sobota, 1 grudnia 2018

ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA.




 Wiem, wiem zaraz mamy grudzień a ja przychodzę z ulubieńcami października ale spokojnie ulubieńcy listopada również się pojawią. Po prostu w październiku i listopadzie przybyło tak dużo świetnych kosmetyków, że chciałabym się nimi z Wami podzielić. Ale jako że tak wiele kosmetyków w tych dwóch miesiącach do mnie przybyło w grudniu,, styczniu i lutym zapewne nic nowego nie zakupię(no chyba, że jeden kosmetyk który chciałam już zakupić w poprzednią zimę). Mój budżet został bardzo nadszarpnięty ostatnio i jak na Black Friday miałam nic nie kupować kupiłam wiele-ale nie za wiele. Były to tylko i wyłącznie rzeczy potrzebne, takie które bardzo chciałam...naprawdę nie kupowałam na zapas i nie kupiłam rzeczy niepotrzebnych.

Dziś chciałabym podzielić się z Wami trzema kosmetykami, oczywiście do twarzy-a jakżeby inaczej :D
Ale uwierzcie te kosmetyki są GENIALNE.



Na początek kosmetyk który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Powiem tak z marką Resibo jest u mnie różnie..uwielbiam ich olejek do demakijażu-który jest świetnym, podstawowym, zmywającym makijaż olejkiem za naprawdę dobre pieniądze.Uwielbiam multifunkcyjny peeling, balsamy do ciała są również genialne ale nie polubiłam się z kremami a już w ogóle z tym jakże zachwalanym olejkiem wygładzającym który nie robił u mnie nic. Kompletnie nic. Czy bałam się energetyzującej esencji odmładzającej? Oczywiście, że tak bo bałam się, że będzie to kolejny bubel. A tu takie cudo. Nigdy nie byłam fanką esencji bo używam toników, nie lubię tej lepiącej powłoki jaką zostawia esencja-taka lepiąca. 



Tego produktu używam zamiast toniku podczas porannej pielęgnacji, jest pierwszym krokiem podczas pielęgnacji. W konsystencji po wyciśnięciu jest mleczkiem a po aplikacji na twarz zamienia się w wodę którą skóra piję od razu. Ale przy tym pozostawia niezwykle gładką i nawilżoną skórę. Gdy mam dzień wolny z  reguły nie nakładam wielu kosmetyków na twarz a jedynie tą esencję i to jest wystarczające nawilżenie dla mojej skóry. Nie mogę powiedzieć o jej właściwościach odmładzających ale w kwestii energetyzacji z rana-działa. Jest taka chłodna, lekko wodnisto-żelowa toteż pobudza skórę i budzi. A do tego ten przepiękny, luksusowy zapach, jeśli mam być szczera po aplikacji tego kosmetyku skóra ale i ja sama wręcz się uśmiecham. Bardzo lubię ten kosmetyk, cena to 99 zł/50 ml i uważam, że jest tego wart. Więcej zapewne opowiem po zużyciu tego opakowania i zobaczymy czy nadal moja opinia będzie tak pozytywna.




Teraz coś co chciałam już od dawna...pomyślicie, że jestem nienormalna ale mam marzenia kosmetyczne. Spisuje listę, piszę numerki co powinnam kupić jako pierwsze itp. Ale niekiedy są kosmetyki ważniejsze, tańsze, bardziej potrzebne i ta maseczka-bo mowa o maseczce-ciągle spadała na dół listy. May nie robi żadnych obniżek swoich produktów, nie ma na nie promocji, częściej dodaje do zakupów coś ekstra typu kup coś za 200$  a gratis dostaniesz nas tonik. Ale zdarzyło się tak, że na stronie Naturissimo na któreś urodziny sklepu(nie pamiętam które) było -10% na wszystko..gdzie nigdy nie było na May Lindstrom która jest  w ofercie sklepu. I mimo, że nazbyt wiele nie zaoszczędziłam bo ok 50 złotych to podkusiło mnie i powiedziałam-jak nie teraz to kiedy? Nie żałuje wydanych 380 złotych za ten produkt bo jest rewelacyjny i nie mogę przestać go używać. Ja May Lindstrom uwielbiam i gdybym tylko mogła wracałabym do tych kosmetyków i tylko nimi bym się "smarowała"...prócz prostych składników, prostych składów, takich iście naturalnych, bardzo "ziemnych" jest w tych kosmetykach jeszcze jakaś magia i wspominałam o tym wiele razy. O tej maseczce-The Problem Solver myślałam bardzo długo ale się jej bałam...bałam się bo z opinii ludzi którzy jej używali stwierdziłam, że jest niezwykle mocna a przez to zapewne za mocna dla mojej delikatnej, naczyniowej, suchej skóry. Bo wszystkie posiadaczki skóry suchej narzekały, że ona taka mocna i wysuszająca...gdzie ona jest wysuszająca? Za cenę ok. 430 złotych otrzymujemy aż 250 ml suchego proszku-tak maseczka jest do rozrobienia z wodą i tak wiem dla wielu z Was to wielki problem ale ta maseczka po dodaniu wody dopiero zaczyna działać.



Musuje, musuje, tworzy się pianka i pachnie jeszcze bardziej obłędnie...goździkiem, gałką muszkatołową, kurkumą, pieprzem cayenne odrobinę też ziemią ale i surowym kakao-to moje zapachy, cudowne, przepiękne i takie naturalne. No ale co do maseczki..uwielbiam i przynajmniej raz w tygodniu muszę ją nałożyć na twarz. W składzie oprócz wyżej wymienionych składników znajdziemy glinę ziemską; czerwoną, marokańska glinkę; czerwoną, morską sól, witaminę C, węgiel z bambusa, sodę oczyszczoną, lawendę, fasolki wanilii, prawoślaz lekarski.
Ta maseczka to nic innego jak  czarna jak smoła fuzja naturalnych składników...maska skutecznie oczyszcza i napina pory, gasi stany zapalne, pomaga w rozjaśnieniu skóry, przyśpiesza krążenie krwi w naskórku ale co najważniejsze świetnie oczyszcza skórę. Nie mogę jeść nabiału, mam stwierdzoną nietolerancję laktozy i jednym z problemów z jakimi się borykam po zjedzeniu chociażby sera-bo czasami zdarza się, że zjem-są podskórne, białe grudki. Wiem niekiedy pojawiają się one od kosmetyków, niekiedy od złej pielęgnacji ale uwierzcie ja znam najlepiej swoją skórę i wiem kiedy od czego coś na niej wyskakuje. Grudki znikają od razu po odstawieniu nabiału ale niekiedy cieżko niektóre wydobyć i ta maseczka to robi-wyciąga je na wierzch i one znikają a skóra na nowo jest cudownie gładka. Ona oczyszcza skórę ale w tym samym czasie ją koi i goi. Ja już z przyzwyczajenia od razu po maseczce oczyszczającej-mimo suchej skóry używam takowych-nakładam na skórę czy to tonik nawilżający, czy esencję czy też serum ale równie dobrze mogłabym tego nie robić. Formuła pudrowa w kontakcie z wodą zamienia się w mus-istna magia. Po zmyciu tej maski skóra jest czysta i pełna blasku...czuje wręcz jak oddycha. Ja jestem w niej totalnie zakochana i sadzę, że to jest taki kosmetyk-z tych droższych-który chciałabym by był zawsze ze mną bo to moja idealna maseczka oczyszczająca.



Dzisiaj ogólnie są tacy ulubieńcy, że powinnam napisać tylko z dużych liter WOW i to by wystarczyło. Bo kolejny produkt to również cudo. Ogólnie moim zdaniem cała marka Eco by Sonya jest genialna bo nie było kosmetyku którego chociażbym nie lubiła. Nie raz kosmetyki tej marki były w moich ulubieńcach i do niektórych wracam bardzo chętnie. Ceny też nie są jeszcze tak strasznie wysokie jak za cudowne składy i formuły. Dziś przychodzę do Was z Glory Oil...i jego nazwa jest niezwykle trafna. Po stosowaniu tego olejku po paru już dniach wasza skóra jest pełna chwały,wygląda idealnie pomimo iż...w składzie ma olej kokosowy i to już na drugim miejscu. Ten olej to nic szczególnego bo w składzie znajdziemy właśnie olej kokosowy, olej z nasion winogrona, olej jojoba, olej z owoców acaii, olej z nasion dyni oraz olej z sacha inchi. Moja skóra uwielbia olej sacha inchi bo ma działanie regenerujące a skóra nabiera gładkości i jędrności..poza tym ten olej jest niezwykle uniwersalny bo nada się również do skórek przy paznokciach jak i do włosów. Założycielka marki-Sonya Driver w roku 2017 miała dużego raka podstawnokomórkowego który wycięto z jej twarzy.



Założycielka nie boi się oznak starzenia  na skórze ale blizna jaka pozostała po tym jakże ważnym zabiegu odebrała jej pewność siebie. Była smutna za każdym razem gdy patrzyła w lustro. Razem ze swoją chemiczką stworzyły cudo w buteleczce które początkowo służyło jedynie Sonya. Po 9 miesiącach po bliźnie nie ma ani śladu a Sonya znowu jest uśmiechnięta i pełna życia.
Ten olejek jest tak wielofunkcyjny i uniwersalny, że mógłby być jedynym w mojej kolekcji. Zmniejsza blizny, zmarszczki, rozświetla i co najważniejsze doskonale nawilża skórę. Świetnie działa podczas "tych dni" gdy na mojej skórę uwielbiają wyskakiwać niespodzianki. Mówię od razu  nie pachnie kwiatowo, pięknie itp. bo nie posiada w sobie zbędnych zapachów bo moim zdaniem ogólnie kosmetyki mają działać a nie ładnie pachnieć-od tego są perfumy czy olejki eteryczne.Pachnie dla mnie osobiście jak typowy olej sacha inchi czyli trawiaście, jak taka typowa trawa(ale nie skoszone sianko bardziej taka świeża trawa).Cena to ok. 193 złote za standardowe w przypadku olejków 30 ml. Moim zdaniem warto, warto i jeszcze raz warto nawet jeśli wasza skóra nie lubi oleju kokosowego to w tym olejku jakoś nie robi krzywdy.