sobota, 5 stycznia 2019

ULUBIEŃCY LISTOPADA.


 Mamy styczeń a ja przychodzę z ulubieńcami....listopada :D Nie, nie nic mi się nie pomyliło, nie lubię łączyć miesięcy jeśli chodzi o ulubieńców bo moje posty są długie a gdybym miała mówić o ulubieńcach listopada i grudnia..nikt by tego nie czytał. W dzisiejszym poście będzie lekkie zdziwienie bo tylko jeden kosmetyk do pielęgnacji twarzy a aż dwa do włosów. Moje włosy wciąż przeżywają kryzys ale jest coraz lepiej, już nie wypadają, teraz rosną i mam mnóstwo baby hair których nie mogę ujarzmić, ze stanu skóry jestem bardzo zadowolona. Ale zapobiegam i nawilżam bo to zimą najważniejsze przy skórze suchej z nadwrażliwością i tendencją do pękających naczynek.



Ale zacznę od twarz.

To jest miłość. Tak ja kocham kosmetyki, to jest miłość bo gdy widzę jak wiele dobrego robią dla mojej skóry to jak tu ich nie kochać? Markę Josh Rosebrook po raz pierwszy odkryłam rok temu kupując wtedy Hydrating Accelerator, nie mogłam zupełnie zrozumieć fenomenu tej marki? Dlaczego rynkiem naturalnych kosmetyków tak zawrzało gdy pojawił się Josh? Hydrating w mojej opinii gdy go używałam był ok-zapach był genialny, ale gdy przestałam go używać zrozumiałam jak świetnym jest kosmetykiem oraz, że bardzo mi go brakuje. To najlepszy tonik jaki przyszło mi używać-oczywiście woda różana zawsze będzie w moim sercu. A dziś o kolejnym cudzie-i nie będzie to ostatni produkt w ulubieńcach tej marki, bo za tydzień/dwa pojawią się ulubieńcy grudnia a tam aż dwa kosmetyki Josh'a. Mowa o Advanced Hydration Mask która jest genialna. Zacznę od konsystencji która jest zaskakująca. Produkt w słoiczku-oczywiście, eleganckie, cięzkie, szklane-jest w formie stałej, trochę przypomina konsystencją "balm"-produkt nafaszerowany olejkami i masłami, mój ulubiony rodzaj kosmetyku jeśli chodzi o zimę-i taki jest bo gdy zaaplikujemy go na twarz, zamienia się w gęsty olej który otula naszą skórę. Gęsty olej jest tutaj nie użyty bez powodu, bo to olej ale który po aplikacji nie znika, tylko osiada na naszej skórze tworząc warstewkę która chroni, nawilża naszą skórę. To "zbiór" olei i maseł które zachowują się jak maseczka. Uwielbiam aplikować ją od razu po mocnym peelingu gdyż wtedy czuje, naprawdę czuje jak porami maseczka wchodzi głębiej i głębiej.





Jak dochodzi do drenażu skóry, głębokiego nawilżenia, to coś niesamowitego ciężkiego do opisania. Jeśli miałyście tonik tej marki i zapach Wam nie przypadł do gustu nie kupujcie tej maseczki, bo zapach jest na tej samej linii-mocno ziołowy ale magiczny.  Po mocnym, mechanicznym peelingu również stosuję ją dlatego,że świetnie koi dzięki aloesowi w składzie oraz wygładza strukturę skóry(ja porównałabym skórę bo jej użyciu do pupci niemowlaczka)-wiem, wiem mam skórę delikatną i suchą a używam mechanicznych zdzieraków a to dlatego, że moja skóra to lubi a peelingi robię z rozwagą. W składzie między innymi znajdziemy kwas hialuronowy, olej jojoba,  ashwagandhe(indyjski żeń szeń), jagody goji, rumianek oraz lukrecję. Czy warto wydać na nią 200 zł za 22ml? Jak najbardziej, szczególnie jeśli macie skórę suchą-nie, nie ukryje Wam suchych skórek bo od tego jest peeling-ale świetnie nawilży, głęboko nawilży i wygładzi oraz ukoi skórę. Szczególnie polecam po mocnym peelingu. Sądzę, że będę do niej wracała w okresie jesienno-zimowym gdyż latem nie potrzebuje aż takiego nawilżenia. Maseczka ta występuje w dwóch pojemnościach 22ml oraz 45 ml i bez zastanowienia kupujcie mniejszą pojemność bo maska jest bardzo wydajna przez swoją konsystencję.

A teraz czas na włosy. Temat zupełnie mi obcy, nie jestem w tej kwestii specjalistką, ja nawet włosów nie potrafię zakręcić :D Moje włosy żyją własnym życiem, uwielbiam myć je jedynie dwa razy w tygodniu-i jedni powiedzą, że to źle ale ja najlepiej znam swoje włosy i wiem co dla nich dobre. Lubię również gdy włosów jest dużo, gdy są odbite od nasady i gdy wyglądają jakbym przed chwilą wstała z łóżka, bo rozczesuje je niekiedy jedynie po myciu. Ja nawet do pewnego czasu nie używałam masek czy odżywek do włosów bo nie wiem czy nie potrafię ich wypłukać z włosów ale ja je czuje na włosach-chyba, że użyje mojej ulubionej maseczki od John Masters z awokado i lawendą-moje ukochane składniki <3
Ale dziś przychodzę z kosmetykami które są przyziemne cenowo i naprawdę dobre.



Moja Farma Urody to marka z której obkupiłam się strasznie a jedynie sprawdził mi się Olej Pokrzywowy. Ludzie tak zachwalali chociażby maseczki sokowe a one u mnie kompletnie nic nie robiły-mimo iż miały w składzie miód, to mój miód więcej dobrego robił. Ale olej jest genialny i mimo iż on nadaje się do ciała i włosów ja pochłaniam jego do mojej "grzywy".Ja jestem ogromną fanką pokrzywy i wierze, że to ratunek dla włosów. Pije codziennie napar z pokrzywy, od czasu do czasu oblewam nim włosy, ale o oleju pokrzywowym nigdy nie słyszałam. Olejuje nim głównie skalp ale również przejeżdżam nim całe włosy i robię to przed każdym myciem włosów czyli dwa razy w tygodniu. Mówię od razu jest ciężki do zmycia i naturalne szampony nie do końca dają sobie radę a więc dodaje do nich odrobinę sody i wtedy jest ok. Ale ile mi baby hair urosło po zaczęciu kuracji tym olejem, jak skalp się unormował, nic mnie już nie swędzi, nie drapie a jakie włosy stały się miękkie w dotyku. Olej z reguły aplikuje na żel aloesowy który wcześniej nakładam na skalp oraz włosy na całej długości, po czym wykonuje masaż samego skalpu albo dodaje do odżywki. Wierzę w jego działanie i to, że pomoże mi z moimi włosami.



Ostatnią rzeczą jest produkt który przypadkowo wpadł w moje ręce. Wykończyłam akurat wszystkie szampony ze swojej "kolekcji"-a muszę zaznaczyć, że stosuje podczas jednego mycia aż dwóch szamponów-i nie miałam niczego w zamian bo nie zdążyłam kupić po prostu. Moi domownicy nie zwracają uwagi na to aby kosmetyki były z dobrym składem czy też aby były nie testowane na zwierzętach, ja jednak nawet podczas takich kryzysowych sytuacji nie użyje szamponu marki Lorea'l a moja mama je uwielbia. Ale akurat jakaś resztka szamponu była marki Biovax awokado i bambus i cieszę się, że przez przypadek wpadł w moje ręce bo pewnie sama bym po niego nie sięgnęła. O tym, że drogerii nie odwiedzam wcale wspominałam nie raz. Mieszkam na wsi, pracuje na wsi i nie za często "wypadam na miasto", zakupy robię z reguły internetowo bo taniej i łatwiej, po prostu. Zakupy kosmetyczne robię z reguły na stronach z naturalnymi kosmetykami, nie używam wacików a tampony zakupuje w większych ilościach- tak nawet one są naturalne i dobre dla środowiska. Ale ten szampon jest genialny, od razu powiem dla mnie mieści się w kategoriach tych bardziej oczyszczających, od ponad trzech lat stosuje tylko naturalne szampony i przyzwyczaiłam się do delikatnego oczyszczania które pasuje mi, moim włosom ale i co najważniejsze mojej skórze głowy która jest delikatna. Po tym szamponie uczucie mocnego oczyszczenia jest jak i również swędzenie skóry głowy toteż stosuje go tak naprawdę co dwa-trzy mycia. Pragnę zaznaczyć, że myje włosy dwa razy w tygodniu. Dodatkowo myje nim włosy po raz pierwszy a do drugiego mycia stosuje szampon nawilżający z czystym już w pełni składem. Ten szampon zawiera 84% składników naturalnych ale jednak 16% jest tych "złych" i delikatnie mnie podrażniają. Ale szampon jest genialny-odbija włosy od nasady, stają się one tak sypkie, miękkie, puszyste, jest ich optycznie więcej i również włosy u nasady tak szybko się nie przetłuszczają. Uwielbiam jego jakże kremową, gęstą konsystencję. Uwielbiam w nim wszystko i jest moim zamiennikiem sody-czyli takim mocniejszym szamponem którego używam od czasu do czasu. Maseczkę z tej linii również uwielbiam. Jestem naprawdę pozytywnie nim zaskoczona.