poniedziałek, 11 września 2017

ULUBIEŃCY SIERPNIA.


  I polecie...nie to nie błąd z mojej strony mamy polecie- czyli uzupełniająca pora roku na styku lata i jesieni. Choć czy w tym roku było to lato? Ja będę narzekała bo nad morzem lata nie było, ciągle padało, temperatury sięgały co najwyżej 25 stopni(były dwa dni gdzie temperatura przewyższyła 27 kresek)choć z reguły było ok. 20. Deszcz, wiatr i deszcz, wiatr.



Mieszkam jakieś 20 km od morza i powiem Wam, że na plaży byłam raz i to w godzinach wręcz nocnych. Jest mi niezwykle przykro, że lato już do nas nie zawita bo pomimo, iż fanką wysokich temperatur nie jestem, to brakowało mi tego podczas tych "wakacji".

Ale tu nie o pogodzie przecież ja piszę z reguły w ulubieńcach a o miłych rzeczach czyli z reguły o produktach które lubię, których stosowanie przynosi mi przyjemność i radość.

Z góry muszę zaznaczyć, że będą tutaj aż trzy produkty przeznaczone do "dodawania nam koloru" czyli kosmetyki samoopalające. Wszystkie trzy są genialne i musicie, musicie ich wypróbować. Pojawi się również jeden kosmetyk kolorowy(istne cudeńko, najlepszy korektor jaki dane mi było używać) oraz mgiełka którą wykańczam makijaż mineralny(ja stosuje w ten sposób owy produkt, bo ma wiele zastosowań).




 Zacznę jednak od kolorówki bo ten kosmetyk jest wart zaszczytnego, pierwszego miejsca w tych ulubieńcach. Mowa oczywiście o korektorze duet perfecting concealer marki Hynt Beauty.
Nie poznałam jeszcze, naturalnego korektora który tak świetnie by krył przy tak delikatnej formule, bo jest bardzo delikatny. No i jeszcze co najważniejsze nie ma w składzie oleju kokosowego. HURA!! Mogę śmiało powiedzieć, że krycie tego korektora jest pełne i z tego co słyszałam jest porównywalny do korektora od Kevyn'a Aucoin o nazwie the sensual skin enhancer(nigdy go nie miałam, ale wiem, że również ma świetne krycie). Tyle słów przychodzi mi na myśl tego korektora, że nie mogę ich uzbierać w sensowne zdania. Jest zarówno dobry jako korektor punktowy jaki i pod oczy, jego formuła nie zastyga na kamień, nie ciastkuje się(bardzo lubię go w duecie z mineralnym podkładem). Utrzymuje się cały dzień jedyny jego minus dla osób które nie lubią brudzić sobie rąk to niestety ale najlepiej wygląda aplikowany po prostu palcem, gdyż wtedy stapia się ze skórą i wygląda jak lepsza jej wersja. Jego konsystencja jest kremowa, w żaden sposób nie zbita, bardzo łatwo go wydostać z opakowania.  Korektor ma pojemności 6g (zamknięty w malutkim słoizku) i jego bardzo napigmentowana formuła pozwala na użycie niewielkiej ilości produktu, to są wręcz niewidzialne kropeczki na pokrycie okolic pod oczami oraz przebarwień czy wyprysków. Dodatkowo tego kosmetyku możemy używać zarówno jako korektor ale i podkład czy z dodatkiem odrobiny ulubionego kremu jako lekki krem koloryzujący a nawet w ciemniejszym odcieniu jako produkt do konturowania. Jego konsystencja jest zupełnie inna aniżeli korektora od RMS Beauty, ani trochę nie jest tłusta, zastyga na twarzy i w moim odczuciu jest lekko pudrowa po zastygnięciu. Produkt jest genialny, starczy mi na wieki tak więc poszukiwanie idealnego korektora z pięknym składem uważam za zakończone.

Skład:Caprylic/Capric Triglyceride, Tri-Isostearlyl Citrate, Acacia Decurrens/Jojoba/Sunflower seed wax, Hydrogenated Jojoba Oil, Ricinus Communis (Castor) seed oil, , Stearalkonium Hectorite, Propylene Carbonate, Tocopherol, Tocopheryl Acetate (Vitamin E-natural preservative), Oleic Acid, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf extract, Persea Gratissima (Avocado) oil, Boron Nitride, Theobroma Grandiflorum (Cupuacu) Seed butter.

Cena to ok. 86 złotych za 6 g produktu(kupiłam go w kanadyjskim sklepie on-line)



 Kolejnym produktem jest mgiełka marki Caudalie Beauty Elixir nad którego zakupem zastanawiałam się już rok czasu. Głownie kupiłam go aby wykańczać swój makijaż mineralny(wtedy podkład szybciej stapia się ze skórą i wygląda bardziej naturalnie), zawsze robiłam to wodą różaną ale powiedziałam a raz kozi śmierć. Poza tym tyle osób poleca ten eliksir, że musiałam go w końcu kupić. I się nie zawiodłam, bo w mojej opinie nie ma lepszego produktu wykańczającego makijaż. Nie stosuje go jako mgiełka nawilżająca czy jako tonik po umyciu twarzy, bo do tego wole jednak zaufaną wodę różaną a poza tym szkoda mi tego produktu :)

Owa woda jest zainspirowana eliksirem młodości nie Izabeli Węgierskiej a Elżbiety która żyła w latach 1305-1381 i  była królową Węgier i to jest produkt który odejmuje nam lat. Eliksir wygładza nasze rysy twarzy, nie wiem jak to robi ale zwęża pory, sprawia, że skóra wygląda na nieskazitelną, nawilżoną(produkt również to robi) i dodaje nam blasku który ja tak uwielbiam. Rano wyglądam na wypoczętą, odświeżoną i po prostu piękniejszą nawet jeśli się nie wyspałam. Nie wiem czy to jej zasługa ale ostatnio otrzymuje więcej komplementów :D I bardzo lubię jej zapach, bardzo mentolowo-ziołowy jeśli jesteście wrażliwcami czy też nie lubicie "naturalnych" zapachów darujcie sobie,choć intensywny zapach po chwili znika. Wiem, że niektórych owy produkt zapycha(czytałam opinie innych osób) ja jednak tego nie zauważyłam a mam w tym aspekcie bardzo wrażliwą skórę. Eliksiru używam każdego dnia, o poranku po wykonaniu makijażu i skórę mam gładziutką niczym pupcia niemowlaka, nie ma żadnych nawet podskórnych grudek. Atomizer w tym produkcie jest również strzałem w dziesiątkę gdyż aplikuje delikatną mgiełkę(potrzebuje trzech psiknięć na pokrycie całej twarzy), która nie pryszcze mnie w oczy, albo nie rozchlapuje się na boki.

Skład: Water, Alcohol*, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Water*, Parfum (Fragrance)*, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil*, Potassium Alum, Glycerin*, Mentha Piperita (Peppermint) Oil*, Styrax Tonkinensis Resin Extract*, Commiphora Myrrha Resin Extract*, Melissa Officinalis (Balm Mint) Leaf Oil*, Rosa Damascena Flower Oil*, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract*, Tocopherol*, Citral*, Limonene*, Linalool*, Citronellol*, Geraniol*, Farnesol*, Benzyl Benzoate*, Eugenol*. *Plant Origin.

Cena: ok. 124 złote za 100 ml produktu




Teraz pora na kosmetyki lata, czyli samoopalacze.

Po pierwsze kosmetyk marki Eco by Sonya Face Tan Water który jest nie tylko kosmetykiem który ma za zadanie zabarwić naszą skórę ale i również świetnym kosmetykiem pielęgnującym. Wacikiem aplikuje niewielką ilość produktu na twarz, szyję, ramiona oraz dekolt i po 4-8 godzin zmywam owy produkt i na drugi dzień cieszę się piękną, naturalną opalenizną która wchodzi w złote tony, nie ma tutaj ani trochę pomarańczy. W składzie na pierwszym miejscu mamy sok z aloesu co czuć pod palcami gdyż produkt jest w konsystencji mętny, trochę jak esencja. Jego właściwości jako tonik są cudowne i z przyjemnością właśnie w ten sposób go używam. Rozjaśnia skórę, pomaga mi w walce z przebarwieniami, wygładza strukturę skóry oraz pomaga w walce z niespodziankami na twarzy. Gdyby marka stworzyła czysty tonik na bazie tej wody samoopalającej to kupowałabym...Tonik jest niezwykle wydajny i sadzę, że za rok na wakacje zakupie go ponownie. 

Skład: Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice* Glycerin*, Dihydroxyacetone**, Lecithin*, Fusel Wheat Bran/Straw Glycosides**, Polyglyceryl-5 Oleate**, Sodium Cocoyl Glutamate**, Glyceryl, Caprylate**, Coco Caprylate**, Sodium Hyaluronate**, Dehydroxanthan Gum**

Cena to ok 142 złotych za 100ml produktu.



Mokosh to polska marka(która swą nazwę zawdzięcza tak nawiasem mówiąc od słowiańskiej bogini płodności) która jakoś nigdy mnie nie ciekawiła jakoś o wiele bardziej wole Ministerstwo Dobrego Mydła-wiem to okrutne ale ja zawsze jestem szczera. Na ten balsam wpadałam zupełnie przypadkiem podczas zakupu pasty do zębów w jednym ze sklepów internetowych. Wrzuciłam do koszyka i gdy owy balsam do mnie dotarł, zakochałam się. To idealny balsam który pielęgnuje skórę oraz w nienachalny sposób "barwi naszą skórę". Przepięknie pachnie, w moim odczuciu bardzo jesiennie-dokładnie jest to pomarańcza z cynamonem. Sam balsam jest w kolorze lekko żółty, niestety źle zmyty z paznokci barwi je, jak i również skórki naokoło ich. Musi być również równo zaaplikowany, bo już po pierwszej aplikacji  widać różnicę w kolorycie skóry. Balsam również sam w sobie bardzo dobrze nawilża skórę, staje się ona wygładzona i nawet gdy zaaplikuje balsam po depilacji nóg, nie czuje podrażnienia a wręcz przeciwnie ukojenie. Skóra po aplikacji owego balsamu wygląda dokładnie tak samo jak po zażyciu kąpieli słonecznej.
To naprawdę świetny produkt. Wiem, że będzie ze mną przez cały rok, bo mam zamiar kupić i kolejne opakowanie gdy wykończę te. 


Skład:  Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Decyl Cocoate, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Cetearyl Alcohol, Dihydroxyacetone, Sorbitol, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Rhus Verniciflua Peel Cera, Trehalose, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Adansonia Digitata (Baobab) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Benzyl Alcohol, Vitex Agnus Castus (Chasteberry) Extract, Acetyl Tyrosine, Stearic Acid, Daucus Carota Sativa (Carrot Tissue) Oil, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Extract, Xanthan Gum, Tocopherol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Dehydroacetic Acid, Parfum, Benzyl Alcohol, Cinnamal, Citral, Citronellol, Eugenol, Geraniol, Limonene, Linalol 

Cena: 79 złotych za 180ml

Ostatnim już produktem jest coś czego za często nie używałam ale już po pierwszej aplikacji pokochałam ten produkt. Mowa tutaj o Body Blur od Vita Liberata, po niemiłej historii z produktem marki Prtty Peaushun powiedziałam sobie, że koniec z takimi produktami.


Mam kompleks nóg, to chyba mój jedyny kompleks i nie chodzi tutaj o to, że są krzywe, brzydkie i tak dalej ale o to, że po depilacji moje nogi są niezwykle podrażnione i posiadają takie malutkie krostki które wizualnie mi przeszkadzają. Wiem już, że jest to spowodowane depilacją(dziś w końcu idę na depilację laserową) ale przez to właśnie, nie za często chodzę w spodenkach oraz spódnicach. Ten produkt właśnie wtedy przyszedł mi z pomocą, bo działa niczym podkład do ciała. Świetnie kryje, dobrze roztarty daje naturalny efekt(nie polecam tego odcienia osobą z bardzo jasną karnacją)lekkiego rozświetlenia oraz efekt naturalnie opalonej skóry. Produkt tuszuje wszystko od żyłek po siniaki aż do blizn. Produkt trzeba nakładać na nawilżoną wcześniej skórę, produkt mimo iż przetrwał wysokie temperatury nie dał sobie rady z deszczem i spłyną. Zastyga na ciele, jednakże najbezpieczniej jest ubrać ubrania dopiero po jakiś 10 minutach po aplikacji. Polecam gorąco Wam owy produkt szczególnie jeśli Wasze nogi nie są tak idealne jak moje, na resztę ciała go nie aplikuje bo jakoś mi go szkoda.


Skład: Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Water, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Phenyl Trimethicone, Isohexadecane, Panthenol, Disodium EDTA, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter (Beurre), Tocopheryl Acetate, Phenoxyet.

Cena: 179 złotych za 100 ml

Oto już wszyscy moi ulubieńcy poprzedniego miesiąca. Znacie któryś z przedstawionych przeze mnie kosmetyków? Jacy byli Wasi ulubieńcy?