środa, 29 czerwca 2016

Dlaczego warto pić wodę kokosową.



Uwielbiam kokos. Jego moc oraz siłę. Uwielbiam fakt jak wiele dobra płynie z tego owocu. Nie tylko kokos zjadam-w postaci chipsów kokosowych, wiórków nie tylko wykorzystuje olej kokosowy do smażenia, mleczka chociażby do słodkich przysmaków ale również uwielbiam jego działanie na skórę, włosy, paznokcie oraz moje zdrowie. No i powiedzcie kto z Was nie uwielbia jego zapachu? Tak czysty i delikatny.

Ale najbardziej z kokosa uwielbiam jego wodę.



Woda z kokosa jest niezwykle wartościowym składnikiem. Ten napój podbił serca gwiazd takich jak Miranda Kerr-pewnego rodzaju moja wyrocznia, Matthew McConaughey, Rihanna a nawet i Madonna.
Wodę pozyskuje się z młodych kokosów ściętych z palmy, dzięki czemu płyn który jest w nim jest pełen składników mineralnych pobranych z korzeni drzewa.


Woda kokosowa składa się z szeregu witamin z grupy B, witaminy C, enzymów, aminokwasów egzogennych oraz naturalnych cukrów. Ta cenna mieszanka sprawia, że już kilka łyków owej wody dostarcza organizmowi niezbędnych składników odżywczych. Z tego właśnie powodu sportowcy zalecają ją pić od razu po treningu, bowiem regeneruje ciało lepiej, niż niejeden izotonik, czy koktajl białkowy. Napój z wnętrza kokosa wspiera budowę masy mięśniowej, wzmacnia układ krwionośny i nerwowy, przyśpiesza gojenie ran oraz wspomaga detoks organizmu. Uważam że nadanie mu miana eliksiru młodości jest dobre-bowiem regularne jego picie poprawia stan naszej skóry. Dogłębnie nawilża, ujednolica koloryt i nadaje cerze blasku. Wodę kokosową dodatkowo możesz stosować jako regeneracyjny tonik.

Najlepszą wodą będzie ta z wnętrza ociosanego, młodego kokosa. Jeśli jednak nie masz dostępu do takiego kokosa możesz zawsze postawić na wody których szeroki wybór znajdziesz w sklepach-czytaj jedynak etykiety i kieruj się krajem pochodzenia swojej wody(najlepiej by pochodziła z Tajlandii) oraz zawartością procentową naturalnego płynu.

Dlaczego mówię Wam akurat teraz o tym? Ponieważ woda kokosowa świetnie gasi pragnienie, jeszcze lepiej aniżeli zwykła woda i dodaje orzeźwienia.


wtorek, 28 czerwca 2016

Sekrety gładkiej skóry polskich top modelek.



Która z nas nie marzy o gładkiej skórze twarzy. Takiej bez wyprysków, zaskórników pełnej elastyczności, nawilżenia i ujędrnienia. Jednym słowem idealnej.
Zawsze za nasze ideały "wytykamy" modelki. Tylko one niczym się nie różnią od nas, "zwyczajnych" ludzi. Często nad jedną modelką stoi sztab ludzi-wizażyści, fryzjerzy, dietetycy, trenerzy itp.
Ale bardzo często również modelki stawiają na naturalność, na zdrową dietę, minimalizm kosmetyczny i na organiczne kosmetyki. 
Jak jest z naszymi rodzimymi top modelkami?

Polskie modelki na świecie znane są z gładkiej skóry oraz rumianych policzków. Dzięki czemu modelki osiągają taki efekt?



Marcelina Sowa uwielbia miód. Uważa że jest idealnym kosmetykiem do pielęgnacji skóry. I ja się z nią zgadzam w 100% Poleca nasz rodzimy miód który jest naprawdę świetnej jakości. Nakłada go nie tylko i wyłącznie na twarz ale i usta-mieszając wcześniej z sokiem z cytryny i cukrem. Na twarz aplikuje miód wraz z odrobiną oliwy z oliwek. To połączenie stanowi cudowną maseczkę. Na niedoskonałości nasza modelka używa maści cynkowej-ja również bardzo ją polecam, kosztuje grosze a nałożona na wyprysk wieczorem działa cuda...następnego dnia jest po pryszczu. Modelka również płucze swe włosy w rumianku dzięki poleceniom swej babci-dodaje w ten sposób swym blond kosmykom blasku. Do swojej wrażliwej skóry stosuje hipoalergicznego mydła marki Biały Jeleń.


Karo Michałowska zawsze korzysta ze specyfików które wytwarza sama gdyż stara się unikać chemicznych składników. Do jej ulubionych należy peeling przepisu jej mamy. To połączenie łyżeczki sody oczyszczonej z kilkoma kropelkami czystej wody. Później wystarczy nałożyć ową miksturę na kilka minut na twarz po zmyciu skóra jest rozjaśniona oraz oczyszczona. 


Marta Dyks stawia przede wszystkim na nawodnienie. I ja także zgadzam się z tym że to jest najlepsza "terapia" dla skóry suchej-a tak naprawdę odwodnionej. Żaden krem, nawet ten "ekskluzywny" nie pomoże jeśli twój organizm będzie odwodniony od środka. Sama niegdyś zmagałam się z suchymi"plackami" na twarzy ale i na ciele gdy wypijam ok 2l wody dziennie moja skóra jest nawodniona, uelastyczniona oraz gładka i miękka. Jednak prawdziwym sekretem modelki jest jednak olej z pestek dyni. Dodaje dwie łyżki codziennie do potraw, aby jej włosy oraz skóra były bardziej lśniące. Możesz również wmasować go w skórę, co doda jej elastyczności.


Julitę Formelę mama nauczyła zanurzać paznokcie w rozgrzanej oliwie z oliwek. Dzięki temu pomagamy w ich odbudowie, szczególnie zalecany jest owy rytuał wykonywać na paznokciach które zniszczone są przez lakiery do paznokci. Modelka bardzo lubi produkty polskich marek, na co dzień stosuje peeling marki Pat&Rub.


Asia Piwka używa głównie kosmetyków na bazie ziół marki DLA. Gdy natomiast modelka przesadzi z spędzaniem czasu na słońcu nakłada na swe ciało mieszankę jogurtu z miodem aby ukoić i zadbać o skórę.


Zauważyłyście że nasze modelki dbają o swą urodę głównie kosmetykami naturalnymi bądź robionymi samodzielnie. I nie tłumaczcie tego tym że mają dużo wolnego czasu, bo tak wcale nie jest. Stworzenie własnego peelingu czy balsamu to naprawdę chwila pracy.


poniedziałek, 27 czerwca 2016

Oil pulling-ssanie oleju czy naprawdę jest tak dobre?



Jakoże jestem wielką maniaczką "zdrowego trybu życia"-a każdym aspekcie nie tylko jeśli chodzi o ćwiczenia i dietę- uwielbiam próbować nowe to sposoby ażeby "uzdrowić" swe ciało ale i duszę. Wiem, brzmi to jakby pisała to osoba która ma delikatnie mówiąc "coś z głową" ale tak właśnie jest. Czasami mam dni gdzie najchętniej uciekłabym w dzicz i biegała tam nago i jadła jedynie to co akurat znajdę. Marzy mi się czasami taki survival...ale wracając do głównego tematu.




Oil pulling to praktyka która sięga kilka wieków wstecz i wywodzi się z zasad prastarej medycyny hinduskiej. Płukanie jamy ustnej wysokiej jakości olejami, działa cuda uwierzcie mi nie tylko dla zębów i dziąseł ale także dla całego ciała, które dzięki oil pulling polega detoksykacji. W Indiach najczęściej stosuje się do tego oleju sezamowego ale ja bardzo lubię używać do tego oleju kokosowego gdyż ma najbardziej znośny smak.

Na czym w ogóle polega oil pulling?






Każdego dnia rano, przed szczotkowaniem należy wypić łyżeczkę oleju, ale nie masz jej połykać należy przez ok. 20 minut płukać nią jamę ustną a następnie wypluć.Ważne by olej dostał się również do przestrzeni między zębowych(cedzenie). Brzmi ohydnie, wiem być może nawet odrobinę odrażająco.
Pamiętaj by do ssania używać jedynie oleju organicznego, czyli nierafinowanego, tłoczonego na zimno, bez dodatków. Do wypłukania jednorazowo jamy wystarczy jedynie łyżeczka oleju.
Zwolennicy tej metody w olejowych płukankach widzą łagodny i zdrowy sposób na usuwanie czynników chorobotwórczych. Wirusy, bakterie oraz grzyby są absorbowane przez olej a następnie wraz z nim po prostu wypluwane. Olej łączy również się z śliną, przy czym aktywuje enzymy odpowiedzialne za pochłanianie toksyn z krwi. Dlatego tak ważne jest na koniec przepłukać ciepła wodą nawet dwukrotnie i umycie zębów.
Metoda ta działa dopiero wtedy jeśli rytuał ssania oleju jest wykonywany codziennie. Pamiętaj aby metodę oil pulling wykonywać zawsze na czczo.

Do tej pory nie potwierdzono skuteczności płukania ust olejem co do usuwania próchnicy wraz z nim, nie potwierdzono również skutku w postaci usunięcia toksyn z organizmu. Z drugiej strony zwolennicy są zdania że dzięki tej metodzie nie doskwiera im ból zębów, nie krwawią im dziąsła, nie mają już problemu z nieświeżym oddechem. Oil pulling wspomaga również układ odpornościowy. No i wybiela cudnie zęby co widać już po pierwszym razie.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Niezastąpione awokado.



Zapewne słyszałaś że awokado jest tłuste i kaloryczne dlatego boisz się po nie sięgnąć.
Wszystko jest prawdą, średniej wielkości owoc ma ok. 300 kalorii. Nie jest to jednak powód dla którego masz rezygnować z tego cudownego owocu. Awokado może i jest tłuste ale pomoże Ci zredukować masę ciała.




Awokado zawiera prawie wszystkie rodzaje witamin: A,C, E, K oraz witaminy z grupy B6.Jest to więc pełna dawka wartości odżywczych. Oprócz tego, w jednym kawałku tego owocu jest aż 975 g potasu oraz ryboflawina, niacyna, kwas foliowy i pantotenowy.
Zawarte w nim fitosterole pomagają zmniejszyć stany zapalne (związane z bólem stawów, układem pokarmowym, a także odpornością na insulinę). Podsumowując - ten rodzaj tluszczów może pomóc w regulacji poziomu glukozy we krwi, co z kolei wiąże się z utratą masy ciała i zwiększeniem poziomu energii.

Kwas foliowy, którego w awokado jest bardzo dużo, chroni przed chorobami serca. Jest to ważna wartość odżywcza szczególnie dla kobiet, które są w ciąży. Witamina E również odpowiada za zdrowie naszego serca, ale również pomaga spalać nadmiar tłuszczu. Mimo, że awokado jest dość miękkie, zawiera dużo błonnika, który poprawia naszą przemianę materii, reguluje poziom złego cholesterolu oraz sprawia, że na dłużej czujemy się najedzeni. Dodawaj połowę owocu do sałatek - będziesz zdrowsza, piekniejsza (bo tłuszcze zawarte w awokado doskonale wpływają na stan skóry i włosów) pełna energii, a walka z dodatkowymi centymetrami w talii będzie skuteczniejsza. Ekstra dodatkiem będą także nasiona chia lub siemię lniane.

*Awokado powinno się przechowywać w temperaturze pokojowej do czasu aż nie dojrzeje. Później należy je schować do lodówki. Dodatkowo powinno się znajdować w szczelnie zamkniętym pojemniku, żeby nie dochodziło do żadnych nieporządnych reakcji z tlenem.

czwartek, 2 czerwca 2016

Ulubiency maja.


I oto maj za nami....nie będę ponownie rozwodzić się nad tym jak ten czas szybko leci bo zapewne sami doskonale o tym wiecie. To że jest coraz cieplej zauważyłam nie tylko dzięki pogodzie jaka panuje za moim oknem ale również dzięki temu po jakie kolory jeśli chodzi o ubiór sięgam. Swoje ukochane czarne spodnie, skórzane ramoneski i ciężkie botki zamieniłam na  jasne jeansy, wyszywane żakiety i haftowane bluzki....a uwierzcie że bardzo ciężko jest mi zrezygnować szczególnie z tych trzech części garderoby.




Maj obfitował u mnie w zakupy...tak naprawdę kurier pukał do mych drzwi co dnia. Pracuje 10 godzin dziennie dodatkowo również w soboty toteż brak mi czasu na zakupy stacjonarne..nawet pastę do zębów kupuje przez internet oraz zakupy spożywcze. Musiałam zakupić parę części garderoby, parę rzeczy jeszcze muszę dokupić ażeby zamknąć swa kapsułowa garderobę na trzy miesiące, ale bardzo ciesze się  z na tą chwilę skompletowanych rzeczy. Jednak więcej zakupiłam w tym miesiącu kosmetyków. Nowy podkład, trzy cienie do powiek, pomadkę do ust, nowy zapach....to naprawdę jedynie część tego co zakupiłam jednak każdy mój zakup jest usprawiedliwiony i kryje się za nim po prostu zużycie poprzednika.

Tak więc może zacznę od podkładu. W swojej kolekcji posiadam cztery a tak naprawdę trzy podkłady w swej kolekcji. Podkład mineralny firmy Bare Minerals, kropelki od Cover Fx-które używam w połączeniu z następnym produktem, jedynie gdy mam "wielkie wyjście", a tym następnym produktem jest Complexion Rescue marki Bare Minerals który był moim ulubieńcem  tamtego roku i wciąż to podtrzymuje, jest cudowny, najlepszy produkt do twarzy jaki miałam(mam w planach napisanie recenzji na jego temat).

Jednak chciałam wypróbować czegoś nowego, czegoś jeszcze bardziej naturalnego, dobrego dla mojej skóry i tak oto padło na podkład kanadyjskiej firmy Sappho Organics który o dziwo jest w formie płynnej- a uwierzcie że to rzadkie jeśli chodzi o podkłady naturalne. Wcześniej testowałam podkład firmy Kjaer Weis który u mnie się nie sprawdził gdyż zawierał w sobie olej kokosowy który nie służy mojej skórze i zwyczajnie ją zapycha, szukałam więc czegoś bez tego składnika. Podkład przepięknie pachnie, być może nie daje wielkiego krycia-ale dowiedziałam się że gdy pozostawi się go na dłoni ok 10 minut gęstnieje i naprawdę dobrze kryje-ale pięknie wygładza powierzchnie skóry, wyrównuje koloryt, daje uczucie nawilżenia na skórze i utrzymuje się naprawdę długo na twarzy. Niestety podkład nie jest dostępny w Polsce i sprowadzałam go z Kanady ze strony Nucyia. Podkład również nie należy do najtańszych gdyż w przeliczeniu kosztuje ok. 200 złoty.

Kolejnym ulubieńcem będzie pęseta. Wiem pomyślicie sobie co może być nadzwyczajnego w pęsecie ale może być wiele. Tak reguluje sama swoje brwi, nie robię tego nazbyt często, w ogóle nie lubię dotykać swych brwi gdyż uważam że tego zwyczajnie w świecie nie potrzebują. Z natury są ładnie wyprofilowane, mają ciemny kolor, są geste...ale czasami wypada powyrywać włoski pod brwiami oraz pomiędzy brwiami. W moim domu jest tak że pęseta jest a gdy jej potrzebuje to nie ma, bo moja siostra zawsze mi ja zabierze...ta pęseta jednak jest dla mnie bardzo ważna i nikt nie może jej dotykać :D Mowa tutaj o pęsecie firmy Tweezerman, która była tak wielce zachwalana a ja zawsze machałam ręką bo to tylko pęseta co ona tam może. Całkiem przypadkiem trafiła do mojego koszyka gdy robiłam zakupy w Sephorze, w Polsce dostępna jest jedynie wersja mini ale mi osobiście to nie przeszkadza. I co jest w jej tak niesamowitego? Jest idealnie wyprofilowana, idealnie ostra-aczkolwiek nie robi krzywdy, no i wyrywa nawet najmniejsze niewidoczne wręcz włoski. Wiem pomyślicie sobie 55 złotych za pesetę w kiosku kosztuje ona ok. 8 złoty...ale te za 8 potrafię wymieniać dwa do trzech razy w roku a ta coś czuje posłuży mi na lata.


Kolejnym ulubieńcem będzie również pewnego rodzaju gadżet. Coś bez czego teraz nie wyobrażam sobie poranka ale i wieczornej pielęgnacji ciała-a takowa jest u mnie naprawdę skąpa. Mowa tutaj o suchej szczotce firmy Fridge. Jest idealna w każdym calu. Poręczna, idealnej większości i to włosie które świetnie wygładza powierzchnie skóry wykonując suchy peeling ciała. Moja skóra należy raczej do tych napiętych ale tak napięta jak na tą chwilę to nie była. Zrezygnowałam z peelingów podczas kąpieli gdyż ta szczotka robi to świetnie. Mam jędrne, gładkie i napięte ciało...wykonuje taki masaż dwa razy w ciągu dnia...rano ten rytuał wybudza mnie zaś wieczorem koi. Takie szczotkowanie, drapanie wręcz ciała jest w moim odczuciu niezwykle przyjemne. Koszt to 69 złotych ale szczotka jest naprawdę solidnie i porządnie wykonana.


Ostatnim już ulubieńcem maja jest coś co korciło mnie od pewnego już czasu ale jakoś szkoda mi było wydać prawie 200 złotych na pomadkę. Nie jestem fanką szminek, błyszczyków, konturówek czy pomadek...w mojej kolekcji mógł by być jedynie balsam do ust oraz czerwona szminka-na większe wyjścia. O wiele bardziej preferuje cienie do powiek i to oko lubię "zaznaczać" w dziennym jak i wieczornym makijażu. Ale wracając do ulubieńca mowa tutaj o pomadce firmy Kjaer Weis w odcieniu Dream State która w moim mniemaniu jest moim idealnym odcieniem nude. Idealnie zlewa się z kolorem moich ust, wyrównując ich koloryt. Świetnie sprawdza się przy mocniejszym makijażu oczu, ale również gdy sięgam tylko po podkład tego dnia. Produkt jest w innej formie aniżeli zazwyczaj widzimy gdyż jest zamknięty w pięknym,ciężkim opakowaniu który jest znakiem rozpoznawczym firmy. Pordukt naprawdę wart zainteresowania. Moj idealny nudziak.



A jakie Wy produkty pokochaliście w ubiegłym miesiącu?