poniedziałek, 11 grudnia 2017

PREZENTOWNIK DLA NIEJ.NIE TYLKO KOSMETYKI, ALE TYLKO POLSKIE MARKI.


 Coraz bliżej Święta oraz Nowy Rok, nawet powiem Wam szczerze nie wiem kiedy to zleciało. Parę dni temu dodatkowo obchodziłam(choć to za duże słowo) dwudzieste trzecie urodziny. Grudzień więc jest dla mnie bardzo wyjątkowym miesiącem, ulubionym. Bardzo dobrze mi się kojarzy i bardzo często właśnie w grudniu wracam myślami do czasów gdy byłam dzieckiem-bo niekiedy brakuje mi tej beztroski.
Gdy byłam młodsza uwielbiałam otrzymywać prezenty, cieszył mnie każdy nawet ten najmniejszy, nawet gdy otrzymałam książki a chciałam lalkę Barbie. Byłam zawsze za wszystko wdzięczna i po prostu szczęśliwa.
Teraz, widzę to nawet po mojej 5-letniej siostrze, nikogo już nic nie cieszy. A dlaczego? Bo z reguły wszystko już mamy, bo na większość możemy sobie pozwolić, bo wszystko jest dostępne. Tak więc ja od czasu gdy pracuje a co za tym idzie zarabiam, wręczam swej rodzinie upominki a nie prezenty. W tym roku powiedziałam sobie, że max. na jedną osobę wydać mogę 150 złotych-to działa bo kreatywność mi się "włączyła" i zaczęłam szukać naprawdę świetnych rozwiązań, zaczęłam przyglądać się co komu sprawi radość nawet gdy będzie małego formatu.
Dzisiejszy post będzie inny, na tym blogu jeszcze nie zrobiłam nigdy prezentownika. Dlaczego tylko dla kobiet? Bo jedynym mężczyzną jakiego obdaruje w tym roku jest...mój tata. Niestety nie mogę przedstawić prezentów dla mężczyzn bo się na tym nie znam :D
Prezentownik ten składa się więc z propozycji skierowanych do kobiet i pomimo, iż mój blog opiera się głównie na kosmetykach to pojawią się tutaj również propozycję z działu "mody". Tylko wisienką na torcie jest fakt, że wszystkie propozycję są cudownych polskich marek, marek które lubię, podziwiam i rzeczy posiadam lub też w najbliższym czasie chciałabym posiadać. Wiem, co może pojawić się w komentarzach "drogo" albo "że taniej znajdę w...(nazwa sklepu)". Ja jednak odeszłam od zakupów w sieciówkach, chciałabym wspierać nasz polski rynek, który uważam, że jest naprawdę na wysokim poziomie. No przejrzyjcie moje propozycje i powiedzie, że te rzeczy są piękne. Po prostu piękne.

Ja jestem fanką zakupów on-line, ze względu na pracę poza tym w internecie po prostu jest większy wybór tak więc wszystkie propozycję znajdziecie na stronach danych marek.
Proszę o komentarze jak podobają Wam się moje propozycję i czy jest coś co chciałybyście znaleźć pod choinką?



 Po pierwsze mogę śmiało powiedzieć kultowa marka The Odder Side i ich znane longsleeves z dekoltem w V czy odkrytymi prawie w całości plecami(189 złotych). Owe bluzki w swej prostocie są niezwykle seksowne właśnie przez dekolty które odsłaniają pięknie nasze plecy. Nie raz słyszałam opinie, że te "bluzki" są za drogie, że taniej podobne znajdziemy w sieciówkach, owszem znajdziemy ale uwierzcie mi nie tą jakość. T-shirty(149 złotych) mam już dwa lata, chodzę w nich regularnie(szczególnie wiosną i latem), piorę często, nie oszczędzam ich a one wciąż wyglądają jak nowe, z szwami nic się nie dzieje, materiał jest porządny i gruby, szycie jest fenomenalne. W ofercie marka posiada również longsleeves crewneck(219 zł), sukienki, spódnicę oraz przepiękne swetry, ale tutaj sweter o nazwie rocket w składzie ma aż 60% akrylu, 20% wełny i 20 poliestru i kosztuje aż 389 złotych(mimo to niezwykle mnie kusi, już w tamtym roku kusił) polecam Wam za to ze względu na skład sweter Moons(na zdjęciu po prawej) który ma w składzie 80% wełny i kosztuje 269 złotych. Czyż nie wygląda seksownie?



 I znowu ubraniowo, czy nie zgodzicie się ze mną, że dobra bluza potrafi uratować życie? Wyobraźcie sobie sytuację, że wstajecie rano,patrzycie na zegarek i...zaspałyście. Wstajecie, wpadacie do łazienki, szybka toaleta i makijaż teraz równie szybko musicie się ubrać, odwieczny dylemat "nie mam w co ubrać" może się skończyć gdy posiadać będziecie jedną z tych przeuroczych bluz z falbankami. Pierwsza w paski z pięknymi falbankami na ramionach(jest również w wersji dla dziewczynek) wygląda niezwykle szykownie ale i kobieco zaś druga od dreamcatcher(nawiasem mówiąc owy sklep ma piękny asortyment) posiada falbanki na rękawach jak i plecach. Uważam, że to świetny prezent skierowany do spiochów ale i osób które nie mają ciągle się w co ubrać. Poza tym jest niezwykle szykowny. Bluza od Justyny Chrablewskiej to koszt 350 złotych zaś od Dreamcatcher aktualnie jest w promocji i kosztuje 139 złotych.




 No nie byłam bym sobą gdybym nie przedstawiła również prezentów typowo kosmetycznych, przecież to moja mania. Pojawi się aż siedem cudownych marek kosmetycznych w tym zestawieniu, na pierwszy front idą kosmetyki marki Resibo i Fridge by yDe i powiem Wam, że gdybym zobaczyła pod choinką ich kosmetyki byłabym w niebie. Od Resibo szczególnie polecam olejek do demakijażu(59 zł), multifunkcyjny peeling(79 zł) oraz krem rozświetlajacy(69 zł). Propozycje tej marki są świetne bo kosmetyki z reguły kosztują poniżej 100 złotych, są pakowane w przepiękne tuby, które wystarczy już obwiązać czerwoną wstążeczką i prezent gotowy. Marka również w ofercie ma gotowe zestawy ale nic nie stoi na przeszkodzie byś sama je przygotowała.
Marka Fridge to taka marka którą każda ekomaniaczka chciałaby mieć w swojej "kolekcji", kosmetyki wysokiej jakości w miare przystępnych cenach(te ceny naprawdę są przystępne) z cudownymi, świeżymi składnikami-tak świeżymi, że aż trzeba przechowywać je w lodówce bo to żywność dla skóry. Ja szczególnie polubiłam pięć produktów które są moimi ulubieńcami od niedawna ale niektóre już od bardzo dawna. Dla fanatyczek make-up no make-up można kupić oddychający "podkład" marki ff fabulous face(149 zł), dla mamy czy też babci krem pod oczy 1.4 eye który regeneruje i odmładza spojrzenie(165 zł), dla osób o suchej i delikatnej skórze regenerujący krem dyniowy, który ma przepiękny zielony kolor, cudownie pachnie pestkami dyni i jest idealny na zimę, bardzo nawilżający, regenerujący, chroniący skórę przed niskimi temperaturami(187 zł) oraz dla kobiet które nie lubują się w demakijażu, ale również dla młodych dziewczyn sprawdzi się zarówno żel do mycia twarzy 3.3 good morning face(79 złotych) oraz tonik różany 3.2 rose tonic water(87 zł). Marka Fridge również przepięknie pakuje swoje kosmetyki w woreczek, przewiązany u góry wstążką, dodatkowo dodają jak i Resibo próbki po czym wkładają produkty do przepięknej bąbelkowej torebki z kwiatkami-nie musisz martwić się o torebkę na prezent.






 Jeśli chodzi o kosmetyczne prezenty chyba nie ma nic gorszego od dostania zestawu: dezodorant i żel pod prysznic. To tak jakbyście wręczając owy prezent chciały powiedzieć tej osobie "śmierdzisz, umyj się i skorzystaj z dezodorantu). Ja z reguły takie prezenty, odkładałam na bok udając, że niezwykle się z nich ciesze. O wiele lepszym prezentem będzie zestaw peeling i balsam do ciała, szczególnie na prezent świąteczny. Przygotowałam dla Was cztery produkty marki Fresh&natural w przepięknych iście jesienno-zimowych zapachach, bardzo intensywnych, orzechowych, piernikowych, ciepłych, otulających. Ich peelingi są genialne, świetnie ścierają pomimo iż są delikatne i pozostawiają warstewkę olejku na ciele, nawilżając je, dodatkowo przepięknie pachną, ja miałam przyjemność używać tego o zapachu korzennym-o mamo, to istny piernik, ciepły, otulający, rozluźniający i tak smakowity. Nazwy owych produktów świetnie oddaje ich zapachy, tak więc mokka pachnie po prostu mokką. Pojemnośći peelingów są aż trzy 250g-24.99 zł; 550g-44.99 zł oraz 1300g- 77.99 zł. A co do balsamów mają cudowną konsystencję lekkiego musu, który szybko się wchłania oraz bardzo długo nawilża, świetnie sprawdził się u mnie gdy moja skóra była podrażniona po depilacji laserowej ja szczególnie polecam Wam bezzapachowy(250g-37.99; 500g- 59.99 zł)-idealny dla osób wrażliwych i alergików oraz orzechowy(250g- 39.99; 500g- 64.99zł) który cudownie kojarzy się ze świętami. Ja byłabym zadowolona z zestawu balsam i peeling, a Wy?





 Jeśli Was budżet jest niewielki ale chciałybyście podarować osobie parę rzeczy świetną opcją jest zakup w Ministerstwie Dobrego Mydła oraz Jan Barba. Obie manufaktury posiadają świetnie produkty w bardzo przystępnych cenach, które działają i to jak. Moim idealnym zestawem- jego koszt to 118 złotyv, dopłacając 3 złote otrzymamy pakowanie na prezent(który w ministerstwie można nabyć jako zestaw) jest zakup olejku z pestek śliwki(18 zł), peelingu śliwka(38 zł) oraz balsamu w sztyfcie również śliwka(56 zł). Dlaczego uważam, że ten zestaw będzie świetny bo każdy z tych produktów sprawdzi się u każdego, w zestawie posiadamy trzy produkty bardzo funkcjonalne bo olejku możemy używać zarówno do twarzy, ciała ale i włosów jak i również balsamu a i od biedy peeling możemy nałożyć na twarz, dodatkowo ten cudowny marcepanowy zapach...cudowny. Ministerstwo dobrego mydła to nie jedynie śliwka a cudowne mydła w kostkach, kule do kąpieli, różnorakie hydrolaty oraz cudowne musy do ciała.
Zaś od marki Jan Barba szczególnie polecam Wam tonik ziołowy(59 zł) i serum SOU(65 zł) ale również zapowiada się cudownie ich nowość którą jest peeling enzymatyczny z glinką(74 zł)-przepiękne opakowania kosmetyków nie potrzebują już dodatkowych ozdób a cudownym dopełnieniem tego prezentu będzie chociażby szczotka do masażu(59-64zł) lub naturalna, aromaterapeutyczna świeca która pełna jest olejków eterycznych(29-45zł).




 W tym zestawieniu nie mogłoby zabraknąć biżuterii pomimo iż jej fanatyczką wielką nie jestem. Zawsze marzył mi się piękny, stary pierścień ale nigdy nie wiem jakby miał wyglądać oraz jaki kamyk miałby posiadać-wcale nie jestem fanką diamentów o wiele bardziej wole surowe minerały a w biżuterii minimalizm, pewnego rodzaju surowość.
Markę Wishbone poznałam już jakiś czas temu, gdy marka dopiero powstawała i w ofercie ich było parę produktów w tym naszyjnik z ich firmową kostką która służy do wróżb. Teraz w asortymencie marki jest mnóstwo biżuterii od wisiorków po chockery, bransoletki i pierścionki. Mi wyjątkowo spodobały się trzy które przedstawione są powyżej: z zielonym oczkiem(179zł)naszyjnik z "białym" księżycem(179zł) oraz długi naszyjnik z blaszką(169zł). Dla wielu problemem jest fakt, że owa biżuteria jest pozłacana, jednak gdy będziemy o nią dbać służyć będzie nam naprawdę długo.To biżuteria niewątpliwie dla trendsetterek bo marka bardzo podąża za modą.
Drugą perełką jest marka Jagg Jewels której założycielką jest kobieta tak piękna jak i jej biżuteria, ta biżuteria wręcz w moim odczuciu posiada duszę. Bardzo żałuje, że nie mieszkam w Warszawie i nie mogę zapoznać się z całym asortymentem marki ale on-line bardzo przykuł moją uwagę głównie pierścionek większy z labradorytem(zdjęcie powyżej) i wiem,że to on będzie moim tegorocznym prezentem świątecznym. Jego koszt to 390 złotych, mniejsze pierścionki kosztują 290 złotych, przepiękne bransoletki obręcze to koszt 550 złotych, zaś cudowne kolczyki to ceny wahające się między 350 a 390 złotych. Każda biżuteria marki robiona jest ręcznie z niezwykła starannością i posiadając choć jedną rzecz od marki Jagg nie przejdziecie niezauważone. Dla kobiet o niezwykłej wrażliwości na piękno, jedynych w swoim rodzaju.
Ostatnią marką jest Panama Jewels którą poznałam dzięki obserwowaniu na Instagramie jej założycielki Marty Ewy Urbańskiej @martaaewaa. Jest ona niezwykle piękną kobietą, bardzo naturalną, niezwykle pogodną i wesołą, której styl bycia niezwykle się mi podoba. Można powiedzieć, że jest moją inspiracją. Od roku tworzy ręcznie wykonywane, przepiękne minimalistyczne bransoletki, naszyjniki które w głównej mierze tworzone są z koralików z minerałów. Biżuteria od Marty, zdaniem niektórych jest droga ale liczyć musimy się z tym, że jest to ręczna robota, unikalna i jedyna w swoim rodzaju, z najwyższej jakości materiałów bo nawet gdy kupujemy bransoletkę na nitce to jest ona jedwabna. Jeśli znacie pasjonatkę minimalizmu ta biżuteria będzie dla niej idealna.


*KOSMETYKI ALKEMIE


 W tym prezentowniku nie mogło zabraknąć mojego ostatniego odkrycia a mówię o kosmetykach marki Alkemie. Te kosmetyki naprawdę działają a ich ceny moim zdaniem są naprawdę przystępne jak za taką jakość. Marka oferuje nam aż cztery serie kosmetyków tak więc znajdziecie dla każdej bliskiej Wam kobiety coś odpowiedniego czy to dla babci, czy dla mamy a nawet dla siostry i przyjaciółki. Ceny kosmetyków zaczynają się od 89 złotych(pianka do mycia twarzy) a kończą na 159 złotych. Uważam, że nawet gdybyście zdecydowały się na zakup jednego kosmetyku osoba obdarowywana była by wniebowzięta bo o marce Alkemie będzie jeszcze głośno. To marka naturalna, nietestująca na zwierzętach i oczywiście polska.




*LIQPHARM



 Marką Liqpharm zainteresowałam się już jakiś czas temu poszukując serum z wit. C. Wygrałam pamiętam właśnie takie serum i przepadłam stosując je-aktualnie używa je moja mama, która jest bardzo zadowolona z efektów, serum rozjaśniło jej przebarwienia po porodzie jak i słoneczne, skóra stała się jednolita, wygładzona i wygląda o niebo lepiej. W ich produktach roi się od wysokich stężeń aktywnych substancji a składy są niezwykle przemyślane. Jeśli znacie jakąś kobietę która jest minimalistką jeśli chodzi o kosmetyki a dodatkowo chciałaby aby one działały, polecam Wam przyjrzeć się kosmetyką marki Liqpharm, koszt owych serum to ok. 60 złotych. Szczególnie polecam Wam serum z wit. C, Liq Ce serum night 15% vitamin E mask-maseczka/serum nawilżające na noc oraz Liq CG serum night glycolic peel-serum wygładzające na noc/peeling.


*MOYE STORE BLUZKA NA RAMIĄCZKACH/BIELIZNA/PIDŻAMA


 W owym prezentowniku również przedstawiam Wam rzeczy z których sama byłabym zadowolona gdybym znalazła je pod choinką i niewątpliwie była by to bielizna od Moye. Nad zakupem topu na ramiączkach w kolorze beżowym zastanawiam się już od roku ale uważam, że każda kobieta w swojej szafie powinna mieć dobry jakościowo top na ramiączkach właśnie z jedwabiu który ubrać możemy zarówno pod gruby, ciepły sweter jak i jako top pod marynarkę wychodząc na imprezę. To niezwykle uniwersalna rzecz w garderobie, Moye jednak to nie tylko topy na ramiączkach to również koszule, halki, sukienki, szorty, spodnie, szlafroki, figi a nawet opaski na oczy i poszewki na poduszki i to wszystko wykonane ze szlachetnego materiału jakim jest jedwab. Uwielbiam ten materiał bo wygląda niezwykle szykownie nawet jeśli połączymy klasyczną jedwabną,białą koszulę z dżinsami czy skórzanymi spodniami-uwielbiam to połączenie, jedwab jednak jeśli chodzi o pielęgnacje i pranie jest niezwykle wymagający jednak to jak wygląda wszystko rekompensuje. Dlaczego produkty od Moye moim zdaniem nadają się na prezent? Pięknie zapakowane, dodatkowo możemy spersonalizować prezent dodając inicjały obdarowywanej osoby. Ceny wahają się między 95 złotych(zakładka do książki), 190 złotych-figi, 210 złotych- opaska na oczy, 230 zł- poszewka na poduszkę, 320 zł- topy na ramiączkach aż po 600 zł za szlafrok.




 Torebki to taka rzecz której nie kupuje za często, a tej kwestii również kieruje się jakością tak więc wole mieć dwie "dobre" torebki w których wiem, że będę chodzić aniżeli multum średniej jakości. Odbiegłam już dawno od zakupów torebek z sieciówek za to pokochałam torebki szczególnie dwóch polskich marek: Zofia Chylak oraz MUMU. Rozpoznawalny już przez wszystkich mały worek "pyton" niedługo posiadać będę już dwa lata i uważam, że to były jedne z najlepiej wydanych przeze mnie pieniędzy. Nie oszczędzam swoich torebek, noszę w nich dużo a torebka jest wręcz jak nowa. Niezwykle poręczna i stylowa, pasuje do każdej stylizacji i do każdego stylu. Noszę ją zarówno latem jak i zimą, jeśli nie chcecie jednak inwestować w torebkę warto zastanowić się nad zakupem etui na telefon(190 zł) czy etui na karty(160 zł). Asortyment u Zofii Chylak na przestrzeni lat naprawdę się rozrósł.
Drugą świetną marką jest MUMU i tutaj szczególnie polecam zakupić niewielkich rozmiarów, zwykłą "małą torebkę"ANNA  w kolorze czarnym, którą każda kobieta powinna posiadać. Czy to na szybkie zakupy gdzie potrzebne jest jedynie etui na karty, klucze i telefon czy też na imprezę. Jej wymiary to 21x12.5 cm co uważam za idealną pojemność. Cena to 175 zł.



 Podkusiło mnie również w tym prezentowniku ażeby przedstawić Wam bieliznę i nie wiem czy do końca dobrze zrobiłam. Bo czy kobieta kobiecie sprezentuje bieliznę(no chyba, że mój  prezentownik czytają również mężczyźni. p.s. byłoby mi niezwykle miło). Marka Le Petit Trou pomimo francuskiej nazwy(możemy przetłumaczyć nazwę na "małą dziurę" co uważam za trafną nazwę zaraz dowiecie się dlaczego), jest marką polską. Bielizna marki jest niezwykle seksowna, sensualna i być może zdaniem wielu więcej odkrywa niż zakrywa nie jest ani trochę wulgarna. Uwielbiam dobrej jakości bieliznę, nawet jeśli noszę ją tylko dla siebie, czuje się o wiele pewniejsza siebie wiedząc, że pod jeansami i zwykłym t-shirtem mam coś seksownego. Dlaczego jednak "mała dziurka" bo każda dolna część bielizny marki posiada na tyle otworek-czy to mniejszy, czy też większy. Majtki niekiedy są zabudowane a ich jedynym szczególikiem jest właśnie dziurka. Bielizna marki w żaden sposób nie ma podnosić, powiększać naszego biustu a eksponować to co posiadamy,w kwestii bielizny drogie panie po co okłamywać mężczyzn nosząc te wielkie "powiększacze" piersi. Wiem co wiele z Was pomyśli, po co nosić coś czego prawie nie widać, że te materiały prześwitują ale uważam, że kobieta powinna posiadać choć jeden zestaw bielizny na szczególną okazję, jeśli na co dzień lubuje się w zabudowanej bieliźnie. A ta od Le Petit Trou nie rozczaruje ani Ciebie ani twego partnera, marka w swej ofercie posiada również body, szlafroki, klapki-od tych z puszkiem po kokardy ale i świece jak i olejek do ciała który został stworzony ze współpracy Le Petit Trou z Purite. Tak więc jeśli czytają to Panowie, kupcie swojej kobiecie bieliznę, uwierzcie będzie owszem początkowo zaskoczona ale potem zadowolona. Koszt majtek to ok 130-170 złotych, biustonosze 130-190 złotych, świece są po 130 złotych zaś olejek 179 zł.



 Pidżama to również znienawidzony prezent przez wielu, ale ja uważam, że dobrej jakości ta częśc naszej nocnej garderoby może być świetnym prezentem. Kupowałam pidżamy z reguły w Oysho ale jakość ich z roku na rok staje się coraz to gorsza a ceny wcale nie maleją i tak za komplet(spodnie i bluzka) musimy zapłacić nawet powyżej 200 złotych. Na markę Hibou sleepwear trafiłam przypadkiem szukając właśnie dobrych jakościowo pidżam, tak jak możemy przeczytać na stronie, marka nazywa się luksusową i ja się z tym zgadzam, wysoka jakość,  starannie dobrane materiały i dodatki dodatkowo każda część szyta jest ręcznie-przez co mamy pewność, że produkty posłużą nam latami. Ich modele są niezwykle urocze, rozpoznać je możecie dzięki przesłodkim kokardką które przyszyte są do spodni i spodenek, ale w asortymencie znajdziemy od topów na ramiączkach po bluzy, a od niedawna marka stworzyła bokserki i t-shirty dla Panów. Flanelowe spodenki to koszt 129 złotych, szorty frizzly 119 zł, spodnie 9 149 zł- z kokardką zaś czerwone(grubszy materiał) 219 zł, bluzy- 179/199 zł oraz t-shirty 99 zł.





 Pora na kolejne piękne rzeczy od pięknej kobiety jaką niewątpliwie jest Cosima Borawska i jej cudowne opaski której każdy obiekt wykonywany jest ręcznie z najwyższej jakości materiałów. Marka ta została zrodzona z miłości do mody oraz krawiectwa haute couture. Nie bez powodu więc te małe cudeńka znajdują się stale w najlepszych magazynach modowych oraz na okładkach. Ceny wahają się między 180-190 złotych, wybrać możemy kolor jaki jak szeroka ma być opaska.



Czy perfumy nie są najlepszym prezentem na święta? Oczywiście jeśli znamy preferencję zapachowe danej osoby, a co gdyby tak osoba obdarowywana mogła całkowicie zadecydować o tym jaki miałby być owy zapach, gdyby miała go stworzyć sama? Jeśli jesteście mieszkańcami Warszawy lub Krakowa szczególnie polecam Wam,pod choinkę wręczenie warsztatu zapachowego premium-gdzie osoba  obdarowana będzie mogła stworzyć sama od podstaw zapach, dowiedzieć się trochę o budowie perfumy doskonałych. Voucher jest ważny aż 3 miesiące ich koszt to 500-1000 zł...jeśli jednak nie mieszkacie w Warszawie czy Krakowie warto przyjrzeć się ofercie on-line marki mo61 a w niej cudowne, wyjątkowe, unikalne zapachy w mniejszych jak większych pojemnościach(199 zł-399 zł) świetnym prezentem jeśli nie znamy preferencji zapachowych osoby jest zakup zestawu czterech próbek zapachów od mo61(259 zł) dzięki którym osoba obdarowana będzie mogła wybrać "te, jedyny, swój zapach". Marka posiada również w ofercie świece(239 zł) jak i zapachy do domu w formie patyczków(149zł-209 zł).


 Świet(n)ymi prezentami są również te których sami byśmy sobie nie kupili a bo to szkoda pieniędzy, a bo to inne wydatki, a ogólnie mi się to podoba ale chyba to do mnie nie pasuje. Ja tak mam z czapkami tak więc powiem Wam szczerze, że bardzo zadowolił by mnie pod choinką kapelusz czy beret-bo to dwa rodzaje "odzienia na głowę" które bardzo mi się podobają ale jakoś zawsze szkoda mi wydać na nie pieniądze. No bo niby fajne i modne ostatnimi czasy ale..jaki procent kobiet widujecie w beretach czy kapeluszach? Tak, dokładnie minimalny. Kapelusz od Paris+Hendzel Handcrafted Goods niezwykle mnie ujął szczególnie ten w kolorze szarym ale jego cena odrobinę może odstraszać(600 złotych) tańszą opcją ale równie stylową będzie beret od tiny tattoo w kolorze czarnym bądź pudrowo beżowym, tak nawiasem mówiąc koszulki jak i berety marki pakowane są w przeuroczy tekturowy kubek do kawy, tak więc owy prezent po otworzeniu może być wielkim zaskoczeniem. Ostatnią propozycją jeśli chodzi czapki jest przepiękna, wełniana czapka oczywiście ręcznie robiona na drutach, występuje aż w sześciu kolorach od zwariowanych(ametyst) po bardziej spokojne(szare, beż). Czapka występuje w jednym rozmiarze a jej koszt to 220 złotych.



Wiem co powiedzie, że skarpetki to najgorszy z możliwych prezentów(od razu po zestawie żel pod prysznic+dezodorant) ale te skarpetki są wyjątkowe i takowy prezent sprezentuje w tym roku mojej siostrze. Skarpetki są oczywiście polskiej marki Many mornings i zapewne powiecie "skarpetki, jak skarpetki" a bo nie. To skarpetki wyjątkowe bo w parze mamy dwie różne skarpetki, jeśli chodzi o wzór ale idealnie są komponują bo są tematycznie takie same i powyżej przedstawiam chociażby The unicorn-jedna skarpetka z jednorożcami zaś druga z tęczą. Patrzcie na te z ołówkiem-cudo <3 Każda para to koszt 25 złotych, ale 5% z każdej sprzedanej pary przekazywana jest na akcje charytatywne jak i pomocowe(jak zasadzenie drzew, adopcja pszczół. remont szpitali, kompletowanie wyprawek szkolnych) a dodatkowo zakupując parę marka przekazuje kolejną potrzebującym. Czyż to nie piękne? Ja uwielbiam wspierać takie firmy, aż serce mi rośnie.




 Uważam, że dobra pościel również potrafi być naprawdę trafionym prezentem świątecznym szczególnie dla Pani domu ale i nawet dla osoby która dopiero co "poszła na swoje". Niestety mówię już na wstępie lniane pościele nie należą do najtańszych szczególnie jeśli chcemy zakupić ją od polskich marek, ceny wahają się pomiędzy 390 złotych  do 700 złotych-oczywiście uwarunkowane to jest wymiarami pościeli jak i również ilością poduszek. Ale jestem zdania, że to naprawdę świetny  prezent, len to jeden z najszlachetniejszych materiałów, przyjazny dla skóry(idealna dla alergików i wrażliwców) a wyjątkowo jest niezwykle wytrzymała. Materiał ten niegdyś nazywany był jedwabiem północy bo uprawa jaki obróbka jego włókna to bardzo długotrwały proces a co za tym idzie wyroby wykonane z lnu nie należą do najtańszych. To idealny prezent bo posłuży osobie obdarowanej przez lata a co za tym idzie osoba ta zakładając ową pościel będzie sobie o nas przypominać. Len jest antyalergiczny, antystatyczny, przewiewny, pozwala skórze oddychać i działa antybakteryjnie. Znalazłam dwie marki które sprzedają pościele lniane: leolino oraz linen.

Mam nadzieje, że mój iście Polski prezentownik przypadł Wam do gustu. Nie ukrywam, że był to najbardziej wyczerpujący post do napisania ale co za tym idzie najwięcej przyjemności mi sprawiający. Mam nadzieje, że zaczerpniecie choć trochę inspiracji do tworzenia prezentów dla bliskich Wam kobiet z mojego prezentownika i pamiętajcie do Świąt pozostało już 13 dni. Tylko 13 dni :)

poniedziałek, 27 listopada 2017

ZDENKOWANI.


  Ostatnio wykańczam coraz to więcej kosmetyków i z jednej strony bardzo mnie to cieszy, bo mogę zakupić coś nowego ale niekiedy i smuci bo wykończyłam coś co bardzo lubiłam a niekiedy nie należało do najtańszych. Od miesiąca stosuje kosmetyki czy to do pielęgnacji twarzy ale również ciała naszych rodzimych, polskich marek i zachodzę w głowę i zadaje sobie pytanie "Sylwia po co?" no właśnie po co wydawałam tyle pieniędzy na kosmetyki, ściągałam je zza granicy a tutaj na naszej ziemi takie skarby,  w tak korzystnych cenach i jakością wcale nie odbiegające od tych chociażby ze Stanów.



Ale dziś o denku które nie jest może pokaźne ale opakowania są toteż nie mieszczą mi się już w opakowaniu które zagospodarowałam na puste opakowania. Dziś przewaga pielęgnacji ciała i włosów bo aż cztery produkty, trzy natomiast do twarzy a na samym końcu chciałabym napisać parę słów na temat dwóch bubli które wyrzucam już po dwóch użyciach....ale to na samym końcu.


 Był taki czas, że wpadłam w szał jeśli chodzi o kosmetyki marki Eco by Sonya i tak naprawdę chciałam wszystko. Ja z reguły tak mam gdy zainteresuje mnie dana marka to chciałabym mieć od razu cały jej asortyment tak miałam z marką Mahalo, Tatą Harper czy Kypris. Wykończyłam ich samoopalacz, balsam kokosowy do ciała i były to kosmetyki które polecać będę zawsze, peeling tej marki uważam, że jest za drogi(o nim pisałam w poprzednim denku) a teraz czas na Foaming Body Wash czyli piankę do mycia ciała która przepięknie pachnie grejpfrutem i trawą cytrynową-był to idealny zapach na okres letni. Jeśli chodzi o ciało lubię być dobrze oczyszczona, nie tak by skóra wręcz piszczała ale lubię czuć czystość niestety przy używaniu tego kosmetyku nigdy tego nie czułam. Uważam, że ten produkt był zbyt delikatny, pianka była bardzo zbita po wyciśnięciu jej na dłoń natomiast po aplikacji na ciało...trzeba był jej wiele wycisnąć ażeby pokryć nią całe ciało. Skóra była świetnie nawilżona po jego aplikacji ale nie wystarczająco oczyszczona, produkt nie był wydajny i moim zdaniem nie jest wart ok. 111 złotych które musimy wydać za 375 ml. Ocena to 5/10 ale tylko i wyłącznie za zapach i fakt, że nie wysusza skóry.


 Kolejnym produktem o którym Wam opowiem niech będzie szampon. Szampony uwielbiam testować, zmieniam je raz na jakiś czas aby moje włosy jak i skóra głowy nie przyzwyczaiły się do jednego-ja w ogóle jestem za częstą wymianą kosmetyków-kupowaniu paru kosmetyków, za "zdrowym" wyborem kosmetyków w toaletce nigdy nie będę "żyła" na jednym olejku do twarzy, jednej maseczce i jednym szamponie, bo niekiedy w tym samym czasie używam dwóch a nawet i trzech. Pierwsze mycie jednym szamponem, drugie mycie kolejnym, albo po prostu je ze sobą mieszam. Dzięki temu moje włosy są w naprawdę świetnej kondycji a gdy dodatkowo powróciłam do płukanki z octu jabłkowego....cudo <3 Nie jestem fanką masek czy odżywek ale od zakupu szamponów nie mogę się powstrzymać. Jak wiecie moim wielkim ulubieńcem jest Rahua szampon dodający objętości którego obsługi trzeba niestety się nauczyć, świetnym szamponem do "łączenia" jest szampon ziołowy od Jan Barba ale ten marki Less is More balansujący z olejkiem z drzewa kajeputowego również jest warty uwagi. Nie trafił on nigdy do ulubieńców bo tak naprawdę nauczyłam się go i polubiłam dopiero pod koniec buteleczki.
Wiem ludzie są zdania, że nie ma co wydawać za dużo na szampon bo on ma tylko oczyszczać od regeneracji, odżywiania są maski czy odżywki ale ja uważam inaczej, bo dobry szampon z naturalnym składem nie tylko oczyści ale zrobi dokładnie to co maseczka czy odżywka. To właśnie robił ten szampon.
Szampon był niezwykle delikatny, przy pierwszym myciu pienił się delikatnie, o wiele mocniej robił to podczas drugiego mycia(tak nawiasem mówiąc gdy wasz szampon nie myje wystarczająco, dodajcie do niego na dłoni odrobinę sody oczyszczonej, ja tak zużywam większość nietrafionych szamponów). Ten szampon ma za zadanie balansować naszą skórę głowy i moim zdaniem naprawdę świetnie to robił. Włosy po jego użyciu były odbite od nasady, miały większą objętość. Dodatkowo włosy w dotyku były niezwykle miękkie i jedwabiste wręcz. Skóra głowy w żaden sposób podczas stosowania tego szamponu nie była podrażniona a wręcz zregenerowana i odżywiona jak i włosy na całej długości. To świetny szampon dla osób które mają problem z łuszczącą się, ciągle podrażnioną skórą głowy...ten szampon ma za zadanie działać przeciwbakteryjnie-zauważyłam,że włosy mniej się również przetłuszczały dzięki niemu-przeciwutleniająco, uspakajająco i wzmanciająco dzięki wyciągowi z melisy. Szampon warty uwagi, moim zdaniem cała marka jest warta zainteresowania. Cena to ok. 105 złotych za 200 ml-szampon wystarczył mi na 4 miesiące co uważam za dobry wynik-włosy myje co 2-3 dni, aż dwa razy. Ocena jak najbardziej 10/10 zasłużył na to.



Och rozpisałam się trochę na temat tego szamponu, ale mam nadzieje, że lubicie czytać długie posty. Dajcie mi znać w komentarzach.

Jak powyżej wspominałam o tym, że nie jestem fanką odżywek do włosów tak tutaj pojawi się odżywka. Cudo o którym nie raz wspominała, który był w ulubieńcach i do którego co jakiś czas wracam-tak jest dobry. W tamtym roku niewątpliwie marka John Masters Organics u mnie królowała-uważam, ze to naprawdę świetne produkty , w miarę w korzystnych cenach no i ogólnodostępne bo dostać je można chociażby stacjonarnie w Douglas. Uwielbiam ich szampon do włosów przetłuszczających się, mleczko do włosów, krem z filtrem do twarzy no i oczywiście Lavender & Avocado Intensive Conditioner. Jeśli kompletnie nie wiecie jaką odżywkę kupić, tam od czasu do czasu ją nakładacie na włosy i jesteście fankami naturalnych kosmetyków kupcie tą, nie będziecie zawiedzione. W końcu ta odżywka ma 4,8/5 na wizażu a to musi świadczyć o tym, że jest naprawdę świetna. Ale tak zachwalam a nie piszę o konkretach. To taka odżywka dla mnie ratunkowa...zaniedbam kompletnie włosy, tylko myje je szamponem, noszę ciągle w koku, nie przywiązuje do nich uwagi ale nagle chce by wyglądały świetnie. Wtedy sięgam po nią i czary mary. Włosy stają się miękkie w dotyku, nawilżone, zregenerowane a przy tym nie są obciążone pomimo iż jej konsystencja jest bogata. Włosy po jej użyciu wyglądają jak nowo narodzone, jednak muszę zaznaczyć,że ja włosów nie farbuje, nie narażam ich na wysokie temperatury(nie prostuje, nie susze i nie kręcę) moje włosy jedynie mają tendencję do wysuszania się na końcówkach toteż nie mogę powiedzieć jak odżywka zadziała na bardzo zniszczone włosy. To moje chyba trzecie opakowanie i na pewno nie ostatnie, jej koszt to 133 złotych za 207ml. Ocena to oczywiście 10/10. 

Kolejnym i zarówno ostatnim zdenkowanym produktem jeśli chodzi o pielęgnację ciała/włosów jest olejek do ciała marki Patyka Regenerating Oil który był poprawny ale zupełnie nie wart 285 złotych za 100 ml. Czy też uważacie, że to zbrodnia? Na szczęście kupiłam go w TkMaxxie za ok. 60 złotych, w tym samym czasie co krem tej samej marki na którego temat wypowiadałam się w tym denku(tutaj). Olejek niewatpliwie przepięknie pachniał, niezwykle oryginalnie, bardzo otulająco i mocno, można powiedzieć i ostro, idealny na jesienne wieczory podczas których uwielbiam pielęgnować swoje ciało. Olejek jednak sam w sobie był niezwykle przeciętny, na pierwszym miejscu w składzie olej słonecznikowy potem olej sezamowy-czy ja wiem czy te oleje są warte 285 złotych za 100 ml? Olejek długo się wchłaniał, był bardzo tłusty, nie widziałam zbytnio zmiany w strukturze skóry czy też wielkiego nawilżenia. Dostaje ode mnie jedynie plusa za  zapach. Ocena 3/10.


Pora na mojego konika czyli pielęgnacje twarzy i zacznę dziś od toniku ziołowego od Jan Barba no i kolejne cudeńko. Z tej marki jedynie nie sprawdził mi się krem do ust, wręcz przesuszał moje usta. No i co mam powiedzieć na temat tego produktu? Uwielbiam w nim wszystko od zapachu po przepiękny kolor i działanie. Muszę jednak Was ostrzec, że jeśli jesteście posiadaczkami suchej skóry jak ja używajcie go jedynie raz w ciągu dnia. Ja z reguły robiłam to po demakijażu, w oczyszczoną skórę delikatnie wklepywałam tonik dłońmi-nie przecieram twarzy za pomocą wacika, tonik niezależnie jaki, nawet wodę różaną wklepuje delikatnie dłonią a potem opuszkami palców. Gdy stosowałam go podczas porannej rutyny pielęgnacyjnej, jak i po demakijażu(demakijaż robię zawsze po przyjściu z pracy ok. godziny szesnastej)ale również przed nałożeniem wieczornej pielęgnacji czułam, że wysusza moją skórę, pojawiały się suche skórki jednak gdy zminimalizowałam użytkowanie do jednego razu dziennie...struktura skóry była wyrównana, skóra była ukojona, nawilżona, zregenerowana pozbawiona zaczerwień i podrażnień, cera nabierała zdrowego kolorytu. Kosmetyki marki Jan Barba pachną bardzo ziołowo, bardzo specyficznie i wiem, że nie każdemu przypadną one do gustu. Ja te "surowe" zapachy uwielbiam jak i kosmetyki tej malutkiej manufaktury która coraz to bardziej mnie zaskakuje oczywiście pozytywnie. Cena to 59 złotych za 200 ml(tonik jest bardzo wydajny). Daje 10/10 !



Teraz parę słów o produkcie nad którego zakupem zbyt długo się nie zastanawiałam, akurat wykończyłam olejek do demakijażu i na szybko potrzebowałam czegoś innego. Jeśli chodzi o produkty do demakijazu nie lubię za nie przepłacać, mają one pozbawić moją skórę makijażu, brudu który zbiera się na naszej twarzy przez cały dzień a przy tym jedynie nie podrażniać. Akurat byłam na zakupach i w Tkmaxxie znalazłam olejek marki Super Facialist by Una Brennan Vitamin C+ Brighten skin renew cleansing oil, długo się nie zastanawiając pochwyciłam go i zabrałam ze sobą do domu. Skład okazało się był bardzo przyzwoity-olej ze słonecznika, olej z pestek winogron, pestek malin, olejek ze słodkiej pomarańczy oraz witamina C-której działanie naprawdę czuć na skórze.
Olejek w kontakcie z wodą zamienia się w mleczną emulsję którą naprawdę łatwo zmyć-ja używam do zmywania olejów czy balsamów gąbki konjac. Zapach jest przepiękny, niezwykle cytrusowy, tak świeży a dodatkowo za cenę ok. 25 złotych dostałam bardzo wydajny produkt bo używałam go prawie pół roku, jego pojemność to 200 ml. Produkt nie tylko świetnie usuwał mój minimalistyczny makijaż zarówno twarzy jak i cienie z powiek przy tym nie podrażniając oczu ale i z każdym użyciem widziałam, że skóra staje się coraz to bardziej rozjaśniona i wygładzona, tak delikatna i odświeżona to dzięki zawartości witaminy C. Czytałam recenzję, że ten produkt niby powoduje kaszkę moja skóra jest bardzo wrażliwa pod tym względem i nic takiego nie zauważyłam stosując ten olejek. Dodatkowo cytrusowy zapach niezwykle mnie koił, uwielbiałam nim wykonywać masaż twarzy. Za dostępność odejmuje punkt i daje 9/10.

O tym cudeńku pisałam już w jednych z ulubieńców toteż tutaj jedynie o nim wspomnę, a mowa o Peelingu z kwasem mlekowym  5% i kwasem hialuronowym 2% marki The Ordinary która zasługuje na bycie marką już kultową. Za to cudo dałam 29 złotych za 30 ml(kupiłam je w polskim sklepie internetowym) i stosowałam, stosowałam a skóra stawała się coraz to piękniejsza i piękniejsza. Więcej jednak dowiecie się tutaj gdzie mówię o nim wiele dobrego. Powiem jedynie tyle, że jest świetny jeśli macie problem z wrastającymi włoskami chociażby na nogach bo i w ten sposób go wykorzystywałam.
 Ocena oczywiście, że 10/10.

No i na sam koniec zostawiłam smaczek który był ze mną ponad 10 miesięcy (pomimo iż po otwarciu mamy 6 miesięcy na jego zużycie, ale jego zużycie graniczyło z cudem tak jest wydajny). Moja przygoda z marką Mahalo zakończyła się wraz z tą maseczką jaką jest The Petal Mask. Jest to produkt który nigdy nie pojawił się w moich ulubieńcach, o którym nie za wiele również mówiłam bo jest drogi, bo jest niewart wysokiej ceny, bo pachnie różą starszej pani ale o dziwo jest dobry-jedynie dobry nie wspaniały. Za cenę ok 400 złotych otrzymujemy 100 ml opakowanie wypełnione bladoróżową lekko galaretkowatą, żelową, glutkowatą-kompletnie nie wiem jak nazwać tą konsystencję-maską która pachnie różą ale nie delikatną i dziewczęcą a wręcz kościelną kojarząca się ze starszą panią. Niekiedy zdarzało się tak, że ten zapach powodował u mnie ból głowy i już po paru minutach zmywałam maseczkę z twarzy. A co do działania-była to dobra maseczka nawilżająca, nic poza tym. Zauważyłyście zapewne, że pisząc opinie na temat kosmetyków marki Mahalo zawsze było jakieś ale...ale płacąc tyle pieniędzy za kosmetyk nie uważacie, że nie powinno być żadnego ale? Bardzo podoba mi się filozofia marki(przedstawiałam ją Wam tutaj)ale uważam, że te kosmetyki mimo tego iż są robione w małych partiach, składniki są bardzo selektywne to są ciut za drogie. Większe glow jak i wyrównanie struktury skóry widziałam na twarzy po użyciu maseczki Pele Mask, ta maseczka niekiedy delikatnie podrażniała moją skórę-być może to wina dużej ilości różnorakich ekstraktów. Skóra nie powiem była rozjaśniona a jej koloryt był wyrównany jednak to wszystko mogę osiągnąć za pomocą polskich, o wiele tańszych kosmetyków. Na pewno nie powrócę do niej ze względu na cenę ale sądze, że nawet gdyby owa maseczka kosztowała 200 złotych również bym do niej nie wróciła. Ocena to 7/10- nie robiła mi krzywdy, była bardzo wydajna, działała ale nie do końca a punkty odejmuje za cenę, słabą dostępność no i zapach.



Na sam koniec obiecałam dwa buble...o zgrozo dawno żaden produkt nie zrobił mi tak wiele krzywdy jak ten dwa. Mowa tutaj o maseczkach marki Nacomi, pierwsza to nawilżający koktajl do twarzy 3w1 Aqua Hydra Skin, zaś druga oczyszczająca maseczka do twarzy Express Skin Cleansing. Powiem tak nie, że woda sodowa uderzyła mi do głowy i wierzę jedynie,że "droższe" kosmetyki coś działają ale w kwestii maseczek czy serum to i owszem, to zawsze te kosmetyki są u mnie najdroższe jeśli chodzi o pielęgnację twarzy i one najlepiej się sprawdzają. Co do marki Nacomi, jakoś nigdy mnie nie przekonywała pod względem składów w kosmetykach, bo niby naturalne ale te składy takie sobie, no i się nie myliłam bo obie maseczki nie pomogły mi a wręcz oszpeciły. Nie mam wielkich problemów z cerą, głównym są chyba naczynka oraz wągry z nosa których się pozbywam ale wracają, od czasu do czasu pojawi się kaszka ale to z mojej winy-nie powinnam jeść nabiału a gdy czasami to uczynię od razu widać to po mojej twarzy.
Ale po użycie zarówno maseczki nawilżającej jak i oczyszczającej na mojej twarzy pojawiły się zarówno wypryski jak i kaszka nie tylko na czole ale i policzkach czy żuchwie. Coś strasznego.
Obie maseczki również w samej już swojej kremowej, ciężkiej konsystencji w moim odczuciu zapychają a dodatkowo te nieprzyjemne zapachy...mdlące wręcz, duszące. Nie polecam tych produktów i to nie ze względu na cenę, bo nie skreślałam tych produktów od początku, używał je za pierwszym razem i z nawilżającej maseczki byłam początkowo zadowolona o maseczka nawilżyła moją skórę ale to samo zrobi dobry krem. Już nigdy nie tknę żadnego produktu marki Nacomi, no niestety przykro mi. 



wtorek, 21 listopada 2017

ULUBIENIEC PAŹDZIERNIKA.



 Podkład to produkt bez którego przeżyję ale i z drugiej strony jest najchętniej testowanym przeze mnie produktem jeśli chodzi o makijaż. To z reguły najwięcej w kosmetyczce mam podkładów, lubię co jakiś czas coś innego testować, szukać czegoś nowego, coraz to lepszego. Nie jestem fanką wielkiego krycia, podkładów które czuje i co najważniejsze widzę-ja wiem, że to podkład produkt który nakładamy na twarz i z racji tego jest widoczny ale ja dziele podkłady na widoczne i niewidoczne. Jestem fanką "make-up no make-up" toteż dobór idealnego podkładu jest dla mnie bardzo ważne jak i nie najważniejsze. Mam już swojego graala ale w formie sypkiej-mowa tutaj o podkładzie bare minerals w wersji oryginal, ale odcień który posiadam jest na tą chwile dla mnie zbyt ciemny, idealnie dopasowuje się latem a teraz staje się delikatnie pomarańczowy toteż stosuje go jedynie od czasu do czasu-bardzo lubię nakładać go na większe wyjścia. Miałam podkład idealny mowa tutaj o Sappho ale zmienili formulę i nie jest on już tak genialny, toteż szukałam dalej. No i znalazłam i to wcale nie tak daleko, bo w Polsce.


Jak zapewne wiecie jestem wielką fanką kosmetyków naszej rodzimej marki Fridge by yDe, są w stosunkowo świetnych cenach a jakość...jest wyborna. W ich ofercie już od jakieś czasu jest ff.1 fabulous face którego fenomenu nigdy nie rozumiałam. W butelce taki ciemny, dodatkowo jest tak naprawdę kremem nawilżającym z dodatkiem odrobiny podkładu. Zawsze mówiłam sobie- "to nie może się udać."A jednak się udało bo mówię szczerze to najlepszy produkt do makijażu twarzy jaki kiedykolwiek miałam. Wszystkie inne podkłady czy kremy CC i BB nie mogą równać się z tym cudem.
Miłością do tego produktu zaraziłam moją mamę jak i również siostrę które jak ja są fankami naturalnego wyglądu.


Podkład pomimo iż w buteleczce wygląda na niezwykle ciemny świetnie dostosowuje się do każdego odcienia skóry-moja siostra jest o parę tonów jaśniejsza ode mnie, ja dodatkowo wpadam w oliwkowe tony i stosujemy go obie. Produkt świetnie nawilża, chroni moją delikatną skórę, sprawia, że jest ona promienna, rozświetlona a dodatkowo nie pozostawia tłustego filmu. W moim odczuciu ten produkt jakby cały wchłaniany był w skórę, jednak tak nie jest. Jest niezauważalny gołym okiem, może nie wygładza skóry(jest pozbawiony silikonów i innych świństw) jednak przepięknie rozprasza światło toteż nikt nie zwraca uwagi na nasze niedoskonałości. To cudo w składzie posiada naturalne glinki które są pełne krzemu, żelaza, magnezu i wapnia a więc to one z czasem wygładzają naszą skórę-zauważyłam wielką poprawę cery od kiedy używam tego produktu, a jest to już miesiąc. Aż miesiąc albo i dopiero miesiąc bo efekty podczas stosowania tego produktu są naprawdę szybko zauważalne. Skóra z dnia na dzień staje się coraz to bardziej nawilżona i elastyczna, w składzie mamy olej śliwkowy który robi cuda z moją skórą. Bogactwo składników w tym produkcie sprawia, że ze skóry nie ucieka nam woda a dodatkowo przeciwdziała starzeniu się skóry.
Świetnie się go aplikuje na twarz pomimo iż nie posiada w składzie silikonów. Nie tworzy smug, nie pudruje twarzy  a utrzymuje się na niej naprawdę cały dzień-zazwyczaj mam go na twarzy ok. 10 godzin i spędzam czas zarówno w klimatyzowanym miejscu jak i na zewnątrz gdzie pogoda nie rozpieszcza- nie świeci się, wykończenie ma bardzo naturalne jakbyście nałożyły na twarz świetnie nawilżający krem. Po prostu "make-up no make-up" dla mnie to idealne określenie tego produktu.


Moja dłoń przed roztarciem ff.1

Od roku zastanawiałam się nad jego zakupem, myślałam jednak zawsze, że będzie to produkt transparentny, nic nie robiący, że nie zastąpi mi podkładu. W jakim błędzie ja żyłam, uwierzcie mi od kiedy go mam odstawiłam wszystkie podkłady.

Dłoń po roztarciu ff.1


Zaznaczam na samym podkładu nie kryje jakoś wybornie, ale to nie jest w nim najważniejsze bo mimo wszystko skóra po jego zaaplikowaniu wygląda bardzo korzystnie. Ostatnio miałam go zaaplikowane podczas wyjścia na imprezę, przed nią wyskoczyło mi parę wyprysków które nie były czerwone ale wyraźnie były widoczne, nie chciałam jednak zakrywać ich wielką ilością produktów.
 Pod oczy zaaplikowałam niewielką ilość korektora, wytuszowałam rzęsy i nałożyłam czerwoną szminkę na usta no i nie powiem, mężczyzną bardzo taki look się podobał. Ciągle powtarzali, że mam piękną cerę tak świeżą i zdrowo wyglądającą. Było mi niezwykle miło i czułam się niezwykle pewna siebie.
Pomimo iż mam cerę naczynkową i na twarzy bywam czerwona gdy aplikuje ff nie ma o tym mowy.

Dla mnie jest to produkt idealny, jedynym jego minusem jest fakt iż na zużycie 30 ml mamy jedynie 2,5 miesiąca a produkt jest bardzo wydajny, zawsze możecie kupić go na spółkę z mamą, siostrą czy przyjaciółką.

Bardzo Ci dziękuje Joanno, że miałam dzięki Tobie okazję go przetestować bo zakochałam się w nim już po pierwszej aplikacji. Pewnie gdyby nie Ty nigdy bym go nie odkryła :)

Mam nadzieje, że moja recenzja skłoni Was do zakupu ff.1 albo chociaż do wypróbowania go na własnej skórze(przy zakupach w Fridge możecie poprosić o próbkę), bo to magia w buteleczce.



czwartek, 9 listopada 2017

KOSMETYKI KTÓRE PRAGNĘ ZAKUPIĆ W NAJBLIŻSZYM CZASIE.



Uwielbiam naturalne kosmetyki. To mój konik, poszukiwanie nowych perełek jak i ich testowanie to dla mnie przyjemność. Potrafię ściągać kosmetyki aż z USA czy Kanady, bo zawsze uważałam, że te na rynku polskim nie są wystarczająco dobre. Wiem, wiem jak głupia byłam. Tak więc jak wspominałam już nie raz na instagramie pragnę do końca tego roku używać  kosmetyków polskich marek(wyłączyłam z tego jedynie szampon, odżywkę oraz kosmetyki kolorowe). Chce udowodnić, że co do kosmetyków naturalnych możemy być na równi z zagranicznymi markami.

Dziś więc przychodzę do Was z listą kosmetyków które zakupię w najbliższym czasie, które kosmetyki zastąpię jakimi. Kosmetyki te będą bardziej przystępne cenowo i możemy je kupić w Polsce.


Będę wypisywała owe kosmetyki markami, bo będzie wiele kosmetyków ale niewiele marek...bo niektóre marki mają takie perełki w swoim asortymencie, że mogłabym przygarnąć je wszystkie.


Alkemie:

To niewątpliwie jedna z marek której jestem najbardziej ciekawa. Każdy, dosłownie każdy kosmetyki przemawia do mnie w 100%. Mają tyle rodzai maseczek i ser(od serum), że ja po prostu się pogubiłam. Cudowne składy, naprawdę świetne ceny no i to nasza rodzima marka.



* Better than botox 129 zł/15ml (tak dobry, że aż wyprzedany)

 Krem pod oczy to coś czego nie może u mnie zabraknąć. Ale dlaczego ten od Alkemie? Ma redukować cienie pod oczami, dodatkowo posiada roślinny silikon który ma za zadanie wygładzić tą strefę pod oczami. Pomimo, iż ten krem jest z serii Anti Age(marka ma kosmetyki posegregowane do różnych serii) to krem ma poprawić wygląd naszej skóry, niwelować przebarwienia a dodatkowo ma dawać nam rozświetlenie...no i jest świetną bazą pod makijaż. Idealny dla skóry dojrzałej(ale nie tylko)
Zamiast: Jan Barba SOU

* Wake-up shot 139zł/30ml

 To nic innego jak serum z wit. C, w tym przypadku aż z potrójną. Ma ono rozjaśniać przebarwienia, odżywiać i dodawać energii naszej skórze twarzy, oczywiście również niwelować oznaki zmęczenia a więc idealnie sprawdzi się w tych ciemnych i zimnych miesiącach. Idealny dla każdego rodzaju skóry.
Zamiast: LIQ CC 15% vitamin C

Dwa sera już są przeze mnie zamówione toteż nie będę tutaj o nich wspominała.

* Glow up! 2 in1 superfruits muesli mask 119zł/60ml

 Czytając opis nie wiem dlaczego ale odrobinę przypomina mi maseczkę marki Tata Harper Resurfacing Mask. Maseczka ma dwie funkcję, jest zarówno peelingiem jak i kremową maseczką która energetyzuje i regeneruje skórę. Odżywia, ujędrnia i pozostawia skórę promienną i świeżą. Inna konsystencja ale naprawdę zapewnienia producenta podobne jak przy maseczce od Taty. Idealna do skóry zmęczonej z przebarwieniami.(KUPIONA)
Zamiast: Ren Glycolactic radiance renewal mask

*Beauty: activate! 119zł/60ml

 Również na mojej "chciej liście" pojawił się enzymatyczny peeling tej marki. Od kiedy posiadam Moonlight Catalyst od Kypris nie mam w swojej kolekcji ani jednego peelingu. Ten ma złuszczać, odżywiać i oczyszczać skórę pozostawiając ją miękką i gładką, czyli robić dokładnie to co peeling powinien robić. Nadaje się do każdego rodzaju skóry.

*Rapid Relief 10-minutowa maska ratunkowa 119zł/60ml

 Takiej maski szukałam już od dawna, już chciałam nawet kupić maseczkę marki Ren(Evercalm ultra comforting mask), ale odnalazłam tą. Ma ona za zadanie łagodzić podrażnioną skórę czy to zabiegami u kosmetyczki czy też po reakcji alergicznej itp. Maseczka przywraca równowagę naszej skórze i regeneruje wrażliwą skórę. Jestem posiadaczką bardzo wrażliwej skóry i mam nadzieje, że owa maseczka będzie nie jeden raz ratunkiem dla mojej skóry. Przeznaczony dla skóry suchej i wrażliwej.
Zamiast: Mahalo the petal mask(KUPIONE)

*(R)evolution mask 159zł/60ml

Kolejny produkt z serii Anti Age ale jego działanie jest kuszące. Ma modelować i podnosić owal twarzy, ujędrniać ale i co najważniejsze regenerować naszą skórę. Ma za zadanie przywrócić naszej cerze blask ale i zmniejszyć widoczność porów(mam nadzieje, że maseczka na pewno to robi), bardzo szybko maseczka uzupełnia niedobór nawilżenia i sprawia, że skóra jest niezwykle gładka, wypoczęta i ujędrniona. Idealna dla skóry suchej, podrażnionej z mikro uszkodzeniami.
Zamiast: mahalo pele mask(kupione)

W ofercie marki uważam, że przydałby się tonik i mogłabym tylko "żyć" na tych kosmetykach :)


Fridge by Yde

Fridge to niewątpliwie marka od której zaczęłam swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami. Na pewno była to pierwsza naturalna, polska maka i do tego luksusowa bo dla mnie niewątpliwie takie są te kosmetyki. Jedyne w swoim rodzaju.  
W bliższym ale i dalszym czasie(zima) pragnę zakupić trzy produkty tej marki i jeden to powrót.


* 4.4 face the green 187zł/30g

To krem który dane mi było używać w poprzednią zimę i byłam bardzo z niego zadowolona(pomimo, iż nie lubię kremów). No właśnie ja nie używam kremów ale ten to cudo w słoiczku. Zapewne jak każda skóra tak i moja nie przepada za zimą. Moje naczynka pękają, skóra staje się sucha, podrażniona od mrozu i dodatkowo jeszcze bardziej wrażliwa. To dosłownie "dyniowy mistrz regeneracji". Krem jest zielony, w moim odczuciu pachnie pestkami dyni, świetnie wygładza skórę i nawilża ale i chroni przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych ją na wiele godzin, pomimo iż jest treściwy nie gryzie się z podkładami. Krem idealny na zimę toteż postanowiłam nie szukać niczego innego a powrócić do pewniaka.

*4.5 orange lips 59zl/6g

Kolejny produkt marki z myślą o zimię. No bo pamiętam o twarzy, nawet o włosach i ciele ale zapominamy o...ustach. A to głównie one przyciągają męski wzrok podczas zimowych dni :D No więc drogie Panie pamiętajmy i o nich. Nigdy nie miałam go okazji przetestować ale skład: miód, olej makadamia, olejek pomarańczowy-brzmi zachęcająco nieprawdaż? Pamiętam jak niegdyś nakładałam miód na spierzchnięte, suche usta i dział cuda, toteż może jest i tak z tym kremem do ust.

*masełko do twarzy-pomarańcze 210zł/50g

No musicie mi wybaczyć ale i ten produkt, no a jak, zakupie z myślą o zimie(toteż zapewne pojawi się w grudniu u mnie). To nic innego jak połączenie oleju makadamia oraz masła kakaowego. Zdaniem "składu" Fridge pachnie jak "pomarańcze w czekoladzie"-iście świąteczny zapach,a co ma robić? Ujędrnić i uelastycznić naszą skórę twarzy oraz dogłębnie nawilżyć. Polecany głównie do masażu twarzy ale i możebyć nakładany jako "maska całonocna"


ALBA 1913

To marka w moim odczuciu jeśli chodzi o zainteresowanie jest na równi z Alkemie. Kolejna polska marka której początki sięgają roku 1913-na początku było to laboratorium chemiczno-farmaceutyczne, w roku 1932 Mieczysław Rychlicki odkupuje laboratorium i nadaje mu nazwę Alba. Bardzo jest ciekawa historia owej marki, bo pomimo garści upadków, wzniosła się i jest z nami po dziś dzień. Bo początkowo Alba produkowała preparaty farmaceutyczne owszem również kosmetyki ale i preparaty weterynaryjne. Dziś są to jedynie kosmetyki które sprzedaje się na całym świecie.


* Galenic leave-on mask 230 zł/50g


Uwielbiam maski i to ich mogłabym mieć najwięcej w swojej kolekcji tak więc nie mogłabym się obyć i bez tego. Maska rozświetlająca z ekstraktami z rabarbaru, pietruszki, szczawiu i nagietka(jaki zacny polski skład)odbudowuje i intensywnie nawilża skórę. Przez wiele godzin maseczka ma stymulować nawilżenie skóry, dotleniać ją oraz łagodzić podrażnienia. Dodatkowo redukować oznaki zmęczenia i stresu, zwiększać gęstość i napięcie skóry....czy to nie jest maseczka idealna?

Zamiast:Dodatkowo


Lush Botanicals

To marka stosunkowo podobna do Fridge-ich kosmetyki również należy przechowywać w lodówce ze względu na świeżość składników zawartych w produktach, ale jakoś oferta Fridge bardziej mnie przekonuje. Tutaj jedynie pragnę przetestować coś co najczęściej wymieniam jeśli chodzi o pielęgnację twarzy czyli....


*Sok- tonik odświeżający Juice in motion 85zł/100ml

Producent mówi, że ten sok-tonik ma intensywnie nawilżać i odżywiać naszą skórę pozostawiając ją miękką i aksamitną, pachnie dodatkowo cytrusami-energetyzująco-co uważam, że jest świetne szczególnie o poranku. W składzie posiada miąższ liści aloesu, olej z moreli, z pestek arbuza oraz pestek winogron a dodatkowo mnóstwo ekstraktów.


Phenome

Tak, tak to kolejna polska marka która, jak czytałam wiele opinii ma świetne produkty a ja nigdy po nie jakoś nie sięgałam...to chyba był wielki błąd, prawda? O wiele bardziej kuszą mnie ich produkty do włosów czy też do ciała aniżeli do twarzy.Na co się skuszę w najbliższym czasie?



* Warming shower mousse 69 zł/250ml


Ta pianka do mycia ciała to ideał na jesień. Ma zapach imbiru i mandarynki i co najważniejsze podczas kąpieli delikatnie rozgrzewa, pobudza przy tym krążenie krwi ale również wycisza i odpręża. Producent obiecuje, że skóra po owej piance staje się miękka i gładka a przy tym także nawilżona i oczyszczona. Bardzo polubiłam produkty pod prysznic w formie pianki a więc podwójnie jestem na tak.

Zamiast: EcobySonya Foaming Body Wash

* Regenerating hand balm  49 zł/50ml


Pewnie pomyślicie, że zwariowałam...po co jej drugi krem muszę mieć zawsze dwa jak nie trzy. A po co mam kupować takie same, skoro mogę przetestować w tej samej chwili parę na raz. Od czasu kremu do rąk marki John Masters Organics z imbirem nie udało mi się znaleźć lepszego kremu naturalnego, mam nadzieje, że ten sprawi, że będzie inaczej. A raczej balsam bo jest to aksamitny balsam o bogatej i odżywczej konsystencji. Ma wzmacniać, nawilżać, chronić i odnawiać naskórek. Czyżby idealny krem do rąk?


* Purifying hair mask 135 zł/200ml


Na koniec można śmiało powiedzieć bestseller marki czyli maska oczyszczająca do włosów. Ile ja pozytywnych opinii się naczytałam na temat tego produktu. Mam tendencję do przetłuszczania się włosów, myje je co dwa dni(to i tak wyczyn bo niegdyś robiłam to każdego dnia)ale tego drugiego dnia są one już nie takie świeże i ładne. Owa maska dzięki zawartości glinki kaolinowej, naturalnych drobinek ściernych, olejów, naturalnych ekstraktów i ekologicznych wód roślinnych likwidować ma wszelkie zanieczyszczenia, każde...nawet te z którymi nie radzi sobie szampon-istny tytan. Uwalnia włosy z nadmiaru sebum oraz środków do stylizacji. Włosy po jej użyciu mając być lekkie i świeże. To będzie na pewno pierwszy produkt jaki zakupie tej marki bo to po opisie dla mnie ideał.


BE.LOVED




* love the chocolate maseczka do twarzy 107zł/30ml

Może ktoś z Was powie mi jakiego pochodzenia jest ta marka? Ciągle się nad tym zastanawiam. A co do maseczki kusi mnie od czasu gdy wykończyłam The Honey Mud od May, brakuje mi zapachu miodu i czekolady w kosmetykach, szczególnie tych do pielęgnacji twarzy. Słyszałam tak wiele o tym produkcie, że pragnę go mieć w swojej kolekcji.

I na sam koniec kosmetyki które pragnę zakupić ale niestety w tej kwestii postawiłam na marki zagraniczne.


Onira

Założycielką marki Onira-produkuje ona kosmetyki do włosów jest Jessica Lemarie-Pires-trzeba zaznaczyć, że jest ona byłą modelką i dodatkowo jest przepiękną kobietą,  stworzyła kosmetyki z istnej potrzeby, po urodzeniu dzieci postanowiła, że wszystko musi się zmienić nawet kosmetyki których używa.

* The Delicate Shampoo-szampon delikatny 200ml/ 155 zł

Szampon ten jest idealny dla osób z wrażliwą skórą głowy-czyli dla mnie. Szampon ma za zadanie koić, oczyszczać, redukować łupież(jeśli takowy posiadacie) oraz leczyć skórę głowy. Szampon ten posiada antybakteryjny olej z drzewa herbacianego-prosto z Australii. Produkt ten odżywia skórę głowy oraz cebulki włosów znacznie przy tym zmniejszając wypadanie włosów, sprawia on, ze stają się one gładkie, śliskie i błyszczące.

* The Conditioner 200ml/ 175 zł


Nigdy nie byłam fanką odżywek, mogłyby one dla mnie nie istnieć a już w szczególności gdy odkryłam mleczko do włosów z morelą i różą marki John Masters Organics (istne cudo, dziewczyny kupujcie bez zastanowienia owy produkt). No ale jednak od czasu czasu warto ją nałożyć na włosy i jak kocham nad życie odżywkę również marki John Masters Organics z awokado i lawendą i zużywam już drugie opakowanie, tak postanowiłam, że czas na coś nowego. Odżywka marki Onira ma za zadanie regenerować nasze włosy, chronić je, nawilżać ale również działać przeciw splątywaniu. Ma ona konsystencję lekkiego mleczka toteż sądzę, że będzie łatwa do zmycia, bo niekiedy te maseczki muszę bardzo długo spłukiwać z włosów a i tak wstając rano włosy są...ble.

+SHAKER DO ZABIEGÓW 69ZŁ

Agent Nateur 

To firma która w głównej mierze opiera się na sprzedaży wolnych od aluminium, naturalnych dezodorantów w sztyfcie, ale również posiadają holi(oil) czyli serum w formie olei(ale ceny nie należą do najmniejszych). Marka posiada w asortymencie dezodoranty zarówno dla kobiet jak i mężczyzn w dwóch pojemnościach-mniejszej i większej. Czytałam o nich tyle dobrego, że chciałabym wypróbować je na własnych...pachach.


* N3 deodorant 48g/ ok.80 zł

Dezodorant to niewątpliwie coś bez czego zapewne każda kobieta nie wyobraża sobie życia. Dezodorant musi być, koniec kropka. Ale powiecie, że oszalałam iż chce wydać 80 złotych na dezodorant...ale ten jest zdaniem wielu idealny bo nie ma działać jak bloker bo to normalny proces, pocenie się ale blokuje nieprzyjemny zapach bo sam w sobie pachnie miodem, lawendą i eukaliptusem. Pomimo iż zawiera w sobie sodę oczyszczoną nie podrażnia delikatnej skóry pach i nie szczypie, nawet gdy zaaplikujemy go od razu po depilacji tej strefy. Jest w 100% naturalny a więc i w 100% bezpieczny, dezodorant to jeden z kosmetyków którego skład powinien być naturalny...bo po co komu aluminium w składzie kosmetyku?


I oto wszystko...choć zapewniam Wam, że nie byłabym sobą gdybym nie kupiła czegoś dodatkowo, ale będę o tym Was informować na bieżąco na moim Instagramie(do którego obserwowania Was zachęcam). Co szczególnie zwróciło Waszą uwagę, może na coś się skusicie? A może coś polecicie mi co szczególnie powinnam wypróbować na własne skórze?


czwartek, 26 października 2017

ZDENKOWANI.


 Powiem Wam, że od ostatniego posta z produktami przeze mnie zużytymi-było to pierwszego września-udało mi się naprawdę wykończyć sporo kosmetyków. Oczywiście nie jest to tak, że dnia 1 września otworzyłam wszystkie te przedstawiane dziś kosmetyki, używałam je już o wiele, wiele wcześniej. Niektóre tygodniami a inne nawet miesiącami. 


Dziś podział inny aniżeli ostatnio bo podzieliłam na cudeńka oraz nie buble a kosmetyki które były dobre ale nie było szału. 

Zacznę więc od kosmetyków których używanie sprawiało mi radość-ja wiem jak to brzmi, ale dlaczego używanie kosmetyków nie mogłoby sprawiać radości? Uwielbiam robić demakijaż, nakładać maseczki na twarz, czuć, że robię dla niej coś dobrego. Dla swej cery, ciała czy włosów to jedna z rzeczy która sprawia mi radość. 


 Kypris Antioxidant Dew to produkt który chciałam wykończyć(bo był już po dacie ważności a szkoda było mi go wyrzucić)ale także ubolewam nad tym, że go wykończyłam. Więcej na jego temat przeczytacie tutaj toteż nie chce na jego temat więcej pisać właśnie w tym poście, ale powiem Wam, że wart jest tych pieniędzy i na pewno do niego wrócę. A to już coś znaczy. Koszt ok 335 zł. Ocena produktu: 9/10-odjęłam ocenę jedynie za wysoką cenę bo tak był idealny w każdym calu.

 Kolejny produkt pochodzi niestety również z górnej półki i jest niedostępny w Polsce-ja kupowałam go w angielskim sklepie online. Również o The Honey Mud od May Lindstrom zrobiłam osobną recenzję tutaj i pomimo iż na pewno znajdzie się zamiennik owego kosmetyku w jego działaniu, to jego zapach to było coś cudownego. Czyste, pyszne kakao z odrobiną miodu... na okres jesienny idealny. Kosmetyk który bardzo lubiłam, działał tak jak miał działać, był niezwykle wydajny-wręcz nie do zużycia, idealny jako maseczka ale również jako produkt do demakijażu i kupiłabym go ponownie ale zaporowa cena 435 złotych, no ponownie nie wydam tyle na ten produkt. Ocena 9/10-jak w przypadku Kypris odejmuje punkt za wysoką cenę.

Niewątpliwie każdy produkt z owego denka który oznaczyłam jako ulubieniec pojawił się w ulubieńcach poprzednich miesięcy, tak więc więcej informacji na ich temat znajdziecie w poprzednich postach.

 I taki oto jest balsam Coconut Body Milk od Eco by Sonya dzięki któremu ponownie przekonałam się do konsystencji kremowej jeśli chodzi o pielęgnację ciała. Wielka butelka istnego cuda. Bardzo wydajny produkt, sprawdził się również po mojej depilacji laserowej nóg-były one podrażnione i zaczerwienione-a balsam ukoił je i bardzo szybko uspokoił. Skóra mnie nie piekła-byłam w lekkim szoku, bo akurat nie miałam niczego innego pod ręką a musiałam czymś natłuścić, nawilżyć skórę po zabiegu. Delikatnie pachnie, dla mnie nie wcale kokosem a trochę apteką czy szpitalem-dziwne skojarzenia wiem. Skóra wręcz piła ten produkt i wiem, że do niego powrócę może gdy temperatura będzie poniżej zera. Cena to ok. 170 złotych ale za pojemność 500 ml. Ocena 10/10-produkt godny polecenia szczególnie gdy macie skórę bardzo suchą, wręcz atopową.


  Fridge 3.3 good morning face to żel idealny. Jest polskiej, cudownej marki której kosmetyki uwielbiam dodatkowo ma świetny skład, przepięknie pachnie i jest naprawdę dobry. Produkt ma prosty, naturalny skład ale przy tym i bardzo dobrą cenę bo za 145g musimy zapłacić 79 złotych. Produkt dobrze ale również delikatnie oczyszcza skórę nie powodując, że aż piszczymy z czystości. Skóra w żaden sposób nie jest podrażniona czy pozbawiona nawilżenia. Nie mogę dać niczego innego jak 10/10 bo owy żel posiada wszystko co powinien posiadać żel idealny. Opakowanie jest bardzo minimalistyczne, ma pompkę która się nie zacina, dozuje tyle produktu ile potrzeba. No ja jestem zachwycona, na pewno do niego powrócę w przyszłości.

 Marka Mokosh była mi nieznana do czasu gdy skusiłam się na balsam brązujący właśnie tej marki. p.s. owy produkt jest genialny i jeśli jak ja nie jesteście fankami słońca a od samoopalaczy trzymacie się jak najdalej ze względu na zapach to owy balsam jest dla Was. Przepięknie pachnie pomarańczą z cynamonem-zapach idealny na okres jesienno-zimowy jak dla mnie trochę za ciężki na lato ale nie męczył mnie w żaden sposób a wręcz zaciągając się nim myślałam już o świętach. Produkt naprawdę daje koloryt naszej skóry, który jest bardzo naturalny i w żaden sposób nie pomarańczowy, daje taki efekt jakbyśmy były muśnięte zdrowym słońcem. Oczywiście produkt musi być dobrze roztarty, ręce po jego użyciu muszą być dokładnie umyte gdyż może tworzyć zacieki, plamy itp ale to normalne w takich produktach. Cena to 79 złotych za 180 ml ale niewiele potrzeba produktu aby pokryć ciało. 9/10- ze względu na specyficzny zapach który w okresie letnim uważam, że jest za "mocny"

 Ostatnim produktem który bardzo, bardzo lubię i nie wiem ile buteleczek już zużyłam jest hydrolat różany marki Ministerstwo Dobrego Mydła-czy w ogóle jest coś tej marki czego ja nie lubię? Zapewniam Was, że wszystko co miałam okazję testować uwielbiam. Ta jakość, te ceny, przepiękne minimalistyczne opakowania no i fakt, że to polska marka. A ja uwielbiam wspierać polskie marki nie tylko pod względem kosmetyków ale chociażby i ubrań. 
Ale wracając do hydrolatu bardzo go lubię, pięknie pachnie, tonizuje moją skórę, koi ją ale i nawilża. Stosuje ją na wiele sposobów jako tonik, produkt do wykończenia makijażu ale dodaje go i do maseczek. Uważam, że nie ważne jaką się ma cerę hydrolat różany powinien być wśród Waszych kosmetyków, ale taka prawdziwa woda różana a nie tylko z nazwy-bo są i takie. Cena to 22 złote za 50 ml ale produkt jest zadziwiająco wydajny a zdarza mi się go używać parę razy dziennie. Ocena 10/10

Teraz pora na kosmetyki również dobre ale które spodobały mi się troszeczkę mniej, może rozczarowały mnie czy nie działały tak jak powinny.

 Na początek kompletny bubel Patyka Fluide Supreme Defense to emulsja do twarzy która jest najgorszym kosmetykiem jakie dane mi było używać w tym roku. W tym kosmetyku nic nie jest dobre, kompletnie nic. Cena z kosmosu bo jest to ok 370 złotych za 50 ml produktu(ja na szczęście wydałam na ten kosmetyk jedynie 70 złotych, kupiłam go w TkMaxxie). No i on nic nie robił, nawet nie nawilżał mojej skóry a wręcz ją przesuszał, nie radził sobie nawet z dłońmi bo tak bardzo nienawidziłam tego produktu, że postanowiłam zużyć go na dłonie i stopy-nawet do tego się nie nadawał. Skóra po jego zaaplikowaniu była tępa, sucha i matowa, podkłady wyglądały okropnie no nic nie jest dobre w tym kosmetyku. Ostrzegam Was przed nim, nie kupujcie go nawet za 70 złotych w TkMaxxie. Ocena: nawet szkoda mi dać 1 a więc daje 0/10.

 Kolejny będzie krem do rąk marki Trilogy Ultra Hydrating Hand Cream-no i on nie jest ultra nawilżający, jest lekko nawilżający. Konsystencja jest ciężka, długo się wchłaniająca i w moim odczuciu nie jest wystarczająco nawilżająca. Bardzo przeciętny produkt, nie wart 60 złotych za 75ml(bo taka jest jego oryginalna cena)mi udało się go zakupić za 20 złotych co uważam i tak za wysoką cenę jak za bardzo przeciętny krem. Opakowanie bardzo się brudzi i wygląda nieestetycznie. Ocena 4/10.

Inika baza pod makijaż z kwasem hialuronowym w moim przypadku okazała się totalnym bublem. Jak uwielbiam podkład z kwasem hialuronowym jak i również ich krem BB tak nie znoszę owej bazy-ona nawet dobrze nie współpracowała z podkładami tej marki.. Lepszy od niej byłby najzwyklejszy krem nawilżający, bo owa baza nawet dobrze nie nawilża. Totalnie zbędny produkt moim zdaniem, nie zauważyłam również ażeby po jej aplikacji makijaż dłużej się utrzymywał a dodatkowo podkłady wyglądały brzydko zaaplikowane na nią.W konsystencji jest na pograniczu mleczka i kremu, bardzo delikatna formuła.  Dobrze, że to była jedynie próbka, ale nie wykończyłam jej. Cena to uwaga 150 złotych-moim zdaniem za dużo jak za tak kiepski, przeciętny produkt. Ocena 0/10.



Szampon ziołowy marki JanBarba to produkt świetny ale w parze z innym szamponem. Cudownie oczyszcza skórę głowy gdy dodamy go do innego oczywiście naturalnego szamponu, solo kompletnie się u mnie nie sprawdził. Już dawno temu zrezygnowałam z szamponów z SLS-ami, te naturalne delikatnie się pienią ale ten w ogóle, ani trochę. Miałam więc problem z dokładnym wypłukaniem tego szamponu i to chyba jego jedyny minus. Używało mi się go bardzo przyjemnie, przepięknie pachnie ziołami, skóra głowy-bo tylko na ten obszar go używałam- po jego użyciu była oczyszczona a przy tym nie podrażniona a wręcz ukojona. Większość szamponów wywołuje u mnie reakcję alergiczną, swędzi mnie po prostu głowa a ten tego nie robił pomimo iż bałam się, że może się tak stać przez ekstrakty z ziół. Bardzo intensywnie pachnie i jeśli nie jesteście fankami naturalnych kosmetyków a co za tym idzie zapachów nie przekonacie się do niego, bo jest bardzo specyficzny.Podczas jego używania zauważyłam, że włosy mniej się przetłuszczają, były świeże przez nawet trzy dni. Polubiłam ten produkt, ale za minus uważam to, że się nie pieni(pomimo iż to plus, bo wiemy dzięki temu, że produkt jest naturalny w 100%)no i przepiękna butelka również jest minusem bo jest ciężka i szklanka, bardzo łatwo można upuścić ją gdyż jest śliska. Cena to 69 zł za 200 ml produkt jest bardzo wydajny. Ocena to 8/10.

Jak może wiecie a może też nie na początku tego roku całkowicie oszalałam na punkcie marki Mahalo-zakupiłam aż cztery produkty od nich i to produkty dobre ale nie warte bardzo wysokich cen. A przedstawie Wam to na przykładzie maseczki Pele Mask właśnie tej marki którą wykończyłam. Maseczka jest w formie proszku który musimy rozrobić z wodą i otrzymujemy bardzo gęstą, czarną pastę która pachnie nie wiem dlaczego ale dla mnie trochę przypomina mi wulkan(pomimo iż nigdy nie wąchałam wulkanu), zapach pyłu oraz mokrej, czarnej ziemi. Szczerze Wam powiem, że bardziej przekonują mnie właśnie takie surowe, bardzo ziemne zapachy aniżeli słodziutkie i kwiatowe. Lubię gdy kosmetyki pachną naturą. Maseczka kosztuje ok. 260 złotych za 50 ml(to najtańszy produkt jeśli chodzi o pielęgnację w asortymencie marki) i nie wiem czy starczyła mi na wiele użyć bo stosowałam ją nie za często z paru względów. Po pierwsze bardzo brudzi, jest bardzo czarna...ciężko ją zmyć z twarzy gdy zastygnie, bez użycia ręczniczka nie ma w ogóle opcji, że zmyje się ją z twarzy a po drugie wchodzi w pory i to bardzo. Nie mogę jednak narzekać na jej dobre działanie bo robi dokładnie to co powinna. Skóra jest delikatnie podrażniona po jej użyciu ale również jest niezwykle gładka, pulchna i wygląda bardzo zdrowo i promiennie. Dodatkowo ten przepiękny zapach który wciąż czuje gdy zamykam oczy. Maseczka działa detoksykująco, ma za zadanie zwężać pory(robi to ale szkoda, że dodatkowo maseczka osadza się w tych porach). Skóra po jej zastosowaniu jest delikatnie zaczerwieniona ale ze względu na to, że maseczka pobudza krążenie oraz odnawianie komórek, uspokaja bardzo stany zapalne toteż lubię stosować ją szczególnie w "te dni". To chyba jedyny produkt tej marki do którego z chęcią bym powróciła ale fakt, że jest tak brudząca i jest z nią tak wiele zabawy jakoś mnie odwodzi od tego. Ocena 8/10-odejmuje dwa punkty za małą wydajność, bo potrzeba wiele proszku do rozrobienia ażeby wyszła nam pasta na pokrycie całej twarzy-grubsza warstwa maseczki daje nam dopiero świetne efekty, no i to brudzenie i osadzanie się w porach. Tak to świetny produkt.

Sylveco to marka która jakoś mnie nie przekonuje(jak i również jej wszystkie odnogi jak Biolaven), niestety należę do tych osób uważają, że za 10 złotych nie dostaniemy dobrego kosmetyku naturalnego-te składy wcale nie są tak rewelacyjne z reguły mamy tam tanie oleje które nie robią nic dobrego z naszą skóra ale również jej nie szkodzą, ale po co stosować coś po czym nie widzimy rezultatów. Oczywiście nie chce by moje słowa uraziły kogokolwiek ale niestety ja tak uważam i mam nadzieje, że to uszanujecie. Do pomadki odżywczej z peelingiem wracam co jakiś czas ale zazwyczaj kupuje ją bo jest tania, wiem jednak, że już do niej nie powrócę bo nie spełnia moich oczekiwań. Owe granulki w niej zawarte nie wystarczająco peelingują moje usta, dodatkowo trzeba bardzo długo trzeć pomadkę po ustach ażeby drobinki w ogóle poczuć i o wiele lepiej radzi sobie w tym szczoteczka do zębów, nie zauważyłam również aby usta były odżywione a już na pewno nawilżone. Niekiedy zauważam, że moje usta po jej użyciu są w jeszcze gorszym stanie.  Wiem, że negatywna ocena na punkcie tego kosmetyku zdarza się nie za często ja jednak nie jestem jego fanką. Cena to ok. 9 złotych za 4.6g. Moja ocena: 4/10

Ostatnim już produktem w zdenkowanych jest coś co polubiłam ale są dwa problemy. Po pierwsze cena a po drugie wydajność. Mowa tutaj o peelingu do ciała Eco by Sonya Himalayan Salt Scrub. W tym produkcie składnikiem peelingującym jest różowa sól himalajska i ja rozumiem, że ta sól jest droga ale tylko raz wydałam prawie 170 złotych za peeling do ciała. Najlepszym peelingiem jaki dane mi było używać niewątpliwie jest ten od Ministerstwa Dobrego Mydła śliwkowy oczywiście który nie dość, że przepięknie pachnie marcepanem-bo tak o dziwo pachnie olej z pestek śliwki, który na bazie jest cukru trzcinowego, jest niezwykle łagodny ale skuteczny no i za 300 g płacimy 38 złotych-bajka. Produktu marki Eco by Sonya za taką cenę mamy 250 ml. Produkt świetnie ściera martwy naskórek, pozostawia skórę gładką i miękką zauważyłam również, że delikatnie ją rozjaśnia i ujędrnia. Mam problem z rogowaceniem się skóry na ramionach i powiem Wam, że produkt ten pozwolił mi wyleczyć ten problem. Uwielbiałam aplikować go na całe ciało i parę chwil pozostawić go na skórze, po tym zabiegu było widać jeszcze lepsze efekty. Pachniał przepięknie trawą cytrynową ale w składzie jest jedynie sól himalajska, olej kokosowy, masło shea oraz trzy olejki eteryczne i powiem Wam jak za tak biedny poniekąd skład, bo może gdyby było tam więcej olei skóra po jego zastosowaniu nie byłaby tak wysuszona i delikatnie podrażniona bo niestety ta sól jest bardzo ostra wręcz niczym szkło i to kolejny minus, cena moim zdaniem jest za wysoka. Nie wrócę do niego na pewno nie ale będę go miło wspominać. Ocena to 7/10

To już wszyscy zdenkowani. Stosowałyście może któryś z powyższych produktów? Może macie inne opinie na temat tych produktów, bardzo chętnie poczytam co Wy polubiłyście w nich a może znienawidziłyście.