piątek, 19 lutego 2016

Sekrety urody aniołków Victoria's Secret.


Zazdrościmy im wszystkiego. Od długich nóg po piękne,grube pukle włosów. Są ideałami kobiety w oczach naszych mężczyzn a my je nienawidzimy. Ale czy warto? Przecież na co dzień do normalne kobiety takie jak my które w większości pozbawione są makijażu. Ja osobiście bardzo lubię ich sposoby pielęgnacji czy to twarzy czy ciała oraz włosów. Są bardzo proste, tanie i naturalne.





Tak więc każda z nas może poczuć się jak aniołek.


Nasz polski aniołek Magdalena Frąckowiak używa pomadki na naprawdę wiele sposobów- nie tylko na usta ale i policzki gwarantując sobie tym samym ekstra blask bez rozświetlaczy, modelka również miesza podkład z kremem nawilżający dla bardziej naturalnego efektu.




Kocham wodę różaną tak jak Behati Prinsloo-nambijska modelka a dodatkowo żona Adama Levine. Owa modelka nigdzie nie rusza się bez buteleczki magicznej wody. Produkt posiada właściwości tonizujące, wygładzające i dodatkowo łagodzi podrażnienia a nawet zmiany trądzikowe.
Ową wodę możesz stosować na włosy-nadaje im blasku i elastyczności.

Josephine Skriver codziennie rano i wieczorem pije szklankę ciepłej wody w ten sposób oczyszcza organizm z toksyn wspomagając przy tym trawienie i balansuje swe pH.




Moja ulubienica jeśli chodzi o aniołki czyli Lily Aldridge która niegdyś była fanką nocnego życia od czasu gdy stała się matką oraz żoną-Caleba Followilla(zazdroszczę!!)  jest rannym ptaszkiem. Co dzień rano pija filiżankę zielonej herbaty po czym udaje się na poranny jogging. Dodatkowo cztery razy w tygodniu ćwiczy balet po czym obowiązkowy stretching. Co do diety to jpija naprawdę dużo wody oraz owocowych i warzywnych koktajli. Co wieczór pomimo natłoku zajęć sprawia sobie spa-peelingi, maseczki ujędrniające i nawilżające. I tak jak ja uwielbia olej kokosowy i stosuje go do nawilżenia całego ciała. 

Alessandra Ambrosio czyli topowy już aniołek stawia na regularne złuszczanie. Raz w tygodniu robi dokładny peeling ciała. Trzy razy natomiast złuszcza twarz. Jest również uzależniona od odżywczych masek do ciała i włosów- w tym przypadku jak Lily Alessandra często stawia na olej kokosowy. Olej kokosowy górą!!! <3 

Mirranda Kerr wierzy, że piękny wygląd skóry zależny jest od diety która w jej przypadku opiera się na świeżych owocach i suplementacji spiruliną. Jest również uzależniona od oleju kokosowego który stosuje w celach spożywczych jak i pielęgnacyjnych. Często również stosuje oliwę z oliwek którą wciera w końcówki włosów bądź jako całonocną maseczkę nawilżającą. Mirranda posiada własne kosmetyki o nazwie Kora Organics.



Adriana Lima- najseksowniejsza kobieta świata- przyznaje że i ona ma problem z wypryskami toteż sięga po olejek z drzewa herbacianego i nakłada go punktowo. Stosuje całorocznie również filtr przeciwsłoneczny ratując w ten sposób swą skórę przed szybkim starzeniem. To tak naprawdę jeden z niewielu nie naturalnych kosmetyków jakich używa-jak twierdzi najlepszą receptą na piękno jest minimalizm kosmetyczny.





Gisele Bundchen jest wielką fanką ostrych potraw które oczyszczają organizm oraz przyśpieszają nasz metabolizm. Uwielbia również spor toteż uprawia jogę, trenuje kung fu oraz intensywnie ćwiczy na świeżym powietrzu.
Modelka bardzo również bardzo ceni sobie kosmetyki firmy RMS Beauty tak jak i Mirranda Kerr- są to naturalne i organiczne kosmetyki kolorowe.



Może i Wy zazdrościcie czegoś Aniołkom? Która Waszym zdaniem jest najpiękniejsza(chociaż to pojęcie względne) oraz dlaczego?






sobota, 6 lutego 2016

ulubieńcy stycznia



Postanowiłam że co miesiąc będę opisywała produkty które wyraźnie mnie zachwyciły danego miesiąca.
Mówię z góry nie zawsze będą to kosmetyki czy to do makijażu czy też pielęgnacji ale i może znajdować się tu jedzenie, gadżety, ubrania albo filmy, książki czy np. piosenka która wywarła na mnie pozytywny wpływ.

Mówię z góry co miesiąc będzie góra 5 ulubieńców gdyż na mnie naprawdę ciężko wywrzeć dobre wrażenie gdyż jestem wymagająca, kupuję naprawdę niewiele gdyż z reguły lubię być wierna kosmetykom które na mnie działają, gdy odnajdę idealny podkład potrafię kupować tylko i wyłącznie jego gdy się skończy.
Tak więc owe posty będą krótkie ale mam nadzieje że ciekawe :)

Perełki stycznia to same kosmetyki-dwa kosmetyki kolorowe, jeden do pielęgnacji oraz jeden na pograniczu kolorówki i pielęgnacji. A raczej każdy z tych produktów jest pielęgnujący...sa to kosmetyki w 100% naturalne z cudownym składem i działaniem.



Pierwszy niech będzie produkt do pielęgnacji i jest to kawowy peeling do twarzy z zawartością witaminy C.
Nie jestem za mechanicznymi peelingami jeśli chodzi o ma twarz gdyż nie ukrywam że jest ona bardzo wrażliwa i bardzo łatwo można ją podrażnić tak więc zawsze stawiałam na peelingi enzymatyczne z niewielką dawką zazwyczaj jakiegoś kwasu. Peeling robię od jednego do dwóch razy w tygodniu gdyż nie czuję większej potrzeby ponieważ moja skóra jest aktualnie naprawdę w rewelacyjnej formie z czego niebywale się cieszę i sądzę że w głównej mierze jest to spowodowane faktem iż przeszłam z wegetarianizmu na weganizm i odstawiłam nabiał który jak się okazało niezwykle mi szkodził.
Ale wracając do produktu...
Owy peeling pochodzi z firmy Eadie Wallace Australia i zakupiłam go w TkMaxxie-jakie tam perełki można odnaleźć, wiem że jeszcze był dostępny peeling do ciała ale muszę wykończyć jeszcze kilogram sody z której najczęściej robię peeling tak więc powstrzymałam się od zakupu.
Produkt ma bardzo przyjazny, krótki i naturalny skład- brązowy cukier, zmielona kawa arabica, sodę, wanilie oraz witaminę C. Produkt pachnie niczym świeżo zaparzona kawa z wanilią, pomimo iż nie pijam kawy niezwykle podoba mi się ten aromat który towarzyszy mi podczas nanoszenia peelingu na twarz. Po jego użyciu twarz jest wyraźnie rozjaśniona, oczyszczona i wygładzona a skóra co najważniejsze nie jest ani podrażniona ani zaczerwieniona i nie czuje szczypania czy pieczenia. Potrzeba naprawdę niewiele ażeby oczyścić nim całą twarz ale i szyję i dekolt- gdyż właśnie na te partie nakładam dodatkowo peeling.
Uwielbiam owy produkt :)




Kolejny produkt to coś na pograniczu kolorówki ale i pielęgnacji gdyż upiększa ale i pielęgnuje dokładnie brwi.
Od dawna szukałam żelu do brwi ale i rzęs...mam to szczęście że jestem posiadaczką ciemnych z natury brwi jak i rzęs równie gęstych i długich toteż nie dorysowuje sobie brwi ani też na co dzień nie maluje rzęs tuszem. Zależy mi jedynie aby "ogarnąć" z rana niesforne brwi oraz zakręcić delikatnie i usztywnić me rzęsy...początkowo używałam bezbarwnego tuszu do rzęs z miss sporty ale nie dość że śmierdział dla mnie chemią to dodatkowo miss sporty testuje swe produkty na zwierzętach. Bardzo ciekawił mnie żel do brwi transparentny z Anastasia Beveryl Hills(owa firma na szczęście nie testuje swych produktów na zwierzętach) ale niestety produkt nie jest dostępny w Polsce a dodatkowo jest dosyć drogi jak na żel do brwi. I tak oto natknęłam się na produkt z Lavera który nazywa się eyebrown styling gel który wiem że też dostępny jest w kolorze brązowym. Kosztuje ok 35 złotych i jest w 100 procentach kosmetykiem naturalnym. I produkt ten oprócz tego że świetnie utrwala me brwi, podkręca me rzęsy, pięknie pachnie to i cudownie je pielęgnuje.
Kombinacja starannie dobranych ekstraktów z korzenia lukrecji, rokitnika zwyczajnego,malwy,kwiatu limonki i róży nadaje im naturalnego blasku. Opakowanie jest bardzo poręczne i praktyczne gdyż oprócz zwykłej szczoteczki mamy grzebyk którym możemy rozczesać brwi. Tak oto znalazłam swój idealny żel do brwi.
Oto skłąd produktu: wodno-alkoholowy wyciąg z kwiatu róży*, wosk pszczeli*, kwas stearynowy, ester jojoby, algina, olej arganowy*, tlenki żelaza, szelak, ekstrakt z korzenia lukrecji, ekstrakt z rokitnika*, masło shea*, olej z orzechów kokosowych*, olej z lnicznika, masło kakowe, oliwa z oliwek*, lecytyna, ekstrakt z kwiatu malwy*, ekstrakt z kwiatu lipy*, mika, dwutlenek tytanu, witamina C, witamina E, olej z kwiatu słonecznika, mieszanka naturalnych olejków eterycznych


Pozostałe dwa produkty jest to typowa kolorówka ale jakże naturalna.




Na firmę RMS oraz ten produkt natrafiłam zupełnie przypadkiem oglądając filmik na Youtube youtuberki-Megilounge  na której kanał serdecznie Was zapraszam. Ona właśnie tam zachwalała rozświetlasz w kremie
 tej marki.. Produkt kusił mnie od dawna aż w końcu odnalazłam sklep internetowy który w swej ofercie ma 
produkty RMS ale i innych naturalnych, cudownych firm.
Uwielbiam naturalne rozświetlenie, jakoże jestem posiadaczką cery suchej nie potrzebuje matu tak więc w swej
kosmetyczce nie posiadam nawet pudru. Ale rozświetlacz to mój must have jak nie w formie kremowej to sypkiej
a jak nie sypkiej to wypiekanej albo chociaż w formie bazy czy olejku. Dla mnie glow jest równe ze zdrową, 
odżywiona skórą.Living luminizer podkreśla młodzieńczy blask skóry, a jednocześnie nie klei się, nie jest tłusty i nie zawiera brokatowych drobinek.Jeden uniwersalny odcień - przejrzysty, połyskujący i rozświetlający kolor dający transparentne, perłowo-satynowe wykończenie. Odcień idealny dla wszystkich odcieni skóry. Jest to bardziej pewnego rodzaju tafla która z każdym ruchem odbija pięknie światło. Po prostu to jest poezja gdyż błysk nie jest nachalny ale jest widoczny, to wręcz mokry efekt.
RMS living luminzer to bestseller owej marki ale to nie jedyny produkt który jest wart wypróbowania. Ja w swojej
 kolekcji mam już 4 produkty tej firmy i zapewniam że nie będą to ostatnie zakupy.
Każdy produkt firmy RMS opart jest na oleju kokosowym który tak bardzo uwielbiam. Produkt zamknięty jest w bardzo minimalistycznym, szklanym słoiczku jak każdy produkt tej marki.
Zachęcam Was do dowiedzenia tej strony warsztat piękna i zapoznania się z pełna ofertą owej marki.
Cudowne składy, świetnie działanie, sama natura....czego chcieć więcej?
Co ważne produkt jest nietestowany na zwierzętach jak każdy inny tej firmy.

Oto skład produktu:  Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, *Cocos Nucifera (Coconut) Oil, *Cera Alba (Beeswax), *Rosmarinus officinalis (Rosemary) Extract, and may contain [+/- Titanium Dioxide CI77891, Mica CI 77019]




Ostatni produkt to korektor. Jestem ich wielką fanką, lubuje się w tych w formie kremowej jak i tych rozświetlających, bardzo lubię testować również nowe ale zawsze wraca do tych wypróbowanych.
Całkiem przypadkiem podczas jednych z zakupów natrafiłam na kamuflaż firmy 100% Pure- tak jak mówi ich nazwa są one w 100% czyste. Naturalne i niestestowane również na zwierzętach.
Korektor świetnie współgra z podkładami czy to w formie płynnej, kremowej czy sypkiej ale i również raz używałam go jako podkładu. Nie pudruje go nigdy i utrzymuje się prze cały dzień, nie ściera nie roluje oraz nie wchodzi w zmarszczki mimiczne. Produkt ten w 100% zawiera pigmenty z owoców. Stosuje go na wypryski, przebarwienia ale i również pod oczy i nie wysusza bardzo wrażliwych partii. Sądze jednak że nie poradzi sobie z mocnymi przebarwieniami czy też rozległym trądzikiem ale ja nawet aż tak wielkiego krycia nie oczekuje od owego korektora. Widzę gdy nałoże owy produkt na wyprysk ten jest wyraźnie uspokojony i szybciej zanika.
Produkt ma naprawdę cudowny skład: Zinc Oxide, Shea Butter, Candelelia Wax, Extracts of Organic Green Coffee*, Organic Rice Powder*, Peach, Carrot, Cocoa, Apricot, Lavender Powder, Chamomile, Organic Rosehip Oil*, Vitamin E (a-tocopherol), Vitamin C (ascorbyl palmitate), Cocoa Butter, Extracts of Organic Rosemary*, Organic Oregano*, Organic Thyme*, Organic Grapefruit Seed* and Organic Goldenseal*

A dostępny jest na stronie plantsforbeauty.


Mam nadzieje że podoba Wam się post i przyjmie się nowa seria na moim blogu. Obiecuje być systematyczna w pisaniu tego rodzaju postów.
Co sądzicie o moich ulubieńcach? A może to i Wasi ulubieńcach?

piątek, 5 lutego 2016

Na czym polega tajemnica perfekcyjnej cery azjatek?




Cera Azjatek-gładka, rozpromieniona, pozbawiona trądziku oraz przebarwień, jest traktowana jako wzór i cel naszych starań. Wydajemy fortunę ażeby cieszyć się takim efektem jak i one. Kolejną fortunę przeznaczamy na nieodpowiednie kosmetyki. Dajemy się również nabrać na wiele marketingowych sztuczek ponieważ ci, którzy pracują w dziale reklamy doskonale wiedzą, że dodanie "azjatycki" spowoduje wzrost sprzedaży.

Azjatki opierają swą pielęgnację na zupełnie innych metodach aniżeli my. Patrzą na cerę w szerszym kontekście i wiedzą co naprawdę czyni ją zdrową i piękną. Wiedzą również, że to nie makijaż sprawia,że jesteśmy piękne. Jest to ostatnia rzecz jakiej ufają.




Ich sekret tkwi w 6 prostych krokach.
Te triki są warte wypróbowania.

* Azjatki uwielbiają opluskiwać twarz. Wiem, brzmi to dziwnie. Cel wielokrotnego ochlapywania twarzy wodą jest prosty. Azjatki w ten sposób usuwają kosmetyki oczyszczające. Niedokładnie spłukany żel do twarzy zatyka pory i sprawia, że nasza cera wygląda niekiedy gorzej niż gdybyśmy go w ogóle na nią nie nałożyły. Azjatki tak więc opłukuje twarz przynajmniej 10 razy.

* Azjatki, w przeciwieństwie od Amerykanek czy Europejek, bardzo serio traktują mięśnie twarzy. I dbają o nie częściej niż o makijażowe nowości. Kobiety te wierzą,że stan naszej skóry w dużej jak i nie największej mierze uzależniony jest od stanu mięśni twarzy, bo to  przecież na nich skóra jest osadzona. Azjatki wykonują masaż twarzy co dzień. Jest kilka technik, ponieważ mięśnie twarzy także podzielone są na grupy. Najpierw okrężnymi ruchami wykonują delikatny masaż całej twarzy, a potem głównie skupiają się na czole. Ruchami odpowiednimi palców wskazujących rozmasowują "lwią zmarszczkę" oraz zmarszczki poziome.

* Jeden dzień w tygodniu dają swej skórze odpocząć. Nie nakładają nic ani makijażu ani kosmetyków pielęgnacyjnych.
Dają w ten sposób skórze odpocząć, gdyż taki trick pomaga skórze przywrócić w naturalny sposób równowagę. Wszystkie procesy metaboliczne mają szansę się wyrównać i w ten sposób działać dużo lepiej. Ta metoda jest warta wypróbowania.

* Kobiety z Azji odżywiają skórę przede wszystkim od środka. Ich jadłospis jest zbilansowany i bogaty we wszystkie dobroczynne składniki. Azjatki jedzą bardzo dużo warzyw, owoców i roślin strączkowych- głównie fasoli. Ich dieta jest bogata w witaminy i mikroelementy, odpowiedzialne m.in. za wygląd cery. Unikają fast foodów i piją bardzo dużo wody.




* Nie od dziś wiadomo, że Azjatki przykładają się do pielęgnacji o wiele mocniej niż do makijażu. Dbają o optymalne nawilżenie i oczyszczenie. Wykonują peeling każdego dnia. Nie eksperymentują z nowościami, a ich pielęgnacja jest na podstawowych krokach i prostych naturalnych składnikach.

* Makijaż Azjatek jest zawsze bardzo subtelny- dlatego właśnie tak młodo wyglądają. Czy ktoś widział kiedyś Japonkę z wykonturowaną bronzerem twarzą? No właśnie- to wyjaśnia wiele. Azjatki stawiają na wyjątkowo lekkie kremy BB( bardzo rzadko stosują podkłady) które prócz właściwości wyrównujących koloryt skóry, pielęgnują ją. Prawdziwe kremy BB- które są dostępne jedynie w Azji- zawierają liczne wyciągi oraz ekstrakty, które nawilżają skórę i opóźniają procesy jej starzenia.
Sekret jej pięknej skóry tkwi również w tym, iż zmywają one makijaż od razu po przyjściu z pracy czy szkoły oraz nigdy nie używają tuszu wodoodpornego.