piątek, 28 grudnia 2018

ZOOM NA MARKĘ* JOSH ROSEBROOK.


 Przetestowałam naprawdę na przestrzeni paru lat mnóstwo kosmetyków jak i sporo marek. Wiecie, że mam słabość do marek trudno dostępnych w naszym kraju i droższych ale nie raz się przekonałam, że w kwestii kosmetyków naturalnych jakość idzie w parze z ceną. Uwierzcie mi nie mogę sobie pozwolić na wyrzucanie kosmetyków bo okażą się bublami, toteż z reguły stawiam na sprawdzone marki i produkty. Nie sięgam za kosmetyki tanie-choć to dla każdego pojęcie względne. Gdybym nie miała możliwości kupowania tego co kupuje zapewne stosowałabym surowce kosmetyczne-oleje, masła, żel aloesowy, do mycia twarzy mydła...nie zaopatrywałabym się w Vianki i pochodne tych firm czy Nacomi bo dla mnie tam więcej wypełniaczy aniżeli składników które naprawdę pomogą naszej skórze. Wolałabym odłożyć i kupić jeden kosmetyk aniżeli zasypywać się multem niepotrzebnych kosmetyków bo ażeby nasza skóra dobrze funkcjonowała są potrzebne jedynie trzy kroki-oczyszczanie, złuszczanie i nawilżanie. I mimo iż nawet aktualnie otaczam się małą armią kosmetyków to manewruje między nimi a tak naprawdę podczas porannej pielęgnacji stosuje dwa produkty do pielęgnacji twarzy+balsam do ust a podczas wieczornej wraz z demakijażem aż 5 produktów+balsam do ust...co dwa dni złuszczanie i maseczka. A więc tak naprawdę nie ma tego dużo ale ja lubię mieć więcej produktów bo każdego dnia moja skóra boryka się z innym problemem i jeden krem nie zawsze wszystko załatwi więc przynajmniej dwa olejki/kremy/serum są nam potrzebne.



I jak myślałam, że po May Lindstrom żadna marka już mnie tak pozytywnie nie zaskoczy no to pomyliłam się bo znalazłam nową miłość. Josh Rosebrook..niestety kolejna droga marka ale jakże cudowna.

Tak dziś kolejny ZOOM NA MARKĘ...czyli post który wymaga ode mnie najwięcej czasu ale też najbardziej mnie cieszy.

Moja przygoda z marką rozpoczęła się rok temu kiedy zakupiłam Hydrating Accelerator który jest genialnym kosmetykiem i zapewne niegdyś do niego powrócę. Potem w lecie zakupiłam Nutrient Day Cream tinted i to była kolejna miłość-wrócę na 100% do niego latem. A teraz gdy jestem podczas testowania trzech kosmetyków całkowicie przepadłam i chce więcej i więcej.


Ale od początku założycielem marki jest Josh Rosebrook-a to zaskakujące. Może to Was zaskoczyć ale przygoda Josh'a nie zaczeła się od skóry a włosów. Gdy skończył 10 lat zaczął już podcinać włosy swoich młodocianych sąsiadów, wyszło to u niego dosyć naturalnie i nie mógł pojąć jak ludzie mogą nie dbać o swoje włosy. Zainteresowanie skórą w Josh'u narodziło się kilka lat później zanim jeszcze był nastolatkiem czytał składy, zadawał wiele pytań i porównywał wyniki. Tworzył swoje własne mieszanki naturalnej pielęgnacji skóry, diet, rośli i ziół. Josh Rosebrook nie jest naukowcem czy chemikiem, laborantem a fryzjerem. I cała przygoda z kosmetykami naturalnymi zaczęła się od tego, że szukał naturalnych kosmetyków do pielęgnacji włosów gdy pracował w wysokiej klasy salonach fryzjerskich i nigdzie nie mógł ich znaleźć.


Kierując się pragnieniem tego co chciał a także doświadczeniami, badaniami z wcześniejszych lat, przebudził się i zrozumiał jaka jest skuteczność czystych składników roślinnych oraz tego jak wspierają one prawdziwe zdrowie skóry i włosów. Zaczął więc opracowywać własne preparaty botaniczne, dzieląc się ręcznie wykonanymi wyrobami z klientami, ku jego zachwytowi klienci zaczeli odczuwać widoczne efekty, odnowienie skóry i chcieli więcej i więcej począwszy od znanej czekoladowej maski  i to właśnie wtedy zrodziło się Josh Rosebrook Skin and Hair Care. Dzisiaj już Josh pracuje z zespołem który obejmuje czołowych fitochemików oraz zielarza. Wspólnie projektują, tworzą, testują formuły ale ostateczną decyzję podejmuje sam założyciel marki, musi przetestować dany produkt na własnej skórze czy włosach.

Jeśli szukasz czegoś zielonego i czystego  to twoje poszukiwania kończą się na Josh Rosebrook.

Składniki.

Niezrównany poziom czystości każdego składnika jakiego używa firma jest dużą częścią tego, co sprawia, że ich produkty są wyjątkowe i tak bardzo skuteczne. Wszystkie składniki roślinne w produktach są w 100% organiczne, certyfikowane organicznie lub dziko-rosną sobie wolno. Zaangażowanie firmy w jakość składników pozwala każdej recepturze pracować na zaawansowanym poziomie, gdzie aktywne składniki roślin nie są hamowane przez potencjalne destrukcyjne, szkodliwe i niepotrzebne składniki, co pozwala im pracować jako całość z naszą skórą jak i włosami, dzięki temu mają większą energię i pomagają w ogromnej transformacji. Rośliny i zioła zawsze były i są prawdziwym, oryginalnym źródłem aktywnych, witalnych składników odżywczych dla organizmu. Silne ekstrakty, oleje oraz esencje czystych całych roślin zapewniają najwyższy poziom odmłodzenia i regeneracji skóry, skóry głowy oraz naszych włosów po bardzo profesjonalnym sformułowaniu.

W kosmetykach marki Josh Rosebrook pełno składników przeciwzapalanych, przeciwbakteryjnych, przeciwutleniających, kwasów tłuszczowych, aminikwasów, witamin, minerałów.
Te potężne składniki roślinne ułatwiają i wspierają ciało we własnych wrodzonych, cudownym uzdrawiającym uzdolnieniu, pozwalając ciału na pełne wykorzystanie hojnych składników odżywczych. Dlatego nie mogę pojąć jak ktoś nakładając na twarz same naturalne kosmetyki do pielęgnacji potem sięga po podkład, puder, korektor firm konwencjonalnych. To nie jest pomaganie naszej skórze.

Zespół Josh'a składa się z trzech naturalnych chemików kosmetycznych, zielarza, aromaterapeutów oraz samego założyciela i to oni wyselekjowali oleje roślinne w każdym produkcie, które tworzą unikalny profil odżywczy kwasów tłuszczowych wraz z określonymi ziołami dla synergistycznej kombinacji aktywnych składników odżywczych zaprojektowanych w celu poprawy i transformacji wyglądu skóry i włosów. Podstawą owej pielęgnacji są przeciwzapalne i przeciwutleniające składniki ziołowe. Spowolnienie starzenia się skóry wymaga wsparcia przeciwzapalnego co ułatwi proces, który łagodzi, uspokaja i zmniejsza stan zapalny dzięki czemu może nastąpić proces wrodzonego gojenia się skóry i mogą wystąpić naprawdę widoczne zmiany.






Marka dokłada wszelakich starań aby zapewnić absolutną czystość i bezpieczeństwo, zero szkodliwości składników.

Od sezonu do sezonu całkowicie naturalne i organiczne składniki różnią się kolorem i fakturą.

Wszystkie napary ziołowe i ekstrakty wykonują sami w zakładzie produkcyjnym. Nie kupują gotowców-tworzą sami aby zapewnić czystość i siłę działania.

*Ekologiczny ocet jaki jest wykorzystywany wytwarzany jest z ekologicznej kukurydzy toteż nie zawiera GMO, oraz ekologicznego żyta-bez glutenu, pszenicy, nabiału, soi, jaj, orzechów drzewnych i kazeiny.

*Certyfikowana witamina E pochodzi z soi organicznej.

* Organiczna gliceryna roślinna wytwarza jest z niezawierającej GMO soi, kukurydzy i nasion gorczycy.

* Guma ksantanowa wyjątkowo wysokiej jakości wykonana jest z kapusty i ciecierzycy-również ECO.

* Aloes odbarwia się w procesie filtracji węglowej i nie zawiera aloiny.

* Miód zbierany z ekologicznych uli i kwiatów koniczyny, które nie były narażane na działanie herbicydów lub pestycydów. Nie zawiera dodatków oraz konserwantów.

* Afrykańskie czarne mydło jest certyfikowane przez IMO dla Sprawiedliwego Życia Społecznego i Uczciwego Handlu. Czarne mydło składa się z popiołów z kilku źródeł roślinnych: liście babki lancetowatej, strąki kakao, pozostałości masła shea, kora drzewa shea oraz kora lokalnego drzewa zwanego Agow.

*Organiczne masło shea jest certyfikowane zgodnie z zasadami Fair Trade, ponieważ gwarantuje, że rolnicy i pracownicy którzy je produkują otrzymują uczciwe ceny i płace oraz pracują w bezpiecznych warunkach. Ponadto środowisko chronione jest i otrzymuje fundusze rozwojowe, aby wzmocnić i poprawić swoje społeczeństwo!!!

* Organiczny alkohol winogronowy  w ich perfumach jest jakości farmaceutycznej i absolutnie nie jest denaturowany.

Produkty marki Josh Rosebrook które zawierają określoną ilość wody, organicznego soku z aloesu i olejków razem wymagają systemu konserwującego. Dzięki szeroko zakrojonym testom i rozwojowi marka odkryła, że niewielka ilość naturalnie występującego, spożywczego sorbinianu potasu-sól kwasu sorbinowego, łatwo metabolizowana przez organizm i biodegradowalna wraz z własną, wewnętrzną, opatentowaną wodą strukturalną formuła która została nasycona organicznymi witaminami roślinnymi i przeciwutleniaczami aby stworzyć potężny koncentrat, hamuje psucie i wydłuża okres przydatności. Różne produkty wymagają różnych systemów konserwacji. Marka jednak stwierdziła, że są to najbardziej efektywne, nietoksyczne i szerokie spektrum dostępne dla zapewniania bezpiecznego, wysokiej jakości produkty.

Marka nie testuje swych kosmetyków na zwierzętach, twierdzi, ze jest to złe, nieludzkie i musi się skończyć. Nigdy nie będą tolerować testów na zwierzętach.

W ich kosmetykach nie znajdziemy siarczanów, parabenów, syntetycznych substancji zapachowych, sztucznych barwników, silikonów, produktów petrochemicznych lub organizmów modyfikowanych genetycznie.





Jakie są bestselery zdaniem Josha?

Nutrient Day Cream, Vital Balm Cream, Hydrating Accelerator oraz Nourish Shampoo to kosmetyki które najczęściej się sprzedają.

Josh twierdzi, że jeśli wprowadzasz na rynek nowy produkt musisz umieścić coś co nie istnieje, coś zupełnie nowego albo marnujesz swój czas i pieniądze bo rynek jest aktualnie zalany. Musisz być troskliwy, coś stworzyć dla siebie samego, coś co samemu chciało by się nakładać na twarz.
Mój ukochany kosmetyk Vital Balm Cream Josh stworzył ponieważ nie był zadowolony z tradycyjnych kremów na bazie wody-były za lekkie nie wystarczająco nawilżające, ani tradycyjnych balsamów-nie wchłaniały się za dobrze, nie były tak nowoczesne jak potrzebował tego Josh i wciąż czuł na twarzy olej a nie o to mu chodziło. Vital Balm Cream to idealne połączenie właśnie balsamu i kremu-nie za lekki, nie za bardzo oleisty, szybko się wchłaniający ale pozostawiający mgiełkę ochrony, nawilżenia. Produkt idealny, i właśnie takie odczucia towarzyszyły mi stosując jakikolwiek kosmetyk.

Skóra podobnie jak ciało, ma niezwykłą zdolność leczenia. Naszym zadaniem jest ułatwienie tego potężnego procesu regeneracji i administrowania odpowiednimi naturalnymi elementami aby wspierać i przyśpieszać tę niesamowitą transformację dla uzyskania najwyższej witalności, zdrowia i jasności.

Nasze ciało jest naturalne, a oryginalne źródło składników odżywczych i olejków niezbędnych do regeneracji ciała, skóry, włosów i skóry znajduje się w naturze:rośliny, zioła, orzechy, owoce, nasiona, łodygi, liście i kwiaty. Rośliny te zawierają składniki odżywcze, które mają różne podobieństwa molekularne i strukturalne i mają takie same naturalne zdolności odżywcze w organizmie. To podobieństwo lub bio-dopasowanie ma naturalne wibracyjne ustawienie i aktywuje regeneracyjny proces komórkowy w ciele bezpiecznie i skutecznie, wspierając zdrową skórę, włosy i funkcję skóry głowy.

Oto 7 faz które są potrzebne aby utrzymać naszą skórę zdrową i piękną.

Mycie:

Josh oczyszcza skórę zarówno rano jak i wieczorem usuwając dzięki temu brud, zanieczyszczenia i niezrównoważone oleje aby wspierać w ten sposób i chronić równowagę naszego płaszcza lipidowego skóry.

Złuszczenie:

Dwa razy w tygodniu to idealna ilość złuszczenia zdaniem Josh'a wtedy idealnie usuniemy niechciane, tępe i martwe komórki, odkryjemy nową, zdrową skórę i stymulujemy jej regenerację. Właściwe złuszczanie jest również kluczem do zwiększenia skuteczności wszystkich innych kroków w pielęgnacji.

Oczyszczanie:

Cotygodniowe zabiegi oczyszczające aktywują skórę i przyśpieszają naturalny proces gojenia się organizmu, oczyszczają mikro-zanieczyszczenia oraz toksyny aby wzmocnić naszą skórę ujędrnić ją, stonować i rozjaśnić.

Nawodnienie:

Ten krok musi być wykonywany minimum dwa razy dziennie. Nawilżenie ma kluczowe znaczenie dla maksymalnej skuteczności we wszystkich innych fazach pielęgnacji skóry, tworząc niezbędny system dostarczania substancji odżywczych i substancji czynnych do głębszej penetracji i korzyści dla naszej skóry. Ciągłe nawodnienie wspomaga zdrowie i krążenie komórek, ale także wzmacnia nawilżenie dla pulchnej i jędrnej skóry.



Odżywienie:

Dwukrotne, codzienne odżywienie skóry ma zasadnicze znaczenie dla regeneracji komórek, ochrony i optymalnego jej zdrowia. Przeciwutleniacze, witaminy, minerały, aminokwasy oraz kwasy tłuszczowej oraz gęste składniki odżywcze są dostępne  biologicznie w czystych, organicznych roślinach i ziołach które wspomagają skuteczne działanie skóry i spowalniają jej rozkład.

Nawilżenie:

Również dwukrotne codzienne nawilżanie dodatkowo wspomaga krążenie, odżywienie i ochronne przed odwodnieniem(oraz wysuszeniem w skutek niskich temperatur) poprzez wiązanie powierzchniowych komórek skóry i wzmacnianie jej bariery lipidowej. Prawidłowe uszczelnienie w hydracji zachowuje miękką, pulchną skórę oraz rozjaśniony koloryt.

Ochrona:

Codzienna ochrona środowiska jest niezbędna do skutecznej pielęgnacji skóry.Gładkie nawilżające składniki, które zawierają bogate przeciwutleniacze roślinne, pomagają zrównoważyć uszkodzenia skóry spowodowane zanieczyszczeniem a wysoki zasięg SPF z naturalnym, nie nao tlenkiem cynku chronią skórę przed uszkodzeniem przez wolne rodniki.

Włosy oraz skalp(o którym tak zapominamy)



Piękne i lśniące włosy zaczynają się w mieszku włosowym i skórze głowy.
Włosy są dostarczane z naszego wnętrza, naczynia krwionośne wewnątrz brodawki skórnej odżywiają komórki, które dzielą i wyrastają w łodydze włosa. Gdy się rozwijają, nieustannie wypychają utworzone wcześniej komórki w górę, a ostatecznie z głowy jako piękne, lśniące włosy.

Pamiętaj, że spożywanie gęstych, odżywczych pokarmów oraz minimalizowanie i radzenie sobie ze stresem zachęca włosy do bycia jeszcze bardziej silnymi i lśniącymi. Włosy powstają poprzez pobieranie składników odżywczych które otrzymują z krwi. Podnoszenie częstości akcji serca za pomocą ćwiczeń sercowo-naczyniowych stymuluje krążenie co również zachęca do zdrowego wzrostu włosów.

Włos jest posty w budowie, wykonany głownie z keratyny, odrobiny oleju i wilgoci. Kiedy włosy wyrastają z mieszków włosowych, twardnieją i obumierają, stając się włosami które widzisz, nasmarowanymi i chronionymi prze ciało naturalnymi olejami. Oleje działają zmiękczająco i dodają połysku włosom oraz nawilżają i chronią skórę głowy przed środowiskiem.

Odpowiednie szampony oraz odżywki skutecznie oczyszczają włosy i skórę głowy, zachowują naturalną równowagę olejowa skóry głowy.


Manifest Josh'a:

" Ludzie byli rzemieślnikami, produkowali wszystko w swoich domach, sprzedając i kupując od innych. Ludzie uprawiali własne jedzenie, uprawiali ziemię i codziennie byli połączeni z ziemią, z naturą w iście prawdziwy sposób.
Rewolucja przemysłowa to zmieniła. Nagle wszystko można było dostać tanio, dostarczyć daleko i w dużych ilościach. Początkowo branże te zapewniały pracę dla tych ludzi, aby pomóc w tworzeniu konsumentów dla wszystkich tych towarów. Ponieważ jednak gospodarka stała się coraz bardziej wydajna a pracownicy byli za powolni stopniowo zostawali wycofywani. Miejsca pracy jakie pozostały były w większości na niższym poziomie, wymagające minimalnych umiejętności i oferujące równie niewielkie wynagrodzenie, a co gorsze, brak spełnienia.

Szukając lepszych możliwości, coraz większa liczba tych pracowników przeniosła się do nowej gospodarki-sprzedaż, serwis i przemysł wytwórczy stały się możliwe dzięki sieci i jej zdolności do utrzymywania nas wszystkich w jednym miejscu. Jesteśmy nowymi artystami-projektantami, myślicielami i innymi twórcami kultury. Produkcja i sprzedaż detaliczna nigdy nie zniknie. Zaczęło się ponowne uznanie dla jakości jak niegdyś, a nie za często to co wychodzi z fabryki jest dobre jakościowo.

To nas napędza. Ekscytacja i możliwość tworzenia czegoś naprawdę wyjątkowego. Codziennie."

Uwielbiam wspierać firmy które robią coś z miłości, pasji a nie tylko dla zysku. Josh jest właśnie taką osobą wkłada to naprawdę całą energię i miłość, po jego pracy widać, że to jego ogromna pasja i robienie tego sprawia mu satysfakcję. Fajnie wspierać takich ludzi toteż cóż przyszło mi tylko popędzić Was do testowania, kupowania tych kosmetyków bo naprawdę warto. WARTO!!!
Kosmetyki są chociażby do dostania na stronie COLIMA-kosmetyki dostępne od ręki w Polsce, ale również na Cult beauty.

środa, 19 grudnia 2018

DLACZEGO WARTO PIĆ ZIOŁA?


Pamiętam jak niegdyś śmiałam się z mojej babci, że pije napary- z reguły były to herbaty liściaste-przesiewa jakieś fusy jakby nie mogła chwycić za herbatę w torebce. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez herbaty sypanej, liściastej takiej prawdziwej gdzie jej smak jest o wiele bogatszy, prawdziwszy i świetnie działa na nasz organizm. Ale prócz zielonej i białej herbaty piję różne zioła które u nas są dosyć kontrowersyjne. Wszyscy się zawsze śmieją gdy wspominam, że pije skrzyp polny, rumianek czy pokrzywę..



Zioła mają naprawdę magiczną moc i są od tysięcy lat wykorzystywane w medycynie naturalnej. Potrafią one wyleczyć przeziębienie, złagodzić dolegliwości trawienne, zwalczyć trądzik...wiem większosci z Was takie leczenie naparami kojarzy się z jakimiś szamanami którzy robią pranie mózgu. Wszystko rozumiem ale zioła jako dodatek do zbilansowanej diety potrafią zdziałać cuda.

W ziołach znajdziemy bombę antyoksydantów, minerały i witaminy, toteż te mieszanki oczyszczą ciało z toksyn a co za tym idzie nadadzą cerze, włosom i paznokcia siłę i blask.

Wzbogacenie codziennej rutyny o zioła doda Ci również ogrom energii każdego dnia i doskonałe samopoczucie.

HIBISKUS

To istny eliksir młodości, w herbatkach na urodę zawsze znajdziecie hibiskus. Posiada w sobie sporą dawkę witaminy C, polifenole, kwas cytrynowy oraz jabłkowy. Jeśli macie cerę naczynkową szczególnie Wam polecam ten napar ponieważ łagodzi podrażnienia i pielęgnuje skórę od środka. Tak napar z hibiskusa również pomaga w odchudzaniu, obniża poziom złego cholesterolu oraz zwalcza wolne rodniki dzięki zawartości przeciwutleniaczy.

Bo piękna cera to nie tylko zasługa drogich kosmetyków a aktywności fizyczna, zróżnicowana dieta, suplementacja oraz zioła...bo nie wystarczy nałożyć maseczkę z dobrym składem na twarz by cieszyć się piękna skórą.

MIĘTA

Kiedy po nią sięgamy? Z reguły kiedy doskwierają nam dolegliwości trawienne. Bo tak napar z jej liści wspomaga trawienie i łagodzi ból ale nie tylko. Zawarte w nim olejki eteryczne posiadają działanie przeciwwirusowe a przez to, że herbata chłodzi organizm jest idealnym napojem na upalne dni. A mięta dodatkowo zmniejsza apetyt na słodycze.

KOPER WŁOSKI

Każda mama zna tą herbatkę, no kto z nas za dziecka nie poczuł smaku kopru włoskiego. To naturalny środek wzmagający laktację ale i rozkurczowy lek na niemowlęce kolki. Jednak to nie jedyne zalety tej rośliny. Napar z niego działa odprężająco na układ nerwowy oraz jego picie skutecznie redukuje stres dzięki właściwością antyseptycznym. Olejki eteryczne odświeżają jamę ustną i podkręcają metabolizm toteż warto go pić po posiłku.

RUMIANEK

Rumianek to antidotum na problemy ze snem gdyż rozkurcza on mięśnie i koi zmysły, wprowadza nasze ciało w stan relaksu. Roślina ta jest pełna witaminy C, soli mineralnych, związków kumarynowych oraz antyalergiczny chamazulen. Mieszanka ta genialnie wpływa na stan skóry dzięki temu zapewnia szybkie gojenie ran oraz łagodzi stany zapalne. Płukanka z herbaty rumiankowej stosowana na blond włosy je rozjaśnia i pozostawia słoneczne, wakacyjne refleksy-ale to chyba każdy wie.

POKRZYWA

To moja królowa wśród ziół. Nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Suszona pokrzywa jest sekretem nieskazitelnej cery wielu modelek, dodawanie jej do koktajli(sproszkowanej wersji) daje taką samą moc antyoksydantów co jęczmień czy trawa pszeniczna. Pokrzywa doskonale wzmacnia włosy, oczyszcza cerę z trądziku i zwalcza stres(głównie dlatego oczywiście ją pije :D). Napar z jej liści posiada silne działanie moczopędne co za tym idzie przyśpiesza detoks organizmu i sprzyja lepszej przemianie materii.

MORWA

Napar z morwy to bogactwo witaminy B która pozytywnie wpływa na nasz nastrój, lepszą pracę mózgu oraz obniżenie złego cholesterolu. Taki napar również działa antybakteryjnie i sprawdza się jako naturalny środek przeciwgorączkowy oraz wzmacnia nasz organizm gdy dopadną nas gorsze dni. Pij morwę w ciągu dnia a dzięki temu zmniejszysz łaknienie na słodycze, poprawisz metabolizm oraz wzmocnisz swoją odporność.

A Wy jakie ziółka popijacie??

środa, 12 grudnia 2018

FRIDGE 4.4 FACE THE GREEN.


 Jeśli obserwujecie mnie od jakiegoś czasu mogłyście już zauważyć, że w moich recenzjach/opiniach/ulubieńcach czy zakupach jakie przedstawiam Wam na swoim instagramie nie pojawiają się kremy do twarzy. Nie lubię ich toteż nie pojawiają się w mojej pielęgnacji. Z reguły przeraża mnie konsystencja kremu-kremowa, ciężka, wcale nie otulająca a wręcz oblepiająca i zapychająca albo tak lekka, że nic nie robi. Nie raz mi się zdarzyło, że mimo idealnego składu krem mnie zwyczajnie zapychał i żyłam potem z kaszką pod skórą którą musiałam wyciągać na wierzch i wtedy usuwać pryszcze(okropny opis ale prawdziwy). Wysuszanie pryszczy to jeszcze nie jest taki problem ale usuwanie blizny po nim-masakra. Poza tym nie wierze w te wszystkie obietnice producentów, że krem zrobi jeszcze więcej od olejku...ja jestem fanką olejków i serum i tak pozostanie chyba już zawsze.




Okłamałam Was bo jest jeden krem. Krem nad kremami który ubóstwiam i bez którego nie wyobrażam sobie zimnych miesięcy.

Jak Wiecie moją jedną z ukochanych firm jest nasze rodzime Fridge-kosmetyki tak świeże, że trzeba trzymać je w lodówce. Dosłownie pokarm dla skóry. Marka nie płaci mi za reklamowanie jej ...każdy produkt który kupiłam i testowałam ubóstwiam po prostu. Wiecie zapewne, że FF to wręcz pożeram i zawsze będzie ze mną, różany krem po oczy również...ale i tonik różany, żel do mycia ciała...koniec bo dziś o kolejnym wspaniałym kosmetyku chciałabym Wam opowiedzieć.

Krem 4.4.face the green pojawił się w moich ulubieńcach roku 2017 a  więc to znaczy wiele. Aktualnie zużyłam drugie opakowanie-jak wspominałam wcześniej lubię go stosować jedynie na przestrzeni jesieni/zimy. Bo to bardzo odżywczy krem...ale od początku.

Mam skórę delikatną, wrażliwą, cienką a co za tym idzie naczynkową-a ta skóra nie znosi mrozu, zmieniających się temperatur-raz zimno a raz ciepło-toteż zawsze kończę z czerwonym nosem i policzkami. Nie używam również podkładu a jedynie FF a więc nie ma nazbyt dużej bariery między moją skórą a warunkami atmosferycznymi. Olejki w tej kwestii nie dawały sobie rady i cóż musiałam czegoś poszukać. Nie chciałam niczego nowego a więc zaufałam marce Fridge i się nie zawiodłam.

To dyniowy mistrz regeneracji-jak piszę Fridge- i ja się pod tym podpisuje. To regeneracja w słoiczku.
Krem dedykowany jest cerze bardzo suchej-moja sucha ale zimą podwójnie-wrażliwej i skłonnej do podrażnień czyli idealnie JA. Jest w przepięknym zielonym kolorze dzięki olejkowi z pestek dyni który gra w tym kremie pierwsze skrzypce i dla mnie właśnie pachnie delikatnie miąższem z dyni i właśnie pestkami-choć ja inaczej odczuwam zapachy.




W konsystencji krem jest zbity, bardzo odżywczy i natłuszczający a więc jeśli nie lubicie efektu "tłustej" skóry zaaplikujcie go 10 minut przed robieniem makijażu. Ja jestem wariatką i jeszcze dodaje do tego kremu dwie kapki olejku z dzikiej róży-dla efektu WOW bo ja lubię efekt tłustej skóry.
Krem ma bardzo silne działanie nawilżające ale i regenerujące-w tamtym roku przy -15 stopniach zdarzało mi się wychodzić z domu bez makijażu a jedynie z tym kremem i nic mi nie popękało, nic się nie przesuszyło...zero suchych skórek a więc naprawdę działa.

Krem właśnie dlatego iż posiada w składzie zimnotłoczony olej z dyni to istne bogactwo wielonienasyconych kwasów tłuszczowych które uszczelniają naszą naturalną barierę naskórkową ale i kolejnym cudownym składnikiem owego oleju są fitosterole które odtwarzają ochronną barierę hydrolipidową-którą sami lubimy naruszać. A więc skóra poniekąd sama się chroni i nie reaguje tak bardzo źle na niską temperaturę czy chociażby śnieg. W składzie również masło kakaowe, masło shea i mocznik-a jeśli mocznik to świetne zmiękczenie skóry co za tym idzie skóra po aplikacji kremu jest gładziutka i mięciutka. Ekstrakt glicerynowy z lnu działa kojąco a olej z rumianku łagodzi wszelakie podrażnienia.

Krem jest niezwykle wydajny ale ważny jak większość kosmetyków marki tylko przez 2.5 miesiąca...ja jednak tego kremu używam również jako taka szybka maseczka regenerująca gdy z moją skórą jest źle czyli jest cała czerwona a co za tym idzie podrażniona.

oto cała lista składników:
Aqua, Glycerin, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Theobroma Cacao Seed Butter, Cetearyl Olivate, Cucurita Pepo (Pumpkin) Seed Oil, Sorbitan Olivate,
Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Fruit, Urea, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract, Anthemis Nobilis (Chamomile) Flower Oil, Linum Usitatissium (Flax) Seed Extract, Limonene*, Linalool*, Geraniol*, Citronellol*




Krem mnie nie zapycha-to najważniejsze- nie pozostawia uczucia lepkości na skórze, nawilża skórę przez cały dzień i dobrze sprawdza się również do rąk-wiem, bo wcieram resztkę właśnie w tą część ciała i moje dłonie są wdzięczne. Sądzę, że marka Fridge zrobiłaby chyba krem do rąk który byłby moim ideałem <3


Krem kosztuje 187 zł/30 g i moim zdaniem szczególnie zimą nie ma co oszczędzać na dobry krem. A więc tak krem jest wart tych pieniędzy i już zawsze będzie ze mną w zimne miesiące-no chyba, że zamieszkam na bezludnej wyspie ;)


środa, 5 grudnia 2018

YSL CARD HOLDER-RECENZJA.



Tak wiem mój blog jest poświęcony głównie recenzją na temat kosmetyków naturalnych, niekiedy piszę o wykorzystaniu chociażby sody oczyszczonej albo dlaczego warto pić rumianek, ale postanowiłam dodać coś nowego. Nic niezwiązanego z naturalnością, niezwiązane z kosmetykami a z... "rzeczami luksusowymi"-nie znoszę używać tej nazwy. Niekiedy pytacie się mnie jak sprawuje mi się dana rzecz, czy warto w nią zainwestować czy sobie darować. Poza tym ja przed zakupem butów, torebki czy jakiegoś akcesorium sama szukam opinii, recenzji na temat danej rzeczy i jak na zagranicznym Youtubie czy blogach jest tego mnóstwo to w naszym kraju opinii ze świecą szukać. A wiecie dlaczego? Ja z moich obserwacji zauważyłam, że ludziom po zakupie chociażby takiej Chanelki odwala i stają się wielkimi paniami albo po prostu boimy się jak postrzegać nas będą ludzie. Oj bo lubimy oceniać ludzi po tym co mają i co kupują. Od razu mówię nie jestem milionerką, na wszystkie rzeczy jakie kupuje zarabiam sama ale mam o tyle dobrze, że wciąż mieszkam z rodzicami-bo i z nimi pracuje-toteż nie mam żadnych opłat. Całą pensję-która z tytułu braku opłat jest niższa aniżeli "normalna"-mogę przeznaczyć na swoje potrzeby. I tak oto cztery lata temu założyłam aparat na zęby, chodzę na depilację laserową nóg, pach, pełnego bikini ale również kupuje rzeczy na które nie mogłabym sobie pozwolić mieszkając sama, robią opłaty i po prostu żyjąc. Nie mam żadnego konta oszczędnościowego, nie odkładam niczego bo nie mam w planach przed 30 mieć dzieci, czy mieć męża. Nie podróżuje a więc inwestuje w meble do pokoju, ubrania, buty, torebki no i kosmetyki które używam i recenzuje dla Was. Też bardzo często oglądając recenzje na polski Youtubie czytałam komentarze, że na pewno ma sponsora...no ale dlaczego? I po co te komentarze pokroju "nienormalna jesteś, że kupiłaś torebkę za 10 tys. ja nawet gdybym miała pieniądze nie kupowałabym tak drogich rzeczy"-nie, nie mam torebki za 10 tysięcy, przetaczam komentarz jaki przeczytałam na pewnym kanale.


W większości kupuje rzeczy używane bo to zdrowe dla naszej planety ale i dla mojego portfela. Ale niekiedy różnica w cenie między rzeczą nową a używaną jest nieznaczna i wtedy decyduje się na zakup nowej rzeczy. Czy boli mnie wydając te pieniądze na jedną rzecz gdzie mogłabym mieć kilka ale tańszych? Nie bo ja szanuję czyjąś pracę, kreatywność i pomysł toteż dla mnie nawet inspiracje wielkimi domami mody są kradzieżą. Jestem stała jeśli chodzi o modę, nie kieruje się trendami, kupuje klasyki które są klasykami dla mnie tak więc nigdy w życiu nie wydałabym więcej aniżeli 500 złotych za ramoneskę czy trencz-bo owe rzeczy nie są moim must have w szafie-tak na płaszcz zimowy byłabym w stanie dać o wiele więcej.


Postów z tej serii będzie tyle ile mam "droższych" rzeczy i mam na myśli oczywiście światowych projektantów najczęściej będzie to Isabel Marant, Chloe no i napatoczy się Saint Laurent. Będą to głównie buty i torebki oraz akcesoria na temat ubrań zrobię taką jedną, pełną recenzję mam nadzieje, że już niedługo.
Owe posty nie mają być odbierane jako chwalenie się, że ja mam a Wy nie. To ma być pomoc, bo wiem, że i Wy chcecie coś sobie kupić ale nie jesteście pewne. Za granicą uwierzcie to nic takiego, że ktoś ma torebkę Chanel i buty od Diora, nikt tam niczego nie zazdrości. Wiecie co jeszcze mnie śmieszy..nie mogę pojąć jak można kupować torebki od wielkich projektantów a ubrania, bieliznę i buty najgorszej jakości. Ja przeżyłabym z jedną torebką ale umarłabym nie mają w szafie porządnej pary spodni, dobrego gatunkowo swetra a już w ogóle bez dobrych, skórzanych butów które oddychają a nie deformują stopę i jeszcze czuje się w nich jakbym chodziła w wodzie. Torebka istny luksus a cała reszta sam plastik-zapewne wiecie o co mi chodzi.

Ale się rozpisałam ale musiałam w ramach wstępu-wybaczcie.



Dlaczego na pierwszą recenzję wybrałam właśnie etui na karty? Bo to był mój pierwszy "ekskluzywny" zakup jak również uważam, że to jest na początek naszej przygody z większymi domami mody idealny zakup. Praktyczny, najtańszy-o ironio-i po tym maleństwu już widać czy warto się zagłębiać dalej w ten świat.

Ja nad etui na karty od YSL zastanawiałam się dosyć długo...tak, tak mam tylko te etui prawie od dwóch lat żyje bez portfela. Cena mnie trochę odstraszała bo to ok. 840 złotych-ja tyle dawałam dwa lata temu za te etui. Ale w końcu się zdecydowałam i nie żałuje zakupu. Noszę z reguły małe torebki, pieniądze z reguły wpłacam na konto a nawet gdy mam jakieś banknoty wkładam je do środkowej przegrody-w której nawet drobne się zmieszczą. A na imprezę nie ma nic lepszego aniżeli takie etui-szczególnie gdy wasza torebka ledwo mieści te "wielkie telefony" :D


Dlaczego akurat YSL, bo to dla mnie marka elegancji. Wiem wiele z Was wzdycha do "szanelki" ale dla mnie to po prostu brzydka, babcina torebka. Nie rozumiem fenomenu marki Chanel, kupowania ich butów które krzyczą starociem...wybaczcie ale dla mnie ta marka kojarzy się ze starszymi paniami-nie żebym coś miała do pań w podeszłym wieku. Poza tym te astronomiczne kwoty, długie kolejki oczekujące na jedną torebkę, straszna obsługa klienta, poczucie wyższości nad innymi. Zapachy też mają straszne..żyjemy w wolnym kraju i mam prawo wyrażać swoją opinię a więc to robię-więc mam nadzieje, że to uszanujecie. Louis Vuitton drugi dom mody którego fenomenu nie rozumiem, dla mnie bicie po oczach logotypem, metką jest po prostu niesmaczne a ta marka to robi. Poza tym ile podróbek jest na świecie chociażby neverfulla a i tak prawie większość jako swoją pierwszą "luksusową" torebkę kupuje właśnie ten model. Dla mnie  takim klasykiem, definicją elegancji jest Saint Laurent. Kusi mnie torebka Loulou Toy którą mam w planach zakupić w 2019 roku i to dla mnie torebka idealna na wszelkiego rodzaju wyjścia ale i na co dzień a dodatkowo nie jest nad wyraz krzykliwa, po prostu klasyczna w formie ale i wyglądzie.
Mi w duszy gra boho, wolność, pewnego rodzaju frywolność toteż odpowiadają mi jednak najbardziej projekty Isabel Marant czy też Chloe-uwielbiam!!! One są klasyczne na swój sposób no bo która z was nie marzy o sneakersach na koturnie czy torebce Chloe Drew?


Ale wracam do etui...kupiłam je na Louis Via Roma-wiem, wiem jest Vitkac ale na początku swojej podróży nic nie widziałam-i może wtedy było lepiej :D Wysokość tego etui to 7.5 cm, szerokość 10 cm zaś głębokość 0.5cm, logo YSL są pozłacane i ja niestety dostałam etui z uszkodzonym logo-już od zakupu jest uszczerbiony w jednym miejscu jednakże ja nie zwracam na to uwagi a poza tym dłużnej trwałaby zamiana aniżeli to wszystko jest warte. Etui jest wykonane w 100% ze skóry cielęcej-delikatnie chropowata przez to nie widać żadnych zadrapań. Posiada 5 przegród na karty(w jednej przegrodzie spokojnie zmieszczą się po dwie). Produkt wyprodukowany we Włoszech. No i co tu więcej się rozpisywać to tylko etui ale mogę śmiało powiedzieć, że to jeden z lepszych zakupów, jestem bardzo zadowolona z funkcjonalności ale również z jakości jak i rozmiaru owego "card holder". Podobają mi się też małe portfeliki tej marki-posiadają miejsce na drobne- być może w przyszłości się skuszę bo uważam, że inwestycja w dobry portfel się opłaci bo może z nami być już na zawsze a jeśli podzielimy kwotę przez ilość lat to nie wychodzi tak strasznie :D

Piszcie proszę w komentarzach czy forma takich postów się Wam podoba ;)

sobota, 1 grudnia 2018

ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA.




 Wiem, wiem zaraz mamy grudzień a ja przychodzę z ulubieńcami października ale spokojnie ulubieńcy listopada również się pojawią. Po prostu w październiku i listopadzie przybyło tak dużo świetnych kosmetyków, że chciałabym się nimi z Wami podzielić. Ale jako że tak wiele kosmetyków w tych dwóch miesiącach do mnie przybyło w grudniu,, styczniu i lutym zapewne nic nowego nie zakupię(no chyba, że jeden kosmetyk który chciałam już zakupić w poprzednią zimę). Mój budżet został bardzo nadszarpnięty ostatnio i jak na Black Friday miałam nic nie kupować kupiłam wiele-ale nie za wiele. Były to tylko i wyłącznie rzeczy potrzebne, takie które bardzo chciałam...naprawdę nie kupowałam na zapas i nie kupiłam rzeczy niepotrzebnych.

Dziś chciałabym podzielić się z Wami trzema kosmetykami, oczywiście do twarzy-a jakżeby inaczej :D
Ale uwierzcie te kosmetyki są GENIALNE.



Na początek kosmetyk który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Powiem tak z marką Resibo jest u mnie różnie..uwielbiam ich olejek do demakijażu-który jest świetnym, podstawowym, zmywającym makijaż olejkiem za naprawdę dobre pieniądze.Uwielbiam multifunkcyjny peeling, balsamy do ciała są również genialne ale nie polubiłam się z kremami a już w ogóle z tym jakże zachwalanym olejkiem wygładzającym który nie robił u mnie nic. Kompletnie nic. Czy bałam się energetyzującej esencji odmładzającej? Oczywiście, że tak bo bałam się, że będzie to kolejny bubel. A tu takie cudo. Nigdy nie byłam fanką esencji bo używam toników, nie lubię tej lepiącej powłoki jaką zostawia esencja-taka lepiąca. 



Tego produktu używam zamiast toniku podczas porannej pielęgnacji, jest pierwszym krokiem podczas pielęgnacji. W konsystencji po wyciśnięciu jest mleczkiem a po aplikacji na twarz zamienia się w wodę którą skóra piję od razu. Ale przy tym pozostawia niezwykle gładką i nawilżoną skórę. Gdy mam dzień wolny z  reguły nie nakładam wielu kosmetyków na twarz a jedynie tą esencję i to jest wystarczające nawilżenie dla mojej skóry. Nie mogę powiedzieć o jej właściwościach odmładzających ale w kwestii energetyzacji z rana-działa. Jest taka chłodna, lekko wodnisto-żelowa toteż pobudza skórę i budzi. A do tego ten przepiękny, luksusowy zapach, jeśli mam być szczera po aplikacji tego kosmetyku skóra ale i ja sama wręcz się uśmiecham. Bardzo lubię ten kosmetyk, cena to 99 zł/50 ml i uważam, że jest tego wart. Więcej zapewne opowiem po zużyciu tego opakowania i zobaczymy czy nadal moja opinia będzie tak pozytywna.




Teraz coś co chciałam już od dawna...pomyślicie, że jestem nienormalna ale mam marzenia kosmetyczne. Spisuje listę, piszę numerki co powinnam kupić jako pierwsze itp. Ale niekiedy są kosmetyki ważniejsze, tańsze, bardziej potrzebne i ta maseczka-bo mowa o maseczce-ciągle spadała na dół listy. May nie robi żadnych obniżek swoich produktów, nie ma na nie promocji, częściej dodaje do zakupów coś ekstra typu kup coś za 200$  a gratis dostaniesz nas tonik. Ale zdarzyło się tak, że na stronie Naturissimo na któreś urodziny sklepu(nie pamiętam które) było -10% na wszystko..gdzie nigdy nie było na May Lindstrom która jest  w ofercie sklepu. I mimo, że nazbyt wiele nie zaoszczędziłam bo ok 50 złotych to podkusiło mnie i powiedziałam-jak nie teraz to kiedy? Nie żałuje wydanych 380 złotych za ten produkt bo jest rewelacyjny i nie mogę przestać go używać. Ja May Lindstrom uwielbiam i gdybym tylko mogła wracałabym do tych kosmetyków i tylko nimi bym się "smarowała"...prócz prostych składników, prostych składów, takich iście naturalnych, bardzo "ziemnych" jest w tych kosmetykach jeszcze jakaś magia i wspominałam o tym wiele razy. O tej maseczce-The Problem Solver myślałam bardzo długo ale się jej bałam...bałam się bo z opinii ludzi którzy jej używali stwierdziłam, że jest niezwykle mocna a przez to zapewne za mocna dla mojej delikatnej, naczyniowej, suchej skóry. Bo wszystkie posiadaczki skóry suchej narzekały, że ona taka mocna i wysuszająca...gdzie ona jest wysuszająca? Za cenę ok. 430 złotych otrzymujemy aż 250 ml suchego proszku-tak maseczka jest do rozrobienia z wodą i tak wiem dla wielu z Was to wielki problem ale ta maseczka po dodaniu wody dopiero zaczyna działać.



Musuje, musuje, tworzy się pianka i pachnie jeszcze bardziej obłędnie...goździkiem, gałką muszkatołową, kurkumą, pieprzem cayenne odrobinę też ziemią ale i surowym kakao-to moje zapachy, cudowne, przepiękne i takie naturalne. No ale co do maseczki..uwielbiam i przynajmniej raz w tygodniu muszę ją nałożyć na twarz. W składzie oprócz wyżej wymienionych składników znajdziemy glinę ziemską; czerwoną, marokańska glinkę; czerwoną, morską sól, witaminę C, węgiel z bambusa, sodę oczyszczoną, lawendę, fasolki wanilii, prawoślaz lekarski.
Ta maseczka to nic innego jak  czarna jak smoła fuzja naturalnych składników...maska skutecznie oczyszcza i napina pory, gasi stany zapalne, pomaga w rozjaśnieniu skóry, przyśpiesza krążenie krwi w naskórku ale co najważniejsze świetnie oczyszcza skórę. Nie mogę jeść nabiału, mam stwierdzoną nietolerancję laktozy i jednym z problemów z jakimi się borykam po zjedzeniu chociażby sera-bo czasami zdarza się, że zjem-są podskórne, białe grudki. Wiem niekiedy pojawiają się one od kosmetyków, niekiedy od złej pielęgnacji ale uwierzcie ja znam najlepiej swoją skórę i wiem kiedy od czego coś na niej wyskakuje. Grudki znikają od razu po odstawieniu nabiału ale niekiedy cieżko niektóre wydobyć i ta maseczka to robi-wyciąga je na wierzch i one znikają a skóra na nowo jest cudownie gładka. Ona oczyszcza skórę ale w tym samym czasie ją koi i goi. Ja już z przyzwyczajenia od razu po maseczce oczyszczającej-mimo suchej skóry używam takowych-nakładam na skórę czy to tonik nawilżający, czy esencję czy też serum ale równie dobrze mogłabym tego nie robić. Formuła pudrowa w kontakcie z wodą zamienia się w mus-istna magia. Po zmyciu tej maski skóra jest czysta i pełna blasku...czuje wręcz jak oddycha. Ja jestem w niej totalnie zakochana i sadzę, że to jest taki kosmetyk-z tych droższych-który chciałabym by był zawsze ze mną bo to moja idealna maseczka oczyszczająca.



Dzisiaj ogólnie są tacy ulubieńcy, że powinnam napisać tylko z dużych liter WOW i to by wystarczyło. Bo kolejny produkt to również cudo. Ogólnie moim zdaniem cała marka Eco by Sonya jest genialna bo nie było kosmetyku którego chociażbym nie lubiła. Nie raz kosmetyki tej marki były w moich ulubieńcach i do niektórych wracam bardzo chętnie. Ceny też nie są jeszcze tak strasznie wysokie jak za cudowne składy i formuły. Dziś przychodzę do Was z Glory Oil...i jego nazwa jest niezwykle trafna. Po stosowaniu tego olejku po paru już dniach wasza skóra jest pełna chwały,wygląda idealnie pomimo iż...w składzie ma olej kokosowy i to już na drugim miejscu. Ten olej to nic szczególnego bo w składzie znajdziemy właśnie olej kokosowy, olej z nasion winogrona, olej jojoba, olej z owoców acaii, olej z nasion dyni oraz olej z sacha inchi. Moja skóra uwielbia olej sacha inchi bo ma działanie regenerujące a skóra nabiera gładkości i jędrności..poza tym ten olej jest niezwykle uniwersalny bo nada się również do skórek przy paznokciach jak i do włosów. Założycielka marki-Sonya Driver w roku 2017 miała dużego raka podstawnokomórkowego który wycięto z jej twarzy.



Założycielka nie boi się oznak starzenia  na skórze ale blizna jaka pozostała po tym jakże ważnym zabiegu odebrała jej pewność siebie. Była smutna za każdym razem gdy patrzyła w lustro. Razem ze swoją chemiczką stworzyły cudo w buteleczce które początkowo służyło jedynie Sonya. Po 9 miesiącach po bliźnie nie ma ani śladu a Sonya znowu jest uśmiechnięta i pełna życia.
Ten olejek jest tak wielofunkcyjny i uniwersalny, że mógłby być jedynym w mojej kolekcji. Zmniejsza blizny, zmarszczki, rozświetla i co najważniejsze doskonale nawilża skórę. Świetnie działa podczas "tych dni" gdy na mojej skórę uwielbiają wyskakiwać niespodzianki. Mówię od razu  nie pachnie kwiatowo, pięknie itp. bo nie posiada w sobie zbędnych zapachów bo moim zdaniem ogólnie kosmetyki mają działać a nie ładnie pachnieć-od tego są perfumy czy olejki eteryczne.Pachnie dla mnie osobiście jak typowy olej sacha inchi czyli trawiaście, jak taka typowa trawa(ale nie skoszone sianko bardziej taka świeża trawa).Cena to ok. 193 złote za standardowe w przypadku olejków 30 ml. Moim zdaniem warto, warto i jeszcze raz warto nawet jeśli wasza skóra nie lubi oleju kokosowego to w tym olejku jakoś nie robi krzywdy.