sobota, 5 maja 2018

ULUBIEŃCY KWIETNIA.


 I tak oto minął kolejny miesiąc, który mimo iż zawitała dopiero wiosna pogodą przypominał wręcz lato. 
Coraz bliżej lata, co osobiście cieszy mnie bo czekam już na upały(na Pomorzu nie jest wcale tak gorąco jak u reszty), gdzie będę mogła chodzić w krótkich spodenkach, baletkach i espadrylach(pisząc tego posta wręcz marznę, mając ubrane trzy warstwy górnej części garderoby).


Pomimo iż w ostatnim czasie dosyć sporo przybyło u mnie kosmetyków, większa część w moim mniemaniu okazała się bublami. Część odsprzedałam a drugą część oddałam a nawet-czego nie znoszę-wyrzuciłam bo do niczego się nie nadawały. Obiecałam sobie, że teraz jeszcze bardziej będę selekcjonować kosmetyki które będę chciała kupić, by przypadkiem nie wyrzucić pieniędzy w błoto. Wszystkie kosmetyki kupuje za własne, ciężko zarobione pieniądze-nic nigdy nie otrzymałam za darmo od żadnej marki, dlatego może moje niektóre recenzje są bardzo "ostre" ale przy tym i bardzo szczere. Bo gdy coś się u mnie nie sprawdza to wprost o tym chce Was informować. Z reguły kupuje kosmetyki luksusowe jeśli chodzi oczywiście o te naturalne a to ze względu na to, że ich na polskiej blogosferze ale i chociażby na rynku polskim jest niewiele, bardzo mało. Sama osobiście przed zakupem kosmetyku przeszukuje zagraniczne blogi szukając opinii na ich temat, a jednak wolałabym coś poczytać w rodowitym języku. Poza tym moim skromnym zdaniem jest mało wciąż naturalnych, polskich firmy które poziomem mogą dorównywać kosmetykom naturalnym zza naszej granicy. Kosmetyki chociażby z USA są na naprawdę wysokim poziomie jeśli chodzi o jakość, z polskich marek z ręką na sercu mogę polecić Fridge-cudowna, jedyna w swoim rodzaju, NASZA marka. Jeszcze na żadnym kosmetyku tej marki się nie zawiodłam, świeże, naturalne, z cudownym składem, świetne formuły i fakt, że te kosmetyki są jedzeniem dla skóry-musimy przechowywać je w lodówce, jest unikatowy bo nie spotkałam jeszcze takiej marki na świecie.

Ale wracając do ulubieńców nie ma tego zbyt wiele-jak zawsze, bo tylko chce Wam przedstawić cztery kosmetyki ale za to jakże cudowne.

Zacznę od włosów bo dziś aż dwa kosmetyki z tej kategorii-a wiecie, że zawsze najwięcej jest kosmetyków do pielęgnacji twarzy.


 Po pierwsze Rahua-moja ukochana marka jeśli chodzi o pielęgnację włosów, droga ale jakże dobra. Wciąż uwielbiam szampon dodający objętości ale odżywka z tej samej serii jest równie cudowna. Dzięki tym kosmetykom mogę myć włosy dwa razy w tygodniu i wyglądają one świetnie(i na trzeci dzień wcale nie muszę wiązać włosów, a uwierzcie mam duży problem z przetłuszczającymi się włosami). Odżywka dodaje objętości moim włosom od uszu w dół, nawilża je, sprawia, że wyglądają na zdrowsze i takie...pełne. Dodatkowo przepięknie pachną-stosuje ją zarówno na suche włosy(jako całodzienną maseczkę, którą zmywam pod koniec dnia)jak i również w tradycyjny sposób. Jest bardzo wydajna, tak więc szczerze nawet jej cena 162 zł/275ml nie jest mi taka straszna, bo używam jej przy każdym myciu przy długich włosach a zużycie jest niewielkie-poza tym moje włosy odżyły ponownie po powrocie do tych kosmetyków a mało który szampon i odżywka sprawiają, że moje włosy wyglądają w miarę znośnie. Szampon używam już 5 miesięcy i wydaje mi się, że zużyje go może w połowie czerwca.



 Octu jabłkowego do opłukiwania włosów używam już od dawna, a zaczęło się to od czasu gdy myłam włosy sodą. Aby zamknąć łuskę, otwartego włosa przez sodę, płukałam je roztworem wody z octem. Moje włosy były cudowne w okresie gdy myłam je sodą. Zapewne w tym roku powrócę do tej metody ale wracając do kosmetyku mowa tutaj o apple-herbal vinegar marki Purite. Niby nic a tak dobry kosmetyk, który naprawdę każdego dnia zmienia moje włosy na lepsze. Gdybyście zobaczyły moje włosy na żywo, zapewne nie ekscytowałybyście się tak bardzo-z reguły wyglądam niczym lew-ale ja uwielbiam swoje włosy szczególnie teraz gdy są dłuższe-ja jestem wyznawczynią, że kobieta powinna jednak mieć dłuższe włosy, które są zadbane. Wysokoporowate włosy jednak nie zawsze wyglądają na zadbane...ale ten ocet niewątpliwie pomaga mi w tym. Uwielbiam jego zapach-octowo-ziołowy, choć wiem, że dla wielu jest nie do zniesienia ja uwielbiam ziołowe zapachy, odzwyczaiłam się już całkowicie od sztucznych zapachów takich "pachnących"-mam nadzieje, że wiecie o co mi chodzi. Ja uwielbiam zapach ziemi, piachu, ziół w kosmetykach aniżeli sztucznie pachnących wanilii czy też kwiatów. Włosy dzięki używaniu tego kosmetyku pozostają dłużej świeże ale i odbite od nasady, zauważyłam, że są bardziej błyszczące i gładkie. Moje włosy przeżywają teraz mały kryzys-chyba wypada mi trochę więcej włosów niż 100 dziennie-ale na samym początku stosowania tego kosmetyku, nie wypadały mi w ogóle. Z reguły spryskuje wilgotne  włosy,od nasady aż po końce,  najbardziej skupiając się na skalpie, delikatnie wmasowując ocet w skórę głowy. W składzie znajdziemy same dobroczynne składniki:oczywiście wode i ocet jabłkowy ale i pokrzywę, szałwie, rumianek, nagietek, lawendę oraz trzy olejki eteryczne:lawendowy, rumiankowy oraz rozmarynowy. Same cudowne zioła którymi co jakiś czas traktuje moje włosy. Za 100ml musimy zapłacić 47 złotych-produkt niewątpliwie wart tych pieniędzy gdyż działa.



 Teraz czas na ciało i na kosmetyk cudo. Ciało smaruje wszystkim czym się popadnie-resztkami olejku do twarzy czy też kosmetykiem który nie sprawdzi się na twarz. Nigdy nie miało to dla mnie większego znaczenia-byleby skład był oczywiście przyjazny dla skóry. Od kiedy zaczęłam regularnie szczotkować swoje ciało moja skóra jest w rewelacyjnej formie ale brakowało jej tego czegoś i specjalistyczny balsam wyszczuplający od Resibo jej to zapewnił. Nie potrzebuje wyszczuplenia-poza tym nie wierze by balsam to robił, dobra dieta i ćwiczenia owszem balsam może pomóc w utrzymaniu jędrności skóry, ale wygładzenia i napięcia skóry-uwielbiam takie jędrne i napięte ciało. To jest balsam cudotwórca.Nie mogę doczekać się pory kąpieli, a po niej aplikacji tego balsamu na ciało. Pachnie niezwykle przyjemnie, tak właśnie balsamowo-kremowo, szybko się wchłania pomimo iż jest w konsystencji bardzo lekki to i zarazem bardzo bogaty, odżywczy. Cellulitu nie mam więc w tej kwestii się nie wypowiem ale zauważyłam, że skóra stała się jędrniejsza i bardziej wysmuklona, jest taka bardziej przy ciele, teraz gdy na nowo regularnie zaczęłam ćwiczyć jest mi to potrzebne. Bardzo dobrze nawilża skórę, wygładza jej powierzchnie, skóra wygląda jak po jakimś zabiegu u kosmetyczki, na bardzo zadbaną, tak gładką,zauważyłam również, że szybciej się goi. Miałam ostatnio parę krostek na stopach jakby komary mnie pogryzły, oczywiście je rozdrapałam ale po aplikacji balsamu szybciej się wygoiły i po prostu zniknęły. Akurat go wykończyłam, ale wrócę do niego na pewno gdyż, zużyłam go po 4 miesiącach, ciągłego użytkowania od stóp po szyje, co uważam za dobry wynik. Za 200ml tego kosmetyku musimy zapłacić 89 złotych-trochę to dużo jak na balsam do ciała ale warto dziewczyny, warto.



Czas na twarz i kosmetyk niedostępny w Polsce-do pewnego czasu niedostępny również w Europie, ostatnio można powiedzieć, że na tą markę jest ogromny szał i skuszona przez multum pozytywnych recenzji, kupiłam pare kosmetyków i się zawiodłam...ale ten kosmetyk(który szczerze myślałam od początku, że znienawidzę)pokochałam po drugim użyciu. Mowa o Kalima cleansing powder marki Leahlani skincare. Zamysł marki niezwykle mi się podoba-myślałam, że będzie to taka "tańsza" wersja marki Mahalo, marka z Hawaii bierze to co najlepsze z tamtych ziem-od olejków po miód- przepiękne opakowania, cudowna szata graficzna i świetne zapachy. Początkowo owy produkt zakupiłam z myślą o stosowaniu go jako "puder myjący" ale ostatecznie skończył u mnie jako peeling mechaniczny.


 Jako środek do codziennego oczyszczania, zmywania olejku do demakijażu nie sprawdzi się gdyż pozostawia skórę wysuszoną i nie do końca oczyszcza tą skórę-a muszę zaznaczyć, że mój makijaż nie należy do ciężkich. Ale jako codzienny, delikatny peeling sprawdza się świetnie. Odrobinę wysypuje sobie na zagłębienie dłoni, dodaje opuszkami palców pare kropel wody i powstaje z tego delikatna, różowa pianka, mus z delikatnymi acz wyczuwalnymi drobinkami(oczywiście naturalnymi) które peelingują naszą skóre. Moja wrażliwa i delikatna skóra po takim peelingu(codziennym) w żaden sposób nie jest podrażniona a wręcz rozjaśniona i tak gładka. Produkt ten pachnie dla mnie mleczkiem kokosowym, który jest w składzie jak i również płatki owsiane-które właśnie koją skórę, tropikalne owoce, glinki. Wszystkie te składniki mieszane są ręcznie, znajdziemy tam również aktywowaną wodą witaminę C, owoce kamu kamu które wyrównują koloryt skóry ale i jej strukturę. Spróbuje jej jako maseczkę, bo również słyszałam, że w ten sposób świetnie działa jako maseczka oczyszczająca. Produkt niezwykle wart uwagi, zmieniający demakijaż nie w mus a w błogi rytuał. Za 100ml(sproszkowany) ja zapłaciłam 245 złotych.



Znalezienie idealnego balsamu do ust było dla mnie katorgą, przetestowałam ich mnóstwo, zawsze jednak zależało mi by usta były nawilżone, gładkie i zadbane bez ciągłego dodawania balsamu na usta-bo zwyczajnie w ciągu dnia nie mam na to czasu. Kupowałam balsamy za różne kwoty poniżej 50 złotych, powyżej 100 złotych, nie patrzyłam czy to w słoiczku czy w standardowym opakowaniu dla balsamów do ust-produkty w słoikach zawsze nakładam szpatułką by zachować higienę i produkty były dłużej świeże-ważne było by działał. Zadziałał dopiero balsam marki Fridge 4.5 orange lips. Cudotwórca, bo moje usta nigdy nie były w tak wspaniałej formie, są tak piękne, że nie ma ochoty na nie niczego nakładać. Balsam stosuje dwa razy w ciągu dnia, podczas porannej pielęgnacji oraz wieczornej i to wystarczy. Balsam wspaniale nawilża, wygładza, regeneruje-podczas jego stosowania nie ma mowy o suchych skórkach a muszę nadmienić, że nie robię peelingu ust. Ja jestem zakochana i będę wracała regularnie do tego produktu, bo nie muszę już szukać czegoś innego , skoro znalazłam ideał. Ja stosuje ten balsam również na dłonie jak i skórki wokół paznokci(niestety ciezko jest go zużyć w przeciągu 3 miesięcy przy użyciu jedynie dwóch razy dziennie-więcej nawet razy nie potrzebuje po niego sięgać, gdyż po porannej aplikacji usta przez cały dzień są pełne, gładkie i nawilżone. Cena to 59zł/ 6g-gorąco Wam polecam.




1 komentarz:

  1. Świetny wpis, cieszę się ze tutaj trafiłam, wielka skarbnica naturalnych cudów <3
    Pozdrawiam i oczywiście zostaję na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz :)