sobota, 23 marca 2019
ULUBIEŃCY STYCZNIA/LUTEGO.
Włączył mi się ostatnio jakiś minimalizm kosmetyczny...nie chodzi bardziej o zminimalizowanie kosmetyków jakie kupuje ale ilość kosmetyków jakie nakładam na swoją skórę. Dawno nie byłam tak zadowolona ze stanu swojej skóry ale muszę tutaj do czegoś się odnieść. Nasza skóra nigdy, przenigdy nie będzie niczym z photoshopa. Niestety mamy pory które są w większości rozszerzone co sprawia, że nasza skóra nie jest idealnie gładka a poza tym zawsze kolor naszej skóry na twarzy w różnych rejonach będzie się różnił i tego nie zmienimy. Dla mnie najważniejsze jest by skóra była pełna blasku takiego od środka,by była pulchna od nawilżenia i nawodnienia a do tego by szybko się nie czerwieniła i oczywiście wygładzenie również jest priorytetem. Lubie siebie bez makijażu, akceptuje w 100% nawet z czerwonym nosem :D
Powiem Wam szczerze, że mimo iż moja pielęgnacja jest idealna to dieta już nie. Niestety lubię chipsy, czekoladki, pizzę i frytki ale w tym wszystkim jest balans. Z reguły szaleje jedzeniowo przed okresem i w jego czasie a tak czekoladka zdarzy się raz na trzy dni. Ale suplementuje cynk i kolagen i zauważyłam, że również wiele mi to daje. I picie wody ale nie popadajcie w paranoje. Nie jestem fanką sałatek, koktajli z zielonych warzyw, hummusów a nawet nie jadam codziennie awokado. Uwielbiam ryż, makaron, mozzarellę i jem mięso oraz jaja. I zauważyłam gdy dostarczam mojemu organizmowi wszystkiego po trochu skóra, włosy oraz paznokcie są w świetniej kondycji ale i moje ciało bo nie muszę wcale ćwiczyć nazbyt wiele a moja forma wciąż się trzyma świetnie-ćwiczenia robię z reguły 2-3 razy w tygodniu i medytuje każdego wieczora przed snem.
Ale kosmetyki, ulubieńcy aż dwóch miesięcy bo jakoś nie miałam weny na pisanie posta-przyznaje się bez bicia. Łatwiej i szybciej jest mi po prostu odzywać się do Was na Instagramie, ale nie mogę tam przekazać Wam aż tak dużej treści.
Nie będzie dużo kosmetyków-bo tylko trzy-ale jak najbardziej są one warte zainteresowania z Waszej strony.
Po pierwsze Josh Rosebrook i complete moisture cleanse. Jeśli obserwujecie mnie od jakiegoś czasu to wiecie, że kosmetyki Josh'a uwielbiam i polecam z ręką na sercu. Kosmetyki może i drogie ale warte tych cen i bardzo wydajne. O Josh'u jego filozofii, kosmetykach i o nim samym spisałam post jemu poświęcony z mojej serii ZOOM NA MARKĘ . Ja wiem czego głównie szukamy w produkcie do zmycia makijażu-by to zrobił dobrze, mocno i by skóra piszczała z czystości. Ja już dawno temu odeszłam z takiej metody oczyszczania ma być skutecznie ale moja skóra nawet po zmyciu makijażu wciąż ma czuć się komfortowo a nie na ściągnięta i przesuszoną. Ja wiem, że produkt do demakijażu i żel do mycia twarzy mają tylko myć ale u mnie takie produkty nie przejdą. Zawsze kończyłam ze skórą wysuszoną na wiór nie tylko ze względu na kosmetyki ale i wodę która leci u mnie w kranie...straszna. Od niedawna zrozumiałam, że wcale po myciu twarzy od razu nie musze sięgać po olejek by nie odpadła mi skóra, że są kosmetyki do zmywania makijażu które od razu dadzą mi nawilżenie albo po prostu nie zedrą jego z mojej skóry. I taki jest ten kosmetyki. Nie chce o nim też nazbyt wiele tutaj zdradzać, bo zapewne gdy będę przy końcu opakowania przyjdę z pełną recenzją ale ja stosuje go jako pierwszy etap zmywania mojego "makijażu". Muszę nadmienić, że ja nie stosuje mocnych podkładów, tuszu do rzęs, róży, bronzerów itp...wszystkie moje kosmetyki kolorowe są w konsystencji kremowej toteż musicie też to brać pod uwagę ale zmywa podkład mineralny a nawet zmywam nim cienie do powiek i nie szczypie w oczy. Jest bardzo komfortowy. Ja z reguły zużywam ok półtorej pompki na jedno mycie "rozkładam" go na całej twarzy dodaje odrobinę wody, masuje i pozostawiam na parę sekund po czym zmywam go żelem do mycia twarzy. Nakładam go zawszę na suchą skórę, na makijaż. Wiem jednak, że ten produkt z reguły używany jest jako poranne mycie czy też do drugiego mycia. Ja mimo wszystko twierdze, że w moim odczuciu jako drugie mycie nie sprawdzałby się tak dobrze. Duo tego żelu i żelu od Indie Lee to duet idealny. Mogę pokusić się, że to mój najlepszy produkt do zmywania makijażu jaki mi przyszło stosować. Cudo <3 Przyjdę na pewno z jego pełną recenzją-ja lubię zużyć całkowicie produkt a dopiero potem przychodzić z taką rzetelną, prawdziwą opinią. Ale na ten moment ubóstwiam ten kosmetyk.
Gdy tylko do Douglasa weszła marka Kora Organics wpadłam w szał. Marka ta i jej kosmetyki była tak zachwalana w sferze eco beauty, że od zawsze chciałam coś od nich przetestować ale gorzej było z dostępnością i wysyłką do Polski. A nie chciałam sobie zawracać tym głowy. Noni glow face oil miał być przegenialnym kosmetykiem, blaskiem w buteleczce a dla mnie okazał się bublem-bardziej smalcem w butelce który nic więcej nie robi, tak samo z maseczką która jest przeciętna. Ale co do toników mogę polecić o ile chcecie wydać 149 zł za 100 ml. Czy lavender toner jest wart tego wydawania? Nie ale jest fajnym tonikiem który stosuje z reguły podczas wieczornej pielęgnacji bo zapach lawendy- tutaj znajduje się prawdziwa lawenda a nie taka sztuczna jak w większości kosmetyków-niezwykle mnie koi i uspokaja. Ale nie robi niczego poza tym ale przyjemnie się mi jej używało jak i nadal używa.
Tutaj Was zaskoczę bo będzie to próbka kosmetyku. Postanowiłam, że przed zakupem nowych kosmetyków muszę wykorzystać wszystko co mam-nawet próbki. Zawsze podawałam je dalej, zbytnio się nad nimi nie rozwodziłam i nie otwierałam nawet. Próbkę tego kosmetyku miałam już nie raz ale zawsze trafiała do kogoś innego. Gdy otrzymałam ją przy zakupie palety rozświetlaczy od RMS postanowiłam go w końcu wypróbować. I się zakochałam, totalnie. To bardzo odżywczy, silnie skoncentrowany i "tłuściutki" olejek ale nie w konsystencji tylko działaniu. Beauty Oil ma przepiękny pomarańczowy kolor który utlenia się na skórze, zapachem przypomina mi odrobinę olejek pod prysznic marki Isana...trochę rybi ale ja bardzo go lubiłam. Ale to działanie....świetnie nawilżał a nie natłuszczał, odżywiał i regenerował...szczególnie sprawdzał się gdy było zimno za oknem. Raz deszcz, raz śnieg jeszcze do tego wiatr to nie są idealne warunki atmosferyczne dla mojej skóry. Stosowałam go również pod oczy jak i na powieki ale i także na usta-WOW to najlepszy balsam do ust jaki miałam. Mocno zastanawiam się nad zakupem pełnego opakowania bo zrobił na mnie wrażenie oj zrobił. Niestety nie pokaże Wam jak wygląda, bo mam wykończoną próbkę ale możecie go TUTAJ dostać i poczytać sobie o nim. Kosztuje ok. 380 zł za 30 ml-ale taki olejek spokojnie starczy Wam na rok codziennego używania dwa razy dziennie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mój kolagen poleciła mi pani doktor, sama go przyjmując od kilku lat a wszystko wyszło w prywatnej rozmowie już po za gabinetem gdy zadałam jej pytanie jak to jest możliwe że w jej wieku taka forma odpowiedziała krótko kolagen LyoColl codziennie 1 kapsułka. Przyjmuję od ponad trzech miesięcy jestem bardzo zadowolona z efektów https://lyofarm.pl Ewelina Miłek
OdpowiedzUsuń