środa, 17 maja 2017

ULUBIEŃCY KWIETNIA. MAY LINDSTROM THE HONEY MUD.


  Dzisiejszy post będzie połączony, znajdzie się tutaj jeden, jedyny ulubieniec kwietnia oraz od razu jego dogłębna recenzja którą po pięciu miesiącach użytkowania owego kosmetyku sądzę, że mogę napisać.
Dlaczego w tym miesiącu pojawi się tylko jeden ulubieniec? Bo kupuje o wiele mniej kosmetyków, bo większość kosmetyków jeśli już kupiłam to na końcu kwietnia a ja należę do osób która nie lubi za szybko oceniać danego produktu a lepiej go po testować(na pewno więcej ulubieńców pojawi się w maju).
Poza tym o preparacie dla mnie uniwersalnym marki May Lindstrom chciałam już dawno coś dla Was napisać, ale początkowo nie wiem czy tak go lubiłam.



To produkt na pewno luksusowy, cena jest przerażająco wysoka(ja kupiłam go jeszcze przed dosyć sporą podwyżką ze strony marki) aktualnie wynosi to ok. 435 złotych za 100 ml produktu. Produkt nie jest dostępny w naszym kraju ale bez problemu dostaniemy go w europejskich sklepach internetowych, chociażby na Naturisimo-gdzie często robię zakupy (post w żaden sposób nie jest sponsorowany).

Stwórczynią marki jest May Lindstrom- modelka, makijażystka oraz guru bo jeśli chodzi o pielęgnację skóry, to naprawdę specjalistka(widziałyście jak piękną jest Ona kobietą?). May zaczeła tworzyć receptury do swoich kosmetyków uwaga już w swojej kuchni, jest niewątpliwie geniuszem jeśli chodzi o kultowe i niszowe produkty kosmetyczne wykonane z ekstraktów roślinnych które w bardzo krótkim czasie podbiły serca nie tylko znanych wizażystów ale i entuzjastów kosmetycznych.
May to naprawdę cudowna kobieta i jej postać oraz markę mam nadzieje, że przybliżę już niedługo w "zoom-ie na markę".
Teraz pozwólcie, że powrócę do jedynego ulubieńca poprzedniego miesiąca.



 The honey mud to produkt uniwersalny gdyż możemy używać go do demakijażu, robić nim delikatny peeling twarzy ale również stosować jako maseczkę.
W skład produktu wchodzi surowy miód, biała glinka oraz czyste oleje roślinne które łączą się ażeby wyeliminować zanieczyszczenia i przywrócić harmonię skórze. W konsystencji produkt jest niezwykle kremowy ale i gęsty, ma bardzo odżywczą formułę a dodatkowo pachnie przepięknie kakao, czekoladą z dodatkiem miodu. Nakładając preparat za każdym razem na twarz mam ochotę po prostu go zjeść tak apetycznie pachnie. Uwaga produkt oczyszcza skórę oraz pory( trzeba pamiętać ażeby wcześniej je "otworzyć") a przy tym nie pobiera cennej wilgoci skórze-po zmyciu preparatu skóra jest nieodparcie miękka, gładka i rozjaśniona. Dodatkowo produkt można stosować jako maseczka lecznicza-dzięki zawartości Haloizytu-beżowej glinki która jest bogata w mikro i makroelementy tj. krzem, żelazo, potas, magnez, wapń, sód, magnan, fosfor, selen, miedź. Ma działanie antybakteryjne oraz zdolność do absorbowania z powierzchni skóry zanieczyszczeń. Jest wielce pomocna w przypadku skór trądzikowych i łojotokowych ale pomaga również skórą wrażliwym z chociażby rozszerzonymi naczynkami krwionośnymi. Odświeża i wygładzam działa odżywczo, absorbuje zanieczyszczenia i toksyny, ściąga pory a po jej użyciu skóra staje się gładka, aksamitna i świeża. To były właściwości haloizytu ale i również tej maseczki.
To naprawdę wielka przyjemność móc stosować tak cudowny produkt, to rytuał który koi nie tylko skórę ale i nasze zmysły a ja może wielką fanką nie jestem zapachów w kosmetykach to od czasu do czasu lubię gdy jakiś produkt pachnie ładnie, ale naturalnie.
Po zmyciu takiej maseczki skóra jest dodatkowo nawilżona i nie czuje potrzeby od razu po jej użyciu nałożyć olejek na twarz.

po prawej produkt z dodatkiem wody, staje się mleczny.

Aktualnie owy preparat najbardziej lubię używać do wieczornego demakijażu, gdyż po prostu najlepiej się u mnie sprawdza w ten sposób. Delikatnie ochlapuje twarz wodą i nakładam na nią odrobinę preparatu. Naprawdę świetnie radzi sobie z demakijażem, bo skóra jest oczyszczona, pozbawiona makijażu a nawet ich resztek. Zmywam nawet nim cienie do powiek(nie używam tuszu, toteż nie wiem jak przy tym się sprawdzi) i w żaden sposób nie podrażnia moich oczu.

Każdy produkt marki May Lindstrom zapakowany jest w piękne czarne, szklane opakowanie które już same w sobie wygląda niezwykle luksusowo. Opakowania są bardzo ciężkie toteż nie sprawdzą się w podróży, ale cieszy oko gdy stoi wśród moich zbiorów. Dodatkowo produkt opakowany jest w czarny kartonik z złotymi literami.

May Lindstrom to nie ukrywajmy marka luksusowa, niezwykle kosztowna aczkolwiek sądzę, że warta Waszego zainteresowania. Oczywiście są jeszcze kosmetyki owej marki które chciałabym wypróbować na własnej skórze ale ich kwoty są bardzo, ale to bardzo wysokie bo np. za olejek do demakijażu The Pendulum Potion za 100 ml musimy zapłacić ok 320 złotych. Mam jednak nadzieje, że jeszcze w tym roku będę mogła napisać kolejną pozytywną recenzję na temat kolejnego kosmetyku owej marki.


Post w żaden sposób nie jest sponsorowany.