poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Moja kolekcja kosmetyków kolorowych.



W dzisiejszym poście postanowiłam otworzyć przed Wami moją kolekcję kosmetyków kolorowych i podzielić się moimi opiniami na ich temat-gdyż nie każdy z nich jest mym ulubieńcem wiele z nich się nie sprawdziło-ale spokojnie już znajdują nowe domy.



Jestem minimalistką-minimalizm wcale nie oznacza że musimy posiadać jeden podkład oraz tusz do rzęs.Jeśli korzystasz z nich możesz mieć i nawet pięć tuszy i co dzień korzystać innego. Nie ograniczam się, kupuję to na co mam ochotę jednakże ówcześnie sprawdzając skład danego kosmetyku oraz dowiaduje się czy owy kosmetyk nie jest testowany na zwierzętach. To bardzo dla mnie ważne. Nie ukrywam, że nie wszystkie zakupy były strzałem w dziesiątkę. Niektórych wyborów żałuje, ale bardzo często nie używane kosmetyki oddaje siostrze czy odsprzedaje. Nigdy niczego nie wyrzucam-chyba że już jest po terminie przydatności.
Uwielbiam mieć duży wybór jeśli chodzi o podkłady jak i o cienie do powiek. Na co dzień natomiast nie korzystam z bronzera, tuszu do rzęs oraz nie przepadam za produktami do ust- nie licząc balsamu ochronnego.
Ale dziś nie o produktach do pielęgnacji ale o kosmetykach kolorowych. O tych kosmetykach które my kobiety tak uwielbiamy.




Po pierwsze baza...
Nie jest u mnie wymagana ale lubię ją mieć gdy mam jakieś ważne wyjście. Przed detoksem mych kosmetyków uwielbiałam bazę firmy Benefit  the porefessional- która była cudowna gdyż nic tak nie wygładzało mojej skóry i nie wypełniało porów. Ale to zasługa silikonów, toteż pare miesięcy temu zużyłam ostatnie opakowanie i rozstałam się z nią. Aktualnie w posiadaniu mam bazę "rozświetlającą" firmy 100% pure ale nie wiem czy mnie wystarczająco urzekła. Posiada w sobie drobinki, które są niezauważalne na twarzy ale są, poza tym nie daje jakiegoś wielkiego efektu rozświetlającego a dla mnie bardziej matujący-zawiera krzemionkę. Ładnie za to nawilża i wygładza, pomimo iż ma bardzo zdrowy skład a co za tym idzie nie posiada silikonów pozostawia skórę niezwykle miękką i gładką. Podkład wygląda nałożony na nią wrecz nieskazitelnie. 
Ja jednak szukałam czegoś co daje większy efekt glow a nie mat. 


Kolejnym-wymaganym już u mnie krokiem jest podkład.
 Gdybym miała wybrać tylko jeden kosmetyk kolorowy byłby to właśnie podkład. Dlaczego? Wcale nie dlatego że ukrywam pod jego warstwą swoje prawdziwe "ja". On chroni moją delikatną skórę od zanieczyszczeń, kurzu, toksyn, chroni przed wiatrem i słońcem. Ja traktuje podkład jako delikatną barierę ochronną. Mam wrażliwa i delikatną skórę na twarzy więc podkład jest mi potrzebny. Z reguły używam delikatnych kremów czy też podkładów. Tak naprawdę dwa z pięciu podkładów nie sprawdziło mi się i już szukają nowych domów. Jeden jest na większe wyjścia natomiast dwóch używam na co dzień.

Complexion Rescue Bare Minerals jest moim ulubieńcem roku 2015. To jest produkt którego szukałam. Delikatny, nawet dobrze kryjący, nawilżający, rozświetlający, nie zapychający i bardzo, ale to bardzo wydajny. Gdy coś złego dzieje się z moją skórą(suche skórki, wypryski itp) wiem że gdy go nałożę mimo wszystko moja skóra będzie wyglądać pięknie. To jest produkt który zawsze musi być ze mną. Aktualnie zużywam drugie opakowanie i zakupie zapewne kolejne.
*Kolejnym ulubieńcem jest produkt niedostępny w Polsce stacjonarnie-od czego jest internet-nie należy również do tanich ale jest to świetny produkt. Cover FX Custom Cover Drops jest to czysty pigment w kropelkach, używam go w szczególności gdy ma przed sobą wielkie wyjście i zależy mi na gładkiej, nieskazitelnej po prostu cudownej skórze. Nie polecałabym go nakładać samego na suchą skórę-ja łącze go z complexion rescue- i efekt jest przecudowny. Utrzymuje się całą noc na twarzy, nie waży się i nie roluje. Mój must have jeśli chodzi o cos bardziej kryjącego-ale w połączeniu również z kremem możesz stworzyć za jego pomocą lekki krem BB.

Teraz produkt który jest pomiędzy lubię go i nie lubię do końca. Jest to produkt firmy RMS Beauty un cover-up. Podoba mi się w nim jakże czysty skład, te słodkie malutkie opakowanie, fakt iż produkt jest wydajny ale nie odpowiada mi w nim olej kokosowy którego moja skóra nienawidzi. No i wykończenie nie każdemu może odpowiadać gdyż jest wręcz tłuste. Lubi również uwidaczniać suche skórki o których w ogóle nie miałaś pojęcia. Mimo to daje naprawdę świetne krycie, jeśt bardzo dobrze napigmentowanym produktem-jak każdy produkt firmy RMS Beauty, uspokaja wszelkiego rodzaju wypryski...gdyby nie ten olej kokosowy w składzie kochałabym owy produkt.

Teraz pozostały kosmetyki które się u mnie nie sprawdziły, co nie oznacza że są produktami złymi. Pamiętajcie że każdy z nas ma inną cerę oraz inne wymagania co do produktu.
Pierwszym jest podkład firmy 100% Pure healthy skin foundation. To bardzo gęsty, kremowy podkład który daje satynowe wykończenie. Bardzo dobrze kryje jednakże przesusza moją odwodniona skórę. Jest głównie przeznaczony dla skóry mieszanej oraz tłustej. Posiada w swoim składzie jedynie naturalne składniki oraz barwniki z owoców. Mam do odsprzedania owy podkład o tutaj

Kolejny jest podkład z którym wiązałam wielkie nadzieje, był wielce zachwalany na różnych blogach czy na youtube. Postanowiłam że spróbuje i ja pomimo iż owy podkład jest niezwykle drogi- ok. 290 złotych, dodatkowo niedostępny w Polsce. Mowa tutaj o podkładzie firmy Kjaer Weis. Produkt niezwykle luksusowy ale nie dla każdego, na pewno nie dla skóry suchej. Tak jak i podkład RMS Beauty ten podkład posiada w swoim składzie olej kokosowy-po paru dniach jego użytkowania pod rząd pod moją skórą pojawiają się podkórne zaskórniki, jest niezwykle suchy, pod wpływem ciepła naszych palców rozstąpią się i można go aplikować na twarz. Uwidacznia suche skórki o których nie miałam pojęcia, posiada świetne krycie, ma dobrą pigmentację i sadzę że będzie ideałem dla cer tłustych jak i mieszanych. Zapakowany jest w piękne metalowe opakowanie- które dobre nie jest do noszenia w torebce gdyż jest niezwykle ciężkie. Mam do odprzedania owy produkt tutaj



Kolejny krok u mnie to korektor który jest wymagany pod oczami jak i na niespodzianki-wolę ukryć poszczególny element mojej twarzy aniżeli całą twarz zapychać ciężkim podkładem.
Muszę posiadać dwa korektory-jeden kremowy natomiast drugi bardziej rozświetlający do rozświetlania okolic pod oczami oraz szczytu nosa.
Jako pierwszego używam korektora w formie kremu. Nakładam go pod oczy przed użyciem podkładu.
Aktualnie używam korektora firmy 100% Pure long lastin concealer-który ma naprawdę zadowalające krycie. Wole jednak nakładać go po użyciu kremu pod oczy, gdyż lubi delikatnie przesuszać moją delikatną skórę pod oczami a poza tym ładniej wygląda gdy skóra pod oczami jest nawilżona.

Korektor w kremie natomiast firmy Bare minerals nie potrzebował nawilżenia przed nałożeniem gdyż w moim mniemaniu jest bardziej kremowy aniżeli ten z firmy 100% pure. Zdenkowałam w tamtym roku owy produkt i tak go pokochałam że zakupiłam kolejne opakowanie jednak Sephora nie oferuje najjaśniejszego odcienia i zakupiłam nieodpowiedni. Niezwykle żałuje. Korektor odsprzedaje tutaj

Kolejny korektor to moje uwielbienie, odkrycie roku i wielki ulubieniec. Mowa tutaj o korektorze wygładzająco-rozświetlającym firmy Yves Rocher. Zużyłam już chyba z cztery opakowania tego kosmetyku. Nie znalazłam jeszcze wystarczająco dobrego zastępcy tego korektora, tak więc wciąż go katuje i sadzę że tak już pozostanie. Uwielbiam efekt rozświetlenia toteż sięgam po podkłady dające efekt glow, korektory, uwielbiam rozświetlacze oraz cienie do powiek. Dla mnie cera rozświetlona to cera zdrowa. Może tak mi się kojarzy gdyż jako posiadaczka skóry wręcz odwodnionej moja skóra jest matowa.
Ten korektor wygładza miejsce pod oczami, ukrywa rozszerzone pory no i rozświetla, dzięki niemu spojrzenie jest od razu świeższe i zdrowsze. Wyglądam promienniej, no i ten piękny beżowy kolor.



Pora na kosmetyki do brwi i rzęs. Nie ma tego nazbyt wiele-czarna kredka, duralline, tusz do rzęs i transparentny żel do brwi.
Czarna kredka do oczu to coś czego nazbyt często nie używam ale musi być. Tak dla bezpieczeństwa na jej temat nazbyt wiele nie będę się rozpisywała, bo każdy wie do czego służy. Do zagęszczania brwi, można jej użyć jako eyeliner, rozmazać i stworzyć smokey eye, obrysować linię wodną.. Ja zdecydowałam się na ta z firmy Lily Lolo.

Teraz tusz- kosmetyk który używam może z 10 razy w roku, również mam go dla bezpieczeństwa w razie gdy gdzieś mam wyjść- bardziej mowa tutaj o jakiejś imprezie, święcie czy innej szczególnej okazji. Jestem posiadaczką  gęstych, długich i czarnych rzęs na co dzień stawiam na delikatny makijaż nie zajmujący dużo czasu i energii...dodatkowo nie lubię uczucia gdy mam coś na rzęsach no i nie lubię gdy coś mi się rozmazuje. Aktualnie używam maskary firmy Bare Minerals Lash Domination która jest delikatna dla osób które posiadają wrażliwe oczy, daje naprawdę przepiękny efekt wydłużonych i pogrubionych rzęs przy tym nie rozmazując się i nie krusząc. Polecam tą maskarę.

Kolejny produkt to duraline który tak jak czarna kredka jest must have w mojej kolekcji.

Kolejny już produkt używam notorycznie, każdego dnia. Jest to transparentny żel do brwi firmy Lavera i powiecie po co używać czegoś czego nie widać. Jak i rzęsy tak i brwi mam ładne- nigdy nie mam z nimi problemu. Brwi są jednak nad wyraz sztywne i rano każdy idzie w swoją stronę, ten żel pomaga mi je "ogarnąć" i "ugłaskać". Dodatkowo pielęgnuje je i nabłyszcza i przepięknie pachnie. W owym żelu nie ma ani odrobiny chemii, same naturalne składniki. No i jest nie drogi jego cena to ok 35 złotych.



Kolejną kategorią jest niewątpliwie moja ulubiona. Mowa tutaj o cieniach do powiek-o tych kremowych jak i prasowanych. Być może jest ich niewiele(gdyż to tylko osiem cieni) ale niektórzy potrafią żyć i z jednym cieniem. Uwielbiam neutralne kolory, nie szaleje z kolorami, stawiam na klasykę. Potrafię nałożyć jedynie jeden cień na powiekę i jestem gotowa do wyjścia.
Moimi niewątpliwymi ulubieńcami są cienie kremowe firmy RMS Beauty które są świetnie napigmentowane a dodatkowo nawilżają powieki-gdy masz tłuste powieki wystarczy że przed nałożeniem owych cieni nałożysz na powieki puder matujący. Cienie te mają przepiękne kolory, utrzymają się przez cały dzień. Do mojej kolekcji w tym tygodniu dołączy nowy kolor....aktualnie w swym posiadaniu mam odcień Myth oraz Seduce.

Kolejnymi ulubieńcami jesli chodzi o cienie do powiek są te z firmy Kjaer Weis- cienie nie należą do najtańszych gdyż kosztują ok. 90 złotych za pojemność 1,2g ale nie zawierają niklu, talku ani parabenów co odczuwają moje oczy. Należą do wrażliwych i gdy używałam cieni firmy Urban Decay niestety łzawiły a dodatkowo cienie wcale nie wyglądały ładnie na powiekach. Te są genialne. Ich pigmentacja jest naprawdę świetna, nie osypują się, dobrze się blendują i ładnie się łączą ze sobą. Nie tworzą plam i nie ścierają się. Aktualnie ma tylko dwa odcienie-Charmed który świetnie ociepla moje oko oraz Cloud Nine-cień idealny do rozświetlania kącika oka. Mam w planach zakup jeszcze pięciu cieni ale to z czasem.

Ostatnia jest paletka czterech cieni firmy Bare Minerals o nazwie The Truth. Uwielbiam tych cieni używać szczególnie na wielkie wyjścia. Osypują się delikatnie ale to ze względu na to iż są to cienie mineralne. Namiętnie używam tych dwóch cieni u góry- ten jaśniejszy niedługo dobije denka. Nie są matowe ani błyszczące, są delikatne w konsystencji, świetnie zmielone. 


Pora na wykończenie makijażu, rozświetlenie oraz ocieplenie.
Pudru nie używam na co dzień jak i bronzera. Nie lubię, nie potrzebuje i nie chce. Nie potrzebuje efektu a'la Kim Kardashian na co dzień, dla mnie makijaż ma wydobywać nasze naturalne piękno a nie "rysować" nowe.
Kończę puder firmy Make Up For Ever HD Powder- zakupiłam go o wiele wcześniej aniżeli rozpoczęłam detoks kosmetyczny a jakoże to zwykła krzemionka tak naprawdę postanowiłam że go wykończę. Ładnie przedłuża trwałość makijażu, nie przesusza, nie daje również efektu płaskiego matu...naprawdę go lubię.

Kolejny jest bronzer w formie kremowej uwielbianej przeze mnie firmy RMS Beauty burit bronzer. Daje bardzo naturalny, muśnięty słońcem efekt, można nim również delikatnie wykonturować twarz. Jest naprawdę bardzo delikatny toteż nadaje się również dla jasnej karnacji ale o ciepłych tonach. 

Kolejny produkt jest również w postaci kremowej i jest to rozświetlacz niespotykany- RMS Beauty living luminizer. To jest czysta tafla, to jaki efekt daje na skórze jest cudowne. Daje wręcz mokry efekt, jest bardziej chłodny, wręcz srebrny ale firma RMS wypuściła już cieplejszą wersje owego rozswietlacza nazywa się master mixer i już niedługo będzie w mym posiadaniu-nie mogę się już doczekać.
Rozświetlacz nakładam go głównie w kącikach oczu, pod brwiami na szczyt nosa oraz w łuku kupidyna. Tego produktu nie da opisać się słowami.



Ostatnia kategoria to usta-coś bez czego o dziwo potrafię żyć. Gdy widzę ile kobiety mają w swych kolekcjach pomadek, szminek i błyszczyków boli mnie wręcz głowa. Dla mnie najważniejsze jest posiadanie klasycznej czerwonej szminki-w tym przypadku postawiłam na Mac-a w odcieniu Ruby Woo- pomimo chęci nie mogę znaleźć bardziej "zdrowego" zamiennika tej szminki.Matowe szminki firmy Mac nie mają sobie równych gdyż są nie do zdarcia. To idealny odcień czerwieni dla mnie, dodatkowo do tego czerwona konturówka, tutaj akurat firmy Pierre rene. Kolejnym odcieniem jaki musi znaleźć się u mnie to Nude w tej kwestii postawiłam na firmę Too Faced i szminkę La Creme w odcieniu Nude Beach który jest idealnym beżowo-różowym odcieniem do mojej karnacji. Dodatkowo owa pomadka jest nawilżająca i utrzymuje się dosyć długo na ustach.
Kolejny jest jedyny błyszczyk w mej kolekcji firmy ILIA o nazwie White Rabbit. Moim ulubieńcem do niedawna był błyszczyk marki Dior Lip Maximizer-ale gdy skończyłam opakowanie po bardzo długim czasie nie zdecydowałam się na ponowny zakup. Ten błyszczyk szybko "zjada" się z ust, jest niestety nie wydajny ale daje ładny efekt na ustach, nie posiada za dużych drobinek i nie jest lepiący się, daje uczucie nawilżenia na ustach. Potrafię żyć bez błyszczyka a więc nie wiem czy zdecyduje się ponownie na jego zakup.
Na sam koniec produkty bez których potrafię żyć. Lubię je aczkolwiek nie dobrałam kolorów do siebie. Oba produkty są za bardzo różowe, za bardzo cukierkowe. Ja lubię produkty neutralne nie rzucające się za bardzo w oczy.
Pierwszy produkt jest firmy Tarte Cosmetics butter lipstick w kolorze golden pink. Produkt ten jest niedostępny w Polsce. Przed nałożeniem tej pomadki warto wykonać peeling ust- potrafi ukazywać suche skórki, daje fajne uczucie na ustach, chłodzące ale nie nawilża nazbyt dobrze ust. Uwielbiam opakowanie tej pomadki-tekturowe, idealne do recyklingu....nic więcej nie urzekło mnie w niej. Posiadam ją do odsprzedania o tutaj.
Kolejnym produktem do ust jest coś na pograniczu pomadki i błyszczyku. Usta po jego użyciu są błyszczące, nawilżone ale i świetnie napigmentowane. Podoba mi się formuła samej pomadki ale nie kolor. Jest za różowy i za jasny. RMS Beauty w kolorze Honest. Do odsprzedania tutaj.


Jak widzicie moja kolekcja kosmetyków nie jest nazbyt pokaźna a to ze względu na to iż bardzo często robię porządki w toaletce, nie chomikuje przeterminowanych kosmetyków oraz takich których nie używam. Lubię również testować nowe kosmetyki toteż tak naprawdę na dłużej pozostają ze mną jedynie wielcy ulubieńcy. A jak jest z Wami uwielbiacie mieć dużo kosmetyków kolorowych czy też stawiacie na podstawowe kosmetyki?