czwartek, 26 października 2017

ZDENKOWANI.


 Powiem Wam, że od ostatniego posta z produktami przeze mnie zużytymi-było to pierwszego września-udało mi się naprawdę wykończyć sporo kosmetyków. Oczywiście nie jest to tak, że dnia 1 września otworzyłam wszystkie te przedstawiane dziś kosmetyki, używałam je już o wiele, wiele wcześniej. Niektóre tygodniami a inne nawet miesiącami. 


Dziś podział inny aniżeli ostatnio bo podzieliłam na cudeńka oraz nie buble a kosmetyki które były dobre ale nie było szału. 

Zacznę więc od kosmetyków których używanie sprawiało mi radość-ja wiem jak to brzmi, ale dlaczego używanie kosmetyków nie mogłoby sprawiać radości? Uwielbiam robić demakijaż, nakładać maseczki na twarz, czuć, że robię dla niej coś dobrego. Dla swej cery, ciała czy włosów to jedna z rzeczy która sprawia mi radość. 


 Kypris Antioxidant Dew to produkt który chciałam wykończyć(bo był już po dacie ważności a szkoda było mi go wyrzucić)ale także ubolewam nad tym, że go wykończyłam. Więcej na jego temat przeczytacie tutaj toteż nie chce na jego temat więcej pisać właśnie w tym poście, ale powiem Wam, że wart jest tych pieniędzy i na pewno do niego wrócę. A to już coś znaczy. Koszt ok 335 zł. Ocena produktu: 9/10-odjęłam ocenę jedynie za wysoką cenę bo tak był idealny w każdym calu.

 Kolejny produkt pochodzi niestety również z górnej półki i jest niedostępny w Polsce-ja kupowałam go w angielskim sklepie online. Również o The Honey Mud od May Lindstrom zrobiłam osobną recenzję tutaj i pomimo iż na pewno znajdzie się zamiennik owego kosmetyku w jego działaniu, to jego zapach to było coś cudownego. Czyste, pyszne kakao z odrobiną miodu... na okres jesienny idealny. Kosmetyk który bardzo lubiłam, działał tak jak miał działać, był niezwykle wydajny-wręcz nie do zużycia, idealny jako maseczka ale również jako produkt do demakijażu i kupiłabym go ponownie ale zaporowa cena 435 złotych, no ponownie nie wydam tyle na ten produkt. Ocena 9/10-jak w przypadku Kypris odejmuje punkt za wysoką cenę.

Niewątpliwie każdy produkt z owego denka który oznaczyłam jako ulubieniec pojawił się w ulubieńcach poprzednich miesięcy, tak więc więcej informacji na ich temat znajdziecie w poprzednich postach.

 I taki oto jest balsam Coconut Body Milk od Eco by Sonya dzięki któremu ponownie przekonałam się do konsystencji kremowej jeśli chodzi o pielęgnację ciała. Wielka butelka istnego cuda. Bardzo wydajny produkt, sprawdził się również po mojej depilacji laserowej nóg-były one podrażnione i zaczerwienione-a balsam ukoił je i bardzo szybko uspokoił. Skóra mnie nie piekła-byłam w lekkim szoku, bo akurat nie miałam niczego innego pod ręką a musiałam czymś natłuścić, nawilżyć skórę po zabiegu. Delikatnie pachnie, dla mnie nie wcale kokosem a trochę apteką czy szpitalem-dziwne skojarzenia wiem. Skóra wręcz piła ten produkt i wiem, że do niego powrócę może gdy temperatura będzie poniżej zera. Cena to ok. 170 złotych ale za pojemność 500 ml. Ocena 10/10-produkt godny polecenia szczególnie gdy macie skórę bardzo suchą, wręcz atopową.


  Fridge 3.3 good morning face to żel idealny. Jest polskiej, cudownej marki której kosmetyki uwielbiam dodatkowo ma świetny skład, przepięknie pachnie i jest naprawdę dobry. Produkt ma prosty, naturalny skład ale przy tym i bardzo dobrą cenę bo za 145g musimy zapłacić 79 złotych. Produkt dobrze ale również delikatnie oczyszcza skórę nie powodując, że aż piszczymy z czystości. Skóra w żaden sposób nie jest podrażniona czy pozbawiona nawilżenia. Nie mogę dać niczego innego jak 10/10 bo owy żel posiada wszystko co powinien posiadać żel idealny. Opakowanie jest bardzo minimalistyczne, ma pompkę która się nie zacina, dozuje tyle produktu ile potrzeba. No ja jestem zachwycona, na pewno do niego powrócę w przyszłości.

 Marka Mokosh była mi nieznana do czasu gdy skusiłam się na balsam brązujący właśnie tej marki. p.s. owy produkt jest genialny i jeśli jak ja nie jesteście fankami słońca a od samoopalaczy trzymacie się jak najdalej ze względu na zapach to owy balsam jest dla Was. Przepięknie pachnie pomarańczą z cynamonem-zapach idealny na okres jesienno-zimowy jak dla mnie trochę za ciężki na lato ale nie męczył mnie w żaden sposób a wręcz zaciągając się nim myślałam już o świętach. Produkt naprawdę daje koloryt naszej skóry, który jest bardzo naturalny i w żaden sposób nie pomarańczowy, daje taki efekt jakbyśmy były muśnięte zdrowym słońcem. Oczywiście produkt musi być dobrze roztarty, ręce po jego użyciu muszą być dokładnie umyte gdyż może tworzyć zacieki, plamy itp ale to normalne w takich produktach. Cena to 79 złotych za 180 ml ale niewiele potrzeba produktu aby pokryć ciało. 9/10- ze względu na specyficzny zapach który w okresie letnim uważam, że jest za "mocny"

 Ostatnim produktem który bardzo, bardzo lubię i nie wiem ile buteleczek już zużyłam jest hydrolat różany marki Ministerstwo Dobrego Mydła-czy w ogóle jest coś tej marki czego ja nie lubię? Zapewniam Was, że wszystko co miałam okazję testować uwielbiam. Ta jakość, te ceny, przepiękne minimalistyczne opakowania no i fakt, że to polska marka. A ja uwielbiam wspierać polskie marki nie tylko pod względem kosmetyków ale chociażby i ubrań. 
Ale wracając do hydrolatu bardzo go lubię, pięknie pachnie, tonizuje moją skórę, koi ją ale i nawilża. Stosuje ją na wiele sposobów jako tonik, produkt do wykończenia makijażu ale dodaje go i do maseczek. Uważam, że nie ważne jaką się ma cerę hydrolat różany powinien być wśród Waszych kosmetyków, ale taka prawdziwa woda różana a nie tylko z nazwy-bo są i takie. Cena to 22 złote za 50 ml ale produkt jest zadziwiająco wydajny a zdarza mi się go używać parę razy dziennie. Ocena 10/10

Teraz pora na kosmetyki również dobre ale które spodobały mi się troszeczkę mniej, może rozczarowały mnie czy nie działały tak jak powinny.

 Na początek kompletny bubel Patyka Fluide Supreme Defense to emulsja do twarzy która jest najgorszym kosmetykiem jakie dane mi było używać w tym roku. W tym kosmetyku nic nie jest dobre, kompletnie nic. Cena z kosmosu bo jest to ok 370 złotych za 50 ml produktu(ja na szczęście wydałam na ten kosmetyk jedynie 70 złotych, kupiłam go w TkMaxxie). No i on nic nie robił, nawet nie nawilżał mojej skóry a wręcz ją przesuszał, nie radził sobie nawet z dłońmi bo tak bardzo nienawidziłam tego produktu, że postanowiłam zużyć go na dłonie i stopy-nawet do tego się nie nadawał. Skóra po jego zaaplikowaniu była tępa, sucha i matowa, podkłady wyglądały okropnie no nic nie jest dobre w tym kosmetyku. Ostrzegam Was przed nim, nie kupujcie go nawet za 70 złotych w TkMaxxie. Ocena: nawet szkoda mi dać 1 a więc daje 0/10.

 Kolejny będzie krem do rąk marki Trilogy Ultra Hydrating Hand Cream-no i on nie jest ultra nawilżający, jest lekko nawilżający. Konsystencja jest ciężka, długo się wchłaniająca i w moim odczuciu nie jest wystarczająco nawilżająca. Bardzo przeciętny produkt, nie wart 60 złotych za 75ml(bo taka jest jego oryginalna cena)mi udało się go zakupić za 20 złotych co uważam i tak za wysoką cenę jak za bardzo przeciętny krem. Opakowanie bardzo się brudzi i wygląda nieestetycznie. Ocena 4/10.

Inika baza pod makijaż z kwasem hialuronowym w moim przypadku okazała się totalnym bublem. Jak uwielbiam podkład z kwasem hialuronowym jak i również ich krem BB tak nie znoszę owej bazy-ona nawet dobrze nie współpracowała z podkładami tej marki.. Lepszy od niej byłby najzwyklejszy krem nawilżający, bo owa baza nawet dobrze nie nawilża. Totalnie zbędny produkt moim zdaniem, nie zauważyłam również ażeby po jej aplikacji makijaż dłużej się utrzymywał a dodatkowo podkłady wyglądały brzydko zaaplikowane na nią.W konsystencji jest na pograniczu mleczka i kremu, bardzo delikatna formuła.  Dobrze, że to była jedynie próbka, ale nie wykończyłam jej. Cena to uwaga 150 złotych-moim zdaniem za dużo jak za tak kiepski, przeciętny produkt. Ocena 0/10.



Szampon ziołowy marki JanBarba to produkt świetny ale w parze z innym szamponem. Cudownie oczyszcza skórę głowy gdy dodamy go do innego oczywiście naturalnego szamponu, solo kompletnie się u mnie nie sprawdził. Już dawno temu zrezygnowałam z szamponów z SLS-ami, te naturalne delikatnie się pienią ale ten w ogóle, ani trochę. Miałam więc problem z dokładnym wypłukaniem tego szamponu i to chyba jego jedyny minus. Używało mi się go bardzo przyjemnie, przepięknie pachnie ziołami, skóra głowy-bo tylko na ten obszar go używałam- po jego użyciu była oczyszczona a przy tym nie podrażniona a wręcz ukojona. Większość szamponów wywołuje u mnie reakcję alergiczną, swędzi mnie po prostu głowa a ten tego nie robił pomimo iż bałam się, że może się tak stać przez ekstrakty z ziół. Bardzo intensywnie pachnie i jeśli nie jesteście fankami naturalnych kosmetyków a co za tym idzie zapachów nie przekonacie się do niego, bo jest bardzo specyficzny.Podczas jego używania zauważyłam, że włosy mniej się przetłuszczają, były świeże przez nawet trzy dni. Polubiłam ten produkt, ale za minus uważam to, że się nie pieni(pomimo iż to plus, bo wiemy dzięki temu, że produkt jest naturalny w 100%)no i przepiękna butelka również jest minusem bo jest ciężka i szklanka, bardzo łatwo można upuścić ją gdyż jest śliska. Cena to 69 zł za 200 ml produkt jest bardzo wydajny. Ocena to 8/10.

Jak może wiecie a może też nie na początku tego roku całkowicie oszalałam na punkcie marki Mahalo-zakupiłam aż cztery produkty od nich i to produkty dobre ale nie warte bardzo wysokich cen. A przedstawie Wam to na przykładzie maseczki Pele Mask właśnie tej marki którą wykończyłam. Maseczka jest w formie proszku który musimy rozrobić z wodą i otrzymujemy bardzo gęstą, czarną pastę która pachnie nie wiem dlaczego ale dla mnie trochę przypomina mi wulkan(pomimo iż nigdy nie wąchałam wulkanu), zapach pyłu oraz mokrej, czarnej ziemi. Szczerze Wam powiem, że bardziej przekonują mnie właśnie takie surowe, bardzo ziemne zapachy aniżeli słodziutkie i kwiatowe. Lubię gdy kosmetyki pachną naturą. Maseczka kosztuje ok. 260 złotych za 50 ml(to najtańszy produkt jeśli chodzi o pielęgnację w asortymencie marki) i nie wiem czy starczyła mi na wiele użyć bo stosowałam ją nie za często z paru względów. Po pierwsze bardzo brudzi, jest bardzo czarna...ciężko ją zmyć z twarzy gdy zastygnie, bez użycia ręczniczka nie ma w ogóle opcji, że zmyje się ją z twarzy a po drugie wchodzi w pory i to bardzo. Nie mogę jednak narzekać na jej dobre działanie bo robi dokładnie to co powinna. Skóra jest delikatnie podrażniona po jej użyciu ale również jest niezwykle gładka, pulchna i wygląda bardzo zdrowo i promiennie. Dodatkowo ten przepiękny zapach który wciąż czuje gdy zamykam oczy. Maseczka działa detoksykująco, ma za zadanie zwężać pory(robi to ale szkoda, że dodatkowo maseczka osadza się w tych porach). Skóra po jej zastosowaniu jest delikatnie zaczerwieniona ale ze względu na to, że maseczka pobudza krążenie oraz odnawianie komórek, uspokaja bardzo stany zapalne toteż lubię stosować ją szczególnie w "te dni". To chyba jedyny produkt tej marki do którego z chęcią bym powróciła ale fakt, że jest tak brudząca i jest z nią tak wiele zabawy jakoś mnie odwodzi od tego. Ocena 8/10-odejmuje dwa punkty za małą wydajność, bo potrzeba wiele proszku do rozrobienia ażeby wyszła nam pasta na pokrycie całej twarzy-grubsza warstwa maseczki daje nam dopiero świetne efekty, no i to brudzenie i osadzanie się w porach. Tak to świetny produkt.

Sylveco to marka która jakoś mnie nie przekonuje(jak i również jej wszystkie odnogi jak Biolaven), niestety należę do tych osób uważają, że za 10 złotych nie dostaniemy dobrego kosmetyku naturalnego-te składy wcale nie są tak rewelacyjne z reguły mamy tam tanie oleje które nie robią nic dobrego z naszą skóra ale również jej nie szkodzą, ale po co stosować coś po czym nie widzimy rezultatów. Oczywiście nie chce by moje słowa uraziły kogokolwiek ale niestety ja tak uważam i mam nadzieje, że to uszanujecie. Do pomadki odżywczej z peelingiem wracam co jakiś czas ale zazwyczaj kupuje ją bo jest tania, wiem jednak, że już do niej nie powrócę bo nie spełnia moich oczekiwań. Owe granulki w niej zawarte nie wystarczająco peelingują moje usta, dodatkowo trzeba bardzo długo trzeć pomadkę po ustach ażeby drobinki w ogóle poczuć i o wiele lepiej radzi sobie w tym szczoteczka do zębów, nie zauważyłam również aby usta były odżywione a już na pewno nawilżone. Niekiedy zauważam, że moje usta po jej użyciu są w jeszcze gorszym stanie.  Wiem, że negatywna ocena na punkcie tego kosmetyku zdarza się nie za często ja jednak nie jestem jego fanką. Cena to ok. 9 złotych za 4.6g. Moja ocena: 4/10

Ostatnim już produktem w zdenkowanych jest coś co polubiłam ale są dwa problemy. Po pierwsze cena a po drugie wydajność. Mowa tutaj o peelingu do ciała Eco by Sonya Himalayan Salt Scrub. W tym produkcie składnikiem peelingującym jest różowa sól himalajska i ja rozumiem, że ta sól jest droga ale tylko raz wydałam prawie 170 złotych za peeling do ciała. Najlepszym peelingiem jaki dane mi było używać niewątpliwie jest ten od Ministerstwa Dobrego Mydła śliwkowy oczywiście który nie dość, że przepięknie pachnie marcepanem-bo tak o dziwo pachnie olej z pestek śliwki, który na bazie jest cukru trzcinowego, jest niezwykle łagodny ale skuteczny no i za 300 g płacimy 38 złotych-bajka. Produktu marki Eco by Sonya za taką cenę mamy 250 ml. Produkt świetnie ściera martwy naskórek, pozostawia skórę gładką i miękką zauważyłam również, że delikatnie ją rozjaśnia i ujędrnia. Mam problem z rogowaceniem się skóry na ramionach i powiem Wam, że produkt ten pozwolił mi wyleczyć ten problem. Uwielbiałam aplikować go na całe ciało i parę chwil pozostawić go na skórze, po tym zabiegu było widać jeszcze lepsze efekty. Pachniał przepięknie trawą cytrynową ale w składzie jest jedynie sól himalajska, olej kokosowy, masło shea oraz trzy olejki eteryczne i powiem Wam jak za tak biedny poniekąd skład, bo może gdyby było tam więcej olei skóra po jego zastosowaniu nie byłaby tak wysuszona i delikatnie podrażniona bo niestety ta sól jest bardzo ostra wręcz niczym szkło i to kolejny minus, cena moim zdaniem jest za wysoka. Nie wrócę do niego na pewno nie ale będę go miło wspominać. Ocena to 7/10

To już wszyscy zdenkowani. Stosowałyście może któryś z powyższych produktów? Może macie inne opinie na temat tych produktów, bardzo chętnie poczytam co Wy polubiłyście w nich a może znienawidziłyście.