poniedziałek, 28 stycznia 2019

ZDENKOWANI CZĘŚĆ I



Informowałam Was na początku stycznia, że zamierzam przez cały ten miesiąc nie kupować kosmetyków. Nic, zero-nawet nie otwierać nic nowego, nawet jeśli było to w moich zapasach. Udało się :)
Dzięki temu udało mi się zdenkować multum kosmetyków-tak dużo, że musiałam podzielić to denko na dwie części. Niektóre były już długo otwarte i to było mi ich szkoda używać, a to jakoś było mi nie po drodze z nimi, a to o nich zapomniałam. Ale powiedziałam sobie, że czystki i detoksy będą się u mnie pojawiały często. Tak, tak miesiąc niekupowania kosmetyków przyda się każdej z nas, ja będę takie detoksy przeprowadzała co dwa miesiące. By bardziej poznać produkty które już mam, polubić je czy też znienawidzić. Poza tym mimo iż kieszeń bardziej boli, lepiej jest robić duże jednorazowe zakupy-cieszą one bardziej. Już niedługo przedstawię Wam swoje zakupy kosmetyczne, jednak niektóre kosmetyki jeszcze nie zostaną przeze mnie otarte bo muszę zdenkować jeszcze parę kosmetyków- których mam już pozostałości wręcz w opakowaniach. Dziś będzie szybko i na temat, bez zbędnego rozwodzenia się.




CIAŁO:

Galeniczny regeneracyjny krem do stóp Alba 1913- początkowo byłam z niego zadowolona ale im bliżej do zdenkowania tym coraz mniej go lubiłam. Pod koniec użytkowania nie widziałam już nawilżenia a wręcz wysuszenie, bardzo dziwna konsystencja ani to olejek ani krem. Uwielbiałam jednak mentolowo-ziołowy zapach. Zapewniam nie wrócę do niego, idealnie do nawilżania stóp oraz ich regeneracji sprawdzają się u mnie olejki czy balsamy do ciała. Szkoda pieniędzy na produkt przeznaczony typowo do stóp. Poza tym ja ze stopami nie mam problemów-żadnych zrogowaceń itp. 45 zł/ 50g. Ocena 7/10

Galeniczny płyn do ciała i higieny intymnej Alba 1913- kolejny przeciętniak z tej marki. Bardzo nie wydajny, by umyć całe ciało  potrzebowałam go mnóstwo. Uciekał gdy nalałam go sobie na rękę-nie używam gąbek podczas kąpieli bo to tylko siedlisko bakterii- toteż połowa tego żelu umknęła mi bez namydlania mojego ciała. Ani nie nawilżał, ani nie przesuszał, pachniał przeciętnie..kosmetyk moim zdaniem wart max. 10 złotych a kosztował 45 zł/200 ml. Ocena 2/10 gdyż przyjemnie pachniał.

Balsam odżywczy Resibo- co do marki Resibo zawsze Wam powtarzam, że mam mieszane uczucia. Raz produkt genialny, innym razem totalna klapa...ale o balsamach do ciała nie mogę powiedzieć złego słowa. Mimo iż te zapachy w balsamach są perfumowane, to nie są duszące i przeszkadzające jakoś znacznie. Balsam wyszczuplający jest moim hitem-i nie, nie wyszczupla ale przepięknie ujędrnia skórę i nawilża. Jest taka pulchna i odbita-zapewne wiecie o co mi chodzi. Ten odżywczy jest równie genialny, podwójnie nawilża, bardzo szybko się wchłania, nie jest lepiący..dodatkowo jest bardzo, ale to bardzo wydajny gdzie ja go sobie nie oszczędzam. Skóra jest jedwabiście gładka i elastyczna. Produkt do którego będę chętnie wracała. Cena 59zł/200ml a ocena 10/10 bo nie mam się do czego przyczepić-uwielbiam!!!


Głęboko odżywcza i regenerująca maska do skóry dłoni EO Laboratorie- to kosmetyk po którym nie spodziewałam się za wiele dobrego. Wiecie bo wspominałam już o tym nie raz jak cięzko jest mi znaleźć dobry krem w dobrej cenie-u mnie krem do rąk schodzi bardzo szybko ponieważ myjąc ręce po paręnaście razy dziennie przynajmniej co dwa-trzy raz kremuje je, ponieważ miałabym skórę niczym papier ścierny. Tak więc raz na miesiąc kupuje nowy krem-aktualnie stosuje świetny krem do rąk do którego raczej będę wracała...już niedługo pojawi się w denku :D
Ten krem kosztuje ok 10-15 złotych, jest niezwykle wydajny i bardzo dobrze działa. Mimo iż kosztuje niewiele nie posiada w składzie parafiny, silikonów, syntetycznych barwników oraz konserwantów i w 98% jest naturalny. Nie zrobił mi krzywdy a wręcz odratował moją skórę dłoni. Ten krem natychmiastowo koi skórę, głęboko odżywia, regeneruje i nawilża. W konsystencji bardzo skoncentrowany ale szybko się wchłania. Olej z awokado w tym kosmetyku robi całą robotę. Dłonie wyglądają na zadbane i ładne, skóra jest miękka, gładka i przyjemna w dotyku. Na lato będzie za silny ale na okres jesienno-zimowy to ideał!!
Ocena 10/10!!!!



WŁOSY:

Alterra maska do włosów z granatem oraz szampon dodający objętości-na temat tych produktów wypowiadałam się już nie raz. To fajne podstawowe szampony i odżywki/maski za naprawdę fajne pieniądze. Jednak ja te szampony zaliczam już do "zdzieraków" i swędzi mnie po nich skóra głowy. Wracam do nich jednak co jakiś czas, na ich podstawie robie peeligi do skóry głowy dodając chociażby sody, na maski czy odżwyki olejuje włosy. Ceny wahają się między 6 zł(na promocji) a 10 bodajże, ja zakupuje pare opakowań i zawsze mam w rezerwie. Bo musicie wiedzieć, że ja niekiedy podczas jednego mycia używam aż 2-3 szamponów :D Pierwszy do oczyszczenia zaś drugi do nawilżenia czy też dodania objętości-to jest zależne od problemu moich włosów. Ocena 10/10 bo nie mam się do czego przyczepić.

Szampon intensywnie regenerujący Biovax- ten szampon wpadł w moje ręce całkiem przypadkiem, gdy był już na wykończeniu. Moja mama go nie używała a ja miałam dosyć Rahua i mówię raz kozi śmierć najwyżej wypadną mi wszystkie włosy :D Po pierwszym umyciu włosy mi nie odpadły, po kolejnym również a stały się po prostu piękne. Sypkie, odbite od nasady i gładziutkie a do tego wydawało się, że jest ich więcej. To szampon którego obietnice producenta są prawdziwe. Robi dokładnie to co jest napisane na opakowaniu-pogrubienie i zagęszczenie. Jednak dla mnie jest to szampon mocny i do stosowania tylko raz w tygodniu i to tylko do pierwszego mycia-drugie mycie odbywa się już szamponem nawilżającym. Genialna jest ta linia, miałam jeszcze maskę z tej serii i również jest WOW. Mam drugie opakowanie tego szamponu i używam. Konsystencja niezwykle kremowa, niewiele trzeba aby dobrze oczyścić włosy-pamiętajcie o spienianiu szamponu i jego rozwadnianiu- nie robi mi krzywdy, nie swędzi mnie po nim skóra głowy, czego chcieć więcej? 10/10 cena to ok. 25-30 złotych za 200 ml w sklepach stacjonarnych, wiem, że można go dostać taniej online.


Szampon klasyczny Rahua- Najgorszy szampon z rodziny Rahua. Nie mył, nie mył i nie mył. Był ciężki do spłukania, nie regenerował włosów, włosy po umyciu były jeszcze gorsze aniżeli przed..posklejane, ciężkie do rozczesania, toporne i tłuste. Wspomniałam Wam ostatnio, że nie będę już wracała do tych kosmetyków bo z biegiem lat stwierdzam, że nie są warte tych jakże wysokich cen. Odżywki to totalne klapy, nie robią nic z włosami prócz ich obciążenia. Moim ulubieńcem był niewątpliwie szampon dodający objętości ale zauważyłam, że z każdym użyciem zaczął przesuszać moje włosy oraz robić ptasie gniazdo na włosach. Oceniam ten produkt a nie całą markę i daje mu niestety 0/10-totalna klapa. Cena to ok. 162 zł/ 275 ml-trzeba jednak przyznać tym szamponom, że są bardzo wydajne przez swoją jakże skoncentrowaną, żelową formułę. Jeśli chcecie jednak wypróbować te szampony radzę zakupić na początek małą pojemność.



TWARZ:

4.4 face the green Fridge- o tym kremie powiedziałam tak dużo dobrego w recenzji(tutaj),żę nie wiem co jeszcze mogłabym dopowiedzieć. Jedyny krem do twarzy jaki stosuje w okresie jesienno-zimowym bo tylko wtedy mi go potrzeba. Silnie nawilżający, regenerujący...cudowny!!! Ocena oczywiście 11/10. Polecam go każdemu kto boryka się z przesuszeniami, podrażnieniami podczas minusowych temperatur i wietrznych dni-to jest cudo!!!

Olej z opuncji figowej Ministerstwo Dobrego Mydła- pielęgnacja "oczu", krok niezwykle pomijany podczas naszej pielęgnacji. Ja kremów/olejków przeznaczoną do tej strefy używam już od czterech lat, ponieważ skóra tam jest niezwykle delikatna, sama się nie regeneruje i nie nawilża gdyż nie posiada gruczołów łojowych i bardzo szybko się starzeje. Zapobiegam teraz aniżeli mam leczyć za parę lat, poza tym dobrze wypielęgnowane "oko" otwiera spojrzenie, odejmuje nam lat...ale czy trzeba naprawdę trzeba wydawać majątek na specjalne kremy, sera...otóż nie bo wystarczy Wam olej z opuncji figowej-mistrz. Na tą chwilę jest to najdroższy olej na świecie, do wyprodukowania litra tego oleju potrzeba około miliona pestek z prawie 500 kg owoców. WOW!!! W jego składzie znajdziemy aż 90% nienasyconych kwasów tłuszczowych z czego 60% to kwas linolowy a także aktywna witamina E, A, F, K ale również takie minerały jak wapn, potas, fosfor, magnez, żelazo oraz cynk. To jest olej mistrz, drogi bo 10 ml tego oleju potrafi kosztować od 65 zł do nawet 200 zł-ale już wiecie skąd bierze się jakże wysoka cena.  Bardzo wydajny olej bo stosowałam go przez 6 miesięcy-również aplikowałam go na całą twarz. Olej jest płynny w konsystencji, w delikatnym żółtawym kolorze, zapach ma delikatny nie drażniący. Skóra pod oczami podczas używania tego oleju była przepiękna...wygładzona, nawilżona, zregenerowana a spojrzenie było zawsze wypoczęte. Olej z opuncji figowej to kolejny olej po tym z dzikiej róży który powinien pojawić się u każdej kobiety która ceni sobie naturalną pielęgnację. Wrócę do niego na 100%. Ocena 11/10.

The bean Mahalo- Już na wstępie zaznaczam fajna maska ale szału nie było. O storoć bardziej fascynuje mnie "kakaowa" maseczka od Josh'a Rosebrook'a. Tamta to dopiero działa jak szalona. Czuć wręcz działanie a The Bean....była po prostu ale nie widziałam nader dużych zmian po jej użyciu. Była przyjemna gdyż przepięknie pachniała kakao, uwielbiam kosmetyki Mahalo przez przepiękne opakowania ale czy warto po raz kolejny wydać 300 złotych za 50 ml maski? Nie, nie...o stokroć razy ponownie kupiłabym The honey Mud od May aniżeli to. Musiałam dodawać do niej zawsze odrobinę wody czy olejku bo była bardzo gęstą, ciężką do rozsmarowania czarną pastą, którą równie ciężko zmywało się z twarzy gdy zastygła-więc z reguły zmywałam ją o wiele wcześniej. Robiła ogromny bałagan podczas zmywania...i to nie jest bubel oj nie bo skóra po zmyciu była wyraźnie dotleniona, rozjaśniona i rozświetlona ale wiele maseczek to robi. Ocena 5/10 ale nie kupiłabym jej ponownie, o wiele bardziej lubiłam Pele Mask- tutaj widziałam świetne działanie.

1.4 eye Fridge- marka Fridge to jedna z moich ulubionych. Powodów jest kilka, po pierwsze polska marka, po drugie nietestowana na zwierzętach, w 100% naturalna, tak świeża, że kosmetyki te trzeba trzymać w lodówce, szklane opakowania które nadają się do recyklingu(można odsyłać je do nich w zamian otrzymując kwiatki które w przyszłości można wymienić na pełnowymiarowy produkt). Dodatkowo te kosmetyki naprawdę działają i ceny te nie są wielce wysokie jak na naturalne kosmetyki luksusowe. Dostaje od Was wiadomości, że kupujecie te kosmetyki z mojego polecenia i się sprawdzają, a już w ogóle FF który jest moim ultra-ulubieńcem. Kosmetykiem życia wręcz mogłabym powiedzieć. Kosmetykiem który nigdy mnie nie zawiódł. Tak samo jest z tym kremem, zużyłam chyba z 5 opakowań jego, wracam co jakiś czas i wiem, że 1.4 eye nie ma tyle zwolenników co krem kawowy..a ja kawowego nie lubię. Dla mnie jest on za gęsty i za odżywczy-a ta różana wersja jest idealna. Skóra pod oczami jest rozjaśniona, odżywiona, zregenerowana i nawilżona....stosowałam go zarówno rano i wieczorem, również pod korektor-a musicie wiedzieć, że ja nie czekam aż pielęgnacja stuprocentowo wchłonie się tylko od razu przechodzę do makijażu-i korektor się nie ważył. Krem pod oczy pewniak, zapewne kupie jeszcze nie jedno opakowanie. Ocena 11/10!!!

Deep hydration sheet mask 100% pure- w opisaniu tego kosmetyku będę poniekąd niesprawiedliwa. Nienawidzę maseczek w płachcie, nie widzę po nich spektakularnego efektu, dla mnie to totalne buble i tak samo było w tym przypadku. Pachniała niemiłosiernie zle, tak mocno, że nie mogłam jej trzymać nader długo na swej twarzy, źle wycięta maseczka, miałam problem z aplikacją jej na twarz...zdenerwowałam się i po 4 minutach leżenia plackiem na łóżku zrezygnowałam, wycisnęłam z niej esencję i zaaplikowałam na twarz i szyję. No i nic, nic i nic.Żadnych efektów, cieszę się również, że nie zrobiła mi niczego złego z twarzą. Poza tym wydawanie 20-30 złotych na maseczkę na raz, opakowaną w plastikowe folie...no nie, ani to dobre dla naszej planety ani nie robi nic dobrego z naszą skórą. Ocena 0/10