sobota, 29 września 2018

ZDENKOWANI.



 Tak, tak kolejni zdenkowani, mam nadzieje, że nie nudzą Was oni-bo pojawiają się u mnie stosunkowo często. Ja uwielbiam oglądać czy też czytać o zużytych kosmetykach bo pełną recenzję możemy dopiero :spisać" po zużyciu całkowicie kosmetyku. Nie raz zdarzyło mi się, że na początku uwielbiałam dany kosmetyk ale im bliżej końca opakowania tak coraz bardziej go nienawidziłam.



Po pierwsze WŁOSY o które ostatnio zaczęłam dbać odrobinę bardziej. Powróciłam do łykania biotyny zaczęłam bardziej przykładać się do dbania o skalp aniżeli o włosy-wcierki, peelingi,olejowanie itp. "Konserwowanie" włosów przed myciem, nakładanie odżywki na włosy po każdym myciu, mycie tylko skalpu i nasady włosów...dużo się zmieniło ale włosy z dnia na dzień, z mycia na mycie wyglądają coraz lepiej i jest mnóstwo u mnie baby hair. Włosy odrobinę podcięłam i mam nadzieje, że teraz będą trzymać się dobrze :)

Będą dziś w tej kategorii dwie skrajności bo coś bardzo taniego i coś bardzo taniego i jak myślicie co dziś wygra?

Po pierwsze szampon nawilżający marki Alterra-uwielbiam go równie mocno jak szampon dodający objętości. W świetnej cenie, bardzo wydajny, przyzwoity skład...czego chcieć więcej. Po użyciu tego szamponu nie swędzi mnie głowa, włosy nie przetłuszczają się szybciej, są po prostu dobrze oczyszczone ale nie przeczyszczone. Cena ok 9 złotych-ale często jest na promocji, pojemność 200ml. Ocena oczywiście, że 10/10!

Po drugie produkt powiedziałabym przeciętny, nie zapewnia nam tego co obiecuje nam producent a mowa o Rahua voluminous conditioner-szampon z tej serii uwielbiam ale odżywka jest przeciętna a nawet powiedziałabym, że nie dobra i w o wiele niższej cenie znajdziecie coś o niebo lepszego. O stokroć bardziej wole odżywkę te marki ale z serii nawilżającej-to jest dopiero "sztos". Zużyłam no bo już ją kupiłam, ale nie kupujcie jej jeśli szukacie maski która doda objętości waszym kosmykom bo ta odżywka wręcz je obciąża.
Cena ok. 180 złotych za 275 ml, ocena to 5/10-mimo wszystko bo to Rahua.

Ostatni kosmetyk z kategorii WŁOSY to totalne dno i nie wiem jak kobiety mogą o nim tak pochlebnie się wyrażać. Ogólnie marka Phenome nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia i nigdy już nie zakupie niczego od tej marki bo naprawdę jest mnóstwo wiele cudownych marek cenowo odpowiadającej Phenome, że po co się w nią bawić? Nie polubiłam zarówno kremu do rąk jak i również Purifying hair mask. Ja może nie polubiłam tego kosmetyku, ze względu na to, że po umyciu włosów i ich naturalnemu wysuszeniu były one zawsze niezwykle oklapnięte. Cieżko mi było również z moich długich włosów dokładnie wypłukać tą maseczkę ze skalpu...a bo nie powiedziałam to jest maseczka oczyszczająca naszą skórę głowy z brudu, resztek kosmetyków do stylizacji itp. No ja nakładając tą maskę na skórę głowy nie czułam oczyszczenia a zaklejenie...nienawidzę jej zapachu, konsystencji, opakowania...nic mnie w niej nie ujeło. Stosowałam ją jako krem do golenia ale i w tej kwestii irytowała mnie bo "siedziała" mi w kratce pod prysznicem i ciężko ją było wypłukać. Wiem, że wiele kobiet ją uwielbia..ale ja ogólnie zauważyłam, że to co większości się sprawdza u mnie jest totalnym bublem. Cena to 135 złotych za 200 ml-produkt jest bardzo wydajny i termin do użycia 6 miesięcy to istna kpina bo nie uda się zużyć tego kosmetyku w ten czas chyba, że ktoś używa tego kosmetyku na całe włosy od skalpu po końce. Ocena to 1/10...niczego w nim nie polubiłam a więc jestem na NIE.

CIAŁO



Jestem wierna temu produktowi od lat..w ogóle ostatnio zauważyłam, że uwielbiam wracać do sprawdzonych kosmetyków i niekoniecznie szukam czegoś nowego. Zapewne w niedługim czasie się o tym jeszcze bardziej przekonacie bo na okres jesienno-zimowy który nie jest przychylny mojej skórze postanowiłam nie eksperymentować a wrócić do rzeczy sprawdzonych. Już teraz mam problem z łuszczeniem się skóry, podrażnieniem i brakiem nawilżenia ale jeszcze nie wymieniłam kosmetyków na te w konsystencji cięższe i bardziej nawilżające, regenerujące, opatulające skórę.
Ale wróćmy do produktu czyli żelu aloesowego marki Gorvita. Jest parę takich "kosmetyków" które zawsze muszą być ze mną jest to olej z dzikiej róży, olej kokosowy, olej z pestek śliwki, maść cynkowa oraz żel aloesowy. Ten niezmiennie stosuje od 3 lat od głowy aż po palce od stóp. Jest świetny do nawilżania skalpu, twarzy, ciała, do włosów, na podrażnienia, gdy komar mnie ugryzie, robię z jego dodatkiem toniki, maseczki, łącze z olejami i serami. Zawsze musi być ze mną-tak, tak to kosmetyk który kupuje na zapas.
Ocena jest oczywista a cena to ok 16-20 złotych.

Nienawidzę stóp...i może to się Wam wydawać dziwne ale jest sporo osób której tej partii ciała nie preferuje. Ja najchętniej chodziłabym cały czas w skarpetach i latem nie zobaczycie mnie w sandałach. Ale niestety jak o każdą partię ciała tak i o stopy dbam, latem ze zdwojoną siłą. Odświeżający ochronny spray do stóp marki Alba 1913 uwielbiałam choć uważam, że za taką cenę jest to za mała pojemność. Ten spray cudownie pachnie-ziołowo a wiecie, że ja takie zapachy uwielbiam-pielęgnuje i co najważniejsze był dla mnie latem odświeża i chłodzi zmęczone stopy. Zauważyłam również, że gdy zaaplikowałam ten spray rano i chodziłam w butach na gołe stopy w ogóle się nie pociły. Aplikowałam go również w miejsca gdzie ugryzły mnie te straszne komary-one uwielbiają mnie kąsać- i dzięki temu nie swędziło mnie dane miejsce. Produkt fajny ale za wysoka cena-49 złotych-jak za 30 ml produktu który stosowałam każdego dnia dwa razy dziennie. Ocena 8/10.
Tak bardzo polubiłam tego typu rodzaj, że teraz testuje taki spray ale innej marki.

Markę Mokosh uwielbiam za brązujący balsam do ciała który jest moim must have na lato-zarówno był w tamtym roku jak i w tym, ale ich standardowe balsamy również są cudowne. Ja zakupiłam ten o zapachu melona z ogórkiem. Produkt mimo iż jest balsamem w konsystencji nie był nazbyt gęsty ale świetnie nawilżał skórę i wchłaniał się bardzo szybko w skórę pozostawiając ją wygładzoną, zregenerowaną i jak wspominałam wcześniej nawilżoną. Kąpiel z reguły biorę co dwa dni i po kąpieli zawsze aplikuje balsam, podczas jego stosowania nawilżenie na skórze utrzymywało się na bardzo długo- a muszę zaznaczyć, że mam suchą skórę nie tylko na twarzy ale i na całym ciele. Kuszą mnie inne zapachy balsamów tej marki i sądzę, że na pewno skuszę się w przyszłości na inne. Cena 59 złotych za 180 ml. Ocena 10/10 bo nie mam żadnych przeciwwskazań do tego produktu, jest po prostu genialny.

Jest i mydło ale pozwólcie, że nie będę się nad nim rozwodzić bo mydło to mydło. Te jest marki Purite pokrzywowe...oczyszczał-oczyszczał i nie robił nic poza tym. Ale tylko tyle oczekuje od mydła :)

Ten produkt nie przez przypadek pojawił się w sekcji CIAŁO bo ja stosowałam go do ciała a ściślej mówiąc do nóg. Był zbyt agresywny dla mojej skóry a jako że z bólem serca wyrzucam kosmetyki toteż postanowiłam spróbować wykorzystać go w inny sposób. Jak dobrze, że kupiłam tylko jej mało pojemność bo to kosmetyk może i dobry ale nie dla mojej wrażliwej i suchej skóry-powodował podrażnienie i suchość mojej skóry.Mowa o esencji marki Caudalie- ona ani trochę nie dodawała jej blasku a więc ją odbierała.Nie walczyła też z przebarwieniami...jako że miałam problemy z wrastającymi włoskami na nogach-przede mną ostatni sesja depilacji laserowej na nogi) stosowałam ową esencję na nogi ale nie widziałam żadnych efektów toteż po prostu się jej pozbyłam. Dla cery wrażliwej i suchej nie...toteż pozwólcie, że nie będę wystawiała oceny temu kosmetykowi. Cena regularna to  ok 80 zł za 100ml

TWARZ



I moja ulubiona kategoria...

Na początek produkt którego pełna recenzja jest na blogu a więc nie chce tutaj się rozpisywać na jego temat-link tutaj, powiem tylko tyle, że mowa o preparacie oczyszczającym marki Tata Harper Purifying Cleanser

Kolejny produkt był w poprzednich ulubieńcach i tak stosunkowo szybko ją zużyłam przyznaję-bo mowa o maseczce Face Compost marki Eco by Sonya-ale stosowałam ją codziennie uwierzcie mi tak bardzo ją polubiłam. Jest genialna, z ręką na sercu ją Wam polecam. Na lato była świetna bo regenerowała skórę, nawilżała ją i sprawiała, że była ona miękka i nawilżona ale tak delikatnie, idealnie na okres letni właśnie. Poza tym działa już w uwaga 7 minut-każda ma siedem minut które może poświęcić na maseczkę. Uwielbiałam jej lekko szpinakowy zapach..ogólnie ona dla mnie pachniała obierkami zielonych warzyw-ale to zabrzmiało zachęcająco-ale stąd maska compost. Ta marka ogólnie bardzo pozytywnie mnie zaskakuje-uwielbiam ich samoopalacze, produkty do pielęgnacji ciała a teraz lubię coraz bardziej te do twarzy-mam żel do mycia twarzy i jest równie genialny. Ocena to 10/10!!! a cena to ok 155 złotych za 100 ml.

Teraz pora na istne rozczarowanie, nie polubiłam kompletnie tego kosmetyku a mowa o pomadce ochronnej bezbarwnej marki Tata Harper. Opakowanie muszę to zaznaczyć jest niezwykle tanie i tandetne-niskiej jakości plastik z których napisy bardzo szybko zniknęły. Za cenę 133 złotych za uwaga 2.5g produktu oczekuje, że będzie nie tylko świetnie działał ale i opakowanie będzie warte tych pieniędzy. Jest to bezbarwny balsam do ust który ani dobrze nie nawilża ust, ani ich nie odmładza jak zakłada producent ani nawet nie regeneruje a już napewno nie wypełnia naszych ust i nie wydają się one ani trochę większe. Daje bardzo tandetny efekt na ustach-połysku, blasku, niczym olej którego ja osobiście nienawidzę-pachnie dla mnie gumą balonową i to jedyny plus. To istny bubel a więc daje 0/10. Na tą chwilę najlepszym balsamem do ust jaki stosowałam jest ten od Fridge 4.5 orange lips. Właśnie jestem w trakcie użytkowania trzeciego opakowania a to już dużo mówi.

Co do tego produktu cieszę się, że zakupiłam jedynie próbkę i mogłam dowiedzieć się, że kompletnie mi on nie pasuje. Szaleństwem byłoby kupienie dużego opakowania i męczenie się z nim. Marką Omorovicza byłam niezwykle zafascynowana a tak naprawdę moja "przygoda" z tą marką zakończyła się jedynie na próbkach. Nic prócz maseczki oczyszczającej nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia. Tak samo jak Thermal Cleansing Balm-po pierwsze okropny zapach, dla mnie pachniał jak ropa. Coś strasznego, po drugie dziwna konsystencja ni to balsam ni to błoto-twarz po aplikacji była delikatnie czarna. Do jego zmycia zmuszona byłam użyć ręczniczka-czego z reguły nie robię bo mimo iż producent tak zaleca ja idę na łatwiznę i zmywam balsamy czy olejki za pomocą żelu do mycia twarzy. W tym przypadku ani ich pianka oczyszczająca ani inne żele oczyszczające nie dawały sobie rady. Ten balsam w konsystencji bardzo przypominał mi wazelinę-cięzki, tłusty, w kontakcie z wodą tępy.  Cena za 50 ml to ok. 300 złotych i wiem, że ludzie go uwielbiają, że jest bestsellerem marki dla mnie jest tragiczny i szkoda mi by było na niego 300 złotych. Ocena oczywiście, że 0/10!!

Na sam koniec zostawiłam perełkę której chyba wykupie cały zapas w TkMaxxie o ile jeszcze ją znajdę. Mowa o mgiełce/toniku marki Valjean Labs-kompletnie nieznana mi marka, która nazywa się Glow Vitamin C+Magnesium..to jeden z lepszych toników jakie dane mi było używać. Jego cena regularna(znalazłam go na stronie amerykańskiej) to ok. 44 złotych za 118 ml. Ja używałam go zarówno rano jak i wieczorem wręcz w za dużych ilościach ale uwielbiałam jego działanie. Skład nie jest nader naturalny ale wybaczam mu to bo działanie było takie o jakim myślałam.
Skład: Purified Water (Aqua), Glycereth-26, Propanediol (Zemea), Polysorbate 20, Benzophenone-4, Ascorbic Acid (Vitamin C), Magnesium PCA, Sodium Hydroxide, Panthenol (Pro Vitamin B-5), Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract, Rosa Damascena (Rose) Flower Water Extract, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Leaf Extract, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Red No.40 (CI 16035), Blue No.1 (CI 42090), Fragrance (Parfum)
Muszę zaznaczyć, że po aplikacji toniku na oczyszczoną skórę twarzy czułam delikatne szczypanie, mrowienie i ciepło a to znaczy, że witamina C w nim zawarta działała. Skóra w żaden sposób nie była podrażniona, przesuszona czy pozbawiona nawilżenia. Była rozjaśniona i rozświetlona a dodatkowo świetnie nawilżona a dodatkowo zauważyłam, że gdy stosowałam ten tonik zmiany hormonalne na mojej twarzy szybciej się goiły i nie pozostawiały przebarwienia-co z reguły ma miejsce. Tonik pachniał perfumami ale zupełnie mi to nie przeszkadzało-był do przeżycia. Ważna kwestia jest taka, że te kosmetyki nie są testowane na zwierzętach i jak nienaturalność kosmetyków mogę wybaczać to nigdy już nie użyje kosmetyku testowanego na zwierzętach. W Tkmaxxie kosztuje alo 19.99 albo 29.99-już nie pamiętam ale jest wart zainteresowania. Jak najbardziej oczywiście daje 10/10!!!!