u mnie tak, że działają ale tylko do pewnego czasu i przestają-z reguły o wiele wcześniej aniżeli zużyje opakowanie. Pamiętajcie jednak, że dezodorant nie ma za zadanie zatrzymać produkcję potu a jedynie zneutralizować jego zapach, pocenie się to naturalny proces którego nie warto zaburzać. Nie powiem, że mój pot pięknie pachnie oczywiście to wszystko również zależy od tego jaki tryb życia prowadzimy, co jemy oraz czy jesteśmy w stresującej dla nas sytuacji...od pewnego czasu gdy wróciłam ponownie do całkowitej zdrowej diety zapach stał się neutralny ale w ryzach mój pot utrzymuje również dezodorant marki Agent Nateur N3 holi stick deodorant. Uwielbiam go! Już nawet przemilczę fakt, że otrzymałam zepsute opakowanie i muszę nakładać go palcami(sztyft zamiast wyjść to kręci się wokół własnej osi). Produkt nie należy do najtańszych bo za 50ml dezodorantu musimy zapłacić ok. 90 złotych ale ten naturalny dezodorant działa i nie podrażnia moich pach pomimo zawartości sody oczyszczonej(a mam bardzo wrażliwe pachy, mimo iż ich nie golę bo jestem po zabiegach depilacji laserowej). Pachy wręcz są ukojone i nawilżone. Jest on wykonywany ręcznie co czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym, nie zawiera żadnych substancji chemicznych, jest nietoksyczny dla otoczenia i dla nas. Powiem Wam szczerze działa do dwóch dni-okłamałabym Was pisząc, że kąpie się każdego dnia dwa razy dziennie, ja nie jestem wyznawczynią, że trzeba kąpać się każdego dnia-chyba, że miałam ciężki dzień czy ćwiczyłam. Kosmetyk pachnie niezwykle luksusowo i delikatnie-lawenda, eukaliptus i miód. Wcale nie musisz aplikować go dużo by działał, niewielka już ilość działa cuda. Jest unisex a więc jest odpowiedni dla Ciebie jak i twojego mężczyzny. Uwielbiam i wiem, że będę do niego wracać. Ja swój ściągałam aż z Kanady ale od niedawna jest dostępny na stronie naturissimo.


A teraz pora na twarz i tutaj przedstawię Wam same perełki i to tylko i wyłącznie polskich marek.

Resibo jest marką dobrze mi znaną już od paru lat jak nie zachwyciłam się ich serum wygładzającym-nie widziałam naprawdę żadnych rezultatów podczas jego stosowania, tak już od dwóch lat co jakiś czas wracam do ich olejku do demakijażu który jest najlepszym produktem tej w tej cenie na rynku. Jak nie lubię ich produktów typowo do pielęgnacji jak kremy czy olejki tak te do demakijażu są cudowne. Multifunkcyjny peeling do twarzy to istne cudo...jaki ten kosmetyk jest dobry nawet sobie nie wyobrażacie. W cenie 79 zł/75ml otrzymujemy  w konsystencji kremowy produkt z delikatnymi drobinkami który zarówno może być stosowany jako peeling mechaniczny ale i enzymatyczny. Ja stosuje go każdego dnia po demakijażu twarzy...dwa razy w tygodniu jako peeling enzymatyczny zaś pięć razy jako peeling mechaniczny. Początkowo obawiałam się jego stosowania jako zdzierak bo posiadam skórę delikatną, suchą i wrażliwą jednak kosmetyk okazał się niezwykle delikatny a zarazem bardzo skuteczny. Skóa w żaden sposób nie jest podrażniona, wysuszona...za to jest wygładzona, delikatnie nawilżona, jędrna i pulchna a do tego ukojona i promienna. Produkt dodatkowo jest niezwykle wydajny bo stosuje go każdego dnia i sobie go nie żałuje a stosuje już go trzy miesiące, cena jest także niezwykle niska jak za tak dobry produkt.
Trójpeptyd perfectionpeptide P3 przyśpiesza odnowę naskórka, wpływa na poziom nawilżenia oraz wygładza go, ekstrakt z owocu papai poprawia koloryt i ogólny stan skóry, biała glinka nie tylko ma za zadanie złuszczyć naszą skórę ale i ją odżywić, poprawić koloryt oraz złagodzić podrażnienia.
Skóra wedle zapewnień producenta z każdym dniem staje się zdrowsza, gładsza, odżywiona i promienna jest jak nowa i ja totalnie się z tym zgadzam. Polecam Wam z ręką na sercu ten cudowny produkt.

Teraz pora aż na trzy kosmetyki marki Alkemie, wszystkie pochodzą z serii microbiome-która jest moją ulubioną serią tej marki, po prostu jest najbardziej dopasowana do mojej skóry oraz jej potrzeb. To seria którą nazwałabym wręcz ratunkową...delikatna, kojąca ale i niezwykle działająca.

Zacznę od pianki i powiecie to tylko pianka i owszem nie ma w niej nic nazbyt nadzwyczajnego bo to pianka ale...Foa-m my god! to naprawdę ekstremalnie łagodna pianka do mycia twarzy, która nawet gdy wpadnie mi jakimś cudem do oka nie szczypie. Świetnie odświeża skórę, bardzo delikatnie ale również efektywnie, jedna pełna pompka pozwala na demakijaż całej twarzy, pianka jest delikatnie zbita, wystarczająco się pieni. Po jej zmyciu skóra nie jest zaczerwieniona a tym bardziej wysuszona. Nie chcę zbytnio rozpisywać się tutaj o kosmetykach marki Alkemie bo chciałabym o wszystkim Wam powiedzieć w pełnych recenzjach ich produktów. Cena to 89 złotych za 150 ml-produkt jest niezwykle wydajny bo ja już używam go 7 miesiąc i jeszcze trochę mi go zostało a sobie jej nie żałuje.

Serum które teraz Wam przedstawię zmieniło wygląd mojej skóry i to dosłownie, bo jest to kosmetyk który można porównać do mężczyzny którego kochamy ale który nie bierze nas na poważnie. Mowa tutaj o Liquid shield S.O.S. które jest wyciszającym serum w postaci delikatnego mleczka bardzo szybko się wchłaniającego. Ja mam skórę bardzo ciężką w utrzymaniu, jest wrażliwa, delikatna i sucha jak i również bardzo łatwa do powstawania podskórnych grudek gdy kosmetyk nie przypadnie mi do gustu ale również bardzo zaczerwienionej szczególnie w zimie(niska temperatura robi swoje). Zawsze mam czerwony nos i policzki, nigdy nie neutralizowałam tego zielonymi bazami czy korektorami, stosowałam po prostu bardziej żółte podkłady...ale będąc bez podkładu było to widoczne. Początkowo kupując owe serum nie wierzyłam w jego działanie...a tam to takie coś-pomyślałam. Jakież było moje zdziwienie po paru dniach codziennego stosowania...skóra była ukojona, pozbawiona jakichkolwiek zaczerwienień, tak spokojna i mi wdzięczna. Serum zaaplikowany na zaczerwienioną skórę w parę chwil sprawia, że jest ona WOW. Dodatkowo ja lubię przesadzać z kwasami, za długo je trzymam, za dużo nakładam jak i też za często i skóra niekiedy się łuszczyła a stosując te serum...skóra była WOW. Nawet gdy pojawiał mi się mały pryszcz na skórze, serum to pomagało mi całkowicie wygoić pryszcz bez zaczerwienienia...mam jednak z nim wielki problem. Na pewno zakupie go ponownie bo jest tego całkowicie wart-wykończyłam owe opakowanie przedstawione na zdjęciu ale nie mogę go stosować codziennie bo niestety mnie zapycha. Nie działa korzystnie na moją skórę...miałam mnóstwo podskórnych grudek które do teraz wybawiam poprzez picie wapna ale zauważyłam, że gdy stosowałam go co 2/3 dni skóra była mi naprawdę wdzięczna i nie buntowała się. Jest to najlepsze serum jakie dane mi było stosować i bardzo mi go brakuje, uwielbiałam delikatną poświatę jaką pozostawiał po aplikacji i jakikolwiek podkład/krem tonujący zaaplikowany na niego wyglądał przepięknie. A dodatkowo naprawdę świetnie nawilżał,niestety przy -15 stopniach nie był wystarczający ale przy delikatnym mrozie dawał odpowiednią dawkę nawilżenia. Cena to 139 zł za 30 ml ale produkt ten jest wart tych pieniędzy i jeśli macie taki typ skóry co ja wypróbujcie go bo warto.


Ostatnim już kosmetykiem jest maseczka w działaniu taka sama jak serum ale działająca o wiele szybciej i mocniej. Rapid relief to 10 minutowa maska ratunkowa ale ja nazwałabym ją kompresem ratunkowym. Stosuje ją w sytuacjach szczególnych gdy moja skóra naprawdę jest bardzo podrażniona(gdy np. zamiast używać peelingu kwasowego od The ordinary aha 30%+2% bha przez 10 minut zrobię to przez 15 minut) albo potrzebuje ekstra nawilżenia. Ona działa dokładnie w 10 minut, błyskawicznie nasza skóra jest ukojona i pozbawiona podrażnień i zaczerwienień a dodatkowo jest nawilżona i wygładzona. Przywraca ona skórze to czego jej pozbawiliśmy czyli po prostu spokoju. Jest bardzo kremowa, taka przyjemna i kojąca-zapach jest bardzo neutralny tak samo jak serum. Stosuje ją przynajmniej raz w tygodniu, bardzo lubię nakładać ją również przed okresem gdy wyskoczy mi parę nieprzyjaciół. Kolejny produkt Do którego będę na pewno regularnie powracać. Cena to 119 złotych za 60 ml-produkt jest niezwykle wydajny i wcale nie trzeba nakładać jego grubej warstwy.