piątek, 29 stycznia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni roku 2015- pielęgnacja twarzy.



W końcu udało mi się usiąść, znaleźć chwilkę i napisać ten post. Ulubieńców do pielęgnacji jest zdecydowanie więcej aniżeli do makijażu z bardzo prostego powodu. Nie jestem wielką fanką makijażu, lubię odnajdywać nowe kosmetyczne perełki, relaksuje mnie wykonywanie porannego makijażu ale nie czuje żadnej presji gdy wyjdę z domu bez makijażu. Mam jedynie fioła na punkcie korektorów- mam ich aktualnie pięć.




 Ale wracając do pielęgnacji twarzy w tamtym roku bardzo dużo użytkowałam produktów, niektórzy zagościli już na stałe a inni ale nie ale te 9 produktów oraz jeden gadżet do twarzy zdobyli me serce.




Pierwszą warstwę a raczej całą warstwę makijażu zmywam olejkiem. Początkowo robiłam to zwykłym nierafinowanym olejem kokosowym, aczkolwiek ma skóra twarzy wielce nie przepada za nim-skóra pod oczami jednak to co innego-jednak w końcu wpadłam na olejek do demakijażu naszej rodzimej marki Resibo.
Jakoś pierwszą buteleczkę zakupiłam w marcu tamtego roku i skończyłam ją w październiku i bez zastanowienia zakupiłam drugą buteleczkę.
Usuwa makijaż dokładnie a przy tym bardzo delikatnie. Skóra po nim jest gładka, oczyszczona i przyjemna w dotyku.
Olejek w swym składzie ma olej abisyński, manuka, lniany, z pestek winogron oraz witaminę E. cudowny skład, przystępna cena, wydajność no i zakupując owy produkt wspieramy świetną polską, naturalną markę. Czego chcieć więcej?




Kolejny krok to umycie twarzy przy użyciu jakiegoś żelu czy mydełka. Ja od lutego do końca roku, a nawet
i teraz postawiłam na mydełko firmy Lush o nazwie CoalFace.
To czarne mydełko zawiera wyciąg z korzeni lukrecji oraz węgiel drzewny. I pomimo, iz jestem posiadaczką skóry bardzo wrażliwej lubię je. Oprócz oczyszczenia, mydełko przyjemnie peelinguje skórę. Mydełko niestety w składzie posiada SLS tak więc nie polecam go osobą którym to przeszkadza.




Kolejny będzie gadżet urodowy, który marzył mi się od dłuższego czasu. Foreo Luna, mówi Wam to coś?
Urządzenie do oczyszczania twarzy. Moja twarz a szczególnie partia na nosie walczy z wągrami i dzięki temu urządzeniu owe nieprzyjemne kropeczki znikają. Ja zakupiłam tą w wersji mini, nie dość że cudownie oczyszcza to i masuje.



Ten produkt całkowicie skradł me serce i bardzo żałuje, że nie wykupiłam całego TkMaxx-u z jego zapasów.
Mowa tutaj o toniku amerykańskiej firmy Jeffrey James Botanicals- która jest firmą naturalną oraz nietestującą swych produktów na zwierzętach. Aktualnie używam czwarte opakowanie tego produktu, jednakże nie jako toniku ale utrwalacza makijażu.
Dwie butelki zużyłam na przemywanie twarzy i oczyszczał pięknie twarz, rozjaśniał ją dzięki zawartości
witaminy C, nawilżał oraz tonizował. Twarz wyglądała na wyraźnie wypoczętą. Po prostu oddychała.
W TkMaxxie kupowałam je po 30 złotych a jego cena regularna to ok. 110 złotych.
Korzystam z niego okazjonalnie, gdyż pozostało mi mniej niż połowa opakowanie, a żaden fixer-nawet ten z Inglota, tak mnie nie zauroczył jak ten tonik.


W moich ulubieńcach zabraknie na pewno peelingu. Kończę właśnie jedyny peeling z tamtego roku firmy Korres z kwasami AHA ale nie wypowiadam się na jego temat bo nie powalił mnie na nogi.

Pojawią się za to dwie maseczki.





Pierwsza to błoto kosmetyczne z Morza Martwego którą stosuje na całą twarz ale i punktowo, jak również na całe ciało oraz włosy. Te błoto to bomba mineralna dla skóry. Nie pachnie może zachęcająco, nie wygląda również ale działa. Błoto świetnie odżywia skórę- dotlenia ją, oczyszcza-pochłania nadmiar sebum, zmniejsza pory, ujędrnia skórę. Skóra staje się napięta oraz wyraźnie nabiera zdrowego kolorytu. Pomaga w walce z trądzikiem i mogę porównać ją do tych maseczek z firmy Glamglow które kosztują powyżej 200 złotych a ja 200g błota zakupiłam za 14,90. Gdy wyskoczy mi niespodzianka, nakładam na nią błoto i skóra uspokaja się a pryszcz następnego dnia znika.



Jestem wielką fanką kwasu hialuronowego i nic nie sprawiło, że moja skóra wygląda tak dobrze w tamtym roku, prócz właśnie tego kwasu. Kwas ten świetnie wiąże wodę i zatrzymuje ją w skórze przez co bardzo szybko poprawia jędrność oraz gładkość naskórka. Produkt ten również ma działanie wypełniania głębokich zmarszczek. Polecam także używać kwasu na skórę głowy, gdyż przyśpiesza porost włosów oraz działa na nie odżywczo i regenerująco. Można zakupić kwas hialuronowy w formie proszku czy też żelu, ja stosuje 1% stężenia, natomiast moja mam(lat 40) 3%-dla lepszego efektu. Zawsze mam w zapasie dodatkową buteleczkę tego kwasu.





Powracając jeszcze do maseczek, kolejne maseczki skradły me serce. A to za sprawą mej siostry, która wciąż powtarzała bym zakupiła jej maseczki z Douglasa, gdy będę w galerii. No i ciągle zwlekałam z tym zakupem ale w końcu gdy jej kupiłam to i ja straciłam dla nich głowę. Szczerze, nie mam już żadnych innych maseczek gotowych aniżeli firmy Montagne Jeunesse.
Pierwsza jest głęboko oczyszczająca z białą czekoladą, która oczyszcza tak, że mojej siostrze dzięki niej zniknął prosak. Wygładza skórę, oczyszcza ją bez uczucia ściągnięcia a do tego one tak smakowicie pachną.
Produkty tej firmy są nietestowane na zwierzętach a niektóre maseczki są idealne dla wegan.

Kolejna maseczka sprawdza się mi gdy czuje, że ma skóra chce "pić". Truskawkowa wersja świetnie nawilża oraz napina suchą skórę przy tym odblokowuje pory. I również przecudownie pachnie. Obie maseczki mają również bardzo przyjemne składy. Kosztują 6,50 za saszetkę(15ml) w perfumerii Douglas.

Przejdźmy teraz do pielęgnacji.

Od ponad roku nie stosuje kremów.Nie działały na mnie a wręcz przeciwnie sprawiały, że moja skóra czuła się gorzej. Nie stosuje nic w formie kremu czy też balsamu a nawet emulsji. Nawet ciało nawilżam olejami i także właśnie twarz.
Szczególnie wyróżniłam dwa. Oczywiście moim ciągłym ulubieńcem jest olej arganowy jak i jojoba. To bardzo uniwersalne oleje i sprawdzą się u każdego do wszystkiego.

Pierwszy będzie olejek który ok. miesiąc temu skończył mi się i pamiętam że pod koniec bardzo oszczędnie go używałam, gdyż po pierwsze nie jest dostępny w Polsce- zakupiłam go w TkMaxxie już jakiś czas temu a po drugie jego regularna cena na oficjalnej stronie jest bardzo wysoka-prawie 200 złotych.
Mowa tu o produkcie firmy Jeffrey James Botanicals-można powiedzieć, że to moja ulubiona marka tamtego roku.
Uwielbiam efekt glow na twarzy czy to za sprawą makijażu jak i pielęgnacji. Dla mnie glow równa się zdrowa skóra.
Produkt ten właśnie nazywa się "The Glow" i jest w formie olejku żółtego, pięknie pachnącego toteż głównie używałam go na noc wykonując masaż twarzy.
Olejek ten balansuje pH skóry przez co wygląda ona na zdrową i jest bardziej wręcz lśniąca. Dodaje on energii, skóra wygląda bardzo świeżo, jest wyraźnie nawilżona i napięta. Bardzo ładnie również ją regeneruje. Pory po użyciu tego olejku są wyraźnie wygładzone a skóra twarzy jest delikatna i gładka w dotyku.
Brakuje mi tego olejku i coraz bardziej się zastanawiam czy nie zakupić go ponownie- tyleże tym razem nie wydam 40 złotych a 200. Ale on jest tego wart.






Kolejny będzie olej z nasion malin który zakupiłam od Ministerstwa Dobrego Mydła-bardzo lubię ta nazwę. To mała rodzinna firma, która jest przecudowna. Początkowo dwie siostry-Ania i Ula tworzyły jedynie cudowne mydła a potem rozszerzyły asortyment o kulę do kąpieli, różnego rodzaju surowce czy masła.
Właśnie jedynym z tych surowców jest olejek.
Początkowo zakupiłam go z myślą o mężczyźnie który ma problem z trądzikiem, ale jak to w życiu bywa ostatecznie zatrzymałam go dla siebie. Uwielbiam jego zapach- bardzo intensywny, ziemisty który utlenia się gdy nakładamy go na twarz. Jest lekki i bardzo aksamitny, świetnie sprawdza się pod makijaż.
Cudownie twarz uelastycznia, łagodzi i odbudowuje uszkodzony naskórek- chwilami zmagam się z niewielkimi zmianami skórnymi.
Nie zatyka porów- a to dla mnie bardzo ważne, ma działanie antybakteryjne, świetnie nawilża a przy tym nie pojawiają się na mej twarzy nowe krostki czy zaskórniki. No i co ważne ma w sobie naturalny filtr przeciwsłoneczny. Aktualnie nie ma go na mojej "półce" i bardzo ubolewam nad tym, gdyż brakuje mi go, ale mam jeszcze parę olei które muszę skończyć i wtedy ponownie go zakupie.




 Ostatnią rzeczą jest coś na każdą kieszeń jak i również ogólnodostępne. Mowa tutaj o pomadce rumiankowej firmy Alterra, koszt to ok. 5-6 złotych. I pomimo, iż to jest balsam do ust, ja używam go do brwi i rzęs. Owy produkt  świetnie sprawdza się w tej roli. Rzęsy i brwi szybciej dzięki niej rosną, są wyraźnie gęstsze i dłuższe oraz bardziej czarne. Ja naturalnie mam bardzo ciemne brwi jak i rzęsy ale ta pomadka wyraźnie pogłębia ten kolor. Pomadka w żaden sposób nie podrażnia mych oczu a to bardzo często zdarzało się gdy używałam typowych odżywek do rzęs.



To już wszyscy ulubieńcy roku 2015.
Bardzo chętnie poczytam o waszych ulubieńcach, o produktach które zrobiły na was ogromne wrażenie.
A może mieliście przyjemność stosować te kosmetyki które zawarłam w  tym poście?
Komentujcie. :)