wtorek, 14 marca 2017

ULUBIEŃCY LUTEGO.

Od razu bez zbędnego wstępu zacznę przedstawiać Wam produkty które oczarowały mnie w jakże krótkim, poprzednim miesiącu.
Będzie jak zawsze niewiele produktów bo tylko trzy ale aż z trzech kategorii-włosy, twarz i ciało, co dzieje się u mnie nie często bo zawsze swą główną uwagę zwracam na twarzy.



Zacznę może od ciała. I jeśli chodzi o pielęgnację ciała w tamtym miesiącu postawiłam na polską markę która już nie raz pojawiała się na blogu głównie w ulubieńcach. Mowa tutaj o Ministerstwie Dobrego Mydła i ich cudownym musie do ciała, ja akurat posiadałam ten o zapachu szafranu. Posiadałam bo wykończyłam go do dna, naprawdę wyskrobałam wszystko.
Produkt ma za zadanie nawilżyć i wygładzić nasze ciało...i to też robi. Moja skóra powiem Wam szczerze nigdy nie była tak gładka jak po użyciu owego musu do ciała.
Mus świetnie odżywia skórę, jest w konsystencji przyjemnie piankowa po rozsmarowaniu zamienia się w olejek który otula ciało. Posiada w swoim składzie mnóstwo maseł oraz olei takich jak: masło shea, masło kakaowe, olej szafranowy, olej brzoskwiniowy, olej z pestek winogron, olej z nasion malin, olej rokitnikowy oraz cała gamę olejków eterycznych dzięki czemu balsam pachnie nieco pikantnie, nieco orientalnie..olejki łatwo wchłaniają się w skórę i głęboko regenerują zniszczony naskórek. Wyciąg z nagietka przyśpiesza gojenie ran oraz podrażnień a ciepły zapach naprawdę wieczorem po kąpieli koił, odprężał i pomagał mi się odstresować po ciężkim dniu  w pracy.
Ważne jest aby mus nakładać na wilgotne ciało, wmasowując je kolistymi ruchami w ciało.
Za 120 ml musimy zapłacić 42 złote ale było to najlepiej wydane 42 złote jeśli chodzi o pielęgnacje mego ciała i na pewno wrócę do owego musu.

Kolejna rzecz to już pielęgnacja twarzy. Produkt jak i cała marka niestety nie są dostępne w Polsce ale nie musicie opłacać cła za jego zakup gdyż spokojnie zakupicie produkt poprzez sklep internetowy znajdujący się w Europie. Mowa tutaj o maseczce marki Mahalo-jeśli obserwujecie mojego Instagrama(a jeśli nie to do zachęcam Was do tego) to wiecie że w lutym wręcz obkupiłam się ich produktami bo w swej kolekcji posiadam aż cztery kosmetyki od tej marki. Ale wracam do ulubieńca którym jest maseczka Pele Mask. Zamknięty w przepięknym bambusowym opakowaniu, czarny proszek to cudowny kosmetyk.
 Maseczka ma za zadanie głęboko zdetoksykować naszą skórę, zmniejszyć rozszerzone pory oraz oczywiści je dodatkowo poprawić krążenie i pomóc w odnowie komórek co prowadzi do natychmiastowego dodania blasku naszej skórze twarzy. Maseczka uspokaja stany zapalne, pomaga w walce z wypryskami oraz przebarwieniami.
Aktywowany przez wodę proszek przekształca się w czarny mus który delikatnie się pieni oraz wydaje różne dźwięki, ponieważ ożywia botaniczne wyciągi. Maska wyciąga zanieczyszczenia ze skóry które nagromadziły się podczas całego dnia a dodatkowo rewitalizuję zmęczoną skóre, dodaje jej nawilżenia oraz składników odżywczych.
Maseczka pachnie kakao trochę imbirem i glinką-pachnie dla mnie lekko orientalnie. Pele Mask posiada w składzie przeciwzapalną kurkumę, witaminę C, wyciąg z liści Neem, Cayenne oraz węgiel bambusowy który "absorbuje bakterię".
Za 50 ml sypkiej maseczki musimy zapłacić ok. 260 złotych.



Ostatni już produkt to coś o co bym się po sobie nie spodziewała bo mowa tutaj o piance do włosów. Ja włosy tylko myje szamponem czy sodą od czasu do czasu nałożę na włosy olej kokosowy i jakoś nie interesuje się włosami. Nie suszę ich suszarką, nie farbuje, nie prostuje bo po prostu nie mam na to czasu ani zwyczajnie ochoty-włosy "zrobię" dopiero gdy się gdzieś wybieram a zdarza się to rzadko bo z reguły żyje pracą. A więc pianka do układania włosów marki Alverde-marka własna niemieckiej drogerii DM-pojawiła się u mnie w połowie lutego dzięki florencebeauty. Pianki nie zakupimy stacjonarnie w naszym kraju ale wiele sklepów oferuje je internetowo.
Posiadam włosy falowane, trudne do ogarnięcia gdyż tak naprawdę każdy włosy idzie w inną stronę i posiadam wiele baby hair. Ta pianka delikatnie odbija od nasady moje długie włosy, ujarzmia je oraz dodaje im przepięknego blasku i dodatkowo układa moje włosy w piękne fale. Pianki w żaden sposób nie czuć na włosach, nie oblepia ona ich ani nie obciąża...jest bardzo delikatna i trochę przypomina piankę do mycia rąk, dodatkowo bardzo ładnie pachnie.
Za pojemność 150 ml musimy zapłacić w sklepach internetowych od 20-28 złotych.


Oto moi wszyscy ulubieńcy poprzedniego miesiąca, mam nadzieje że choć jeden przypadł Wam na tyle do gustu że jesteście gotowe na jego zakup.
Nie wiem czy pojawią się ulubieńcy marca...powiem Wam szczerze że ograniczyłam zakupy kosmetyczne do minimum, gdy wykończę jedną rzecz zakupuje dopiero jego zamiennik a niekiedy wracam do starych ulubieńców a nie chciałabym powracać z produktami które już Wam przybliżałam.Mam w planach pare zakupów w najbliższym czasie ale chciałabym też móc dłużej potestować produkty ażeby przychodzić do Was z ich recenzją. W między czasie na pewno będę wracać z nowymi postami czy też nowymi seriami które mam nadzieje będą przypadać Wam do gustu.
Teraz cieplutko Wam pozdrawiam i do następnego przeczytania :)