sobota, 5 listopada 2016

ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA.



Kolejny miesiąc za nami ale kolejny przed nami. Nie chce się rozwodzić po raz kolejny jak to ten czas pośpiesznie "gania" bo zapewne sami to odczuwacie.



Dziś chciałabym przedstawić Wam za to cztery cudowne kosmetyki do makijażu, oczywiście naturalne i nietestowane na zwierzętach-no bo jakże inaczej.
Nie jestem zbytnio fanką makijażu, dla mnie podkład ma mieć funkcję bardziej ochronną przed warunkami atmosferycznymi-mróz, wiatr, deszcz czy słońce jak i również przed zanieczyszczeniami. Przy okazji ma dawać efekt niezwykle naturalny i ma nie przesuszać tylko wręcz nawilżać skórę, nie jestem nazbyt wymagająca jeśli chodzi o podkład dla mnie on nie musi dawać wielkiego krycia-gdyż wyznaję zasadę "lżejszy podkład, niedoskonałości przykryje korektorem).Ale używając owych produktów-jednego podkładu oraz jednego kremu BB który spokojnie mógłby być podkładem nie muszę używać korektora nawet pod oczy.


Najpierw przedstawię Wam podkład z którym wiąże się długa historia. Chciałam go już przetestować bardzo dawno temu. Zamówiłam go jednak dopiero w lipcu, skończył mi się mój ukochany krem-żel koloryzujący od Bare Minerals Complexion Rescue i pomimo iż wciąż darze go wielką sympatią miałam ochotę na coś nowego(trzy opakowania to musi być miłość). Przeczytałam wiele recenzji, obejrzałam multum filmików na Youtube i postanowiłam że podkład w sztyfcie od W3LL People musi być mój.
Najpierw historia jednak....początkowo zamówiłam go na stronie CultBeauty i pomimo iż minęły dwa miesiące podkład nie przyszedł do mnie, jednakże firma była tak miła i uprzejma że zwrócili mi pieniądze i dopiero podkład jest ze mną od 14 pażdziernika i zamówiłam go tym razem ze strony ContentBeautyWellbeing(oba sklepy są usytuowane w Anglii). Straciłam jednak wiele gdyż zamawiałam podkład w poprzednim sklepie gdy funt stał naprawdę wysoko a zwrot pieniędzy otrzymałam gdy funt kosztował ok. 4,7 zł.
Ale cóż dość tej rozpaczy teraz same pochwały.



Podkład jest w formie sztyftu co niezwykle mi się podoba gdyż potrzebujemy naprawdę chwili ażeby rozprowadzić go na twarzy, po czym delikatnie rozetrzeć palcami i gotowe. Jako że to podkład naturalny nie ma w sobie sylikonów a więc nie rozprowadza się niczym marzenie ale nie jest w żadnym stopniu tępy pod palcami, daje naprawdę dobre krycie a przy tym wygląda  naturalnie na twarzy. Przy nim nie używam korektora pod oczami, gdyż zwyczajnie w świecie tego nie potrzebuje. Podoba mi się w nim wszystko zapach, wykończenie, aplikacja no może troszkę nie odpowiada mi kolor gdyż jest zbytnio "złoty" ale następnym razem gdy będę go zamawiała wiem aby wziąć odcień jaśniejszy, bo wiem że będę zamawiała kolejne opakowanie. Bałam się z początku jak będzie z jego wydajnością gdyż jest produktem w sztyfcie a co za tym idzie jest go mniej ale jest naprawdę wydajny i nie dużo go trzeba aby pokryć nim twarz.



Kolejny ulubieniec to krem BB aczkolwiek ja nazywałabym go podkładem gdyż jego krycie jest niezwykle dobre. Mowa tutaj o produkcie od Jan Iredale BB Cream Glow Time, owszem jest troszkę kosztowny gdyż kosztuje ok. 235 złotych ale za 50ml (czyli więcej niż standard). Zakupiłam go latem ale nie byłam ani trochę z niego zadowolona, ukazywał suche skórki jakich w ogóle nie było, dawał zbyt mocny mat na mojej skórze no i był taki jakiś za mocny i ciężki.
Postanowiłam jednak dać mu drugą szansę teraz w okresie chłodniejszym i sprawdza się rewelacyjnie. Ja posiadam go w kolorze BB5 i nazwałabym go ładnym odcieniem żółci, nie za ciemnym gdyż podkład moim zdaniem dopasowuje się do karnacji.



Jego również trzeba nauczyć się aplikować, jest niezwykle gęstym i treściwym produktem naprawdę niewiele go potrzeba aby pokryć nim twarz. Ja nakładam na palec naprawdę niewielką ilość po czym rozcieram go w palcach i nakładam na twarz, rozcieram go również palcami gdyż pędzlem potrafi tworzyć smugi i nie wyglądać naturalnie. Przy jednej warstwie wygląda dosyć naturalnie i ładnie kryje jednak nie nazwałabym tego pełnym kryciem, ale na pewno po jego użyciu nie potrzebujemy korektora. Po pewnym czasie lekko zastyga przez co utrzymuje się naprawdę długo a jego wykończenie jest lekko matowe ale bardzo naturalne.
Szukałam takiego treściwego "podkładu" na okres jesienno-zimowy gdyż moja cera naczynkową w tymże okresie nie przepada za wodnistymi i niewyczuwalnymi podkładami. Musze stworzyć delikatną powłokę ażeby żadne nowe naczynko nie pękło.Również przy dłuższym stosowaniu zauważyłam że ten cream BB wyraźnie rozświetla i wygładza moją skórę przy tym jej nie wysusza a wręcz delikatnie nawilża w ciągu noszenia.Podkład również jest świetny gdyż posiada w sobie SPF25, nie zapycha jednak i nie wchodzi w pory. Na okres jesienno-zimowy cudeńko.



Podkłady to moja mała obsesja jeśli chodzi o makijaż, lubię testować nowe ale trochę gorzej z resztą kolorówki. Szminki, pomadki jak i błyszczyki czy konturówki mogłyby dla mnie nie istnieć, wystarczy mi balsam do ust, jednakże jednak jesienią chętniej sięgam po pomadki aniżeli w innych porach roku i to po te ciemne, widoczne na ustach co do mnie jest nie podobne. W całej kolekcji posiadam pięć pomadek- jedną typowo nude, druga bardziej wpadającą w róż, kolejną delikatnie pomarańczową, klasyczną czerwień oraz tą ukochaną w miesiącu październiku czyli jagodowe bordo. Mowa tutaj o "Femme Fatale" od Ilia Beauty.




Jeśli chodzi o tą markę uwielbiam ich pomadki, są naturalne dają pół-matowe wykończenia jednakże są kremowe w konsystencji, nie wysuszają ust ale je pielęgnują no i co najważniejsze ich kolory są niezwykle głębokie i mocne pomimo iż to naturalne barwniki. Ren jednak kolor kojarzy mi się z jesienią i dlatego tak często po nią sięgałam w poprzednim miesiącu jak i zapewne sięgać będę w kolejnych.



Jak nie przepadam za malowaniem ust, tak powiekę muszę mieć pomalowaną każdego dnia chociażby jednym cieniem. Uważam ze to właśnie dobrze dobrany kolor cienia do naszej tęczówki dodaje spojrzeniu głębi. Niegdyś bałam się nowych kolorów i zazwyczaj sięgałam po jasny brąz którego tak naprawdę nie było widać. Latem nosiłam róże, pomarańcze a teraz w okresie jesiennym nauczyłam się nosić na powiece fiolety jak i odcień marsala-czyli kolor roku 2015. To barwa ziemi oraz czerwonego wina, ten kolor już od dawna podobał mi się w makijażu. Cień w kredce jaki ja posiadam jest marki Ilia i nazywa się "Take On Me".



Cień jest niezwykle łatwy do stosowania ma bardzo miękką i jedwabną formułę.Wystarczy nałożyć produkt na powiekę i delikatnie rozetrzeć palcem, nie będę kłamała że jego pigmentacja jest niezwykle duża bo tak nie jest, ale ja lubię delikatny efekt. Jako że ten produkt posiada dodatek sylikonu po powiece sunie się niczym marzenie, dobrze roztarty nie tworzy smug oraz nie zbiera się w załamaniach.
Ciekawią mnie również inne kolory z tej marki aczkolwiek jak wspominałam na tą chwilę odpuszczam sobie kosmetyczne zakupy, mam tak naprawdę dopiero w planach zakup pare kosmetyków ale to w formie prezentu na urodziny które powoli się zbliżają.


 Mam nadzieje że choć jeden produkt spodobał Wam się na tyle bardzo że chciałybyście mieć go w posiadaniu.