czwartek, 29 czerwca 2017

MAHALO THE UNVEIL.



Dziś recenzja produktu stosunkowo taniego jeśli chodzi o markę Mahlo-tylko 69 euro-produktu który polubiłam ale nie zakupie go ponownie właśnie przez tą stosunkowo "niską" cenę bo uważam, że na rynku są równie dobre produkty w na pewno niższych cenach.


Z marką Mahalo jest taki problem, że nie jest dostępna w Polsce(jak większość cudownych, naturalnych marek), jest w Europie(sklep Alyaka oferuje ich kosmetyki-dostawa jest darmowa), ceny są naprawdę wysokie i niby kosmetyki są dobre to jednak nie jest to wielka miłość.

Z Rare Indigo Balm miałam tak, że z początku widziałam efekty, uwielbiałam przepiękny zapach produktu ale z czasem nie widziałam niczego już na mojej twarzy a zapach już za bardzo podrażniał mój nos.
A z The Unveil-czyli bohaterem dzisiejszego posta jest tak, że dobrze oczyszczał...no i to na tyle.
Ja jestem zwolenniczką podwójnego mycia-czyli pierwszą warstwę zmywam za pomocą olejku czy to balsamu po czym sięgam po produkt myjący. Producent jednak zaleca nam używanie jedynie tego balsamu, ja nie czułam jednak, że wystarczająco oczyściłam swoją skórę(nawet nie chodzi o makijaż bo jego nakładam jak najmniej na twarz ale spędzam cały dzień wśród kurzu który również osiada na mojej twarzy no i w porach).
Ale zacznę może od początku.

The Unveil to skoncentrowany produkt do mycia, w przepięknym słoiczku zaraz po otwarciu zobaczymy przepięknie zielony balsam który po rozsmarowaniu w dłoniach zamienia się w olejek a gdy dodamy do niego wody, zmienia się w mleczko. Istna magia! To pierwszy krok w demakijażu tak więc nakładamy go na makijaż ażeby go rozpuścić i z tym produkt daje sobie radę.

W składzie balsamu znajdziemy biokompatybilne olejki oraz enzymy roślinno-witaminowe które są bogate w przeciwutleniacze to połączenie tworzą delikatny ale skuteczny środek do czyszczenia, łagodzenia oraz wygładzenia skóry pozostawiając przy tym nienaruszoną barierę wilgoci na skórze. I z tym się zgodzę po użyciu balsamu, po jego zmyciu skóra nie była wysuszona ale zauważyłam delikatne zaczerwienienie i to już mi się nie podobało. Wiem, że wiele użytkowników poleca używanie produktu właśnie z tego względu jedynie parę razy w tygodniu, ale ja zazwyczaj mam jeden produkt do pierwszego mycia..nie będę kupowała następnego.


Produkt na pewno jest wydajny. To znaczy w moim przypadku a jak wspominałam już nie mam za dużo do zmywania z twarz tak więc malutka ilość mi wystarczy. Opakowanie 50 ml zużyłam w przeciągu trzech miesięcy.

Co do zapachu i koloru. Przepiękny, zielony kolor zawdzięczamy  zielonej herbacie która również jest w składzie. Zapach natomiast jest świeży ale również niezwykle ostry, czuć mocno zapach cytryny który połączony jest z fragonią, imbirem, kardamonem i pieprzem różowym. Wiem również, że nie każdemu odpowiada ten zapach, ja jednak bardzo długo korzystałam z kosmetyków bezzapachowych i ten zapach mnie nie drażni w żaden sposób.

Produkt pomaga na pewno głęboko oczyścić skórę z makijażu, zanieczyszczeń i brudu, produkt również ma za zadanie delikatnie złuszczać i zmiękczać naszą skórę dzięki zawartości naturalnych enzymów owocowych oraz pomagać nam w gojeniu się skóry.

Nie poleca się zmywać produktu szmatką czy też gorącym ręczniczkiem, gdyż balsam bardzo łatwo zmywa się z twarzy gdy ma się już tylko zwilżone dłonie.


Ten balsam to czysta magia gdyż to balsam, olejek i mleczko w jednym. To kompleks bogaty w oleje i masła dzięki czemu tworzy niezwykle bogatą, miękką oraz lekką konsystencję która wręcz sunie po twarzy niczym jedwab. Balsam równoważy wydzielanie sebum, nawilża i głęboko oczyszcza pozostawiając tym samym skórę oczyszczoną ale i jedwabiście miękką, nawilżoną i nie podrażnioną. Mieszanka olejków eterycznych takich jak cytryna, fragonia, imbir i kardamon pomagał mi osobiście złagodzić stres i napięcie nerwowe po ciężkim dniu w pracy.


Kluczowe składniki w balsamie to:

zielona herbata(matcha)- posiada w sobie przeciwutleniacze oraz przeciwzapalne flawonoidy które pobudzają produkcję kolagenu i odpowiadają za ujędrnienie i rozjaśnienie skóry. Jest dodatkowo bogata w antyoksydanty, enzymy, aminokwasy oraz witaminy i minerały dzięki czemu pomaga stymulować regenerację skóry. Badania kliniczne wykazały, że preparaty zawierające zieloną herbatę zmniejszają skutki uszkodzeń słonecznych poprzez hamowanie wolnych rodników i zmniejszając stan zapalany.

papaja-enzym papaina naturalnie zmiękcza skórę oraz zwiększa odnowę komórkową, oferuje wspaniałe właściwości przeciwutleniające a poza tym to świetna kombinacja węglowodorów, kwasów oraz karotenu. 

wierzba-pozwala na łagodną eksfoliację czyszczenia porów od wewnątrz, usuwając gromadzenie się ropy naftowej(znana wszystkim parafina), zanieczyszczeń, potu, brudu a nawet i krwi oraz innych toksyn. To kwas salicylowy prosto z natury, złuszcza bez podrażnień.

awokado- bogaty w witaminy A,B,G i E świetnie nawilża skórę suchą i zniszczoną

olej makadamia- jest bardzo zbliżony do naszego sebum, bogaty w kwasy tłuszczowe oraz fitosterole jak kortyzon ochronny który pomaga zregenerować skórę oraz ją nawodnić.

Pełny skład:  prunus amygdalus dulci (sweet almond) oil and in-house phytonutrient infusion* [medicago sativa (alfalfa), arnica montana (arnica), calendula officinalis (calendula), symphytum officinale (comfrey), centella asiatica (gotu kola), ocimum sanctum (holy basil tulsi), azadirachta indica (neem), scutellaria lateriflora (skullcap)], persea gratissima (avocado) butter*, macadamia integrifolia (macadamia) oil*, helianthus annuus (sunflower) oil*, jojoba esters, mangifera indica (mango) butter*, theobroma cacao (cocoa) butter*, astrocaryum murmuru butter*, theobroma grandiflorum (cupuacu) butter*, argania spinosa (argan) oil*, cera alba (beeswax)*, ricinus communis (castor bean) oil*, cetearyl olivate (and) sorbitan olivate, non-gmo mixed tocopherols, salix alba L. (willow) bark*, plukenetia volubilis (sacha inchi) oil*, coco glucoside, camellia sinensis (green tea) leaf*, calophyllum inophyllum (Polynesian tamanu) oil*, cucurbita pepo (pumpkin) seed oil* & papain*, lecithin*, montmorillonite (french green clay), citrus lemon oil*, agonis fragrant (fragonia) oil*, elettaria cardamomum (cardamom) oil*, zingiber officinalis (ginger) oil*, schinus molly (peppercorn) oil*, frankincense sacra oil*, melaleuca quinquenervia (niaouli) oil*, citrus aurantium var. bergamia (bergamot) oil*, commiphora myrrh oil*, rosmarinus officials (rosemary antioxidant) extract*, limonene+, linalool+, zingiberene+, gingerol+

I jak zainteresował Was owy produkt czy może też wręcz przeciwnie?


piątek, 16 czerwca 2017

RMS BEAUTY UN COVER-UP.


 To jest szczególna dla mnie recenzja. Sam produkt który dziś Wam przedstawię jest szczególny, bo to od niego rozpoczęłam swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami. Mam sentyment do marki RMS Beauty, to tej firmy najwięcej mam kosmetyków do makijażu i pomimo iż odkryłam je już rok temu, wciąż jestem im wierna. Ich składy są proste, naturalne i surowe, dodatkowo pielęgnują skórę ale i upiększają ją udoskonalając jedynie nasze naturalne piękno a nie ukrywając je.


Un cover-up w kolorze 11 zakupiłam rok temu chyba w lutym, zakupiłam go z myślą o używaniu go na całą twarz jako podkład, w tej roli niestety nie sprawdził się u mnie(o tym w dalszej części posta) ale w formie korektora pod oczy jak i przebarwienia oraz wypryski w dalszym ciągu sprawdza się rewelacyjnie.



Tak, to opakowanie przedstawione na zdjęciu jest ze mną już rok i cztery miesiące. Nie wiem czy to jakieś znaczne zużycie, a muszę zaznaczyć, że używam go każdego dnia gdy się maluje oraz nie żałuje go sobie szczególnie pod oczami. Chciałabym spróbować czegoś innego ale z drugiej strony tak ciężko mi się z nim rozstać bo bardzo go lubię. 

Podkład/korektor jest niezwykle lekki w konsystencji i nawilżający dzięki chociażby olejowi kokosowemu...uwaga właśnie dlatego nie używam go na całą twarz jako podkład. Moja skóra twarzy nie lubi się z tym cudownym składnikiem, na drugi dzień budzę się z podskórnym grudkami oraz wypryskami...ten olej niestety zapycha mnie jednakże nie robi mi krzywdy gdy nakładam go pod oczy czy punktowo na wypryski(zauważam wręcz, że wypryski szybciej znikają i nie powstaje przy tym blizna).
Produkt pomimo iż jest naturalny przez to nie w składzie silikonów dobrze rozgrzany w dłoniach(jego konsystencja w słoiczku jest zbita, stała najlepiej aplikuje się go za pomocą palców na twarz)pięknie sunie po twarzy przy czym zmniejsza widoczność porów i wygładza skórę i do tego to krycie....istny photoshop. 
Podkład idealnie stapia się ze skórą przy czym maskuje niedoskonałości skóry ale i świetnie neutralizuje zaczerwienienia, po porostu je kryje na wiele godzin. Muszę nadmienić, że nie pudruje kosmetyku i utrzymuje się u mnie przez cały dzień i wciąż wygląda rewelacyjnie(muszę jednak nadmienić, że jestem posiadaczką skóry suchej). 
Skóra po aplikacji podkładu wygląda nieskazitelnie a przy tym nie jest ani sucha ani mocno pomalowana bo już niewielka warstwa wystarczy aby cieszyć się świetnym kryciem. 
Podkład nawilża i naprawdę leczy skórę dodatkowo ją upiększa w taki fizyczny sposób a to dla mnie najważniejsze.
Odcień który posiadam to 011 który oceniłabym jako jasny odcień z żółtą bazą, świetnie stapia się z moją cerą ale i przepięknie rozświetla spojrzenie. 

Ważne jest jednak aby skóra przed aplikacją owego produktu była wystarczająco wypielęgnowana i nawilżona bo niestety produkt lubi się "zatrzymywać" na suchych skórkach. Przy nim musisz pamiętać o częstym peelingu skóry oraz dobrym nawilżeniu. 
Jak wspomniałam wcześniej najlepiej nakładać go za pomocą palców, choć beauty blender także nieźle sobie radzi, nie polecam aplikować go za pomocą pędzla bo pozostawia smugi a już w ogóle nie kupujcie specjalnie pędzla do niego przeznaczonego, gdyż w moim odczuciu jest fatalny(miałam i ciesze się, że się go pozbyłam).



Owy produkt dobrze zaaplikowany naprawdę ciężko dostrzec gołym okiem, nie jest to produkt zupełnie matowy w odczuciu innych ludzi których opinie czytałam jest za tłusty, ja jestem posiadaczką cery suchej i u mnie wygląda jak podkład rozświetlający a nie coś tłustego. Nie zbiera się u mnie również w zmarszczkach czy załamaniach skóry(wiecie o co mi chodzi) ale zaaplikowany nabyt blisko dolnej linii rzęs może to robić.

Zobaczcie tylko ten skład: *Cocos Nucifera (Coconut) Oil, *Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, *Cera Alba (Beeswax),  *Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, *Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Tocopherol(non-GMO), *Rosmarinus officinalis (Rosemary) Extract, and may contain: [+/- Titanium Dioxide CI 77891, Iron Oxides CI 77492, CI 77491, CI 77499]

To tylko ok 11 składników ale za to jak cudownie działających. 
Ja jestem niewątpliwie zakochana w tym produkcie, powoli się mi kończy i mam już w planach zakup innego korektora ale gdy tamten się nie sprawdzi natychmiast wracam do Un Cover-up. 

Za słoiczek o pojemności 5,67 g musimy zapłacić 166 złotych na stronie warsztatpiękna

Jeśli chciecie rozpocząc swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami do makijażu niewątpliwie un cover-up to dobry początek.
Znacie owy produkt? A może jest również Waszym ulubieńcem?


Post nie jest sponsorowany.

czwartek, 8 czerwca 2017

ULUBIEŃCY MAJA.


 Maj był miesiącem niezwykle niezdecydowanym jeśli chodzi o pogodę. Jednego dnia padał śnieg i było strasznie zimno zaś parę dni później witało mnie słońce i było wręcz upalnie. Niestety na moją skórę nie wypływają za dobrze takie zmiany temperatur gdyż są one naprawdę ekstremalne. 
Maj jednak był miesiącem, gdzie przystopowałam z pielęgnacją twarz...odstawiłam na bok tak uwielbiane przeze mnie maski(od czasu do czasu jakąś tam nałożyłam), ani nawet do demakijażu jakoś się nie przykładałam...być może popadłam w jakąś pielęgnacyjną depresję :D Bałam się, że przez to nie przedstawię Wam ulubieńców miesiąca maja, ale mimo wszystko znalazły się u mnie nowe perełki które są warte tego aby napisać o nich post.

O dziwo będą aż dwa produkty do makijażu oraz tylko jeden do pielęgnacji.


 Zacznę więc od pielęgnacyjnego ulubieńca którym jest woda różana od mojej ukochanej, polskiej marki Fridge-którą zapewne każda z Was zna :)
Od bardzo długiego czasu jestem wierna wodzie różanej od Ministerstwa Dobrego Mydła-która dodatkowo pojawiła się w ulubieńcach roku 2016-ale chciałam spróbować czegoś nowego. Wypadło na markę Fridge oraz ich 3.2 rose water tonic,bo miałam już wiele kosmetyków owej marki i wiele pojawiło się w ulubieńcach, nigdy nie byłam nimi rozczarowana poza tym są one naturalne, czyste i to już przemawia do mnie. 


Co zauważyłam już po pierwszej aplikacji to głębokie nawilżenie skóry oraz jej odżywienie. Tonikiem spryskuje twarz od razu po drugim myciu twarzy-tutaj do akcji wkracza mydło ryżowe od MDM-gdyż wtedy skóra na niej jest delikatnie ściągnięta a owa woda neutralizuje owe uczucie. Zauważyłam również, że z każdym użyciem twarz wydaje się coraz to gładsza. Pamiętajcie, że zarówno olejek różany ale i woda działają na naszą skórę odmładzająco :) 
Tonik przepięknie pachnie różami-bardzo świeżo, czysto i naturalnie. Dokładnie tak jakbyście w dłoniach rozdarły liście róży, owy zapach po każdej aplikacji niezwykle mnie koi ale i odpręża. 
Jest mi go tak bardzo szkoda, że aplikuje go tylko i wyłącznie pryskając nim twarz, ale zdarza się, że również przecieram nasączonym nim płatkiem kosmetycznym twarz i świetnie radzi sobie z usuwaniem resztek makijażu. Jest niezwykle delikatny toteż  sprawdza się w domywaniu okolic oczu.
No i ta przepiękna, biała, minimalistyczna buteleczka która zdobi moją toaletkę(tego kosmetyku nie musicie przechowywać w lodówce ale w okresie letnim jest to wskazane).
Tonik kosztuje 87 złotych za 100g

Skład: Water (Aqua), Rosa Damascena Flower Water, Glycerin, Panthenol, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract.







Kolejnym kosmetykiem jest już podkład. Niezwykle mnie cieszy, że znalazłam już idealne zastępstwo za 
podkład marki Sappho(recenzja tutaj)którego formuła moim skromnym zdaniem została zmieniona na gorsze, przez to nie sprawdza się u mnie tak dobrze jak poprzednik. Był to mój idealny podkład, pięknie wyglądał na skórze, świetnie krył i pielęgnował...początkowo bałam się podkładu marki Inika ale w końcu postanowiłam zamówić zestaw startowy gdzie był wśród innych cudowności ten podkład w formie próbki.
Podkład ten to wybawienie dla mojej suchej skóry, gdyż w swoim składzie posiada kwas hialuronowy który zapewne wiecie ma wspaniałe właściwości nawilżające. Podkład ten jest niezwykle lekki, niewyczuwalny wręcz na skórze i nazwała bym jego krycie średnim-ukrywa delikatne przebarwienia i radzi sobie z moim rumieniem więc dla mnie jest idealny. Podkład dzięki zawartości przeciwutleniaczy, witamin i minerałów przepięknie rozświetla skórę-daje takie wykończenie o które mi chodzi. Idealnie stapia się ze skórą-wygląda niczym jej lepsza wersja, jest długotrwały, nie zatyka porów, nie pozostawia na skórze tłustej poświaty oraz jest niewyczuwalny na skórze. Nie osiada się na suchych skórkach, świetnie się rozprowadza pomimo iż w składzie nie posiada sylikonów...no co mam jeszcze o nim pisać? Jest świetny i wiem, że idealnie sprawdzi się na lato, choć jest jeden minus-dla innych będzie to plus. Nie ma filtra przeciwsłonecznego w sobie, ale przez to nadaje się podczas wypadów gdzie wiecie, że w ruchu będzie aparat. Miałam go na sobie, gdy byłam na imprezie i makijaż przez całą noc wyglądał idealnie-delikatnie przypudrowany w miejscach strategicznych. 
Podkład w składzie posiada organiczny wyciąg z soku aloesowego, olejek arganowy, witaminę E oraz wyciąg z dzikiej róży. Podkład intensywnie nawilża skórę przez cały dzień, delikatnie wygładza zmarszczki-nie osiada w żadnych załamaniach czy liniach-zauważyłam również, że przy jego użyciu moja skóra z dnia na dzień wygląda coraz to lepiej. Cera wygląda przez cały dzień niezwykle świeżo i promiennie, dla mnie podkład ma chronić skórę i przez długi czas nadać jej perfekcyjny wygląd i to cudo właśnie to wszystko robi. Polecam, polecam(zaznaczę jednak, że jest to podkład dla osób które nie mają większych problemów z cerą-nie wymagajcie od niego ogromnego, pełnego krycia, dodatkowo jest niewyczuwalny na skórze i czuje, że najlepiej sprawdzi się u osób z wrażliwą i suchą skórą.)
Za 30ml podkładu musimy zapłacić ok. 155 złotych co uważam, za dobrą cenę.

Zobaczcie tylko ten cudowny skład: Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice *; Titanium Dioxide; Persea Gratissima (Avocado) Oil *; Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil *; Cetearyl Alcohol; Glyceryl Stearate Citrate; Cetearyl Olivate; Aqua; Glycerin; Butyrospermum Parkii (Shea) Butter



Ale się na chwaliłam jednak to nie koniec na dziś bo teraz pora na szminkę. Tak, tak na produkt do ust...nie jestem ich wielką fanką, bo dla mnie to trochę bez sensu nakładać coś co za chwilę zniknie z moich ust. 
Ale od kiedy dowiedziałam się, że Kjaer Weis do swojej oferty wprowadziła szminki wiedziałam, że choć jedna musi pojawić się w mojej kolekcji. Mówię od razu nie należy ona do tanich(ale to w głównej mierze wina przepięknego, ciężkiego opakowania)ale jest warta zainteresowania. Ja posiadam kolor Honor i nazwałabym go odcieniem nude wchodzącym w różowe tony, na pewno nie wygląda niczym róż lalki barbie. Początkowo nie byłam do niego przekonana uważając, że nie pasuje do mojej karnacji ale z każdą aplikacją lubię go coraz bardziej. 
W swoje kolekcji posiadam już Lip Tints tej samej marki i tak naprawdę to ta sama formuła ale w formie szminki i lepiej kryjąca. Daje niezwykle aksamitne, gładkie wręcz wykończenie na ustach. W składzie znajdziemy same bogate, nawilżające składniki takie jak masło shea i olej jojoba, które są uruchamiane ciepłem naszych warg. Jak każdy produkt marki Kajer Weis i ten jest do wielokrotnego napełnienia(następnym razem nie muszę wydawać 44 funtów a jedynie 29.
Odcień Honor jest w 100% naturalną szminką(nie posiada sztucznych odcieni)
Na pewno przed aplikacją szminek marki Kjaer Weis warto jest zrobić dokładny peeling ust, gdyż szminka lubi osiadać na suchych skórkach. Jej trwałość jest o dziwo zadowalająca ale i tak wszystko wygrywa to jak przepięknie wygląda opakowanie no i oczywiście szminka na ustach.
Za szminkę w przepięknym opakowaniu musimy zapłacić ok. 220 złotych, zaś za sam wkład już 145 złotych.

Skład: Ricinus Communis (Castor) Seed Oil**, Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax, Caprylic/Capric Triglyceride, Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter**, Cera Alba (Beeswax)**, Mica, Zea Mays (Corn) Starch**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil**, Rosa Rubiginosa (Rose Hip) Seed Oil**, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Oil**, Gardenia Florida Fruit Extract, Tocopheryl Acetate, Ammonium Glycyrrhizate, Limonene*, Dextrin, Citral*, +/- CI 75470 (Carmine), CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491 (Iron Oxide).


To już wszyscy ulubieńcy. Podzielcie się proszę ze mną w komentarzach jacy byli Wasi ulubieńcy poprzedniego miesiąca :)


wtorek, 6 czerwca 2017

BŁĘDY KTÓRE POPEŁNIA KAŻDY Z NAS APLIKUJĄC KREM Z FILTREM.



 Pogoda coraz to piękniejsza, jesteśmy również coraz bliżej lata. To czas podczas którego chcemy cieszyć się piękną opalenizną-ona mimo wszystko również może być zdrowa. Bez poparzeń i dodatkowych zmarszczek.
Tak naprawdę kremy z filtrem powinnyśmy używać przez cały rok, aczkolwiek zapewne niewiele z Was tak robi. Ja staram się przez cały rok używać podkładu czy kremu BB który daje mi ochronę przeciwsłoneczną a w okresie letnim wzmacniam to kremem z filtrem(aktualnie używam kremu marki John Masters Organics który szczerze wam polecam). 
Czasami zdarza się tak, że pomimo iż nałożymy na twarz czy ciało krem z filtrem bardzo mocno wręcz się spalamy na słońcu lub pojawiają się na skórze przebarwienia. Postaram się przedstawić Wam dlaczego właśnie się tak dzieje.

Po pierwsze być może źle dobierasz faktor. Od tego jaki faktor będzie dla nas idealny, zależy od stopnia nasłonecznienia(tzw. indeksu UV) danego miejsca, tak więc gdy krem z SPF 20 wystarcza tobie w Karwi nie oznacza, że sprawdzi się na Wyspach Kanaryjskich. Im wyższe nasłonecznienie miejsca tym większego filtru potrzebujesz. 

UWAG: wybierając preparat zwracaj uwagę na to jaki filtr zawiera-chemiczny czyli syntetyczny czy też fizyczny-filtr mineralny(jeśli będziecie zainteresowani mogę zrobić oddzielny post o różnicach między filtrem chemicznym oraz fizycznym). Kremy z oznaczeniem "broad spectrum" dadzą Ci najlepszą ochronę słoneczną ,gdyż chronią przed promieniowaniem UVB(powodują poparzenia) oraz UVA(które przyśpieszają starzenie się skóry).

Ważne jest aby filtry były przechowywane w chłodniejszych pomieszczeniach(lodówka czy łazienka-tam nic im się nie stanie)bo jeśli przeleżały wraz z Tobą na słońcu to produkt może przestać działać lub też o połowę słabiej czy też krócej. 



Jeśli chodzi o kremy z filtrem w tym przypadku mniej wcale nie oznacza więcej. Zbyt mało preparatu oznacza spadek wysokości ochrony słonecznej i tak oto nakładając SPF 50 możesz uzyskać ochronę poniżej SPF 10. Aby zapewnić ochronę nakładaj krem grubą warstwą, odpowiednia ilość to ok. pół łyżeczki na twarz i szyję. Wiesz jaka ilość jest odpowiednia na pokrycie całego ciała jednorazowo? 30 ml. To naprawdę dużo tak więc jeśli to dla Ciebie za dużo zawsze możesz nałożyć dwie warstwy, lub po prostu nałożyć tyle kremu ile jesteś w stanie rozprowadzić. 

Krem z filtrem chroni jedynie przez dwie godziny od aplikacji, tak więc bardzo ważne jest aby reaplikować owy produkt. Aplikację ponawiamy również po każdej kąpieli- jedna butelka emulsji na całe wakacje to jednak za mało, nie uważacie?

Tak naprawdę żaden filtr nie ochroni Cię w 100% tak więc unikaj przebywania na słońcu pomiędzy 11 a 16.
Nie obawiaj się również, że wrócisz z wakacji cała biała, gdyż nawet SPF 50 nie daje pełnej ochrony.

To, że nałożysz bluzkę z długim rękawem oraz dżinsy wcale nie oznacza, że nie musisz stosować już kremu z filtrem. Ubranie w zależności od rodzaju tkaniny często chroni przed promieniowaniem w zaledwie kilku procentach. Promieniowanie przepuszczają również szyby, toteż uważaj siedząc w pociągu czy samochodzie toteż chroń się nawet wtedy przed słońcem.

Dodatkowo polecam Wam łączyć SPF  z naturalnymi olejkami które również same w sobie posiadają SPF ale również ochronią waszą skórę przed utratą wody w ciągu dnia spędzonego na świeżym powietrzu. 


Oto różnice pomiędzy danymi faktorami:

OCHRONA PRZECIWSŁONECZNA:

SPF 2- 50%
SPF 8- 87%
SPF 15- 93%
SPF 30- 97%
SPF 50- 98%

Różnice pomiędzy poszczególnymi wartościami nie są jakieś duże, aczkolwiek wobec czynników które mogą obniżać ich działanie, nakładanie najwyższego filtra nie wydaje się być bezpodstawne. 
Pamiętajcie, że ścieranie się produktu, mniejsza ilość nakładanego produktu, brak możliwość reaplikacji w ciągu dnia automatycznie osłabia działanie filtru tak więc dla bezpieczeństwa postaw na najwyższy faktor.

Mam nadzieje, że post w jakikolwiek sposób się Wam przyda i może choć trochę pomoże w tym roku cieszyć się przepiękną opalenizną bez plam czy poparzeń.

Ochrona jest ważna przez cały rok ale miejmy na nią szczególny nacisk podczas gorących, pełnych słońca dni aby długo cieszyć się zdrowiem i piękną, młodą skórą.