piątek, 9 grudnia 2016

ULUBIEŃCY LISTOPADA.


Mamy już grudzień moi drodzy. Ja owy miesiąc rozpoczynam szczególnie gdyż od razu, 1 grudnia mam urodziny. W tym roku już 22 ale czasami czuje się jak gdyby czas się dla mnie zatrzymał i wciąż jakbym miała lat 18. Kto by tego nie chciał? :)
W dzisiejszym poście pragnę jednak przedstawić Wam ulubieńców już poprzedniego miesiąca-listopada. Czy za Waszymi oknami również jest tyle śniegu, ja więc z kubeczkiem ciepłej herbaty przechodzę do pisania.



Pamiętam w tamtym roku w okresie jesiennym jak i zimowym zapomniałam o szamponie-wiem jak to brzmi jakbym się nie myłam. Oczyszczałam skórę głowy sodą-skórę głowy oraz włosy u nasady a nie całe włosy-i pamiętam że moje włosy niezwykle uwielbiały ten zabieg. Po wyszorowaniu delikatnie sodą skalpu, obficie zmywałam jej nadmiar po czym oblewałam włosy jak i skalp rozcieńczonym octem jabłkowym. Ludzie nie mogli wyjść z podziwu że włosy myte w zwykłej sodzie mogą tak dobrze wyglądać i sadzę że wrócę do tego ale dziś chce przedstawić Wam trzeci szampon którego używałam w tym roku(pierwszy Rahua, drugi John Masters obydwa szampony również pojawiły się w ulubieńcach poprzednich miesięcy)a mowa tutaj o rozsławionym już szamponie ale i odżywce z seri Perfect Hair Day marki Living Proof. Która z Was nie marzyła o włosach jak Rachel z "Przyjaciół" teraz to możliwe gdyż Jennifer Aniston jest współwłaścicielką marki a jej włosy wciąż wyglądają rewelacyjni- więc jej kosmetyki muszą być naprawdę świetne pomyślałam. Zdecydowałam się na zestaw dwóch a tak naprawdę trzech produktów owej marki-szampon, odżywka a w gratisie coś na zasadzie kuracji stylizującej.
Najpierw może zacznę o szamponie-jest w ulubieńcach ale tylko z jednego powodu gdyż uwielbiam szampony które odbijają moje włosy od nasady a nie każdy to robi. To jak włosy po umyciu pięknie wyglądają-nawet bez użycia odżywki jak się układają-a muszę nadmienić że nie stosuje żadnych sprzętów do stylizacji nawet suszarki ani preparatów do układania włosów, są sypkie ale i takie grube pełne życia po prostu przeżywają swój Perfect Day, jednakże wszystko znika na drugi dzień. Staram się myć włosy od dwóch do trzech razu w tygodniu i ten szampon sprawia że muszę je myć każdego dnia. Włosy wciąż są pełne objętości ale u nasady brzydko się błyszczą są po prostu tłuste. O wiele bardziej wole szampon Rahua który dodaje objętości moim włosom, sprawia że wyglądają zdrowo czyli robi to samo co szampon od Living Proof ale i sprawia że włosy mogę myć co dwa, czasami nawet trzy dni. Ja wiem, szampon ma tylko oczyścić dobrze skórę głowy ale to wcale nie jest dla niej zdrowe. Nienawidzę SLS-ów w produktach myjących gdyż tylko przesuszają moją wrażliwą skórę głowy i pomimo iż owy szampon nie jest naturalny ma bardzo dobry skład. Polecam wypróbować ale nie wiem czy kupować pełnowymiarowe opakowanie.
Za to odżywkę kupować w ciemno. Jest cudowna...świetnie scala włosy, od kiedy jej używam nie mam rozdwojonych końcówek a włosy są tak mięciutkie i sypkie. Włosy cudownie błyszczą wręcz jakby wołały- "Halo jesteśmy zdrowe". Za zestaw 3 produktów o pojemności po 60ml zapłaciłam 119 złotych i uważam że każda z Was powinna wypróbować owy zestaw bo warto.


Wiem to jakaś nowość pierwszy produkt i nie naturalny ale teraz już obiecuje będą same skarby natury.



Po pierwsze olej z awokado o którym mam zamiar zrobić oddzielny post, w ogóle chciałabym Wam przybliżać różne oleje pielęgnacyjne. Macie ochotę na takie posty od czasu do czasu? Dajcie znać.
A wiec wracam do oleju z awokado to istne cudo. Od ponad trzech lat nie stosuje kremów w pielęgnacji a jedynie oleje nawet w okresie jesienno zimowym pomimo iż moja skóra jest sucha, ma tendencję do suchych skórek i do zapychania przez kosmetyki. Uwielbiam oleje i nie wyobrażam już sobie bez nich życia-mówię o tych naturalnych gdzie oleju w oleju jest 100% a nie marne parę procent.
Półprodukty zazwyczaj kupuje w EcoSpa i własnie tam kupiłam ten olej. Bardzo lubię łączyć go z olejem z dzikiej róży gdyż oba te oleje uwielbia moja cera. Gdy wstaje rano(moja poranna pielęgnacja jest o wiele bardziej uboga aniżeli ta wieczorna)skóra jest napięta, nawilżona, jędrna, gładka i tak promienna. Po prostu odświeżona.
Zawarte w tym oleju nienasycone kwasy tłuszczowe odżywiają skórę, działają przeciwalergicznie i hamują parowanie wody-olej więc ten sprawdzi się rewelacyjnie właśnie przy skórze suchej czy odwodnionej. Skwalen zawarty w nim działa antyzapalnie i antygrzybicznie oraz chlorofil który działa przeciwzapalnie oraz łagodząco toteż olej ten idzie szczególnie w ruch gdy moja skóra przeżywa jakiś bum. Olej jednak jest niezwykle gęsty co za tym idzie nie polecam go nakładać podczas porannej pielęgnacji ale na okres jesienno zimowy do wieczornej pielęgnacji sprawdzi się rewelacyjnie.



Ostatnim ale zarazem największym ulubieńcem poprzedniego miesiąca jest marokańskie czarne mydło Beldi z olejkiem lawendowym. Jest to naturalne mydło na bazie oliwy z czarnych oliwek z dodatkiem olejku lawendowego który bardzo mnie relaksuje i odpręża.Owego mydła stosuje się od ponad stuleci w zabiegach oczyszczająco-peelingujących w arabskich łaźniach-a jak zapewne wiecie arabki mają piękną skórę.
Mydło to jest bogate w witaminę E działa więc antyoksydacyjnie i nawilżająco na skórę dodatkowo peelinguje i oczyszcza skóra po jego użyciu staje się gładka a zanieczyszczenia i nierówności po prostu znikają. Niestety mam tendencję do potówek na ramionach oraz plecach a ten mydło sprawia że moja skóra jest już ich pozbawiona co niezwykle mnie cieszy. Mydło działa niczym peeling enzymatyczny usuwa obumarły naskórek, odświeża wygładza i ujednolica skórę, nie wpływamy na skórę w sposób mechaniczny czyli nie podrażniamy skóry. Ja zazwyczaj nanoszę niewielką ilość czarnego glutka na rękę po czym zcieram energicznie w ciało niekiedy używając do tego ostrej szczotki, daje chwilę produktowi na działanie i spłukuje obficie wodą. Efekty są widoczne od razu, skóra jest niczym pupcia niemowlęcia. Stosuje go od dwóch do trzech razy w tygodniu i nie zużyłam jeszcze owych 100g a uwierzcie że nie żałuje sobie owego produktu i namiętnie używam go od początku listopada. Za 100g produktu musimy zapłacić ok. 15 złtych

Oto już wszyscy ulubieńcy zeszłego miesiąca. Jak zawsze nie jest ich wiele aczkolwiek mam nadzieje że choć jeden produkt Was zaciekawił.
Chciałabym Was jeszcze poinformować o pewnym wyzwaniu które chciałabym rozpocząć wraz z Nowym Rokiem. Mowa tutaj o niekupowaniu kosmetyków kolorowych przez rok i korzystanie już z tych produktów które mam w swojej toaletce. Jak wiecie a może i nie, mam obsesję na punkcie pielęgnacji i w przyszłym roku chciałabym jeszcze bardziej się na niej skupić i może jeszcze bardziej odstawić kosmetyki kolorowe(choć krem BB, rozświetlacz i cień do powiek nie uważam że to dużo). Lubię siebie naprawdę w wersji nawet bez lekkiego makijażu i chciałabym zaszczepiać to w innych dziewczynach.
W tym miesiącu również przedłużam niekupowanie kosmetyków pielęgnacyjnych a wykańczanie moich już malutkich zapasów. Uwierzcie mi moja kolekcja z minimalistycznej staje się już uboga :D