czwartek, 8 czerwca 2017

ULUBIEŃCY MAJA.


 Maj był miesiącem niezwykle niezdecydowanym jeśli chodzi o pogodę. Jednego dnia padał śnieg i było strasznie zimno zaś parę dni później witało mnie słońce i było wręcz upalnie. Niestety na moją skórę nie wypływają za dobrze takie zmiany temperatur gdyż są one naprawdę ekstremalne. 
Maj jednak był miesiącem, gdzie przystopowałam z pielęgnacją twarz...odstawiłam na bok tak uwielbiane przeze mnie maski(od czasu do czasu jakąś tam nałożyłam), ani nawet do demakijażu jakoś się nie przykładałam...być może popadłam w jakąś pielęgnacyjną depresję :D Bałam się, że przez to nie przedstawię Wam ulubieńców miesiąca maja, ale mimo wszystko znalazły się u mnie nowe perełki które są warte tego aby napisać o nich post.

O dziwo będą aż dwa produkty do makijażu oraz tylko jeden do pielęgnacji.


 Zacznę więc od pielęgnacyjnego ulubieńca którym jest woda różana od mojej ukochanej, polskiej marki Fridge-którą zapewne każda z Was zna :)
Od bardzo długiego czasu jestem wierna wodzie różanej od Ministerstwa Dobrego Mydła-która dodatkowo pojawiła się w ulubieńcach roku 2016-ale chciałam spróbować czegoś nowego. Wypadło na markę Fridge oraz ich 3.2 rose water tonic,bo miałam już wiele kosmetyków owej marki i wiele pojawiło się w ulubieńcach, nigdy nie byłam nimi rozczarowana poza tym są one naturalne, czyste i to już przemawia do mnie. 


Co zauważyłam już po pierwszej aplikacji to głębokie nawilżenie skóry oraz jej odżywienie. Tonikiem spryskuje twarz od razu po drugim myciu twarzy-tutaj do akcji wkracza mydło ryżowe od MDM-gdyż wtedy skóra na niej jest delikatnie ściągnięta a owa woda neutralizuje owe uczucie. Zauważyłam również, że z każdym użyciem twarz wydaje się coraz to gładsza. Pamiętajcie, że zarówno olejek różany ale i woda działają na naszą skórę odmładzająco :) 
Tonik przepięknie pachnie różami-bardzo świeżo, czysto i naturalnie. Dokładnie tak jakbyście w dłoniach rozdarły liście róży, owy zapach po każdej aplikacji niezwykle mnie koi ale i odpręża. 
Jest mi go tak bardzo szkoda, że aplikuje go tylko i wyłącznie pryskając nim twarz, ale zdarza się, że również przecieram nasączonym nim płatkiem kosmetycznym twarz i świetnie radzi sobie z usuwaniem resztek makijażu. Jest niezwykle delikatny toteż  sprawdza się w domywaniu okolic oczu.
No i ta przepiękna, biała, minimalistyczna buteleczka która zdobi moją toaletkę(tego kosmetyku nie musicie przechowywać w lodówce ale w okresie letnim jest to wskazane).
Tonik kosztuje 87 złotych za 100g

Skład: Water (Aqua), Rosa Damascena Flower Water, Glycerin, Panthenol, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract.







Kolejnym kosmetykiem jest już podkład. Niezwykle mnie cieszy, że znalazłam już idealne zastępstwo za 
podkład marki Sappho(recenzja tutaj)którego formuła moim skromnym zdaniem została zmieniona na gorsze, przez to nie sprawdza się u mnie tak dobrze jak poprzednik. Był to mój idealny podkład, pięknie wyglądał na skórze, świetnie krył i pielęgnował...początkowo bałam się podkładu marki Inika ale w końcu postanowiłam zamówić zestaw startowy gdzie był wśród innych cudowności ten podkład w formie próbki.
Podkład ten to wybawienie dla mojej suchej skóry, gdyż w swoim składzie posiada kwas hialuronowy który zapewne wiecie ma wspaniałe właściwości nawilżające. Podkład ten jest niezwykle lekki, niewyczuwalny wręcz na skórze i nazwała bym jego krycie średnim-ukrywa delikatne przebarwienia i radzi sobie z moim rumieniem więc dla mnie jest idealny. Podkład dzięki zawartości przeciwutleniaczy, witamin i minerałów przepięknie rozświetla skórę-daje takie wykończenie o które mi chodzi. Idealnie stapia się ze skórą-wygląda niczym jej lepsza wersja, jest długotrwały, nie zatyka porów, nie pozostawia na skórze tłustej poświaty oraz jest niewyczuwalny na skórze. Nie osiada się na suchych skórkach, świetnie się rozprowadza pomimo iż w składzie nie posiada sylikonów...no co mam jeszcze o nim pisać? Jest świetny i wiem, że idealnie sprawdzi się na lato, choć jest jeden minus-dla innych będzie to plus. Nie ma filtra przeciwsłonecznego w sobie, ale przez to nadaje się podczas wypadów gdzie wiecie, że w ruchu będzie aparat. Miałam go na sobie, gdy byłam na imprezie i makijaż przez całą noc wyglądał idealnie-delikatnie przypudrowany w miejscach strategicznych. 
Podkład w składzie posiada organiczny wyciąg z soku aloesowego, olejek arganowy, witaminę E oraz wyciąg z dzikiej róży. Podkład intensywnie nawilża skórę przez cały dzień, delikatnie wygładza zmarszczki-nie osiada w żadnych załamaniach czy liniach-zauważyłam również, że przy jego użyciu moja skóra z dnia na dzień wygląda coraz to lepiej. Cera wygląda przez cały dzień niezwykle świeżo i promiennie, dla mnie podkład ma chronić skórę i przez długi czas nadać jej perfekcyjny wygląd i to cudo właśnie to wszystko robi. Polecam, polecam(zaznaczę jednak, że jest to podkład dla osób które nie mają większych problemów z cerą-nie wymagajcie od niego ogromnego, pełnego krycia, dodatkowo jest niewyczuwalny na skórze i czuje, że najlepiej sprawdzi się u osób z wrażliwą i suchą skórą.)
Za 30ml podkładu musimy zapłacić ok. 155 złotych co uważam, za dobrą cenę.

Zobaczcie tylko ten cudowny skład: Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice *; Titanium Dioxide; Persea Gratissima (Avocado) Oil *; Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil *; Cetearyl Alcohol; Glyceryl Stearate Citrate; Cetearyl Olivate; Aqua; Glycerin; Butyrospermum Parkii (Shea) Butter



Ale się na chwaliłam jednak to nie koniec na dziś bo teraz pora na szminkę. Tak, tak na produkt do ust...nie jestem ich wielką fanką, bo dla mnie to trochę bez sensu nakładać coś co za chwilę zniknie z moich ust. 
Ale od kiedy dowiedziałam się, że Kjaer Weis do swojej oferty wprowadziła szminki wiedziałam, że choć jedna musi pojawić się w mojej kolekcji. Mówię od razu nie należy ona do tanich(ale to w głównej mierze wina przepięknego, ciężkiego opakowania)ale jest warta zainteresowania. Ja posiadam kolor Honor i nazwałabym go odcieniem nude wchodzącym w różowe tony, na pewno nie wygląda niczym róż lalki barbie. Początkowo nie byłam do niego przekonana uważając, że nie pasuje do mojej karnacji ale z każdą aplikacją lubię go coraz bardziej. 
W swoje kolekcji posiadam już Lip Tints tej samej marki i tak naprawdę to ta sama formuła ale w formie szminki i lepiej kryjąca. Daje niezwykle aksamitne, gładkie wręcz wykończenie na ustach. W składzie znajdziemy same bogate, nawilżające składniki takie jak masło shea i olej jojoba, które są uruchamiane ciepłem naszych warg. Jak każdy produkt marki Kajer Weis i ten jest do wielokrotnego napełnienia(następnym razem nie muszę wydawać 44 funtów a jedynie 29.
Odcień Honor jest w 100% naturalną szminką(nie posiada sztucznych odcieni)
Na pewno przed aplikacją szminek marki Kjaer Weis warto jest zrobić dokładny peeling ust, gdyż szminka lubi osiadać na suchych skórkach. Jej trwałość jest o dziwo zadowalająca ale i tak wszystko wygrywa to jak przepięknie wygląda opakowanie no i oczywiście szminka na ustach.
Za szminkę w przepięknym opakowaniu musimy zapłacić ok. 220 złotych, zaś za sam wkład już 145 złotych.

Skład: Ricinus Communis (Castor) Seed Oil**, Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax, Caprylic/Capric Triglyceride, Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter**, Cera Alba (Beeswax)**, Mica, Zea Mays (Corn) Starch**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil**, Rosa Rubiginosa (Rose Hip) Seed Oil**, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Oil**, Gardenia Florida Fruit Extract, Tocopheryl Acetate, Ammonium Glycyrrhizate, Limonene*, Dextrin, Citral*, +/- CI 75470 (Carmine), CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491 (Iron Oxide).


To już wszyscy ulubieńcy. Podzielcie się proszę ze mną w komentarzach jacy byli Wasi ulubieńcy poprzedniego miesiąca :)