czwartek, 12 stycznia 2017

ULUBIEŃCY 2016- KOLORÓWKA.





Rok 2017. Mam nadzieje że dla nas wszystkich będzie on udany i lepszy od roku poprzedniego. Dla mnie poprzedni rok był pełen wyzwań, wielkie zmiany zaszły w moim podejściu do zakupów głównie gdyż zdrowy tryb życia(odżywianie jak i sport) prowadzę już od pięciu lat. Zmiany zaszły głównie w zakupach kosmetycznych ale i ubraniowych, stałam się minimalistką i patrze na jakość a nie ilość. Wybieram konkretniej, selektywniej, zwracam uwagę na składy kosmetyków czy to do pielęgnacji czy też tych kolorowych, na materiały rzeczy jakie noszę na sobie. Czuje się o wiele lepiej posiadając mniej rzeczy, nie jestem tym przytłoczona...jest czysto, przejrzyście i konkretnie. Jednak rok 2016 był dla mnie ważny gdyż właśnie wtedy powiedziałam sobie "Kupuje i nakładam na swoją twarz, włosy, ciało jedynie kosmetyki w 100% naturalne, bezpieczne dla mnie i otoczenia, które wpływają korzystnie na mnie ale nie robią szkody również Ziemi. W swojej kolekcji kosmetycznej mam jedynie kosmetyki których aplikowanie sprawia mi wielką radość i nie moge doczekać się porannej pielęgnacji, demakijażu, nakładania makijażu czy wieczornej pielęgnacji oraz zwykłego nałożenia maseczki na twarz.
W tej części ulubieńców przedstawię Wam kosmetyki kolorowe, te które są niekiedy ważniejsze dla nas kobiet aniżeli te do pielęgnacji(ale pamiętajcie że to wielki błąd, pielęgnacja naszej skory jest najważniejsza jeśli chcemy długo cieszyć się młodym wyglądem naszej skóry). Kosmetyków jest 8 ale uwierzcie że to same perełki. Obawiam się że nie będzie ulubieńców roku 2017 jeśli chodzi o kolorówkę, bo jak już wspominałam na instagramie wraz z rozpoczęciem się nowego roku postanowiłam przez rok czasu nie zakupić ani jednego kosmetyku kolorowego. Mam nadzieje wytrwać w tym postanowieniu do końca i mam nadzieje że pociągnę i Was za sobą.

1. Sappho Organics Liquid Foundation to najwspanialszy podkład naturalny jakie dane mi było testować w tamtym roku a było ich nie mało: Kjaer Weis Foundation, W3LL People Narcissist Foundation oraz Jane Iredale BB Cream Glow Time jak i również Un Cover-Up od RMS Beauty(nie lubię go jako podkład-jako korektor jest genialny). To bardzo lekki podkład którego krycie oczywiście możemy budować od średniego po pełne, jest niewidoczny i niewyczuwalny na skórze. Moja skóra oddycha gdy tylko nakładam ten podkład na swoją twarz, nie rozprowadza się jak marzenie gdyż nie posiada w swoim składzie silikonów ale nie tworzy smug, nie odznacza się gdyż pięknie stapia się z cerą. Świetnie zakrywa moje zaczerwienienia jak i również niewielkie przebarwienia. Jest bardzo wydajny gdyż zakupiłam go w maju a posiadam jeszcze pół opakowania. Delikatnie zastygA, posiada w swoim składzie olejek herbaciany aczkolwiek nie powoduje to ściągnięcia skóry, przesuszenia a wręcz przeciwnie jest nawilżający i odżywia skórę. Gdy wykończę to opakowanie które mam wiem że będzie mi go bardzo brakować.

2.  Kjaer Weis- Cloud Nine oraz Charmed jak bez tuszu do rzęs potrafię żyć tak bez cienia czuje się naga. To on dodaje mojemu spojrzeniu głębi, pewnego rodzaju wyrazu choć wiem że większości z Was tego dodaje tusz do rzęs. Przed rozpoczęciem detoksu jeśli chodzi o kosmetyki(rozpoczęcie stosowania jedynie tych naturalnych) nie byłam fanką cieni do powiek, osiadały brzydko na powiece, były dla mnie za bardzo napigmentowane, za bardzo widoczne...ja wyznaje zasadę im mniej tym lepiej nawet w makijażu, a tym bardziej w nim toteż chciałam mieć w swojej kolekcji cienie które będą delikatne, naturalne i zdrowe dla moich wrażliwych oczu. Nie ukrywam że paleta cieni od Urban Decay powodowała u mnie szczypanie oczu i ciągłe łzawienie gdy tylko zamykałam oczy. Powieki były podrażnione i czerwone za każdym razem gdy zmywałam cienie. Marka Kjaer Weis tworzy cudowne cienie aktualnie jestem posiadaczką aż sześciu(tworzy ona pojedyncze cienie) ale ja chce wyróżnić dwa. Cloud Nine to jasny, rozświetlający, w kolorze szampańskim cień idealny do nakładania w kącik oka ale również jako cień bazowy, ma perłowe wykończenie i daje bardzo jedwabiste wykończenie na oku, niewidoczne i niewyczuwalne. Drugi cień Charmed bardzo uniwersalny beżowo-karmelowy który nosiłam w lecie każdego dnia, gdyż jest idealny do nakładania jako pojedyńczy cień ale również do konturowania oka.
Są idealne dla alergików,nie posiadają parabenów, sztucznych barwników oraz substancji zapachowych...nie spodziewajcie się po nich ekstremalnej pigmentacji ale uważam że jak na kosmetyk naturalny jest satysfakcjonująca.

3. Bare Mineral Lash Domination jest najlepszym tuszem jakie dane mi było używać(bo oczywiście są takie chwile gdzie ten tusz używam). Robi wszystko to co obiecuje producent czyli wydłuża, pogrubia, zagęszcza i rozdziela rzęsy i dodatkowo ekstremalnie dodaje głębokiej czerni naszym rzęsą(choć mogę się mylić bo z natury mam czarne rzęsy). Tusz ten jest mineralny toteż gdy nałożymy owy tusz na nasze rzęsy te wciąż są mięciutkie niczym nasze własne rzęsy, dodatkowo tusz ten nie tworzy efektu pająka, możecie zapomnień o pozostawionych grudkach czy trzech rzęsach. Nie podrażnia moich wrażliwych oczu jak i powiek...jest bardzo wytrzymały, aplikuje go zazwyczaj na wieczorne imprezy i powiem wam że o 5 rano on jak gdyby znika całkowicie. Nie ma efektu pandy, nie osiada nigdzie na twarzy po prostu znika całkowicie(oczywiście po imprezie każdy makijaż znika). Posiada szczoteczkę spiralkę która unosi jak i podkręca nasze rzęsy które z czasem wcale nie tracą tego efektu. Jest fenomenalny i wiem że będę się go trzymała bardzo, bardo długo. 

4. Cover Fx Custom Cover Drops wiem miałam się trzymać kosmetyków kolorowych ale te kropelki zawładnęły całkowicie moim wyjściowym makijażem. Mimo wszystko ja lubię makijaż, lubię go robić-poniekąd wtedy się relaksuje, ale nie lubię go czuć na swojej twarzy. Jak na co dzień nie zależy mi na wielkim kryciu, moje zaczerwieniania czy niewielkie przebarwienia tak wychodząc na miasto chociaż raz na jakiś czas chciałabym wyglądać "idealnie". Wtedy stawiam na krycie ale z naturalnym efektem i z pomocą nadchodzą mi sławne już kropelki z czystym pigmentem. Firma Cover Fx stworzyła produkt który jest czystym pigmentem i możemy łączyć go czy to z ulubionym podkładem ażeby podbić jego krycie, z ulubionym kremem aby stworzyć krem koloryzujący czy nawet z olejkiem dając efekt glow na skórze. Stopień krycia możemy budować od 1 kropelki-lekkie krycie po 3-4 które mają nam dać pełne krycie. Zgadzam się z tym, najczęściej pigment łącze z podkładem Sappho czy też kremem koloryzującym Complexion Rescue od Bare Minerals i pomimo iż posiadam pełne krycie do wykończenie jest niezwykle naturalne...bo musze wspomnieć że produkt ten nie zaburza właściwości produktu z którym go łączymy. Jest to drogi produkt i pomimo iż mamy jedynie 15ml produktu uwierzcie mi że starcza na bardzo długo. Potrzebujesz tak naprawdę tylko tego produktu ażeby tworzyć unikalne podkłady.

5. Ilia Beauty Funnel of Love nie jestem fanką szminek. Dla mnie nakładanie czegoś czego za chwilę i tak nie będzie widać nie ma zwyczajnie sensu(nie chce nawet próbować pomadek matowych, zastygających). Ale czasami jednak decyduje się ażeby wydobyć kolor moich ust za pomocą szminki. W swojej kolekcji posiadam cztery ale ta jest moim wielkim ulubieńcem. To kultowy kolor marki Ilia Beauty, to delikatny kolor "nude" z delikatnym odcieniem brzoskwini(w tych kolorach najlepiej się czuje). Inspiracją do stworzenia tego koloru była Brigitte Bardot- bardzo zmysłowy i ponadczasowy. Szminki marki Ilia są pełne dobroczynnych składników które nie wysuszają naszych ust a wręcz przeciwnie z każdą aplikacją odżywia nasze usta oraz sprawiają że są po prostu piękniejsze.

6. Lavera żel do stylizacji brwi-transparentny nie jestem fanką dorysowywania brwi, utrwalania ich czymkolwiek czy wręcz rysowania ich. Może to dlatego że moim zdaniem, jak i innych posiadam naprawdę z natury ładne brwi, bez ubytków w ciemnym, czarnym kolorze o ładnym kształcie. Nie wiem więc jak to jest być posiadaczką niesfornych brwi...ale lubie jednak rano wstając delikatnie ujarzmić moje brwi i w tamtym roku sięgałam najchętnie po własnie ten żel. Oczywiście naturalny który oprócz utrwalenia i nabłyszczenia brwi pielęgnuje je z każdą aplikacją. Żel był bardzo wydajany i użytkowałam go przez 8 miesięcy. 

7. RMS Beauty Un Cover-Up został stworzony głównie z myślą o tym aby uwidocznić i podkreślić naturalny i zdrowy wygląd skóry...oczywiście to idealny produkt dla mnie. Używam go głównie jako korektora pod oczy jak punktowo na przebarwienia i niedoskonałości ale sprawdza się również jako podkład. Nie ukrywam że skóra musi być wypielęgnowana ażeby owy produkt wyglądał dobrze na naszej skórze(lubi uwidaczniać suche skórki). Nie wchodzi jednak w zmarszczki, nieprzypudrowany na mojej suchej skórze trzyma się cały dzień, jednakże daje lekko "tłusty" efekt na skórze, błyszczący co nie każdemu odpowiada. Produkt jest lekki i nawilżający, ta cudowność zmniejsza widoczność porów oraz naprawdę odmładza naszą skórę. Posiada naturalne pigmenty które dają naprawdę duże krycie przy czym nie czuć produktu na skórze. Rozprowadza się na skórze jak marzenie(ówcześnie trzeba delikatnie go rozgrzać w palcach gdyż jest oparty na oleju kokosowym). Wiem że jest ulubieńcem wielu kobiet na całym świecie, idealnie sprawdza się na cerach po chemioterapii,atopowych, trądzikowych, suchych, delikatnych, naczyniowych.  Jest moim malutkim cudem i jego używanie każdego dnia sprawia mi wielką przyjemność.
Jest również niezwykle wydajny.

8. RMS Beauty Living Luminizer to produkt który używam każdego dnia i nie wyobrażam już sobie bez niego makijażu. Ten rozświetlacz pozwala mi uzyskać efekt połyskującej i zmysłowej cery...to produkt w kremie który daje nam efekt delikatnej tafli, nie nachalnej a wręcz naturalnej jakbyśmy tak z natury się delikatnie, zdrowo "świeciły".Produkt nie jest tłusty, nie klei się a co najważniejsze nie posiada w sobie drobinek. Zero drobinek. Uwielbiam nakładać go na łuk kupidyna, na obszarze pod brwiami oraz w kąciku oka. Odcień sam w sobie jest niezwykle uniwersalny, przejrzysty, połyskujący i rozświetlający który daje transparentne, perłowo-satynowe wykończenie. Rozświetlacz nałożony na dane partie twarzy wygląda mokro, tak gdybyśmy skropiły się niewielką ilością wody w danych miejscach...wygląda przepięknie szczególnie na lekko opalonej cerze. To jest chyba główny ulubieniec poprzedniego roku. To moje wielkie odkrycie <3


Już zabieram się za ulubieńców roku 2016 jeśli chodzi o pielęgnacje, toteż spodziewajcie się nowego posta na dniach. 
Bardzo chętnie dowiem się bez jakich Wy kosmetyków kolorowych nie mogliście się obejść w poprzednim roku :)