czwartek, 5 października 2017

ULUBIEŃCY WRZEŚNIA.


 I tak oto przywitała nas jesień. To niewątpliwie moja ulubiona pora roku...uwielbiam wyciągać cieplutkie, wielkie swetry, ciężkie botki, płaszcze. Wiele warstw, cieplutkie ubrania, wieczory przy serialu z gorącą herbatą i ciastem marchewkowym, zapalanie świeczek...och na to wszystko nie mogłam się doczekać. Oczywiście jest jedna rzecz której nienawidzę w jesieni chociażby naturalny smutek, chandra a nawet niekiedy i depresja. Niestety brak słońca niekorzystnie na nas wpływa ale z tym wszystkim możemy oczywiście walczyć. Ruch, dobre jedzenie, zapełnianie wolnego czasu do maksimum i spotykanie się z ludźmi, posiadanie kogoś bliskiego może sprawdzić, że najbliższe zimne i ciemne miesiące nie będą tak złe.


Dziś jednak nie o tym jak przeżyć jesień a o ulubieńcach września.
Wrzesień niewątpliwie był to miesiąc ubogi w zakupy kosmetyczne, tak naprawdę w miesiącu który rozpoczyna jesień jak i w październiku wole skupić się na zakupach ubraniowych aniżeli na tych kosmetycznych. Poza tym chce wykończyć wszystkie kosmetyki jakie mam ażeby potem przerzucić się w 100% na pielęgnacje naturalną naszych, polskich marek.

 Po pierwsze gąbki konjac. Całkowicie przepadłam, są to istne cuda i nie wyobrażam już sobie bez nich porannej pielęgnacji, demakijażu jak i wieczornej pielęgnacji. Posiadam dwie gąbeczki, obydwie zakupiłam w TkMaxxie w bardzo atrakcyjnych cenach(ok 20 złotych, gdzie owe gąbki w internecie potrafią kosztować nawet 50 złotych).Nie chce za bardzo skupiać się jakie są konkretnie te gąbeczki(zielona do twarzy, zaś ta w kolorze ceglastym do ciała)bo wyrzuciłam opakowania i pamiętam tylko tyle, że ta do ciała posiada w sobie różową glinkę i dokładnie pachnie glinką to bardziej chodzi mi o ich cudowne efekty. Zacznę od gąbki do ciała, od nie pamiętnych czasów walczę z zaskórnikami otwartymi jak i zamkniętymi na ramionach oraz plecach(nie żeby jakoś strasznie ale na tyle bardzo, że nie odkrywam tych partii ciała), pielęgnacja więc w tych rejonach jest równie wzmocniona co i na twarzy. Zdarza mi się nakładać na te rejony kwasy, każdego dnia przemywam je tonikiem ale to i tak nie działało, dopiero gdy zaczęłam używać przy każdej kąpieli owej gąbki do mojego ciała...zaskórniki zniknęły a struktura skóry stała się gładka, nie pamiętam kiedy ostatnio moja skóra na ramionach była w tak świetnym stanie. W moim odczuciu gąbka prócz świetnego oczyszczenia ciała robi również delikatny peeling, po gąbka po jej zastosowaniu jest rozjaśniona, mięciutka, jędrna. To samo tyczy się twarzy, w tym przypadku gąbki używam aż trzy raz. Rano przemywam tylko przy jej użyciu twarz, po powrocie z pracy(zawsze od razu po przyjściu do domu zmywam makijaż)oczyszczoną już skórę twarzy masuje ową gąbeczką, oraz przed nałożeniem wieczornej pielęgnacji na koniec dnia. Od kiedy używam owej gąbki nie ma mowy o suchych skórkach, zauważyłam, że o wiele szybciej goją się wypryski czy inne niespodzianki, nie usunęła w 100% moich zaskórników otwartych w rejonie nosa oraz czoła ale wygląda to o niebo lepiej. Poza tym struktura skóry się wyraźnie wygładziła skóra za każdym razem po jej użyciu jest rozjaśniona i wręcz rozświetlona. Gorąco Wam polecam gąbeczki Konjac które moim zdaniem są niedoceniane a działają naprawdę cuda.


 Kolejnym produktem jest coś czego się bałam, mówię Wam o tym z ręką na sercu. Jest to produkt do pielęgnacji okolic oczu w formie bardzo lekkiego, olejowego serum które w mgnieniu oka się wchłania. Mowa tutaj o SOU-serum oczy usta marki Jan Barba . Owa marka w moim odczuciu jest jedną z niewielu marek która tworzy kosmetyki prosto z serca, bardzo jest dla nich ważne środowisko ale i ludzie. Takim oto sposobem możecie zakupić u nich kosmetyki w sklepie zero waste, gdzie przychodzicie z własnymi opakowaniami ale również odesłać można przepiękne opakowania po kosmetykach do nich i otrzymać rabat na kolejne zakupy. Dodatkowo marka Jan Barba przekazuje 3% wartości każdego zakupionego produktu Fundacji Jagoda która pomaga osobą cierpiącym na chorobę oparzeniową. Robiłam już trzy zamówienia w ich sklepie online i za każdym razem to cudowne doświadczenie. Bardzo szybka przesyłka, świetnie zapakowana, bardzo starannie i widać, że każde pakowanie paczki to dla nich czysta przyjemność. Dodatkowo osobista wiadomość e-mail, nie wygenerowana automatycznie, z podziękowaniem za zakup niezwykle mnie cieszy za każdym razem gdy ją otrzymuje. Uważam, że ceny tych kosmetyków są bardzo przystępne jak na ich jakość oraz skład no i przepiękne opakowania. Miałam od nich krem do ust(niestety nie sprawdził się na moich bardzo suchych ustach), szampon ziołowy(solo nie za bardzo, dodany do innego naturalnego szamponu istne cudo)tonik ziołowy(nie do codziennej pielęgnacji bo przesuszył moją z natury suchą skórę)oraz serum oczy usta do którego nie mam żadnych zastrzeżeń.


Produkt zamknięty jest w 10ml szklanym, czarnym opakowaniu z aplikatorem roll-on, kulka również jest ze szkła. Parę razy produkt wkładałam na noc do lodówki i rano nie było nic lepszego do "rozbudzenia" moich oczu aniżeli to serum rozprowadzany zimną kulką. Serum nakładamy pod oczy ale ja nakładam również na powieki w kąciki oczu ale również i w kąciki ust. Produkt ten odżywia okolice w które aplikujemy go, wygładza ich powierzchnie, okolice te są rozświetlone i rozjaśnione a spojrzenie wygląda na wyspane i zdrowe. Skóra pod oczami jest napięta i jędrna i pomimo, iż uwielbiam kremy pod oczy to te serum sprawdza się lepiej aniżeli nie jeden krem. Produkt jest bardzo wydajny, jego koszt to 65 złotych na stronie marki. Mam owszem dopiero 23 lata ale skóra pod oczami dla mnie jest równie ważna jak skóra twarzy jak i nie najważniejsza i wy również nie zapominajcie o tej bardzo wrażliwej strefie.
Cena: 65 zł/10ml

skład: Rosa Rubiginosa Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Actinidia Chinensis Seed Oil, Oryza Sativa Bran Oil, Corylus Avellana Seed Oil, Borago Officinalis Seed Oil, Lecithin, Tocopherol, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Humulus Lupulus Flower Extract, Equisetum Arvense Extract, Arnica Montana Flower Extract, Cucumis Sativus Fruit Extract, Sambucus Nigra Flower Extract, Malva Sylvestris Flover/Leaf Extrct, Symphytum Officinale Root Extract, Citrus Limon Fruit Extract


Ostatnim kosmetykiem jeśli chodzi o pielęgnację w tym miesiącu będzie kosmetyk od zapewne każdej z Was znanej firmy The Ordinary. Tak, tak przepadłam i ja, ale to naprawdę świetne kosmetyki za śmieszne pieniądze.Ale mowa tutaj głównie o peelingu z kwasem mlekowym 5% oraz kwasem hialuronowym 2%(Lactic Acid 5%+ HA 2%)który jest cudotwórcą. To bardzo delikatny peeling na bazie kwasów który oczyszcza a przy tym i nawilża skórę, a to bardzo ważne przy mojej suchej skórze. Zauważyłam, że regularne stosowanie tego produktu naprawdę działa cuda, skóra jest wygładzona, rozjaśniona, jakieś tam przebarwienia o wiele szybciej znikają a dodatkowo nie czuje podrażnienia podczas jego stosowania a jedynie dogłębne nawilżenie dzięki zawartości kwasu hialuronowego. Preparat również radzi sobie ze zwężaniem moich porów. Stosuje go co dwa dni, wieczorem(tak zaleca producent). Szczerze Wam powiem, że jest on o wiele lepszy aniżeli Moonlight Catalyst od Kypris.
 Za co polubiłam markę Ordinary? Za świetne produkty w przystępnych cenach oraz fakt, że ich kosmetyki nie są testowane na zwierzętach...oczywiście produkty nie są naturalne, ale to jeden z niewielu kosmetyków którego z przyjemnością mi się używa pomimo, iż jego skład nie jest naturalny.
Cena: 29 zł/30ml. Ja kupowałam owy produkt na polskiej stronie cosibella

skład:  Aqua (Water), Lactic Acid, Glycerin, Pentylene Glycol, Triethanolamine, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Tasmannia Lanceolata Fruit/Leaf Extract, Arginine, Potassium Citrate, Acacia Senegal Gum, Xanthan Gum, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate, PPG-26-Buteth-26, Ethyl 2,2-Dimethylhydrocinnamal, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Ethylhexylglycerin, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol.



W owym poście ostatnim kosmetykiem będzie podkład. Kosmetyk o który najczęściej pytacie od kiedy jego zdjęcie wstawiłam na Instagrama. Mowa tutaj o niestety niedostępnym w Polsce a nawet w Europie podkładzie od 14e cosmetics. Po podkładzie marki Sappho który jest moim największym ulubieńcem wszech czasów, sądziłam, że niczego innego już tak nie polubię ale byłam zmuszona szukać czegoś innego, gdy zmieniono całkowicie podkład właśnie tej marki. Podkład to tego rodzaju kosmetyk kolorowy w którym lubię mieć wybór, tak więc bardzo też często szukam nowych podkładów które mogłabym kupić i tak oto natrafiłam na ten od marki 14e cosmetics. Podkład jest na bazie aloesu tak więc świetnie nawilża i sunie się po skórze jak marzenie pomimo, iż nie posiada w sobie silikonów. W moim odczuciu jest bardzo podobny do podkładu marki Sappho, jest na bazie aloesu, świetnie nawilża, rozprowadza się niczym podkład marki konwencjonalnej, jego krycie jest od średniego po pełne. Ten trik wykorzystywałam właśnie przy podkładzie marki Sappho, wyciskałam odrobinę na rękę odczekiwałam do minuty, podkład wyraźnie gęstniał i przez to stawał się bardziej kryjący gdy po chwili nakładałam go na twarz. Jego wykończenie jest idealne dla mnie, coś pomiędzy satyną a matem, nie można tutaj mówić o połysku. Aplikuje go dłońmi a to z tego względu gdyż podkład w sobie posiada niewielkie granulki z których po roztarciu uwalnia się "barwnik". Dodatkowo ten podkład dosłownie leczy naszą skórę, pomaga w walce z wypryskami i cudownie nawilża skórę przez cały dzień gdy go nosimy. Skład jest niezwykle krótki i aż nie wiara, że to podkład który naprawdę wygląda na twarzy świetnie. Nie podkreśla suchych skórek oraz porów, a wręcz wygładza strukturę skóry. Uwielbiam też opakowanie tego podkładu, plastikowe oczywiście biodegradowalne typu airless-przez co zużyjemy produkt do samego końca) i dodatkowo bezbarwne. Minimalistyczna szafa graficzna, ideał.


Ja posiadam odcień 02 sand i idealnie stapia się z moją cerą, kolor 1.5 birch był w moim przypadku wręcz trupi(był za jasny nawet dla mojej siostry która jest naprawdę blada). Podkład ideał...ale nie jest dostępny nawet w Europie. Jeśli jednak jesteście jego ciekawe, to zapraszam Was do sklepu the green jungle beauty shop który wysyła do Polski nawet próbki tego podkładu(sklep mieści się w Kanadzie, także nie płacimy za cło) koszt jednej próbki to ok.12 złotych a przesyłka ok. 30 złotych. Wiem, wiem dużo, drogo ale gdy jesteście takim zapaleńcem jak ja na punkcie kosmetyków naturalnych do zachęcam.
Cena: ok. 172 zł/30ml

skład: Aloe Vera*, Plant Glycerin*,  Titanium dioxide (CI 77891), Argan Oil*, Jojoba Oil*, Non-Nano Zinc Oxide, Acerola*(Vitamin C), Kokum Butter*, Gotu Kola*, Licorice*, Bamboo Extract*, Mica, Rosemary*, Sunflower Lecithin*, Lavender Oil*, [+/- may contain Iron Oxides (CI 77489, CI 77491, CI 77492)]

I to już wszyscy ulubieńcy. Mam nadzieje, ze przypadli Wam do gustu. Co najbardziej chciałybyście przetestować na własnej skórze?